Mam 28lat, dobrego faceta, znajomych, pracę, brakuje mi tylko jednego i nie jestem czasem w stanie się z tym pogodzić. Mam koleżankę w pracy, z którą pracujemy w jednej firmie już 8 lat. Przyjaźniłyśmy się, traktowałam ją jak siostrę, lecz bardzo siebie zraniłłyśmy. Wspólnych znajomych miałyśmy jedynie w pracy, nie jest osobą którą lubi mieć dużo ludzi wokół siebie. Nie mamy prywatnie już ze sobą kontaktu, widujemy się tylko w pracy mijając słowem "cześć". Od 2 lat blokuje wszelkie środowiska kontaktu ze mną. Oprócz miejsca pracy, bo jednak nie wypada. Czasem rzuci któraś z nas żartem, ale to wszystko odbywa się jedynie na workowym czacie. Na pewno przy tych 8h mogę na niej polegać najbardziej niż na kimkolwiek innym ale prywatnie...mamy się nie znać. Tak na prawdę niewiem do końca czym aż tak bardzo ją zraniłam, bo nie pozwoliła mi tego wyjaśnić. Czuję się z tym trochę beznadziejnie,przeszłam w tamtym okresie ciężką depresję, ale nigdy nie mogłam jej o tym powiedzieć. Po tych 2 latach czuję, że coraz więcej mam takich dni, gdzie bardzo mi jej brakuje. Ze wszystkich znajomych i przyjaciół nie znam nikogo z kim tak dobrze się rozumiałam. Próbowałam namówić ją na spotkanie, ale z marnym skutkiem. Zbyt bardzo ryłam jej głowę swoją osobą i wkońcu przegięłam. Mimo, że ona też nie była wporządku, to dziś rozumiem to inaczej i nie mam jej błędów za złe. Czasami mam wrażenie, że nie ufam już nikomu przez to. Chciałabym odbudować to chociaż trochę, bo niewiem czy jestem w stanie wyrzucić do kosza.. Mój facet ostatnio musi znosić mój kiepski humor przez to, jednak staram się tego nie okazywać. Czuję się czasem jakbym zabiła jej matkę, psa, odbiła faceta lub niewiem co gorszego. Czy jest szansa cokolwiek odbudować w relacji z człowiekiem, który tak na prawdę nie jest nam obcy?