

Pantegram
Zarejestrowani-
Zawartość
19 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Reputacja
7 NeutralOstatnio na profilu byli
Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.
-
Dlaczego musze prosic faceta aby sprzatal? Jak to u Was wyglada
Pantegram odpisał aniołagłos na temat w Nianie, sprzątanie, prace domowe itp.
Kurde, też mam takie problemy, chociaż trochę inne... Mój też nie był nauczony w domu sprzątać, więc on nie ma w ogóle takiego poczucia obowiązku, że np. raz na tydzień wypadałoby podłogę wymopować, a na święta okna umyć... Jak już się zabierze za sprzątanie, idzie mu to sprawnie, nie marudzi i nie narzeka, ale trzeba mu palcem pokazywać, co jest do zrobienia... Zwłaszcza, że nie jest dokładny, a przynajmniej nie tak dokładny jak ja i nie zawsze widzi, że na podłodze jest jakaś plamka / paprochy, które wypadałoby odkurzyć lub umyć, że na armaturze jest kamień itd. Czy Twój nauczy się robić to szybciej z czasem. Myślę, że tak. Możesz mu też powiedzieć, że jeśli chce sprzątać szybciej, to musi po prostu zagęszczać ruchy... bo o dziwo nie każdy sam z siebie wpadnie na to, że jak będzie szybciej machał mopem, to będzie też robił to krócej -.- Jeżeli jednak nigdy czegoś nie robił i nie ma wprawy, to pewnie faktycznie odpowiednia technika przyjdzie z czasem (chociaż powinien się też starać robić najszybciej jak umie, jeśli nie chce sprzątać godzinami). Co do naczyń to u mnie dopiero zmywarka rozwiązała problem. Z resztą cały czas się boksuję... Ogólnie staram się rozmawiać z moim facetem i czasami ma on takie fajne zrywy, że sam z siebie czy to kibel umyje, czy pranie wstawi... Dodatkowo jak widzi, że zabieram się za sprzątanie, to wtedy od razu garnie się do pomocy... Gorzej, że ja sama ogólnie nie za bardzo lubię sprzątać xD więc nie potrafię nawet siebie zmotywować do roboty, a co dopiero kogoś... Aktualnie próbuję z grafikiem i właśnie takim rozkładaniem sobie sprzątania na cały tydzień, bo mój dotychczasowy sposób - czyli pucowanie chałupy weekendami tak średnio mi odpowiada, bo weekend zmarnowany. Dużo też z chłopakiem rozmawiam m.in. o tym, jak chciałabym, by to sprzątanie wyglądało (też wtedy, kiedy mam dobry humor, a nie tylko wtedy, kiedy już jestem wnerwiona bałaganem) i widzę, że te rozmowy na spokojnie przynoszą fajny skutek. -
Z jednej strony wręcz uwielbiam moje studia, bo dowiedziałam się na nich masy ciekawych i przydatnych rzeczy, z drugiej... ...system oceniania mnie wk#$%%#!!! I nie - nie dostałam póki co złej oceny i nie z powodu oceny się pienię - egzamin, o którym chcę napisać, na razie odwołano z powodu choroby wykładowcy (co też jest barwne, bo dowiedzieliśmy się o tym dzisiaj rano, a egzamin miał być o 14.00), ale już mniejsza o to... Tak się składa, że mamy od rocznika wyżej gotowiec, tj. zestaw pytań, które w poprzednich latach pojawiły się na tym egzaminie. Powinnam więc być zadowolona, prawda? Cóż - nie jestem :/ A przynajmniej nie do końca... Do szewskiej pasji doprowadza mnie świadomość, że gdyby nie ten gotowiec - znowu byłabym zaskoczona pytaniami na egzaminie i jego poziomem trudności!!! To jest o tyle c*****e, że: - psychologia (z tego mam egzamin) to jest taki megazapychacz na moim inżynierskim kierunku, a z tego co widzę, wykładowczyni zrobiła taki sam egzamin dla wszystkich studentów, których uczy... ten egzamin równie dobrze mogliby pisać studenci psychologii na I roku czy studenci jakiegoś kierunku humanistycznego, na którym psychologia jest ważna - zamiast pytań ogólnych, na logikę, mamy pytania szczegółowe np. o nazwisko twórcy danego nurtu psychologicznego, co akurat inżynierowi nie jest szczególnie przydatne tzn. bardziej wartościowe jest, by inżynier miał praktyczną wiedzę ogólną z zakresu psychologii, aniżeli by wkuwał nazwiska, tak, jakby miał strasznie mało do zapamiętywania na inżynierskim kierunku... -.- - zakres kolokwium nie pokrywa się z sylabusem!!! a w szczególności z tym, co było na ćwiczeniach i wykładach... Mam wszystkie slajdy z wykładów przed oczami, bo wykładowczyni je udostępniła... mam bonus za aktywność i frekwencję na ćwiczeniach... i żadnej wzmianki o mechanizmach obronnych sobie nie przypominam, a na tym gotowcu oczywiście - szereg pytań właśnie z tego... Autoprezentacja, praca w grupie, wpływ grupy itp. - takie rzeczy mieliśmy, w gruncie rzeczy ciekawe i dobrze dobrane - dobrze ułożony materiał, wzbogacony o przykłady i ćwiczenia praktyczne, więc realizacja przedmiotu w porządku... ale dlaczego kolos jest z kosmosu? -.- Dlaczego zawiera pytania o tematyce, która nie była nawet wzmiankowana na zajęciach?!? To nie jest pierwszy raz, kiedy na ćwiczeniach mamy obrazowo porównując - napisać program liczący pole koła, a na egzaminie taki, który liczy całkę po ułamku z logarytmami w mianowniku... I ja nie mam nic przeciwko trudnym kolokwiom, generalnie, ale pod warunkiem, że bazują one na tym, co było na wykładach / ćwiczeniach / laboratoriach, a nie tak, że zajęcia sobie, a potem egzamin sobie, z poziomem trudności kompletnie nie przystającym do tego, co było na zajęciach, i właściwie luźno nawiązującym do nazwy przedmiotu... Uważałam na zajęciach, mam ponadprogramową wiedzę z przedmiotu, którą się na zajęciach wybijałam, bo akurat psychologia jest takim moim małym hobby (interesuję się nią), i mimo tej całej dodatkowej wiedzy i starań miałabym problem, by to kolokwium wymaksować.... (dobrze zapamiętuję koncepcje i umiem wykorzystać wiedzę w praktyce, ale takie detale jak nazwiska twórców danego nurtu łatwo uciekają mi z pamięci, więc na tego typu pytaniach bym się wyłożyła) No to jest po prostu śmieszne - umieć ponad program i nadal nie mieć gwarancji oceny bardzo dobrej... po prostu genialne. :/ To nie jest taka pierwsza sytuacja na moich studiach i już mnie po prostu zdrowo to wkurza... Tęsknię niezmiernie za tymi czasami, gdzie dzięki mojej inteligencji i ogładzie mogłam właściwie w ogóle się nie uczyć, a tylko dzięki aktywnemu uczestnictwu w zajęciach mieć wybitne oceny... Teraz moją inteligencję mogę sobie w buty schować, nic mi po niej - dopiero po wyjściu z uczelni do pracy zaczynam mieć profity z tego, że rozumiem to, czego się uczyłam do egzaminów, nie ma to jednak większego odzwierciedlenia w ocenach...