Mam wrażenie, że jestem jedyną babką, która rodziła bez męża. I nie ukrywam, że dziękuję za to losowi, bo jak znam go to zapewne zacząłby panikować jeszcze przede mną, a gdyby zemdlał raczej nie wpłynęłoby to dobrze na mój stan podczas porodu. Jest jedną z tych szczęściar, której zajęło to ledwo dwie godzinki,a też się strasznie bałam, bo szwagierka rodziła dwa miesiące przede mną, w tej chwili nie pamiętam nawet, ile godzin, ale tak mnie to przeraziło, że chodziłam na szczudłach do porodu ze strachu. Oczywiście, zanim do czegoś dojdzie, ja jak to ja, przeczytam całą gamę książek. Dobrze jest wiedzieć, ale nie powiem, żeby mnie to dobrze nastroiło. Muszę przyznać, że z porodu niewiele pamiętam. Byłam tak silnie zestresowana, że mój mózg wyciął większość wspomnień. O żadnej lewatywie nie było mowy. Prawdopodobnie dlatego, że całą drogę do szpitala wymiotowałam, zresztą w szpitalu również. Do szpitala zawiózł mnie ojciec, z mężami tak to bywa, że jak człowiek ich potrzebuje to nigdy ich nie ma. Zjawił się wyjątkowo o czasie, pół godziny po porodzie :)