Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

borutka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Posty napisane przez borutka


  1. Witam i bardzo proszę o pomoc. Piszę pracę magisterską z socjologii, dotyczącą życia zawodowego kobiet, które samotnie wychowują dzieci. Pracę piszę na Uniwersytecie Łódzkim. Bardzo zależy mi na udzieleniu przez Was odpowiedzi na kilka pytań (to nie jest ankieta, raczej krótki wywiad) dotyczących Waszej sytuacji zawodowej (niepracujące z jakiś powodów mamy też są mi potrzebne) przed i po urodzeniu dziecka, wsparcia w wychowaniu czy przeszkód na jakie napotykacie. Bardzo proszę o kontakt na maila jazdzyk@poczta.onet.pl Osobom, które będą skłonne mi pomóc, udzielę wszystkich informacji na temat pracy i prześlę pytania. Bardzo proszę o pomoc, potrzebuję dotrzeć do przynajmniej 20 osób !!!


  2. na 100% nie można odliczac alimentów za wakacje i pobyt dzieci z ojcem. Z nami troje mieszkało przez trzy miesiące, ex dostawała pełne aliemnty i jest to nie do ruszenia w sądzie (argumentacja taka jak podana powyzej). Wizyty u ojca i wakacje z nim to przywilej i przyjemność - dodatkowe koszty też są przywilejem. Nawet jeżeli matka nie ma rachunków i nie wyposaży dziecka (my co wakacje dokupujemy buty, kurtki itd - w ubiegłym roku wysłała dzieciaka w góry z jedną parą butów - rozwalających się tenisówek).

  3. ostatnio odkryłam farby do włosów firmy alcantara - dla mnie cudo, tak zdrowych włosów nie miałam po zadnej farbie. Niestety, nie jestem do końca zadowolona z koloru, a nie mogę nigdzie znaleźć palety barw. Czy któraś z Was uzywała farb tej fimry w odcieniach 8/32 - cynamon, 8/27 Carmel lub 9/32 Jasno - złoty mahoniowy blond? Jak one wygladają na włosach?


  4. u nas było fatalnie.Z ręką na sercu mogę powiedzieć, ze byłam bardzo pozytywnie od początku nastawiona do dzieci mojego męża. Niestety, on wprowadził się do mnie, więc siłą rzeczy mieszkała z nami mój syn. Wydaje mi się, ze dzieic męża były zasdrosne o nas. Dodatkowo doszła do tego ich matka, awanturująca sie o wszystko, żądająca, potwornie roszczeniowa, wyzywająca mnie (dodam - nie zabrałam jej męża, sama chciała rozstania), nieuczciwa finansowa, opowiadajaca dzieciakom, ze ojciec podły, nie dba o nie, nie daje pieniędzy. Starsza córka znienawidziła ojca, z pełną świadomością próbowała rozbić nasz związek - każda jej wizyta kończyła się awanturą, przy czym awanturowała się ona - my staraliśmy się być nautralni. Przyczyna kłótni mogła być byle jaka - że dostała lody (a przeceiż ma uczulenie) albo że nie dostała (jak inni mogli jeść w jej obecności) itd. Nie wytrzymałam, kiedy z pełną swiadomością powiedziała matce, ze pobiłam jej młodszego brata. Nie wiem, co powiedziała małemu, ale nie zaprzeczył - wtedy powedziałam, że nie zyczę sobie jej wizyt w moim domu. Zreszta pozostali chłopcy (dwójka) była ze mną w nienajgorszych relacjach, bywali u nas co weekend, wspólne wakacje - ale przy matce nie mówili mi nawet \":dzień dobry\" - jakby to były calkiem inne dzieci. Sytuacja zmieniła się nieco, kiedy starszy syn w trakcie rozprawy sądowej, na której mamusia przy udziale kłamiących świadków, próbowała udowodnić, ze ojciec nie zajmuje się dziećmi i nie łoży na nie wystarczająco (swoją drogą, nie miała pojęcia, ze na wszystko mamy rachunki i dwa albumy zdjęć z wspólnych chwil z dzieciakami), powiedział, ze chce mieszkać z nami. od tej pory, pod wóch latach, mogę powiedzieć, ze mam z nim dobre ukłądy, chociaz to nie było łatwe. Zgodziła się - wiem, ze z wygody, bo nie radziła sobie. A potem najstarsza córka wpadła w anoreksję. I wtedy ex poczuła chyba, ze przegięła. Prbuje traktować mojego meża normalnie, bo potzrebowała pomocy. Zresztą, dziewczynie najbardziej pomogła w leczeniu moja przyjaciółka, terapeutka, sama z kiepskimi dośwaidczeniami z anoreksją i rozowdem rodzicow. Kto ją o tę pomoc poprosił? Ex nie odzywa się do mnie nadal, ale nie wygaduje głupot dzieicakom, nie utrudnia męzowi kontaktów z dzieckiem, nie opwoiada głupot o mnie. Rezultat - kiedy przychodzą dzieic męża, jest NORMALNIE, miło, mozemy się pośmiać i pgadać o wygłupach. Zbyt wiele sie wydarzyło, zebym mogła im zaufać, patrzeć jak na niewinne i miłe dzieciaczki, ale widzę że one sie starają, więc ja też. W końcu to dzieci człowieka, którego kocham. tej pannicy wybieram prezenty, gadam o chłopakach i ciuchach :). Dajemy radę.Ale też ustaliłam granice, kiedy dzieic u nas, kwestie wakacji itd. Nie można robić zbyt wiele wbrew sobie. Ale trzeba nawzajem się szanować. Przynudzam, ale chodzi mi o to, ze dzieciaki reagują w zależności od tego jak zachowuje się ex. I ile krzywdy moze takie zachowanie spowodować. I że nie jest tak, że od razu musi być dobrze, czasem to traw (u nas jakieś 5-6 lat).

  5. nie podoba mi się forma wypowiedzi, ale faktycznie cos w tym jest :). My nie mamy prawa sami wyjechać (ex ma zawsze argument, że wiedziałam co robię, wiążąc sie z facetem z dziećmI), ale odkąd ona ma faceta - TO NORMALNE, ze muszą spędzić trochę czasu we dwoje i wyjechać, a my powinniśmy zajmować się wszystkim dziećmi - czyli w efekcie czwórką :). Oczywiście w terminie jej odpowiadajacym, nasze plany nie mają znaczenia.

  6. Mam niejasne wrażenie, ze najbardziej jadem opluwają się te kobiety, które tak naprawdę nie znają problemu w praktyce. Mój mąż ma troje dzieci z pierwszego małżeństwa. Ja mam syna, tez z mojego pierwszego zwiazku. Siłą rzeczy - mój syn mieszka z nami. Mieszkamy w moim, trzypokojowym mieszkaniu (swoje mój obecny mąż zostawił żonie i dzieciom). Dzieci męża początkowo mieszkały z matką, od dwóch lat jeden z synów na własną prośbę (na tej podstawie sąd ustalił miejsce zamieszkania dziecka z ojcem) mieszka z nami. Ma wspólny pokój z moim synem, drugi pokój jest salonem, jadalnią, pracownią męża (jest fotografem i grafikiem), trzeci to maleńka sypialnia, gdzie mieści się tylko nasze łóżko. Nie bardzo widzę miejsce na własny kąt dla pozostałej dwójki jego dzieci. Mąż spotyka się z nimi regularnie dwa razy w tygodniu, raz na mieście, raz są u nas w domu i spedzamy czas razem. Syn, który mieszka z nami widuje się z matką raz na dwa - trzy tygodnie, jak mama łaskawie znajdzie czas. Zreszta z biegiem czasu chłopak chyba coraz mniej o te kontakty zabiega. Dobrze się uczy, nie ma z nim większych problemów - teraz po dwóch latach, wcześniej był rozhisteryzowanym, skupionym wyłacznie na sobie dzieckiem. Nie będę się rozpisywać, jak przyjęcie pod swój dach nastolatka było trudne wychowawczo, jakim było szokiem emocjonalnym dla mojego syna. Taką decyzję podjęłam, bo uznłam że jestem to winna mojemu mężowi, on wspiera mnie też przecież w wychowaniu mojego dziecka. Na pzoostała dwójkę nie zgodzę sie na pewno - choćby z tego prostego względu, ze nie ma miejsca na łóżka, biurka, ubrania dla nich. Emocjonalnie też nie jestem w stanie znowu przez to przejść. Dodatkwym utrudnieniem była i jest postawa matki, według ktorej emocjonalnie dla dzieci nie istnieję i nie powinnam wtrącać się w ich wychowanie - jak więc powinnam traktowac dziecko mieszkające pod moim dachem? Ja odpowiedziałam sobie na to pytanie, wypracowalam relacje z synem męza, ale bardzo jestem ciekawa, co myślą na ten temat wszystkie matki, ktore uważają, ze \"tej drugiej\" nic do ich dzieic?
×