Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Pysia84

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. zapomnieć- nigdy nie zapomnisz. któraś z dziewczyn ładnie napisała, że najwyżej można przyzwyczaić się do bólu i nauczyć się z tym żyć. jak?nie wiem, bo sama jestem niecałe 3 tygodnie po śmierci Ukochanego Męża. jeśli ktoś umiera w chwili gdy go kochasz to nigdy nie przestaniesz go kochać. tak myślę. ja dzisiaj czuję sie lepiej, ale to wszystko za sprawą antydepresantów, które zaczęłam zażywać zaraz po Jego odejściu. one zaczynają działać tak jakoś dopiero po 2-3 tygodniach. może właśnie u mnie zadziałały, a może to coś innego. tęsknie za nim jak cholera. za jego ciepełkiem i brakuje mi nawet jego pretensji, kłótni, dosłownie wszystkiego. jeśli masz dzieci to żyjesz dla nich. na początku tylko o nich myślisz, że musisz być dla nich oparciem i je wychować. spójrz w oczy swoim dzieciom i z ich spojrzeń dostaniesz tego kopa. zazdroszczę Wam tych dzieci, których ja nigdy nie chciałam bo było mi wygodnie. ale wiem też nie nie byłabym dobrą matką, więc może to i lepiej że zostałam zupełnie sama. nie mam komu spojrzeć w oczy, nie mam skąd brać siły, nie ma nikogo dla kogo musiałabym dostać kopa. uważam, że jeśli czujesz że potrzebujesz kopa to jesteś szczęściarą.
  2. Drogie Dziewczyny, życzę Wam dużo wytrwałości i siły, macie dzieci, wspaniałą cząstkę Waszych Mężów, Partnerów, które są przy Was i Was bezwzględnie potrzebują. Macie dla kogo żyć. ja nie mam dla kogo. mnie codziennie zabijają wspomnienia, takie zupełnie niedawne chwile, gdzie był ze mną.zdjęcia, Jego śmiech, zapach. wciąż łapię się na tym, że co chwilę chcę Go o coś zapytać i wtedy dociera do mnie, że nie mogę. mówią, że im dłużej po śmierci to łatwiej, ale u mnie jest dokładnie odwrotnie, im dłużej tym gorzej. ciągle widzę Go w tej łazience, jak otwieram oczy rano, jak próbuję zasnąć wieczorem. nie mam już sił, nie mam nadziei, nie mam nic...
  3. witam Was Kochane. u mnie nic się nie zmienia, totalna pustka, poczucie winy, beznadziejności, samotność totalna. nie mam dzieci, nie mam dla kogo i po co żyć. na chwilę obecną nie widzę drogi do ''normalności'', na dodatek mój były kochanek ubzdurał sobie, że teraz po śmierci męża on odejdzie od żony i ja będę z nim. co za totalna bzdura. mój Mąż nie żyje przez to, że on nie dawał nam spokoju!a ja zaślepiona, otumaniona, omotana pięknymi słowami, zapomniałam o mojej prawdziwej i największej Miłości. prawda jest taka, że gdybym zaufała sama sobie a nie obcemu mężczyźnie mój Ukochany by żył i siedziałby teraz ze mną na kanapie przytulając mnie. a tak nie mam już nic...kompletnie nic...
  4. Wdowa23 ile czasu już minęło, jak sobie z tym poradzić?niby jest normalnie, biorę antydepresanty, nawet się uśmiecham, póki co zamieszkałam z siostrą, ale będę musiała wrócić do pracy, do tego mieszkania, do jakiegoś '' normalnego'' życia. mam 31 lat i nie mogą ciągle zajmować się mną inni. jak jest w Twoim przypadku? mnie boli tym bardziej bo wiem, że to wszystko moja wina...eh... gdybym wiedziała...
  5. dzisiaj śniło mi się, że żył, że byliśmy gdzieś razem tak jak zawsze, że wszystko było normalnie. potem się obudziłam, rozejrzałam wokół i zorientowałam się jak jest naprawdę...12 dzień bez Niego...
  6. witam Was wszystkie moje kochane. dziś mija dokładnie 10 dni odkąd mój Ukochany Mąż odebrał sobie życie. znalazłam go w nocy w naszej łazience, gdy to zrobił spałam w pokoju obok. wszystko to moja wina. miałam romans z naszym wspólnym znajomym. wydawało się że będzie dobrze, rozmówiliśmy się i stwierdziliśmy, że nasza miłość i małżeństwo są ważniejsze niż moje czy jego błędy, bo on ten popełnił ich wiele, choć to ja zdradziłam. szło ku dobremu, chcieliśmy iść na terapię, ponaprawiać wszystko, wierzyliśmy, że się uda. a On po prostu w nocy gdy spałam powiesił się, cicho, bez słowa wyjaśnienia. dwie godziny wcześniej uśmiechał się do mnie, opowiadał co w pracy, mówił, że nie chce się ze mną kłócić i wszystko będzie dobrze, że damy radę. byliśmy małżeństwem od 5 lat, znaliśmy się od 15. zostałam sama, nie mieliśmy dzieci, bo ja nie chciałam, bo uważałam że jeszcze jest czas. mam 31 lat, jestem sama, nie mam dla kogo żyć, dla kogo wstawać rano, dla kogo gotować obiadu. rano tabletka, w południe tabletka i na noc jedna bo nie mogę spać. ciągle widzę go martwego w łazience, tylko tak go pamiętam, nie umiem sobie przypomnieć go inaczej. chodzę po mieście w samotności, w nadziei że go spotkam. nie byliśmy jakimś idealnym małżeństwem ale osobiście takich nie znam, a teraz nie wyobrażam sobie dalszego życia bez Niego. umarłam razem z Nim.
×