ona__2
Zarejestrowani-
Zawartość
86 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Reputacja
2 NeutralOstatnio na profilu byli
Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.
-
Po pierwsze to mam tu dobrą pracę i całkiem ok zarobki i chcę sobie coś odłożyć dodatkowo. Wynajecie pokoju to ok 500zł przy zarobkach ponad 2 tys to jest niewiele wiecej? No własnie ja myśle realnie. I szukam kompromisu w tej calej sytuacji.
-
Rozmawiałam z nim spokojnie na ten temat i wygląda na to, że sie dogadaliśmy. Za rok szukam pracy w mieście pomiędzy nami (to miasto wojewódzkie, wiec ofert jest sporo), wynajmuję pokój tymczasowo. Jak będę mieć stałą umowę, szukamy pracy dla niego i znajdujemy mieszkanie. Wydaje mi się, że on sobie przemyslał pewne sprawy i zobaczył, że nie ma co wojować. W ciągu roku ja też odłożę wiecej pieniedzy i będe miec lepszy start.
-
Ja nie myśle w najbliższych kilku latach o dzieciach, po prostu nie chcę. A jego staremu nie wierzyłabym w ani jedno słowo. On miał z ojcem bardzo ciężkie dziecinstwo i życie, a teraz chce od ojca działki. Chłopak sam sie przyznał że z tego co zarobi niewiele odłoży a chce brac jeszcze mnie sobie na głowę. Jego ojciec pracuje za granicą i dziwie sie że nie chce go wziąc na jakis czas ze sobą że sobie cokolwiek odłożył. Bo w tym państwie to sie na to nie zapowiada.
-
On zarabia najniższą krajową i mam wrażenie, że nie ma ambicji. On twierdzi, że sobie poradzimy nawet jak nie znajdę pracy. Tylko niby w jaki sposób? Życie kosztuje, kasa szybko sie rozchodzi a wtedy są kłótnie i awantury. Poza tym są oferty że się jeździ cały dzien i potem sie wraca do domu. Tak jakby normalnie był w firmie na zmianie.
-
On pracuje w firmie, ktora wyrabia części do umywalek, sanitariatów. Oprócz tego ma prawo jazdy kat.C. Ale on mowi ze póki co to on nie chce jeździć na ciężarowkach. Troche mi sie wydaje z wygody, bo w tej robocie ma 8h dziennie, wolne weekendy, jak nie chce iść to pisze że go nie będzie i już. I wydaje mi się że też dlatego nawet nie mysli o przeprowadzce do innego miasta.
-
W dodatku wkurza mnie jego matka. Pod płaszczykiem dobrych intencji mąci między nami. Podczas obiadu potrafi się wypytywać o nasze plany, a to nie jej sprawa... Wypytywać sie umie, ale nie umie z nim porozmawiać, żeby troche spuścił z tonu i poszedł na jakiś kompromis... Wydaje mi sie, że to co wymyśliłam z zamieszkaniem w innym mieście jest dobrą okazją, ale on nawet nie chciał o tym słyszeć. Jak miałam jakieś wątpliwosci to mi powiedział że ja się wszystkiego boję i żebym się zastanowiła czego chcę w życiu. Jak już jestesmy razem to dobrze nam razem, rzadko się kłócimy. Ale chciałabym żeby on poszedl na jakiś kompromis...
-
On mi tylko wypomina, że to już 3 lata. Kiedyś w złości się przyznał, że siostra mu poradziła żeby mnie zostawił jak w tym roku się do niego nie przeprowadzę... Potem on nas porównuje do zwiazku swojej siostry. A ona się wyprowadziła razem z chłopakiem do Krakowa i tam zaczęli wspólne życie...
-
To niech się przeprowadzi do mnie w takim razie, będziemy wynajmować mieszkanko i będziemy mieć wspólne życie.
-
Też mi się tak wydaje, ale nie wg niego. On juz sobie obmyslił że ojciec przepisze mu ziemię i będzie budować nam dom. Ojciec, z którym on jest w stanie permanentnej wojny. Naprawdę rece mi już opadają. Chciałam pójść na kompromis to usłyszałam, że dobrze mi z rodzicami... A ja mu własnie chciałam pokazać, że chcę zmian, ale dobrych dla nas obojga.
-
Wspólne życie, o którym tak ochoczo mówi...
-
Powiedział, że on się nie przeprowadzi, bo długo szukał pracy a teraz ma umowę na stałe. I że poza tym to on jest facetem i to on ma być "głową rodziny". Aa no i mysli że jak jestem po studiach to znajdę sobie pracę z palcem w nosie, a to niestety tak nie wygląda. Proponowałam zamieszkanie w mieście między mną a nim, większe miasto, lepsze perspektywy. Nawet byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w tym mieście w przedszkolu to potem usłyszałam, że po co ja tam w ogóle szukałam pracy jak on tam nie mieszka...
-
Powiedział, że się oświadczy jak się przeprowadzę do jego miasta. To co, mam lecieć jak ćma do światla zeby tylko się oświadczył? Po tym wybuchu w kwietniu, ja mu powiedzialam, że w sumie to ja już wymuszonych oświadczyn nie chce. Naprawde rozmowy z nim na taki temat w takim tonie są dla mnie uwłaczające...
-
Tak staram sie robić. Póki co jest jedna oferta, ale szukają opiekunki, a ja jestem nauczycielką... I ja nie mogę zrezygnowac z pracy na chwilę przed rozpoczęciem roku. A jak już zacznę od września to muszę dociągnac do czerwca.
-
Żeby sie przeprowadzać to chciałabym w miarę wiedzieć na czym stoję. On chce wspólnie żyć, ale to ja mam sie przeprowadzić, rzucić pracę i szukać nowej.
-
Dobra tzn kasa jest spoko jak na oświatę, szkoła wiejska. Nie wyobrażam sobie być zależna od faceta. Jak z nim gadałam w kwietniu na ten temat to mi powiedzial że go oszukałam, bo on nie będzie się oświadczał zanim nie zamieszkamy razem. A nie rozumie kompletnie że ja też chcę jakiegoś kroku do przodu z jego strony... Gdy sie kłócimy to mi wymawia to że jesteśmy razem 3 lata a ja JESZCZE tego nie zrobiłam. Równie dobrze moglabym mu powiedzieć podobnie tylko w innej kwestii. Mówi że mnie kocha, że chce ze mną być i przyjeżdza do mnie, ale zachował się tak jakbym go krzywdziła tym, że chce popchnąć nasz związek do przodu. Chce wynając mieszkanie, ale nie ma oszczędności bo wydał kilka ładnych tysiecy na samochód... Nie wiem, może myśli ze to ja wpłacę kaucję, czy coś. Nie chcę go do niczego zmuszać, stawiać ultimatum, ale przyszło mi nawet do głowy, żeby mu powiedzieć, żeby w przyszłym roku wziąć ślub i wtedy można sie przeprowadzać na spokojnie...