Estera 2015
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Estera 2015
-
smertfetka, Ty też z Krakowa? Fantastycznie- ja również:) Niestety na jogę nigdy nie chodziłam i szkoły żadnej nie znam:) Brawo za Tłusty Czwartek:)
-
Dzień doberek;) ech, a ja dzisiaj jakaś niedorobiona jestem. Czuję się nie najlepiej przez tę pieprzoną @, no ale co zrobić- taki mój los heh. Niusia wagą się nie przejmuj, bo wiadomo- bark ruchu, leki robią swoje. Trochę na pewno wody się też nazbierało. Dojdziesz do siebie, odstawisz trochę leków i kg zlecą;) Chyba sobie kawusię zrobię, ale ech- ona raczej mnie uśpi, a nie obudzi. Nic to- spróbuję:)
-
smerfetka- brawo! Można? Można! :) Moje dzisiejsze menu: ś: sałatak: mx sałatek, kukurydza, pomidorki koktajlowe, łosoś II ś: pączek + kawa obiad: filet z kurczaka, brokuł i trochę warzyw z patelni podwieczorek: 3 manadrynki i pół pączka:) No ale dzisiaj z ćwiczeniami poszalałam, więc nie mam wyrzutów sumienia za zjedzone 1,5 pączka:);) Ćwiczenia: 80 minut, 33 km, 860 kcal:);), tak więc pączuchy spalone jak nic:) Dobrej nocki.
-
Niusia, przyjdzie wiosna, lato, więc wrócisz do długich spacerów po lesie. Najważniejsze jest zdrowie. smarfetka, no ja zamierzam zjeść pączucha. Odkąd zaczęłam walkę z kg byłam konsekwentna, co tez widać po ubywających kg, więc jestem przekonana, że 1 paczek nie zniszczy tego co budowałam, a przynajmniej na jakiś czas będę mieć spokój i nie będzie mnie ssać na widok słodyczy. 2 miesiące temu na pewno bym go nie zjadła. Bo uważam, że albo poważnie podchodzę do gubienia kg, albo wszystko co zjem usprawiedliwiam się a to okazją, a to że nie wypada nie zjeść, a to że źle się czuję itp. Kochana, trzymam za Ciebie kciuki z całego serca.
-
Niusia, jak czytałam o Twojej Mamie i jej paczkach, to tak jakbym o swojej czytała. Wszystko na oko:):) A najważniejsze- jakie to pyszne:):) No i weź się tu człowieku naucz, jak nie masz przepisu:)
-
Niusia, no przykro, że Twoje oczy przechodzą taką katorgę. No ale miejmy nadzieję, że za tydzień na kontroli usłyszysz że jest poprawa. Każda jest dobra, nawet ta najmniejsza. I fajnie, że umiesz się z niej cieszyć. Niusia a jak Twoja waga? Stoi w miejscy czy coś drgnęło w dół? Niebawem będzie miesiąc- odkąd zmieniałaś stopkę, no i ciekawa jestem jak to wygląda:)
-
Siwucha to kuruj się i walcz dzielnie z choróbskiem.
-
Witajcie, mam nadzieję, że dzisiaj będzie tutaj tłumniej:) Ja wczoraj dostałam @ no i dzisiaj tradycyjnie zdycham. Ledwo nogami powłóczę, a dopiero dzień się zaczął;( Ech... no cóż. Umówiłam się z koleżanką na kawkę popołudniu, ale jak tak się będę czuć, to na pewno przełożę to spotkanie. Zobaczymy. Dziewczynki, nie uciekajcie, piszcie, bo dalej razem walczymy:) Miłego poranka:)
-
Moje dzisiejsze menu: ś: sałatka: mix sałatek, kurczak, kukurydza, rzodkiewki, ser feta II ś: 2 mandarynki: obiad: kasza jęczmienna, warzywa z patelni podwieczorek: pół banana Ćwiczenia zaliczone, czyli: 61 minut, 25 km, 655 kcal Miłego wieczorku:)
-
Tak Sandy, czuję się dużo lepiej i to mnie głównie motywuje coraz bardziej. Wiadomo- przede mną jeszcze bardzo długa droga, ale w głowie sobie wszystko poukładałam i jest dobrze:) Mój znajomy bez ćwiczeń pozbył się 50 kg, stosując dietę od dietetyka. Pół go nie ma. Jest nie do poznania. Nawet pewno nie dałby rady ćwiczyć przy takiej masie i pewno nawet nie byłoby to wskazane. Ale dowodzi to temu, żę bez ćwiczeń też się da:):)
-
smerfetka, dobre i to. Zawsze do 30 minut na pieszo,a nie w samochodzie:) Ja już pisałam tutaj, ale chyba Ciebie jeszcze nie było z nami. Mi ruch bardzo dużo daje. I gdyby nie on, to na pewno waga tak by mi nie spadała. Ale znam tez osoby, którym pomogła sama dieta. Ja zasadniczo mam dyskopatię, więc też ze względu na nią muszę się ruszać. Będzie dobrze, głowa do góry:):) Niestety zrzucanie kg wymaga bardzo dużo cierpliwości, ale warto- naprawdę warto. Sheloba, Ty też zaglądaj do nas częściej:).
-
Dzień doberek;) Jak minęła nocka? Moja fantastycznie tylko za krótka:) 6: 15 budzik zadzwonił. Ale nic to- będę mieć dłuższy dzień:) Z każdym dniem czuję się coraz lżejsza:), więc walczę dalej:) Do poźniej.
-
smerfetka spokojnie. Waga niebawem ruszy. Przecież jeśli jesz wg wskazań dietetyka to nie ma bata żeby stała w miejscu. A jak z ćwiczeniami u Ciebie? masz możliwość ruszać się?Jeśli o tym pisałaś, a ja nie doczytałam, to sorki. Moje dzisiejsze menu: ś: 2 parówki, 2 mace II ś: sałatka: mix sałatek, ogórek świeży, filet z kurczaka obiad: pół chochelki fasolki po bretońsku podwieczorek: mała miska rosołu. Ćwiczenia zaliczone, czyli 61 minut, 25 km, 650 kcal.
-
Dzień doberek:) no coraz ciszej Sandy tutaj, ale miejmy nadzieję, że to chwilowe. U mnie wagowo całkiem przyzwoicie. Waga 83,7 kg, czyli 1,3 kg zleciało od ostatniego ważenia. Co prawda mój cel 83 kg do końca stycznie nie został osiągnięty, ale cóż- parę dni nie ćwiczyłam, w sobotę fryteczki, wczoraj wypiłam 2 drineczki, zjadłam kawałek ciasta, więc i tak się cieszę że waga nie stanęła, a co gorsza nie poszła w górę. Za sobą mam 11 kg no i oczywiście walczę dalej:):) Chciałabym na koniec lutego zobaczyć 7 z przodu. Może być 79,9 kg, ale nie będzie już ta cholerna 7:):)
-
Moje dzisiejsze menu: ś: talerzyk żurku wiejskiego II ś: kawałek ciasta, kawka z mlekiem obiad: kawałek kurczaka pieczonego, trochę frytek, 2 ogórki konserwowe podwieczorek: pół serka wiejskiego, pomidor Ćwiczenia zaliczone, czyli: 60 minut, 25 km, 650 kcal Dobrej nocki:);)
-
smerfetka, jedzonko jak najbardziej ok. Ja kiedyś robiłam pierś z kurczaka, delikatnie rozbijałam, na to dawałam podsmażone pieczarki, startą marchewkę, starty ser żółty i łyżkę majonezu i do piekarnika na jakieś 35 minut. Dla siebie z jogurtem naturalnym zamiast majonezu i mniejszą ilość sera żółtego. Można też papryki nafaszerować np.kaszą, mięsem mielonym, szpinakiem, co tam masz. Nie martw się że waga nie spada, tak na początku bywa. Nie poddawaj się. Ja mam za sobą 10 kg mniej, a i mam nadzieję, że jak zważę się w poniedziałek to jeszcze jakiś 1 kg mniej ujrzę. Zobaczymy. Moje dzisiejsze menu: ś: 2 mace, 3 łyżki twarogu ze szczypiorkiem, ogórkiem, rzodkiewką II ś: 1 jabłko obiad: kawałek ryby, 1 gałka ziemniaków, 3 łyżki surówki z kapusty kiszonej i 3 ogórki konserwowe podwieczorek: jogurt naturalny Ćwiczenia zaliczone, czyli: 62 minut, 25 km, 650 kcal. Mam Gości, ale nie odpuściłam, bo miałabym za dużo przerwy:-):-) To też mi pokazuje, że jak się chce, to można:):) Dziewczynki do boju. Trzymam za nas kciuki:):)
-
Coraz ciszej tutaj:(. Mam nadzieję, że wytrwamy i na topiku i w swoich postanowieniach. Siwucha, ja też uwielbiam takie domowe wyroby kiełbasiane. Moi Rodzice dostają od wujka i dzielą się z nami;):) Pycha... Ja mam pełny dom ludzi, bo kilka dni temu z nami przyjechała moja bratowa, a dzisiaj dojeżdża brat z bratankiem. Pogoda cudna, słoneczko świeci. Ech...co za zima:)
-
Sandy, Autorka topiku czasami nas podczytuje i przed Świętami pisała do nas. Jak wtedy pisała- straciła motywację i nie bardzo jej szło dietkowanie. Trzymam za nią kciuki i zresztą za nas wszystkie, bo wiem że potrzebujemy dużo siły, cierpliwości i wytrwałości.
-
Niusia trzymam kciuki, żeby wizyta u okulisty była tą pozytywną. Koniecznie daj znać, co powiedziała. Ja za niedługo kończę pracę i jedziemy gdzieś na spacerek się przewietrzyć:) Miłego popołudnia.
-
No to dobrze, że Synuś już lepiej. Moja Córa też ta ma, że jej katar po tylnej ściance gardła spływa i jak zaczynała kaszleć to zawsze wydawało mi się, że to coś poważnego, a to się okazywało, że skutek spływającego kataru. Strasznie chciałam obejrzeć "Moje Córki krowy" i "Chemia", ale kurde, no nie mamy jak. Proponowałam mężowi, że ja pójdę sobie na któryś z tych dwóch, a on na Gwiezdne Wojny bo lubi to nie. Powiedział, że nie będziemy chodzić oddzielnie. Straszny zazdrośnik z niego. Nie mam siły czasami do niego.
-
Ech, czy to kafeteria się wiesza, czy tak cichutko tutaj dzisiaj? Moje dzisiejsze menu: ś: 2 wasy z szynką, sałatka :mix sałatek, ser feta, pomidor II ś: trochę winogron obiad: 3 łyżki zapiekanki ziemniaczanej z kiełbaską podwieczorek: 2 wasy z szynką, pomidorem i rzodkiewką, plaster sera białego Ćwiczenia zaliczone: dzisiaj było: 67 minut, 27 km, 700 kcal:-):-) Dobrej nocki:)
-
No mójż mąż mechanikiem nie jest, ale takie podstawy to sobie zrobi, więc zawsze jakiś plus:) Myśmy 6 lat temu jadąc nad morzem zatarli silnik i 300 km jechaliśmy na holu za teściem:):), bo jechaliśmy na 2 samochody. Miałam dość, bo nie dość, że ta podróż nas wyczerpała- jechaliśmy z Krakowa, to dojechaliśmy prawie w nocy i jeszcze Córcia była malutka, bo miała 5 miesięcy. No i oczywiście ponad 2 tysiące jeszcze musieliśmy zapłacić za naprawę, więc reasumując- wakacje dość drogo nas wyszły:):)
-
Witajcie Kochane. Wracam do Was:) Wszystkim która waga spadła- serdecznie gratuluję, tym co poszła nieco w górę, albo nie drgnęła, życzę siły i wytrwałości. Siwucha, dasz radę- silna babeczka z Ciebie. A że zdarzają się chwilę słabości- to nic dziwnego. vani, fajnie, że będziecie mieć swoje wymarzone miejsce;) Chyba nie ma nic przyjemniejszego, niż kubek kawy w swoim ogrodzie. No i co najważniejsze- Kuba będzie miał swoją przestrzeń. Dziewczyny, wyjazd spędziłam cudownie. Mieliśmy dużo śniegu. Wyszaleliśmy się, do teraz mam siniaki od jabłuszka i sanek:) Jeden dzień byliśmy w Krynicy na stoku;) tzn. mój mąż, Chrześniak, szwagier, siostrzeniec i bratanek, a my z Siostrą i Córcią na jabłuszku, a potem do baru heh:):) Ale fakt- było zimno trochę bo ok -15 stopni. Byliśmy też u Babci z okazji 90 urodzin. Babcia była przeszczęśliwa, także to też był cudowny dzień. Ale ile mieliśmy przygód- wspominałam wcześniej że zaczęło się przed wyjazdem pieprzyć wszystko. Mieliśmy problemy ze światłami- włącznik światła się zepsuł, mąż to zrobił, a wieczorem znów się spieprzyło. Okazało się, że całe gniazdo było przepalone, a nie tylko sam włącznik. Mąż robił to w dniu wyjazdu, zeszło 3 godziny. Mieliśmy wyjechać przed 11, a o 14 mąż jeszcze grzebał przy samochodzie. Naprawił włącznik, ale okazało się ze znowu stopy nie działają, więc już z tym pojechał do kuzyna,żeby nie tracić czasu. Następnie- zamówiłam taką statuetkę dla Babci i była gotowa do odbioru, pojechałam po nią i okazało się, że jak już ją pakowali, to sprawdzili raz jeszcze i nie było jednej literki. I ile czekałam? Godzinę. W między czasie mąż z Córcią pojechali zatankować i co się stało? A no gumę złapali. Mi już ręce opadły. No i czy to nie jest pech??? Wyjechaliśmy po 16, na szczęście jakoś dojechaliśmy. W dniu powrót, wsiadamy do samochodu, a tu k.... wycieraczka odpadła:)) Ja pitole. Wracaliśmy o jednej heh. Dość o pechu:) Jedzeniowo u mnie bardzo dobrze. Mimo iż było mnóstwo pokus, naprawdę trzymałam się świetnie. Może poza napojami hehe bo wypiłam kilka drinków podczas wyjazdu i ze 2 piwa. No ale co tam:) Nie żałuję. Od wczoraj wróciłam do ćwiczeń, więc moje wczorajsze menu: ś: 2 wasy z szynką, pomidorem, 1 parówka II ś: 2 mandarynki obiad: mały talerz barszczu z uszkami, 1 naleśnik podwieczorek 2 plasterki szynki Byliśmy wczoraj w kinie i zjadłam trochę popcornu. Ćwiczenia zaliczone, czyli 62 minuty, 25 km, 652 kcal:):) Nie wiem, jaka jest moja waga, bo ostatnio nie stawałam. Zważę się na koniec stycznie i ustalę kolejne cele na luty:):)
-
Ech, ale miałam zabiegany dzień. Zepsuł nam się w samochodzie włącznik światła i 2 godziny załatwialiśmy na cito, żeby jutro mógł być samochód sprawny. Mam nadzieję, że tak będzie. Zawsze tak jest jak planujemy jakiś wyjazd. Zawsze się coś wypierdzieli. Zasadniczo padam na ryj, jest 1 w nocy, a ja jeszcze pranie muszę wyciągnąć z pralki, pozmywać podłogi i się wykąpać. Pewno do 2 zejdzie jak nic. W domu byliśmy dość późno, więc myślałam, że już nie dam rady poćwiczyć, bo po prostu nie miałam siły. No ale spięłam poślady i zaczęłam ćwiczenia dopiero o 22.30, no i do 23.30 zeszło:) Jestem z siebie dumna, że nie odpuściłam. Moje dzisiejsze menu: ś: 2 parówki, 1 wasa z szynką i pomidorem obiad: makaron ze szpinakiem podwieczorek: 3 mandarynki, 3 wasy 7. Ech coś mnie dzisiaj dopadło i wasy posmarowałam cienko musztardą. Jakaś masakra, Nie wiem, skąd takie smaki, no ale cóż- taka sytuacja:):) Ćwiczenia: 60 minut, 25 km, 650 kcal. Dziewczynki, postaram się coś napisać przez te kilka dni:) Trzymajcie się ciepło;):)
-
Moim zdaniem najgorzej jest jak rodzice tak skaczą wokół dziecka i wymyślają różne głupoty. Nie skacz, bo skręcisz nogę, ubieraj się na cebulę bo zmarzniesz, nie biegaj bo się przewrócisz. A jak się dziecko przewróci, to biegną do niego, jakby nie wiadomo co mu się stało. W takich sytuacjach to dziecko nigdy nie nauczy się samodzielności i zawsze w grupie będzie odstawało, bo taka ciamajda. Nie ukrywam, sama byłam taką matką. Uważałam, że nikt nie zawiąże szalika tak jak ja, że tylko ja mogę tak dmuchać w kolano, ja Córcia się przewróciła itp. Sama się tym katowałam, bo w nocy mimo, że Córa spała, wstawałam po kilka razy, żeby jej kołderkę poprawić, poduszkę, żeby ją jeszcze raz pocałować, bo może było za mało. No dramat. Od jakiegoś czasu trochę zminimalizowałam tę moją nadopiekuńczość, bo wiem, że to nic dobrego. Jeśli chodzi o mojego męża to jest bardzo opiekuńczy w stosunku do naszej Córy. To jego księżniczka, Kochanie i wszystko co najlepsze. Razem skręcali meble, razem malowali ogrodzenie, nawet razem przy samochodzie grzebią. Mój mąż uwielbia spędzać z nią czas i co najważniejsze- ma takie pokłady cierpliwości, że aż mnie szlag trafia, że ja tyle nie mam:):) Sheloba, spokojnie- myślę, że w efekcie szkatułka wyjdzie piękna. Koniecznie nam ją pokaż jak skończysz:)