Małżeństwem jesteśmy ledwo od roku. Od 10 lat jesteśmy razem, ale wcześniej nigdy nie pomyśleliśmy o ślubie. Chyba dlatego, że wszyscy wokół nas brali te śluby, a później coś im nie grało. Poznaliśmy się w liceum, na studiach razem zamieszkaliśmy, po studiach razem się przeprowadziliśmy. W sumie to do każdego zdania mogłabym dodać ,,razem". Mamy syna, 6-letniego, pojawił się, kiedy mieszkaliśmy jeszcze w kitce studenckiej. Po czterech latach związku. Oczywiście czasami nie jest za wesoło, z szczególnie z początku nie było, studentowi zawsze pieniędzy brak, chociaż nie mogę powiedzieć, że klepaliśmy typową studencką biedę przez duże ,,B", a co dopiero na wychowanie dziecka, ale teraz jak na to patrzę wszystko, na nasz fajny dom, męża, który kupuje jakieś wazony, donice, sadzi rośliny w ogrodzie z naszym synem, to jestem całkowicie pewna, że zrobiłam dobrze. Oczywiście ma swoje wady, jest uparty jak osioł, za dużo gada, jest skończonym pracoholikiem i bywa wybitnie denerwujący, ale przy wszystkich zaletach i wspomnieniach jakoś to zbladło.