Moi rodzice wychodzili z założenia, że z niczym sobie w życiu nie dam rady, więc wszystko trzeba załatwić za mnie. Oprzytomnieli dopiero wtedy, kiedy zdali sobie sprawę, że nie potrafię umówić się na wizytę u dentysty w liceum, bo hm, wstydzę się zadzwonić i w sumie po co, skoro oni i tak zrobią to za mnie?
Wiecznie słyszę pretensje, że nie potrafię porządnie sprzątać, ale kiedy byłam dzieciakiem i w czymkolwiek chciałam pomóc to słyszałam, że i tak nie zrobię tego dobrze, nie ma na to czasu i matka się śpieszy, więc mam się nie kręcić pod nogami. Teraz się dziwią, że nie mam pojęcia, jak sprać plamę z czegoś tam, skąd niby mam wiedzieć? Za każdym razem jak coś poplamiłam to mama mi to prała, bo ,,ja sobie i tak z tym rady nie dam". Tak samo było z gotowaniem- w liceum nauczyłam się robić jajecznicę, sama, jak rodziców nie było w domu, bo normalnie to matka by uznała, że spalę jej pół domu, więc mam się za to nawet nie brać. Do tej pory mam tak, że jak chcę sobie nie wiem, ryż ugotować albo omleta usmażyć, a matka jest w domu to mi wszystko z rąk leci i znowu sobie mogę usłyszeć, że ja nic nie potrafię, jak nie umiem to mam się nie brać za coś itp.