Idalia
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Idalia
-
Witam Panie winno-bombonierkowe, spacerujące, pomarańczowo ośmielone i licytujące na Allegro. Linko, weranda zmieni swój wystrój w przyszłym tygodniu. Aurinko, nie spaceruj po ciemku długimi trasami, to może być niebazpieczne. Pomarańczowa Damo, kontaktuj się z nami dwustronnie, nie tylko przez czytanie, lecz także przez wymianę poglądów. Będzie z pewnościa bardzo miło. Stellożyczę powodzenia w zakupach, udanych licytacji. Dla mnie jest to dziedzina zupełnie obca. Moje zakupy muszę zobaczyć w naturze, najlepiej w sklepie samoobsługowym. Nawet gazetki reklamowe nie potrafią mnie zadowolić. Mam znajomych kupujących w sklepach internetowych nawet samochody. Ja niestety tego się nie nauczyłam. Czekam na z ciekawością na Twoje opowieści o takich zakupach. Dziś postanowiłam sprzedać kotkę na licytacji. Przywiozłam wczoraj z ogrodu różne zasuszone rośliny i chciałam zrobić bukiety. Straciłam na to cały ranek. Kotka skutecznie uniemożliwiała ułożenie roślin. Biegała, skakała, rozsypywała, wywracała wazony. Była wszędzie i doskonale się bawiła. Suszki byly w całym mieszkaniu, trzeba było wszystko odkurzać. Sprawy do załatwienia odpłynęły w dal. Po południu dopadła mnie stomatologia. Czekanie, leczenie... Od borowania bolały mnie uszy a dentystka pytała czy boli borowany ząb. Wróciłam lekko ogłuszona, leczenie drugiego zęba przełożyłam na początek roku. Teraz na to nie pora. Moja kotka, której już nie sprzedaję na licytacji - i ona o tym wie - jest bardzo smutna bo na balkon przyszedł kot sąsiadki Harry. Starszy kot sąsiadki - Willber ma prawo przebywania na balkonie, bo skromnie siada w kąciku. Młody Harry zachowuje się inaczej: spaceruje po balustradzie, siedzi na ławce i chodzi po parapecie. A to są miejsca mojej Milki. Teraz kotka poczuła się zagrożona i jest bardzo nieszczęśliwa; muszę ją jakoś dowartościować. Jutro przyjeżdża młoda kuzynka z Krakowa, będzie trochę zamieszania. W poniedziałek zapowiada się miłe spotkanie towarzyskie. Potem zajmę się świetami i przygotuję świąteczny wystrój Werandy. Gdybym zrobiła to dziś to byłaby choinka a na niej wisiałyby łzy i trąby. Poczekajmy na lepszy moment. Pozdrawiam. Idalia
-
Aurinko, chyba bardzo trudno jest opowiadać, nie tylko wnukom, ale nawet dzieciom o tym jak było \"w stanie wojennym\". Wojna to wojna. Wszyscy znają wojnę z literatury czy filmów, ale to \"coś\" było bardzo dziwne. Już sama nazwa brzmiało złowrogo. Dla ludzi, którzy przeżyli wojnę, stan wojenny miał znacznie mniejsze znaczenie. Ja urodziłam się po wojnie i pierwszym zimnym prysznicem był 1968 rok, kiedy okazało się, że tylu mądrych ludzi opuściło kraj, tyle osób zeszlo na psy, tyle - skompromitowało się. Stan wojenny to były represje, aresztowania, przesłuchania, podejrzenia, dyżury, przepustki itp. Pamiętam dyżury w pracy na każdym piętrze przy windzie i po drugiej stronie korytarza przy schodach, żeby nie dopuścić do prowokacji. Były też dyżury w nocy. Pamiętam przygotowywanie paczki do Gołdapi dla internowanej koleżanki z pracy; przyniosłysmy tak dużo rzeczy, że trudno bylo to zapakować. Pamiętam opowieść kolegi o przesłuchiwaniu w Pałacu Mostowskich. Kolega ten miał po wypadku zniekształconą twarz i mówił bardzo powoli i niewyraźnie. Postanowił \"zanudzić\" przesłuchującego go oficera i powoli cedząc słówka coś tam opowiadał bez większego sensu, zagłębiając się w jakieś głupawe szczegóły. Przesłuchujący wykazał się dużą cierpliwością, ale pot spływał mu po czerwonej twarzy i widać było wielkie zmęczenie. Pamiętam czołgi na ulicach i gaz łzawiący. Biegłam kiedyś przerażona ciągnąc na smyczy psa, bo własnie rozpylony został gaz łzawiący i pies zaczął się dusić a ja nie mogłam go podnieść bo był duży i ciężki. Pamiętam też młodych chlopców wcielonych do wojska, marznących na ulicach, grzejących się przy koksownikach, którym wynosiłyśmy gorącą herbatę i kanapki. Były też różne ciekawostki. Kiedy już nauczyliśmy się żyć w tym \"stanie\" i ZOMO było mało widoczne, codziennie widziałam czołg przejeżdżający ulicą Marszalkowską. Kiedy mówiłam o tym w pracy wszyscy się dziwili, bo nikt czołgów już nie widział. W końcu koledzy rano pytali mnie codziennie, czy dziś też widziałam czołg, a ja odpowiadałam, że tak. Potem okazało się, że jeden czołg w Warszawie codziennie odbywał pokazową rundę o tej samej porze przez centrum miasta. Ja codziennie wychodzilam do pracy o tej samej godzinie i dlatego zawsze go widziałam. Stan wojenny to już historia, dawne czasy. W tym roku rocznica jest obchodzona bardziej wyraziście. Zdałam sobie sprawę jak to wszystko uciekło z pamięci i wróciło wtedy, kiedy zaczęłam pisać tekst o pierwszym dniu stanu wojennego. Wyłamanie drzwi do mieszkania sąsiadki - chorej starszej pani - było dla mnie wielkim wstrząsem. Mieszkaliśmy obok komendy milicji i milicjantów znałam z widzenia. Ale wtedy milicję wymieszano. Po ulicy chodzili milicjanci przywiazieni z innych miast; młodzi chłopcy \"zaciągający\" na sposób wschodni nie znali Warszawy i błądzili po ulicach. Aurinko, nie żałuj, że nie masz opowieści dla wnuków. Oni żyją w innym świecie. I bardzo dobrze. Pozdrawiam i zamykam te wspomnienia. Jutro będzie 14 grudnia - 10 dni do swiąt. Idalia.
-
Aleks, nieważne, czy zauważą, czy nie - literówki to żaden wstyd, czytanie przed wysłaniem prowadzi do tego, że tekst się wyrzuca, uważając, że nie warto go było pisać. Dlatego w wydawnictwach (tych dobrych) 2 osoby czytały szczotkę. Dlatego kalendarze miały wszystkie dni w roku i 12 miesięcy. Korektor czasem widział to co chciał zobaczyć, a nie to co było. Po nim czytał drugi korektor. Piszę to zniechęcona do mojego kalendarza na 2007 rok, który ma liczne braki, np nie ma w nim zaznaczonych świąt, zabrakło też imion. A tak pasował do mojej torebki. Aleks, Twoje teksty tak dobrze się czyta, że nie warto zawracać sobie głowy literówkami. Nie krytykuj więc siebie, tylko ucz nas historii. I tak trzymaj. Pozdrawiam. Idalia
-
O roku ów .... Była zima, 12 grudnia wieczór 25 lat temu; mieszkałam w śródmieściu Warszawy, w pobliżu jednej z głównych ulic. Gdzieś niedaleko odbywała się jakaś uroczystość, duże przyjęcie z głośną muzyką. Mimo późnej godziny dźwięk stawały się coraz bardziej uciążliwe. Moja wrażliwość na dźwięki (nazywana przez bliskich nadwrażliwością) nie wytrzymywała tego natężenia. Nie mogłam zasnąć. Połknęłam tabletkę na sen i mocno zasnęłam. Rano obudził mnie dzwonek u drzwi. Przez wizjer zobaczyłam sąsiadkę – starszą zaprzyjaźnioną panią Jadwigę. Pani ta – osoba wykształcona, o dużej kulturze i olbrzymiej wiedzy, często przychodziła w celach towarzyskich. Mieszkała sama, chora na cukrzycę i jaskrę, niedowidząca, poruszająca się z trudem przy pomocy laski. Otworzyłam drzwi, pani Jadwiga była zdenerwowana. No tak – w potrzebie zostałam sama, nikt nie pospieszył mi z pomocą. Mówiła to patrząc smutno. Oszołomiona jeszcze środkiem usypiającym, patrzyłam niczego nie rozumiejąc, nagle zobaczyłam drzwi do mieszkania Pani Jadwigi. Stały obok futryny, zniszczone, porysowane. Złodzieje, włamanie – pomyślałam. Pani Jadwiga zaczęła opowiadać, co się stało. Ze snu obudził ją dzwonek u drzwi, po godzinie 24.00. Mężczyzna przedstawił się jako kolega jej kuzyna, który mieszkał u pani Jadwigi i kilka miesięcy temu wyprowadził się do swojego mieszkania. Pani Jadwiga wyjaśniła, że kuzyn już tu nie mieszka. Proszę otworzyć – odezwał się mężczyzna, słychać było też inne męskie głosy. Proszę odejść, bo wezwę milicję – powiedziała zaniepokojona pani Jadwiga. My jesteśmy milicja – brzmiała odpowiedź. Pani Jadwiga nie otwierała; stukała laską w ścianę wzywając pomocy. Nie doczekała się żadnej reakcji ze strony sąsiadów. Drzwi zostały wyłamane, do mieszkania wpadło kilku mężczyzn. Przeszukiwali mieszkanie, pytali o byłego lokatora, upierając się, że i tak wiedzą, że tu mieszka. Nie znaleźli nikogo, nie było też żadnych śladów pobytu poszukiwanego, żadnych zakazanych wydawnictw podziemnych. Milicja opuściła mieszkanie w pośpiechu, zostawiając otwarte drzwi i roztrzęsioną starszą panią. Pani Jadwiga została sama w mieszkaniu z wyłamanymi drzwiami i bałaganem pozostawionym po rewizji. Poczułam się strasznie!!! Jaki zbieg wydarzeń, że też musiałam połknąć tę pastylkę !!! Pani Jadwiga tłumaczyła, że i tak nic nie mogłabym zrobić, ale ja czułam się paskudnie. Przeklęty hałas, przeklęta tabletka!!!!! Dlaczego doszlo do tego incydentu? Pani Jadwiga, emerytowany pracownik naukowy, miała z prawdziwego przekonania lewicowe poglądy. Wraz z mężem dyplomatą, wiele lat spędziła za granicą. Bliższe stosunki sąsiedzkie zostały nawiązane po śmierci mężą, kiedy pani Jadwiga została sama. Często ścierałyśmy się w dyskusjach, przedstawiając swoje racje – moje poglądy były diametralnie różne, reprezentowałam też inne pokolenie: byłam znacznie młodsza nie tylko od niej, ale także od jej dzieci. Każda z nas pozostawała przy swoich poglądach, udowadniałyśmy jednak swoje racje i rozstawałyśmy się w przyjaźni. Po śmierci męża, kiedy pani Jadwiga została sama, zamieszkał u niej młody kuzyn – student i działacz Solidarności. Po jakimś czasie pan Marcin wyprowadził się. Wiadomość o zmianie miejsca zamieszkania pana Marcina jakoś umknęła władzom. Wraz z ogłoszeniem stanu wojennego milicja przyszła internować pana Marcina. (Pan Marcin jest jedną ze znanych osób, dlatego w tym tekście otrzymał inne imię). Dalszy ciąg tego dnia pamiętam jako wielkie zamieszanie. Nie funkcjonowały telefony, a były bardzo potrzebne, w telewizji przemawiał generał. Pomyślałam, że nie mam kontaktu z rodzicami, wobec tego pojadę do nich. Przebywali niedaleko Warszawy. Okazało się, że nie można wyjeżdżać z miasta. Napełniłam jednak dużą torbę lekarstwami i pełna wiary w skuteczność takiego argumentu wyruszyłam w drogę i dotarłam do rodziców. Wieczorem wróciłam przygnębiona. Nazwa STAN WOJENNY brzmiała groźnie. Po Marszałkowskiej jeździły czołgi. Zaczynało się życie w innym rytmie: represji, kontroli, podejrzeń, przepustek, pozwoleń. To był okres moich studiów podyplomowych na Politechnice Warszawskiej. Zajęcia odbywały się nieregularnie, koledzy przyjeżdżający z innych miast nie mogli przywozić rulonów z rysunkami; nie wolno było przewozić długich rulonów. Telefony były wyłączone. Życie zostało sparaliżowane. Trzeba było nauczyć się żyć inaczej. Była biała mroźna zima... Straszna zima naszej młodości i pogrzebanie wielkich nadziei .... Kolejne pokolenie miało walczyć o wolność, walczyć z wrogiem, który był wśród nas ....
-
Jay, skumuluj energię, czlowiek ma jej więcej niż myśli. Spisz na kartce sprawy według hierarchii ważności i... w drogę. Nie takie sprawy masz za sobą. Dasz sobie radę. Przesyłam silny prąd energii !!!!!!!!!! Życzę powodzenia. Idalia
-
Dobry wieczór, dzień był ciemny i ponury, deszcz padał i nie padał, a jak nie padał to mżył. Dzień zakupów: bazarek, giełda komputerowa i Media Markt okazał się wycieczką - zakupy - 0. Powrót z markotnymi minami. Żadnych radości. Buuuuuuu. W perspektywie dentystka i plombowanie. Brrrrrrrrrrr. Ręka boli w przegubie . Uuuuuuuuuu. Kotka siedzi na półce i patrzy na pawlacz. Miauuuuuuu. Ludzie wpadli w szał zakupów. Uffffffff. Ja jeszcze czekam. Eeeeeeeeee. Pomysł na prezenty - 3/9 zaledwie, czyli 1/3. Oooooooooo. Wykonanie 2/9. Ojjjjjjjjjj. Jutro będzie lepiej. Ta joooooooooooj. Do jutra. . Idalia. Aaaaaaaaaa.
-
Pisałam ten post straaaaasznie długo, bo zrobiłam przerwę na film francuski. Kiedy skończyłam pisać zobaczyłam nowe ciekawe tematy. O 13 grudnia napiszę bliżej tej daty. Kiedy sobie tę datę przypominam \"twarz mi blednie, włos mi rzednie\". O wiszącej pod sufitem choince napiszę też - specjalnie dla Aleks zdradzę stronę techniczną. Niestety nie umiem przysyłać zdjęć. O gejszy Polecam książkę \"Wspomnienia gejszy\" Arthura Goldena. Powieścią tą zadebiutował w 1997 r i wkrótce stała się ona światowym bestsellerem. Autor pracował kilka lat w Pekinie i w Tokio, zna dobrze historię Japonii, zna też język chiński. Opisując życie gejsz w latach 30-40. oparł się głównie na wiadomościach uzyskanych od słynnej gejszy z Gion, Mineki Iwasaki. Była ona jedną z ostatnich wielkich gejsz, wychowanych zgodnie z tradycją. Autor korzystał także z wielu innych źródeł. W wyniku tego powstała powieść bardzo sugestywnie wprowadzająca czytelników w egzotyczny świat gejsz, nie tylko bardzo kolorowy, lecz również czasem okrutny i bezwzględny. Ten świat już nie istnieje, zmieniły się obyczaje, wkroczyła nowa epoka; tamta tradycja żyje jednak we wspomnieniach mieszkańców Japonii. Powieść czyta sie \"jednym tchem\". Trudno wprost uwierzyć, że jeszcze niedawno panowały takie obyczaje. Przeczytałam \"Gejszę\" w związku z ekranizacją powieści. Film ten był niedawno na ekranach kin. Niestety nie udalo mi się go obejrzeć. Wiem z recenzji i opowieści znajomych, że był ciekawy. Mam nadzieję, że jeszcze go zobaczę. Ciekawostkę stanowi fakt, że grają w nim nie japońscy a chińscy aktorzy. Aurinko w stroju gejszy, tu się śmieję, nie powiem dlaczego. Wyobraziłam sobie Aurinko w kolorowym stroju, kroczącą drobnymi kroczkami po ogrodzie wokół kurpiowskiego domu. Trzeba załozyc ogród w stylu japońskim. A co z pastelami? Chyba też ich treść musiałaby się zmienić. Kwiaty kwitnących wiśni ....zapach olejków, wachlarz .... Będę dziś mieć bardzo kolorowe sny. Dobranoc. Idalia. {kwiat] wiśni ....
-
Witajcie w słonecznej porze dnia, wczorajsze marudzenie skutecznie zabiło słońce i piękne zdjęcia z gór. To właśnie jest impuls do życia. Linko, oczywiście, że pojedziemy w góry i wszędzie, gdzie tylko się da. Najgorszy miesiąc kalendarzowy już za nami. Do świąt zostało niewiele czasu - i bardzo dobrze - mniej będę biadolić bez sensu i potrzeby. Niedługo wiosna i lato. Wczoraj przygotowywałam karty świąteczne i całą moją pracę diabli wzięli - komputer się wyłączył. Zamiast sprawdzić odzyskany plik - zrobiłam wszystko od początku, czego bardzo nie lubię. Kiedy skończyłam, zobaczyłam, że wszystko było gotowe. To mnie dobiło. Stąd te nastroje. Aleks, choinka na suficie to bardzo dobre rozwiązanie w naszym mieszkaniu. Niech kotka buszuje jak najdłużej, jest pełnoprawnym domownikiem i wybaczamy jej wybryki. Kupiłam już paletę długopisów i mam spokój. Co pewien czas znajduję długopisy w różnych dziwnych miejscach, toczone przez kotkę. Ciekawe, gdzie schowane są myszki: były - zniknęły i nie wiem co się z nimi stało. Aurinko, pisałaś, że będziesz miała gościa z Finlandii, na pewno będzie bardzo miło. O papuciach zapomnij, masz je na codzień, starzeniu się nie poddawaj. A kysz!!!!!!!!!! W tym roku spędzę wigilię u rodziny z przyjaciółmi z Francji. W sumie 6 osób. Kot zostanie w domu, bo nie chcę jechać samochodem -metrem wygodniej i nie ma problemu z parkowaniem. 4 kilogramy kota to trochę ciężki bagaż jako dodatek do prezentów. Miłego, słonecznego nastroju życzę wszystkim i pędzę po zakupy bo w domu pusto i za chwilę zrobi się głodno. Na termometrze +10 C, nie trzeba się opatulać. Z gołą głową, bez rękawiczek, w lekkiej kurtce! To lubię!!!!
-
Aleks,, to ta piosenka - nareszcie ją dzięki Tobie mamy! Linko, , ta piosenka ma dla mnie kilka wymiarów. Rytm muzyczny jest moim rytmem, wprawia mnie w doskonaly nastrój, słowa można odbierać na wiele sposobów. A czekoladki, to siła magnezu - radość i ruch - to lubię. Samo słowo bombonierka ma dla mnie magiczną siłę koloru, połysku, błysku, ciepła i niespodzianki. Może to efekt dawnych czasów, kiedy tak trudno było kupić czekoladki i zastępował je \"wyrób czekoladopodobny\". Teraz jest duży wybór słodyczy. Koło mnie jest sklep \"Bombonierka\"o bardzo ładnym wnętrzu. Lubię do niego wchodzić, bo czuję się w innym świecie: magicznym i zaczarowanym. To jest namiastka sklepu w Salzburgu, w którym są słodycze z wizerunkiem Mozarta. Piękne wnętrze bajecznie kolorowe. W tekście, zabawnym, są słowa prowadzące: przyjemność, złotko, detektyw - które otwieraja mi kolejne okienka, wyznaczając nowe przestrzenie. To wszystko zawarte jest w jednej krótkiej piosence. Odkrywam w niej nowe treści. To tak jak adresy internetowe, otwierające się kolejno i prowadzące coraz dalej. Dlaczego piosenkę łączę z tobą Linko? Bo tak sobie Ciebie wyobrażam. Wesołą, pełną ruchu, uśmiechniętą, z zacięciem detektywistycznym. Może się mylę, ale taka jest moja wizja. A że lubisz słodycze - sama o tym pisałaś. Aurinko, , cieszę się, że polubiłaś Bombonierkę. Ta piosenka może być naszą werandową maskotką. Stello, , piszesz o cennym specjaliście należącym do rodziny. Kiedy urządzaliśmy nasze mieszkanie mówiliśmy o tym, że nie mamy w rodzinie specjalistów z żadnej branży rzemieślniczej. Mój mąż zamieniał się kolejno w różnych fachowców a ja w pomocników. Najlepiej wypadł jako stolarz, zaprojektował i własnoręcznie zbudował szafę na miejscu wyburzonej ściany (właściwie jest to 9 szaf i szafek), szafki w kuchni, wszystkie pawlacze w mieszkaniu. Najsłabszym okazał się elektrykiem. Trzeba bylo rozkuwać betonową ścianę, żeby przywrócić utraconą elektryczność. Ja zaś nabrałam pewności, że bycie pomocnikiem nie jest zaszczytną funkcją. Nie wykazałam się blyskotliwością. Trudno. Pozdrawiam Wszystkie panie, skladam życzenia imieninowe Barbarom, jeśli są między nami.
-
Mozart dobry na wszystko Rzeczywiście ta muzyka, przynajmniej dla mnie, ma wszystkie odcienie na wszelkie zmartwienia, kłopoty i smutki. Dla mnie, w chwilach zwątpienia i sensu przebywania na tym padole, jest jedna możliwość. Kanapa, zasłonięte okna, sącząca się muzyka Mozarta i ja wyciągnięta na kanapie z zamkniętymi oczami. I jeszcze jeden warunek konieczny: nikogo w pobliżu. Absolutnie nikogo. Oprócz kota oczywiście. Po takim odosobnieniu wychodzę z domu, idę w miasto i robię prozaiczne zakupy. To jest odejście i powrót. Aleks, może Mozart, może czekoladki marcepanowe z wizerunkiem Mozarta. Są bardzo smaczne i śliczne. Dla mnie pozostają tylko efekty wizualne, bo nie bardzo lubię marcepany. Ale opakowanie jest śliczne. Dla Linki jest jeszcze piosenka Bombonierka, której końcówkę słyszałam dziś w radiu. Oczywiście w Trójce. Tropie tę piosenkę, ale wymyka mi się jak wąż. Aurinko napisała o swoim kranie; ja też mam problem hudrauliczny w domu na wsi. Popsuł się drobny element w przepływowym ogrzewaczu wody. Wiem co trzeba wymienić, ale nie można kupić takiej części, ani elementu, której ta część jest składnikiem - trzeba kupić całe nowe urządzenie. Uparłam się, że znajdę tę część, ale już nie mam nadziei. Na razie muszę pamiętać, że nie wolno mi odkręcić w kuchni kranu, bo są problemy z zakręceniem. Wielokrotnie o tym zapominam, odkręcam kran i .... wpadam w furię na swoje gapiostwo. Do łazienki nie jest daleko, ale to nie to samo. Na wiosnę trzeba będzie kupić nowy podgrzewacz. Jestem bardzo mało odporna na prace hydrauliczne, mam alergię na fachowców-hydraulików, którzy, żeby zmienić uszczelkę muszą porysować kran, obić umywalkę, zalać podlogę i wyłamać pół szafki. Aby do wiosny. Aurinko, jutro będziesz miała sprawny kran i będziesz mogła zdjąć transparent. Życzę milego dnia i zgubienia zmartwień. . idalia
-
Do Aurinko chyba już wyrównałaś czas, przyspieszony o 1 godzinę. Ja dziś też bylam u Barbary, niestety sama, ale za to punktualnie, co do minuty. Myślałam o tej godzinie. Przypomniało mi się ubiegloroczne lato w Grecji. Kiedy tam pojechaliśmy to zapomnieliśmy przestawić zagarki. Bardzo się dziwiłam, że Niemcy, którzy byli naszymi sąsiadami tak wcześnie wstają, a wraz z nimi maleńka córeczka. Bardzo dlugo żyliśmy w innym czasie. To tylko 1 godzina różnicy. Idalia
-
Do Aleks Aleks, jesteś bardzo dobrym i wrażliwym człowiekiem. Chyba bardzo emocjonalnie odbierasz słowa starszej pani. Często starsze osoby mimo woli rania swoich bliskich w sposób niezamierzony, a potem jest im przykro i tego żałują. To bywa jednak silniejsze od dobrych intencji. Spróbuj może nie odnosić takich słów bezpośrednio do siebie. Czasem porozumienie ludzi z różnych pokoleń bywa bardzo trudne i wymaga wielkiej cierpliwości od osoby młodszej. Aleks, odpocznij, nabierz sił i wracaj do nas w lepszym nastroju. Idalia
-
O spacerach Wiosno, spaceruj z mężem jak najczęściej, powoli i spokojnie upajajcie się piękną jesienią, bo jest jedyna w swoim rodzaju. Ciepła, osnuta romantycznymi mgłami i ozłocona delikatnym słońcem. Cieszcie się tym pięknem, spacerujcie aleją, odpoczywajcie na ławkach i podziwiajcie widoki. Jezioro na pewno jest malownicze, niezależnie od nazwy. Ja też się uczę spacerować, ale trudno mi to przychodzi, bo poruszam sie bardzo szybko. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki nie zastanowilo mnie dlaczego wciąż ktoś mnie pyta dokąd się tak spieszę. A przecież spacery są takie piękne... O występach Do kosza wspomnień o występach artystycznych dołączam moje. Na szkolnej scenie występowałam w różnych wcieleniach: jako piosenkarka, tancerka, recytatorka i pianistka. Najmniej odpowiadały mi recytacje: bardzo się bałam, że zapomnę tekstu - i co wtedy będzie? Na szczęście tak się nie stało. jako piosenkarka czułam się znakomicie. Kiedyś śpiewałam piosenkę ludową w kolorowej spódnicy i w peruce z warkoczami (własnych warkoczy nie miałam nigdy w życiu). Peruka była zrobiona z pakuł i miała obrzydliwy kolor. Kiedy ją nałożyłam mama jęknęła z rozpaczy. Potem ufarbowała perukę na kolor brązowy, zawiązała na warkoczach kolorowe kokardy i w takim wydaniu zaśpiewałam. Piosenka nie trwała długo, ale dość długo przed występem miałam preukę na głowie. Było gorąco. Kiedy ją zdjęłam miałam brązową farbę na czole, policzkach i szyi. Taniec nie sprawiał mi żadnej trudności - nie przywiązywałam do niego większego znaczenia. Prawdziwą przyjemnością była gra na pianinie. Kiedyś grałam Preludium deszczowe Chopina i mimo największych starań nie mogłam wydobyć głębi dźwięków. Klawisze wydawały dziwnie głuche dźwięki. Po zapadnięciu kurtyny byłam zrozpaczona: nie wiedziałam co się stało. Prawda okazała się okrutna: w czasie robienia dekoracji młotek wpadł do środka pianina i uderzając w klawisze podnosiłam młoteczki klawiszy wraz z mlotkiem do przybijania gwoździ. Zostałam wtedy bohaterką wieczoru; mimo takich trudności zagrałam utwór do końca. O historii w historii W ubiegłym tygodniu wysłuchałam długiej przemowy adwokata. W obronie swojej mocodawczyni wytoczył ciężkie działa. Legiony rzymskie maszerowały z Italii do Stanów Zjednoczonych, polityka państwa polskiego mieszała się z nep-em, konstytucja była tarczą obronną a wśród falujących epok historii stał on - wielki adwokat z samymi wygranymi sprawami; żadnej sprawy nigdy nie przegrał. Bo zawsze był uczciwy i rzetelny. Słuchając mowy myślałam o Aleks i tętniącej żywej historii. Dziś czytając o historycznych myszach przypomniałam sobie gestykulującego adwokata, jego wzniesione ręce i \"przejazd\" przez historię. Aleks pisz: nieważne o kim i o jakiej epoce. Historia w wydaniu Aleks jest zawsze fascynująca. Mój kot złapał mysz i trzymał ją za ogon, niewiedząc co ma z nią zrobić. Uwolniliśmy mysz, teraz zastanawiam się, czy nie była to historyczna mysz wysokiego rodu. O imionach własnych - nazwach geograficznych Aurinko pisała o nazwach geograficznych ze swoich okoic. Prostuję: wieś nie nazywa się Białe Błoto a Białebłoto pisane łącznie. Nie wiem skąd wzięła się taka pisownia. Niedaleko tej wsi jest wieś o nazwie Stara Wieś. Mieszkańcy mówili na nią \"StarAwieś\" ( z akcentem na duże A). W starych dokumentach nazwa też była pisana łącznie. Niedawno przeczytałam o zmianie nazw niektórych miejscowości. Wśród nich była Stara Wieś koło Węgrowa, która teraz pisana jest jako Starawieś. Inne dziwne nazwy to Gwizdały - niedawno powstało tam Muzeum Gwizdków, Pierzchały, Żelazna Prywatna i obok Żelazna Rządowa, Parciaki, Rząśnik, Ploniawy-Bramura, Kobylaki Czarzaste, Budziska. tak, te nazwy odbiegają daleko od milo brzmiących nazw stworzonych przez Lucy Maud Montgomery i tak pięknie przetłumaczonych. Myśle, że Stella rozpozna niektóre nazwy - miejscowości te znajdują się niedaleko. Pozdrawiam Idalia
-
Dobranoc Linko, odpoczywaj. Ja jestem dziś pod ciemnymi chmurami cały dzień. Dobrze, że dzień się kończy. Jestem z kotem bardzo blisko a on jeszcze bliżej; czasem odnoszę wrażenie, że czyta moje myśli. A ja się staram i nie zawsze go rozumiem. Aleks, wiersz o kotach pochodzi z książki Moje podróże z kotką Ewy Ziółkowskiej-Boehm. Kocie Sprawy czytam od czasu do czasu. O jakiej postaci historycznej teraz napiszesz? Stello, napisz jakie masz przemyślenia w związku z czytanymi książkami. Aurinko, nie znikaj nieoczekiwanie - bardzo Ciebie brakuje. Szymonko, strajkujesz jak listonosze i dlatego nic nie piszesz? Poczta werandowa funkcjonuje doskonale! Napisz co nowego w kamienicy, jak wygląda ulica Pana Giertycha. Jay trzymaj się dzielnie - dasz radę. Będę trzymać kciuki za wszystkie Twoje kolokwia i egzaminy. Życzę małemu pacjentowi zdrowia. Ewikkk, czy ogarnęło Cię szaleństwo przedświąteczne? Pozdrawiam Mamę Ewikkk. Dobranoc Paniom. Idalia
-
O Wielkim Aktorze Bardzo mi smutno z powodu śmierci Wielkiego Aktora. On mial klasę. Nie ma już takich osobowości, odchodzą ostatni z tego pokolenia: kulturalnych, inteligentnych, eleganckich panów - posługujących się pięknym polskim językiem. Nie przypominam sobie żadnej źle zagranej roli, \"odwalonej chałtury\", udziału w miernych programikach dla gawiedzi, z nagranym w tle śmiechem. Pamiętam doskonale zagrane role - a było ich bardzo dużo - pamietam pana Leona z teatru, z teatru telewizji i oczywiście jako gwiazdora polskiego filmu. Mówiliśmy o nim, że chyba był chyba najczęściej angażowanym - spośród polskich aktorów. Wystąpił w bardzo wielu filmach, grając role główne i epizody - wszystkie jednakowo doskonale. Był doskonały w tym co robił. Leon Niemczyk był zawsze, odkąd sięgam pamięcią. Nie obchodzi mnie ile miał żon: pięć, dziesięć czy pięnaście. To jego i tylko jego osobista sprawa. O swoich kobietach mówił z wielkim szacunkiem i niezwykłą elegancją. Ważne, że to co robił - wykonywał po mistrzowsku Gardzę kolorowymi pisemkami podrzucającymi prymitywnej gawiedzi na żer artykuliki o liczbie żon, konkubin i kochanek, skandalach i skandalikach - miełkie ploteczki z samego dna. Ciekawe jak czułyby się paniusie Dulskie, karmiące się tymi bzdurkami z kolorowych szmatławców, liczące cudze żony, gdyby tak ich życiorysy z najbardziej osobistymi epizodami z życia zostały wyciągnięte przez dziennikarzy i opisano w gazetkach a miejscowe plotkary wzięły je na języki. No cóż, myślę, że szybko straciłyby moralizatorski krytykancki ton i schowały w mysich norkach.
-
Dzień dobry, ja też tylko na chwilę. Wzbogacona duchowo w wirtualne wartości matrialne wybieram się na zakupy - mam dziś gości. Zajrzałam, żeby przekonać się co słychać i widzę, że pojawił się sprzedawca, który poczuł interes. Zebrać coś - a potem - sprzedać i zarobić. Takie czasy - wszystko na sprzedaż. Wszystko? Nie, nie wszystko. Są wartości duchowe, do przekazania innym, nie zawsze do przehandlowania, zrobienia interesu i zbicia kasy. To dziś bywa trudne do zrozumienia, kiedy wszystko przelicza się nawet nie na pieniądze a prostacko na \"kasę\". No cóż - takie czasy. Ale to już temat na zupełnie inny topik. Jest takich dużo i bardzo latwo do nich trafić, znaleźć się wśród swoich i błyszczeć. Ja pozostaję z historycznym bogactwem zaproponowanym przez Aleks i zaakcepyowanym przez Linkę. Pozdrawiam Werandowe Panie. Idalia
-
Aleks chyba zacznę zbierać i kompletować odcinki Historii według Aleks - będzie to werandowy bestseller!!!!!!!!!!!!!!!
-
Aleks, ja też mam samochód po liftingu, nie tylko obecny - poprzedni też. Poprzedni samochód miał ślady ingerencji innych samochodów na parkingach marketowych kilkakrotnie. Obecny został pokiereszowany przez Francuzów w Dijon na parkingu. Prawdziwa okazała się informacja, że Francuzi parkują wszędzie bo zmieszczą się na najmniejszym nawet kawałeczku wolnego miejsca. Kiedy to zobaczyłam z wrażenia zaniemówiłam: mój nowy ukochany samochód - francuski - miał zdarty lakier, słońce odbijało się w tej rysie jak w lusterku. Po bardzo długiej chwili przypomniały mi się słowa mojego kolegi \"komunikanta\": samochod to jest pudełko do przemieszczania się, powinien być sprawny i niezawodny. Kiedy pojawiają się zarysowania i wklęśnięcia na karoserii przypomina mi się to powiedzenie i złość przechodzi szybciej. Aurinko, jakoś tak mimo woli wyrwałam się z polecaniem książki \"Wszystko czerwone\" a teraz zdałam sobie sprawę z tego, że książkę tę czytałam bardzo dawno, pownie 20 lat temu, może jeszcze dawniej. Zatarły się szczegóły, pozostała mi w pamięci niesamowita atmosfera, wartka akcja i narastająca dramaturgia. No i wielkie poczucie humoru autorki. Chyba będę musiała powrócić do tej lektury, kiedy dopadnie mnie jakaś chandra: to będzie najlepsze lekarstwo. Linko, dla Ciebie, mającej serce wielkości dużego budynku, wiersz krakowskiego poety Franciszka Klimka. Co potrzeba kotu Kotu potrzeba niewiele: pogłaskać go tylko w niedzielę, w poniedziałek, wtorek i środę leciutko podrapać w brodę, w czwartek, piątek i sobotę pobawić się trochę z kotem i w niedzielę - znów niewiele. A jeśli ci się uda pokochać go troszeczkę i dasz mu - dodatkowo coś jeszcze na miseczkę, jesli uznasz, że nigdy nie oddasz go nikomu i zgodzisz się, by czasem porządził trochę w domu, to zauważysz potem (to zresztą przyjdzie z wiekiem), że będąc bliżej z kotem, jesteś bardziej człowiekiem. Stello, odezwij się i powiedz, gdzie jesteś: wśród rozważań filozoficznych II połowy XIX wieku, czy już w pracowni architektonicznej z panem Lesiem Szymonko, dawno nie rozmawiałyśmy o Warszawie. Zniknęła też młoda aktorka, nie wiemy jaką modę prezentuje w tym sezonie i jakie przynosi bukiety kwiatów. Ewikkk, co nowego za oceanem? Jaką literaturę lubisz? Jay, przerwa semestralna zbliża się, jakie lektury przygotowujesz w tym roku? Pozdrawiam wszystkie czytające książki Panie. Ps. Aleks, moda na zrywanie szat z postaci historycznych utrwaliła się na dobre. Ostatnio z przykrością słuchałam wywodów proferora Tazbira na temat królowej Bony, której wkład w polską kulturę został zakwestionowany. Jak się okazało okazał się on minimalny i tak naprawdę bez większego znaczenia. Ciekawa jestem jaka jest rola królowej Bony w historii według naszej Werandowej Pani Kustosz
-
Aleks, zdecydowanie nie mozna żyć bez serca. Weranda z Twoim sercem bez Ciebie też jest inną Werandą. Wracaj szybko z zaległą opowieścią.
-
Do Szymonki temat poruszony przez Ciebie otworzył mi szufladkę o treści CZYTANIE i zainspirował do napisania postu. A potem, kiedy szufladka się zamknęła zniknęłaś mi a dla Ciebie pozostał koło monitora, więc posyłam go na Werandę specjalną przesyłką. Idalia
-
O czytaniu książek Książki czytałam zawsze w sposób bardziej lub mniej cywylizowany - czasem w bardzo dziwnych czasem miejscach. W dzieciństwie pod kołdrą przy świetle latarki. Potem metodę tę próbowałam zastosować w namiocie, ale nie zawsze się sprawdzała często popadałam w sytacje kolizyjne. Do sesji letniej przygotowywałam się często w Parku Ujazdowskim i w Dolinie Szwajcarskiej. Książki towarzyszyły mi w tasiemcowych kolejkach w okresie kryzysu. Dzięki nim udawało mi się czasem dotrwać do wspaniałej chwili, kiedy znajdowałam się przy ladzi i mogłam coś kupić. Oczywiście były to rzeczy całkowicie niezbędne z innych raczej rezygnowałam. W środkach komunikacji miejskiej też czytałam książki. Kończyło się to czasem całkowitym oderwaniem od rzeczywistości. Nagle okazywało się, że tramwaj stoi na pętli i ja jestem jedyną pasażerką. Teren był mi całkowicie nieznany, ale opracowałam sobie metodę powrotu. Tramwaj - o tym samym numerze, wtedy mogłam spokojnie czytać aż do pętli na drugim końcu miasta. Z autobusami było gorzej: czasem trasa powrotna wiodła innymi ulicami i trzeba było odłożyć lekturę i wyglądać znajomego krajobrazu. Wyjazdy służbowe pociągami dalekobieżnymi też były okazją do czytania. Zawsze bagaż był cięższy o książkę. Często żałowałam, że grube książki nie są podzielone nz części i trzeba wozić opasłe tomy. Trasę z przesiadkami starałam się dokładnie opracować, żeby nie przegapić właściwej stacji. I nigdy mi sie to na szczęście nie zdarzyło. Teraz książki towarzyszą mi, kiedy wybieram się do lekarza. Wtedy ustalam swoje miejsce w kolejce, pilnuję osoby, po której mam wejście, robię marsową minę, żeby nikt mnie nie pytał i nie opowiadał o chorobach i ... czytam. Kolejki w urzędach są dla mnie miejscem do rozwiązywania krzyżówek W srodkach komunikacji miejskiej raczej czytam prasę; w metrze rozwiązuję krzyżówki. W domu lubiłam czytać, siedząc na fotelu, przy lampie. Teraz straciłam to miejsce i jeszcze nie znalazłam optymalnego rozwiązania. Kiedy zjawiła się kotka - trzeba było zdjąć lampę, bo znajdowała się na szlaku prowadzącym na parapet. Fotel też został zaanektowany przez kotkę. Fotel w drugim pokoju stał się miejscem wyścigów - kto pierwszy zajmie miejsce: kotka czy ja. Teraz znalazłyśmy consensus. Jeśli ja pierwsza usiądę - to kotka siada mi na kolanach; jeśli kotka jest pierwsza to delikatnie ją przesuwam i siadam na krawędzi fotela, po chwili mam miejce na fotelu, a na moich kolanach mruczy ciepły, miękki kłębuszek. Do Stelli, nie jestem polonistką. Jestem osobą książkolubną. Do Linki, pewnie nie jestem osobą komputerolubną, co pewien czas zmagam się z moim komputerem, zanim przekonam go, żeby był uprzejmy i wykonał moje polecenie. Teraz też usilnie nad tym pracuję. Do Aleks, czytam książkę Podróże z moją kotką, (tak z kotką a nie z ciotką Greene\'a) Aleksandry Ziółkowskiej -Boem i odnajduję w niej świat nieznany autorce i mnie, do którego może wprowadzić człowieka kot. Do Aurinko pozdrawiam i nie przeszkadzam w lekturze. Do wszystkich. Pozdrawiam. Idalia
-
Dobry wieczór Werando, Stello, sięgnęłaś na bardzo wysoką półkę literacką. Dostojewski to wspaniały pisarz rosyjski II połowy XIX wieku. Wielki człowiek, który wyprzedził swoją epokę, zostawił swój ślad w literaturze europejskiej, szczególnie francuskiej i polskiej oraz amerykańskiej. Jego życie było wielce skomplikowane od dzieciństwa (wychowywał go ojciec) aż do śmierci. Zmuszony przez ojca do podjęcia studiów technicznych, po ich ukończeniu i po roku pracy jako urzędnik, poświęcił się działalności literackiej. Wstąpił też do kółka konspiracyjnego, co miało znaczący wpływ na jego dalsze życie. Jako jeden z wybitniejszych działaczy stanął w 1849 r przed plutonem egzekucyjnym, skazany na śmierć przez rozstrzelanie. W ostatniej chwili przyszło ułaskawienie od cara, zamieniające karę śmierci na katorgę w Omsku. Te chwile, kiedy żegnał się z życiem i kiedy do niego powrócił - znalazły odbicie w jego późniejszej twórczości i pojmowaniu świata. Życie osobiste pisarza nie układało się pomyślnie. Był dwukrotnie żonaty: po raz pierwszy z wdową, mającą dzieci z pierwszego małżeństwa, a kiedy owdowiał ożenił się ze swoją sekretarką. Jego zmagania wewnętrzne, przewartościowania filozoficzne - znajdujemy w rozedrganych psychicznie portretach bohaterów powieści. Postaci te są skomplikowane, osadzone w zapętlających się sytuacjach, co czyni ich życie trudne i ponure. Uważa się, że twórczość Dostojewskiego osiągnęła pełną dojrzałość literacką po 1849 r. Jego filozofia życia uległa istotnej zmianie, zmieniły się też poglądy polityczne. Wysoko cenię twórczość Dostojewskiego, uważam go za jednego z najwybitniejszych pisarzy światowych , a jego powieść pt. Zbrodnia i kara zaliczam do arcydzieł. Za znamienne uważam jego słowa „Bez cierpienia nie zrozumie się szczęścia”. Wypowiedzieć je mógł tylko człowiek, który przeżył coś strasznego. Tym strasznym był przecież wydany i wycofany na chwilę przed wykonaniem wyrok. Tym strasznym było też cierpienie na zesłaniu, opisane w jego twórczości. „Anioł nigdy nie upada. Diabeł upada tak nisko, że nigdy się nie podniesie. Człowiek upada i powstaje”. Te słowa także można odnieść do życia pisarza. Stello polecam Ci Zbrodnię i karę. To wspaniała literatura Jakie ciekawe jest zestawienie prozy Dostojewskiego z twórczością Joanny Chmielewskiej. To tak jak dzień i noc. Joanna Chmielewska (Irena Kűhn) jest z wykształcenia architektem i zanim zajęła się twórczością literacką pracowała w warszawskim biurze projektów „Stolica”. W powieści „Lesio” opisała swoje doświadczenia w zawodzie architekta - projektanta. Powieść czyta się doskonale, jest napisana z wielkim poczuciem humoru, a to co wydaje się nieprawdopodobne, jest prawdziwe, lekko tylko podkolorowane. Tak bywało i tak bywa w tym zawodzie. Projektowanie też często bywa wielką fantazją. Postać Lesia miała swego odpowiednika w rzeczywistości. Był taki pracownik, oczywiście pisarka dodała mu barwy, bo w istocie był bardziej nijaki, ale naprawdę istniał. Nie pamiętam już jego nazwiska. Inną, bardzo zabawną powieścią kryminalną jest „ Wszystko czerwone”. Inspiracją do jej napisania był wyjazd autorki do znajomej do Danii. Rzeczywistość miesza się z fikcją literacką, wspaniale „przyprawiona” ogromną dawką dobrego humoru. Ważną rolę odgrywa katafalk i związane z nim przygody. Zachęcam Stello do przeczytania tego drobiazgu, napisanego „z przymrużeniem oka” jako kolejnego lekkiego przerywnika w lekturach. Ciekawe są też wspomnienia Joanny Chmielewskiej i jej filozofia życia, opisane w kilkutomowej „Autobiografii”. Życia dość dalekiego od ideału i wrażliwości, przynajmniej w moim pojęciu. Ale ... każdy ma swoją wrażliwość i swoją w życiu zaradność. Nawet pisarz. A pani Irena Kűhn nie jest delikatną blondynką, o nie... Życzę prawdziwej przyjemności w obcowaniu z poważną literaturą Dostojewskiego i oddechu w spotkaniu z figlarnym humorem Chmielewskiej. Idalia
-
Do Kobiety Dojrzałej i innych Pań kilku... Dziś minął rok od otwarcia Werandy przez Kobietę Dojrzałą. Otworzyłam drzwi do przeszłości, aby zobaczyć jakie były początki, jacy goście na Werandzie byli, jacy bywali i kto pozostał. Kobieta Dojrzała zaprosiła na Werandę gości o godz. 18.31, obiecując \"nasze miejsce na ziemi\". Zabrzmiało, jak widać, atrakcyjnie i obiecująco, bo już o 20.07 pojawiła się Linka - zainteresowana miłą, serdeczną i ciepłą atmosferą z odrobiną szaleństwa. Następnego dnia o świcie - bo co to za godzina 8.37 w listopadzie -przybyła zaciekawiona, buszująca po tematach kafeterii, Aurinko. Od razu zadomowiła się na Werandzie i podzieliła opowieścią o swojej byłej i już \"niebyłej\" bo ocieplonej i zamienionej w pokój werandzie. Wieczorem zjawiła się Szymonka z niezapomnianymi wrażeniami z wakacji w górach, w których ważnym miejscem była weranda w domu przyjaciół. Oprócz trzech wymienionych Pań, byli też inni goscie, ale ... , spośród wielu osób, pojawiających się na 10 pierwszych stronach, pozostały na Werandzie do dziś: Linka, Aurinko i Szymonka. Na Werandzie działo się dużo; były zaczepki i złośliwości, były próby pokrzykiwań, ale prośby Kobiety Dojrzałej i zaangażowanie Pań, które zadomowiły się i nawiązały magiczną więź, okazały się silniejsze. Kobieta Dojrzała potrafiła przemówić do egzaltowanych i rozkrzyczanych pań w delikatny acz zdecydowany sposób, przypominając, że: \"WERANDA JEST DLA ZABIEGANYCH, ZAGUBIONYCH DLA SZUKAJĄCYCH CISZY I SPOKOJU. TAKI PRZYNAJMNIEJ BYŁ PIERWOTNY ZAMYSŁ. SPOKÓJ BYWA MAŁO EKSCYTUJĄCY, CZĘŚCIEJ NUDNY, ALE JEST BARDZO POTRZEBNY. POROZMAWIAJ LEPIEJ O NAS SAMYCH, O TYM CO NAM W DUSZY GRA\". I tak pozostało do dziś. Grono Pań bywających stale powiększa się o panie dojrzałe, zagubione dusze, niekoniecznie \"dojrzałe\", ale szukające pocieszenia lub pomocy, osoby czytające i podczytujące. Jest też mistyczny przewodnik duchowy cytujące przypowieści filozofa z Goa. Zapalam świecę na urodzinowym torcie i stawiam na największym stole Werandy. Tort jest olbrzymi - dla Wszystkich, którzy gościli na Werandzie, dla Tych, których nie znamy, a którzy nas czytają. Wszystkiego najlepszego WERANDO. Idalia
-
Przedświateczne świateczne nastroje Świąteczne nastroje wkraczają w szary, ciemny dzień. Jest dziś szaro i wilgotno. Udałam się z konieczności do marketu na chwilę. To nie jest moje ulubione miejsce, ale czasem nie można ominąć.Już przed wejściem świąteczna atmosfera: cały las choinek różnej wielkości, zapach świąt, kolorowe światełka zwieszające się girlandami. Wewnątrz muzyka, ozdoby choinkowe, ruch i ... coś nowego. Geant zamienia się w Real. Szkoda, ale trudno. Geant czy Real to i tak nie to co Stary Browar. Już się przyzwyczaiłam do świątecznej atmosfery od listopada. W Niemczech sprzedawane jest ciasto świąteczne, przygotowywane tylko na święta. Sprzedaż tego ciasta zaczyna się od lipca. Klienci kupują ciasto - a ponieważ jest bardzo smaczne - zjadają je ukradkiem i kupują następne na święta. To kolejne ciasto też jest zjadane cichcem i ... tak do świąt. Nasza Weranda pozostanie na razie bez oprawy świątecznej, bo mamy jeszcze tyle tematów przedświątecznych, że nie czułybyśmy się dobrze w złotkach i sreberkach. A zatem zasiadajmy do zielono-czerwonych stolików i rozmawiajmy sobie spokojnie i bez napięć. Na stoliku postawiłam termos z zaparzoną melisą i słoik z miodem - lekarstwem. Dla Linki - słoik domowych konfitur z truskawek, smażonych w tradycyjny sposób. Mocno starsze panie potrafią je przygotowywać znakomicie. Ja nie umiem. Kiedy już miejsca zostały zajęte, degustacja się rozpoczęła, pogoda jaka jest każdy widzi - zadam pytanie: Co tam panie w polityce, Werandowiczki trzymają się mocno? Pozdrawiam i zasiadam z Wami. Idalia Chyba mamy już za sobą piękny jesienny tydzień; jest tak ciemno, że mam uczucie zaburzeń wzroku. Co prawda za oknem drzewa maja piękne kolororwe liście, ale bez słońca tracą one wiele na urodzie. Ale już jesteśmy w drugiej połowie najgorszego miesiąca - listopada. W grudniu dni zaczną się powoli wydłużać.
-
Witajcie Stałe Werandowiczki nie zmieniajmy klimatu naszej Werandy, Aleks , nazwałam Cię Naczelnym Kustoszem Historii Werandy. Dzięki Tobie mam nadzieję na utratę awersji do historii, którą otrzymałam w szkole dzięki nauczycielce. Osoba ta zraziła do tego przedmiotu całe pokolenia swoich uczniów. Historia na wesoło, jaką nam serwujesz, jest jedyna w swoim rodzaju i niepowtarzalna. Czekam na każdy kolejny odcinek. Może powstanie z tego publikacja? Wydawnictwo Werandy na potrzeby jej użytkowników? Piszę o tym zainspirowana faktem bardzo bulwersującum: otóż przeczytałam o przyznaniu tytułu Książki Miesiąca Ludwikowi Stommie za książkę „Polskie złudzenia narodowe\". W książce tej autor pisze o prawdzie historycznej i mitach. Zdaniem Stommy \"Te mity są takie wygodne, gdyż pochlebne, ukazujące nas w najjaśniejszych barwach, kreujące nas na naród wyjątkowy”. W omówieniu czytam o innej prawdzie historycznej dotyczącej m.in. osoby Rejtana, Ordona czy też pierwowzoru postaci Wolodyjowskiego, Nie podoba mi się „odzieranie” postaci z prawdy czy mitu oraz przypisywanie trywialnej „prawdy”. Nie lubię takiego zdejmowania z piedestału. Dlatego – proszę – omijaj tę książkę, jeśli ją spotkasz, szerokim łukiem i pisz dla nas historię w wydaniu własnym. Linko, wczoraj usłyszałam w raddiu piosenkę Bombonierka. Śpiewa ją Grzegorz Turnau i pani, której nie zidentyfikowałam. Piosenka jest bardzo ładna: malodyjna, rytmiczna i dowcipna (barzdo dobry tekst) - od razu skojarzyłam ją z Twoją osobą. Na pewno usłyszysz tę piosenkę, bo myślę, że zostanie przebojem /hitem. Cikawa jestem, czy Ci się spodoba. Nie dajmy się: co nas nie zabije to nas wzmocni