Idalia
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Idalia
-
Biegiem na skróty... Stello, nie tylko słyszałam o Makowie Mazowieckim, ale tam bywałam. Przejeżdżałam wielokrotnie, robiłam zakupy w domu towarowym i miałam zarezerwowany nocleg w hotelu. Nie nocowałam, bo zostałam zaproszona do bardzo gościnnego domu przemocą, gdzie anulowano moją rezerwację i przyjmowano mnie z wielką gościnnością. Bardzo miłe miasto a jaka piękna nazwa ... O wiele ładniejsza niż miejscowość, która nazywa się Makowiec ( na trasie Warszawa-Kielce). Skąd te kompleksy Stello? Jay, trzymam kciuki za egzamin . Linko, Aleks, chciałam napisać o marcińskich rogalach i białym maku, o legendach na ten temat, ale nie udało się, mam takie miejsce, w którym kupuję \"marcinki\". Aurinko, zmagałam się z wieloma problemami, w tym z komputerem i nowym komunikatorem, którego nie uzyskałam i resztki wyrzuciłam, a teraz okazalo się, że mam częściowo, inny mój komunikator został pożarty z adresami a potem zwrócony (brrrr) w stanie pokąsanym. Wiosno, ciesz się, nie poddawaj analizie mięśnia sercowego w sensie organu wewnętrznego, a myśl o wspaniałym ocaleniu człowieka. Serce to coś zupełnie innego - to symbol i wszystko co najlepsze; to właśnie jest ważne. Szymonko, muszę kiedyś opisać moje wizyty na ulicy Szucha i sprawy z tym związane. Dziewczyny, szalejcie na Werandzie i pilnujcie tego magicznego miejsca - ja zniknę na jakiś czas. Może uda mi się zajrzeć na Werandę dziś wieczorem i przeczytać zaległości, nie wiem, czy coś zdołam napisać, bo zrobiło się bardzo ponuro wokół mnie, choroby i śmierci znajomych poraziły mnie - ten straszny listopad, oby się już skończył. Sroka za moim oknem wędruje po drzewie z wiśniowymi liśćmi i dobija się do okien - co ona tam widzi dla siebie? Przepraszam za chaos, spieszę się bardzo. Jutro wyjeżdżam. Bądżcie na Werandzie! Pozdrawiam. Idalia
-
Mam problemy z komputerem. Teraz zjadł mi kawałek tekstu - połknął jak kawałek tortu. Napiszę kawałek dalszego ciągu za chwilę, ale mój entuzjazm też został pochłonięty.
-
Dzień dobry, przybywam na wezwanie, Zeby się nie spóźnić. Straciłam kontakt z Werandą i nie wiem co się dzieje. Otwierając stronę błysnęło mi pytanie, czy ktoś słyszał o
-
Witam na Werandzie, Przyłączam się do życzeń urodzinowych, życie jest piękne Flosko, trzeba tylko jego urodę odnaleźć.To piękna data. Moje „pełne” urodziny obchodziłam bardzo intensywnie. Nie było to zamierzone, a pomysł powstał pod wpływem impulsu. Otóż moja kuzynka z grobową wręcz miną stwierdziła, że zbliża się bardzo smutny dzień: jej urodziny. Długo o tym myślałam i postanowiłam, że moje urodziny będą „niesmutne”. Zaprosiłam gości, osoby bardzo różne, także mniej mi znane. Nie wszyscy wiedzieli, że to moje urodziny. Majowa pogoda była piękna - spotkanie bardzo udane. Od tej pory obchodzę urodziny właśnie tak. Zastanawianie się nad celem życia i poszukiwanie celu w różnych okresach życia jest bardzo trudne. Jak pisała Linka jest to problem filozoficzny. Tęgie głowy sławnych filozofów napisały tomy traktatów, rozważań i rozpraw. Różne są postawy filozoficzne i bardzo zróżnicowana hierarchia głoszonych wartości. Myślę, że w zależności od charakteru oraz istniejących uwarunkowań znajdujemy się w sytuacjach życiowych, w których spełniamy się w różny sposób. Są to wartości niewymierne i trudne do oceny. Kobieta – naukowiec, wynalazca , która wniosła wielki wkład dokonując wspaniałego odkrycia. Kobieta – która mając ukończoną zaledwie szkołę podstawową wychowała 10 dzieci na porządnych, uczciwych, wartościowych ludzi. Kobieta – która niczego wielkiego nie dokonała, ale pomogła wielu ludziom, przywracając ich do życia. Można mnożyć przykłady różnych postaw życiowych i różnorodnych osiągnięć. Jak pisze Aleks – cel ukazuje się sam, kiedy żyjemy dla innych. Myślę, że kiedy powoli odchodzimy od czynnego życia, powinniśmy mieć świadomość, że przekazujemy nasze miejsce wstępującemu pokoleniu. Jego dynamika, siła i wiara w ulepszanie świata to jest to, co przekazaliśmy naszym następcom. Świat się zmienia i potrzebuje nowych silnych ludzi. Dla nas też zawsze jest miejsce. Musimy tylko je znaleźć. Czasem ono samo do nas przychodzi. Cele nie muszą być zasadnicze i wielkie. Równie ważne są te codzienne i małe, one też są komponentem większych. Realizowanie małych celów jest bardzo ważne; daje zadowolenie oraz poczucie spełnienia. Kilka lat temu miałam bardzo ważną misję do spełnienia. Zbliżała się zima i kilka bezdomnych zaprzyjaźnionych kotów nie miało swojego ciepłego miejsca. Zbudowanie domków, przygotowanie suszarni, przekonanie dozorczyni i sąsiadów, że to są bardzo ważne koty i muszą tu być – to była bardzo sprawa dla mnie bardzo ważna. Potem utrzymywanie porządku, doglądanie, karmienie, podawanie lekarstwa 5 razy dziennie – to było wyzwanie. Włożyłam w to dużo pracy, ale poczucie spełnienia było satysfakcjonujące. Nie przymierzam się do czynów wielkich. Staram się nie czynić innym, co mnie jest niemiłe, patrzeć na życie optymistycznie, kiedy wszystko mnie denerwuje - udawać się na emigrację wewnętrzną, a kiedy to uczucie mija – wracać i znajdować to, co pozytywne i piękne. Ważne też jest wytłumaczenie sobie, żeby nie emocjonować się nadmiernie tym, na co nie mamy wpływu. Taki jest mój pogląd na życie w drugiej jego połowie. Inną sprawą jest praktyczne zastosowanie tej teorii w życiu, bo łatwiej o tym napisać a trudniej zastosować. Flosko, zostań z nami – razem łatwiej. Roanno – zapraszamy serdecznie. Aleks - masz piękną osobowość. Linko - południe „odjechało” ode mnie wczoraj, kiedy kładąc się spać zobaczyłam białą zimę a rano usłyszałam pługi śnieżne pod oknami. Wyjeżdżam na wtorek i środę, bo pogoda ma się poprawić. Stello, masz prawdziwe przyjaciółki na Werandzie, bo tylko ona jest wirtualna. My jesteśmy prawdziwe, nie znamy się w tym sensie, że nie widziałyśmy się i nie wiemy jak wyglądamy. Ale znamy nasze dusze i to jest najważniejsze. Przygotuj, proszę jakąś opowieść paleontologiczną – już na nią czekam. Aurinko, nie trać „zdrowia” na bezmyślność fachowców i nie oczekuj racjonalnego myślenia. Z doświadczenia wiem, że przychodzą do pracy wtedy, kiedy zasoby finansowe zostały już skonsumowane i trzeba je zdobyć. Szymonko, czekamy na opowieść. [kwiat[ Ewikkk, odwiedzaj nas częściej i zachęć Panią Mamę do wejścia na Werandę Borowinko, może by się znalazła jakaś mrożąca krew opowieść? [kwiat[ Aleks i Linko - dziękuję za miłe słowa o moich przodkach. Pozdrawiam wszystkie panie bardzo ciepło.
-
Witajcie, zimno za oknem, ale mamy przecież ciepłą WERANDĘ. Jak dobrze, że przybyły dawno nie widziane Panie. Pani Mamo Ewikkk, proszę do nas napisać, będzie nam bardzo miło poznać Panią, myślę, że magia Werandy \"wciągnie\" Panią tak - jak jak to uczyniła z nami. Ewikkk też zapraszamy do częstszego uczestnictwa, bo stanowczo zbyt długo czekałyśmy na wiadomość jak udała się impreza i jaki strój został wybrany. Musimy zebrać dużo energii, żeby powalczyć z zimą - razem będzie łatwiej. Znowu padał śnieg i trawnik zamienił się w szarlotkę. Perpektywa wyjazdu na południe Polski w taką pogodę wcale mnie nie cieszy. Niestety muszę pojechać. Nawet po zakupy nie chce mi się jechać samochodem, chyba zastosuję skróconą wersję niezbędnych zakupów blisko domu. Zima zaskoczyła mnie - jak co roku - nie schowałam cienkiej kurtki bo byłam pewna, że jeszce się przyda, a dziś będę przyszywać guziki do grubej zimowej kurtki z kapturem. Czapka na głowę, zimowe buty, które trzeba wyjąć z pawlacza, grube rękawiczki... Koszmar! Chyba byłabym bardzo dobrym pracownikiem drogowców, których zima zawsze \"zaskakuje\". Kotka wyskoczyła na balkon i \"odskoczyła\" szybko do pokoju. Teraz leży na dywanie i drzemie, obserwując, co się dzieje, żeby niczego ciekawego nie stracić. Leżak powędruje do piwnicy a kwitnące kwiaty, przykrywane no noc, nie wiem jak długo jeszcze będą chciały ozdabiać balkon. Z okna wieje chłodem, muszę je ocieplić, bo inaczej zamarznę przy komputerze. Przestało padać. Teraz nic mnie nie uratuje przed wyjściem z domu. Opuszczam więc Werandę i zapraszam Panie na pogaduszki. Aurinko na pewno już się zaaklimatyzowała w swoim domu i szykuje ciekawą opowieść. Przybywajcie.
-
W ubiegłym roku sąsiadka przyniosła mi na przechowanie małego kotka. Sama ma 2 koty i otwarte drzwi na balkon na parterze. Było to 1 sierpnia. Szukałyśmy właściciela; myślałyśmy, że kotek (ok. 3 miesięcy) wyszedł z domu i nie wrócił. Objechałam lecznice wet. szukałam ogłoszenia o zaginięciu kotka. Na próżno. Było lato, czas urlopów; ktoś wyjeżdżał a kotka wyrzucił. Kotek został u nas - nigdy nie chciałam mieć kota - chciałam psa. Kotka urosła, waży 6 kg, dzielnie zniosła sterylizację i jest ukochanym zwierzaczkiem - pełnoprawnym członkiem rodziny. Zna swoją pozycję i wykorzystuje to po mistrzowsku. Na wsi, gdzie mamy dom i ogród, kilka lat temu przejeżdżał samochód i wyrzucono z niego małego kudłatego pieska. Dzieci przyprowadziły go do mnie. Ma teraz dom w Warszawie, jest zadbana i wypieszczona. Mogłabym mnożyć te historie, chodziłam do zakonnic na wsi, żeby pozwoliły nocować staremu psu pod schodami domu parafialnego, w którym zamieszkały zakonnice i zamknęły furtkę. Znam mnóstwo takich spraw i nie rozumiem bezduszności ludzkiej.Ludzie bywają straszni; w moim domu rodzinnym zawsze były psy i koty zabierane do domu z ulicy - zwierzęta niechciane przez innych a wspaniałe i kochane przez nas. Aleks, posiedź chwilę na fotelu, napij się herbatki z dzikiej róży - mnie też jest ciężko żyć w tak okrutnym świecie. Jeśli są szanse na dom dla psa to dobrze. Powodzenia. Trzymaj się.
-
Witam Werandowiczki, szczególnie zaś te, które wreszcie do nas wróciły. Kiedy wejdziecie na Werandę zauważycie nowe zmiany. Powstały one zainspirowane Waszymi słowami. Weranda została zminejszona o dwa narożniki. W jednym z nich pojawiła się wysoka narożnikowa komoda, a w niej miejsce na rzeczy specjalne. Na razie umieściłam w niej na dole elektryczne koce dla pań marznących, a na górnej półce owocowe herbatki, soki, dżemy domowe, dużo słoików różnych miodów i pyłek kwiatowy. Musimy dopilnować, żeby Linka raczyła swoje gardło tymi miodami i skutecznie je uodporniła na wszystkie infekcje. Panie proszę o wkładanie tam różnych \"leków\" naturalnych a instrukcjami do czego służą i jak powinny być stosowane. W drugim narożniku jest część wydzielona - gabinet terapeutyczny DEZI ( z akcentem na ostatnią literę). Jest to gabinet dla osób atakowanych przez depresję zimową - stąd skrót i nazwa. Mamy więc gabinet z modną brzmiącą z niepolska nazwą a jednocześnie nazwa jest polska, wynikająca z połączenia 2 pierwszych liter słów depresja zimowa A więc dwa w jednym. W gabinecie, pomalowanycm na delikatny kremowy kolor, mamy wygodny fotel bujany i kanapkę. Na ścianie znajdują się kolorowe przyciski - naciskając je włączamy światło o kolorze, który jest nam w tym momencie potrzebny. Na ścianie jest też półka z ziołowymi i owocowymi herbatkami oraz różne wody mineralne. Zostało jeszcze dużo miejsca na uzupełnianiae naszej apteczki naturalnej. W szafce mamy różne akcesoria takie jak: ciśnieniomierz, termometr, itp. Odpowiednią dla nas temperaturę powietrza uzyskujemy przekręcając przycisk z rysunkiem kominka. Wtedy otwieramy lub przymykamy otwór z nawiewem ciepłego powietrza z naszego kominka. Ponieważ drzwi mają olbrzymią szybę (lustro weneckie) możemy zobaczyć kto jest na werandzie nie będąc jednocześnie osobą widzianą. Zasady korzystania z gabinetu terapeutycznego są bardzo proste. Jeśli chcemy z niego skorzystać, wchodząc na werandę do naszych słów dodajemy Dezi i wtedy wiadomo, że chcemy z kimś porozmawiać o różnych lekkich, \"podnoszących ducha \" sprawach. Tu liczę bardzo na pomoc De Mello i przytaczane mądrości życiowe. Myślę, że możemy spróbować \"przepędzać depresję\" we własnym zakresie. Zobaczymy jakie będziemy miały osiągnięcia. Zapraszam.
-
Droga Aleks! Dużo kotów - proszę bardzo, żabia rodzina - bardzo chętnie. Żab kiedyś bardzo sie brzydziłam, ale remontowaliśmy garaż, trzeba było wybetonować kanał. W kanale były żaby i bałam się, że murarz zrobi im krzywdę. Weszłam do środka i szpadlem wszystkie wyjęłam, uważając, żeby ich nie skaleczyć. Ja wyciągałam, one wskakiwały. Pracowałam pół dnia, miałam zawroty głowy, ale żaby zostały ocalone. Teraz, kiedy pracuję w ogrodzie (bardzo lubię prace ogrodowe) żaby podchodzą bardzo blisko i obserwują. W oczku wodnym też mam zaprzyjaźnione żabki. Jest taki okres, kiedy wylęgają się młode. Skaczą wtedy takie malutkie, że kiedyś nie wiedziałam co to za stworki i myślałam, że to koniki polne. Teraz sezon zamknięty, jeszcze posadzę aralię - to takie duże drzewo z wielkimi liśćmi. W ubiegłym roku mała aralia zmarzła, w tym roku sąsiadka ma dla mnie odnóżkę. W przyszłym tygodniu pojadę wyłączyć wodę, zamknąć wszystko i .... do wiosny. Przed chwilą oglądałam wywiad ze starszym panem Baenardem Ładyszem. Jego glos zawsze mnie fascynował. I pomyśleć. Miał śpiewać w La Scali i nie śpiewał bo nie dostał paszportu. Na pytanie czego się w życiu dorobił odpowiedział: niczego, ale dobrze mu z tym i nie żałuje. Dziś rano usłyszałam w radiu, że pomnik na grobie Krzysztofa Kieślowskiego, o którym pisałam wczoraj (dwie dłonie kadrujące) zaprojektował polski plastyk mieszkający w Rzymie Krzysztof Bednarski. Jest on też twórcą pomnika Felliniego w Rimini.Nie udalo mi się znaleźć zdjęcia tego pomnika, wiem tylko, że jest to profil Felliniego w charakterystycznej dla niego pozie, oświetlany wieczorem reflektorem w jakiś szczególny sposób. Byłam kilka lat temu w Rimini i gdybym wiedziała mogłabym zobaczyć. Teraz śnieg już stopniał i bardzo dobrze. Nie lubię śniegu, szczególnie od ubiegłorocznej zimy. Więc trzymajmy się bardzo cieplutko i nie dawajmy się przeciwnościom
-
Znowu nikogo nie ma na werandzie? No to nie. Zaraz.... Aleks nie uciekaj, ubierz się ciepło i .... do roboty. Póki nikogo nie ma będziesz pomagać w zmianie wystroju werandy. Dosyć jęków - zabieramy się do pracy. Ze względu na Twoje zdrowie fizyczne zostaniesz wykorzystana częściowo. Prace koncepcyjne i drobne rękodzieło. Pod moim nadzorem. Tak,tak, nie masz innego wyjścia. Panowie już zamontowali kominek i teraz kończą rozprowadzenie ciepła. Rury będą pod sufitem, jak widzisz, doprowadzone do otworów w zawieszonym drewnianym suficie. Ostrożnie, nie podchodź zbyt blisko. Najlepiej usiądź w pobliżu kominka i włóż dwie pelerynki. Już? Musimy na chwilę opuścić werandę, panowie zawieszą sufit, a my porozmawiamy chwilę. Otóż okna, na które narzekałaś zasłonimy grubymi, ciężkimi zasłonami. Zaraz przyniosę je z samochodu. Twoje zadanie: chciałabym, żebyś założyła żabki. Tak, zaczynamy od końca. Najpierw zakładamy, to znaczy Ty zakładasz żabki, potem ja nawlekam je na pałąk. Zmieniamy kolorystykę. Zasłony są zielone z czerwonymi aplikacjami. Nie bój się o kolory, są bardzo stonowane. Zieleń jest dość ciemna i dlatego czerwone są aplikacje. Na dole jest bardzo szeroki pas z wyciętymi wzorami - trochę to przypomina wzory węgierskie, ale tam jest czerwień na czarnym. U nas jest bardzo czerwień w kolorze wina na ciemnej zieleni.W górnej części powtarza się motyw czerwieni, ale tylko jako pojedyncze elementy. O. już możemy wejść. Na razie usiądź w fotelu, a ja posprzątam. Zobacz, panowie odkurzyli werandę. Usiądź, proszę; przyniosę zasłony. Już mamy wszystko, panowie mi pomogli rozładować samochód. Zaczynaj zakładać żabki. No, kominek działa, zaczyna się robić ciepło. Jeśli usiądziesz pod tym kołem w suficie, to ciepło będzie płynąć wprost na Ciebie. Zasłony zawieszone, no i jak ci się podobają? teraz stoliki. Proszę, bądź tak miła i poskładaj serwetki, nie będą nam teraz potrzebne. Pod względem kolorystycznym ta kratka do niczego nie pasuje. Długie do podlogi zielone obrusy w kolorze zasłon. Tak, są z tego samego materiału. Na nie kładziemy drugie obrusy w kolorze czerwonym, znacznie krótsze od tych zielonych. To jeszcze nie koniec. Na wierzchu sztywne serwetki zielone ażurowe wielkości blatu stolika. Na drugim stoliku to samo, tylko w innej kolejności: najdłuższy czerwony, krótszy zielony i na wierzchu czerwona serwetka. Koniec. Stoliki gotowe. Teraz poproszę Cię o złożenie pelerynek i włożenie do tego dużego kosza, tam poczekają do wiosny. Do rattanowej komódki włożymy wełniane kamizelki z grubej wełny kupione w poznańskiej firmie, która w Warszawie organizuje prezentacje wełnianej pościeli w Hotelu Europejskim. Wszystkie są w kolorze kremowym, ale naszyłam kolorowe kieszonki ( w środku kieszonka na telefon komórkowy). Do nich mamy wełniane szale. Dla Stelli i Linki są duże chusty, może będą wygodniejsze od kamizelek i szalików? Zobacz, jak pięknie wyglądają suszone kwiaty w koszu, włożyłyście tyle pięknych roślin i wyszła z tego ciekawa kompozycja... Aurinko przywiozła tyle wysuszonego drewna, że starczy go nam na całą zimę, kiedy to zrobiła? Twoje szyszki, Aleks, są takie piękne, że trzeba je wyeksponować. Czy mogę je położyć na półce na kominku? Popatrz jak ładnie tam wyglądają. Jeszcze kubełek na popiół i kominkowe akcesoria i kominek gotowy. Zastawę mamy jednobarwną w tym sezonie. Mój ulubiony Bolesławiec, ale bez wzorów, w kolorze, jak go nazwać? ciepłym kremowym chyba. Podgrzewacz do herbaty też. Aleks, czego jeszcze brakuje? Zasłony na całe ściany, na drzwi ... Poprosiłam panów od kominka o zawieszenie budek dla ptaków. Tu w kącie niedaleko od drzwi postawiłam miękką budkę dla Nero. Po drugiej strony werandy, głęboko za komódką stoją dwa domki: dla Imitacji zielony i czerwony dla Milki. Trzeba je oddalić od siebie, żeby każda kotka czuła się panią na swoich włościach. Mam tu jeszcze takie śmieszne kapcie we wzorki z grubej wełny dla marznących w nogi. Zobacz Aleks jak ciepło zrobiło się na werandzie. Grube zasłony zatrzymują chłodek, z okien nie wieje. Teraz stawiam w kątku nalewkę wiśniową na mroźne wieczory. Zrobiłam ją tego lata, powinna jeszcze trochę postać. Jeszcze świece. Czy możesz je Aleks powkładać do świeczników? Położę wiśniowo-winne i zielone dywaniki i to już wszystko. Aleks, dziękuję za pomoc. Zobaczymy, czy taka weranda będzie się podobać. Aurinko z pewnością będzie zaskoczona. Do zobaczenia.
-
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie na Werandzie pusto bedzie? Przybywajcie tu Dziewczyny, Dziś są duchów imieniny. Ale cóż to? jestem sama? opuszczona i zdradzana? Nikt nie przybył, nikt nie wspomógł? Wokół pełno żab i stonóg. Hej,hej, tutaj przybywajcie, chodźcie tu, nie uciekajcie, pokonamy razem duchy, może trzeba im otuchy? A tu znowu ciemno wszędzie, co to będzie? co to będzie? Jak zostanę tutaj sama to nie zasnę aż do rana. Larum, larum, już się boję ani chybi, nie ustoję. Gdzie Aurinko?, gdzie jest Linka? Stella, Aleks i Muminka? Coś tam błyska, jakie oczy!!! Serce zaraz mi wyskoczy Coś miękkiego się przesuwa Gładkie, śliskie, ojej, fruwa! To nietoperz, taka myszka co ze skrzydeł też korzysta. Trochę fruwa, trochę zwisa Stonogami się nasyca. O! coś słyszę, ktoś przybywa. Ktoś ty? pytam - nie odzywa się istota nieznajoma trochę karła, trochę gnoma. Jakaś biała na niej szata beznadziejna nie bogata Nagle szta się rozdziera spod niej mały pysk wyziera Wszystko jasne, moja kotka trochę grzeczna, trochę psotna. skąd się tytaj wzięłaś kotko? ukochana ma istotko? Nie ma rady, trzeba wracać karty księgi poprzewracać na następne imieniny wezwać duchy i dziewczyny. To już koniec, ciemno wszędzie zapytamy kiedy będzie czas na duchów imieniny zaprosimy też dziewczyny. W pojedynkę trudno działać trzeba o to się postarać Aby wszyscy razem siedli z jednej misy strawę jedli. Więc dziewczyny dziś żegnajcie, smętnym myślom sie nie dajcie. W przyszłym roku obchodzimy lepsze duchów imieniny. Ciemno wszędzie? Zapiał kur Uciekajciew - pierwszy szczur. Dalej kotka w ciemne łatki Zmierza prosto do sąsiadki. Żegnam Was dojrzałe Panie, zapowiadam długie spanie, i nie ruszę dziś do lasu,w deszczu strugach: Szkoda czasu! Takie były dzisiaj dziady Koń się uśmiał - nie dał rady Nie pogadał ze zwierzyną Deszcz był w nocy dziś przyczyną. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Kiedy więcej duchów będzie?
-
Linko, dziekuję za przypomnienie. Trzeba będzie zmienić wystrój werandy, bo robi się zimno. Muszę to przemyśleć i pozbierać potrzeby. Już wiem, że Aleks i Aurinko nie lubią zimna. Siebie też do tego grona dodaję. Zgłaszajcie panie swoje potrzeby, bo trzeba się porządnie do zimowej pory przygotować. Zbliżają się dlugie wieczory, spotkania i opowieści też będą dłuższe. Muszę też siebie zdyscyplinować, żeby się tak nie rozpisywać i dopuścic do głosu inne panie. Dobranoc, życzę kolorowych snów i samych górek bez żadnych dołków.
-
Powązki Cmentarz Powązkowski jest najstarszym cmentarzem w Warszawie. Właściwie mianem tym określa się zbiór cmentarzy, do którego należą: Cmentarz Powązkowski (Stare Powążki), Komunalny (dawny Wojskowy), Muzułmański, Ewangelicko-Augsburski, Ewangelicko-Reformowany, Tatarski, i Żydowski. Najstarsza część cmentarza (Stare Powążki) powstała w 1792 r , obok wsi Powązki, na gruntach podarowanych przez stolnika warszawskiego Melchiora Szymanowskiego. Wieś tę rozsławił ją Stanisław Trembecki w poemacie Powązki, w którym opisał rokokowy pałac i park sentymentalny stworzony przez Izabelę Czartoryską. Cmentarz powstał poza granicą miasta (usypanym wałem) dla mieszkańców 3 parafii. Obecnie powierzchnia cmentarza, powiększanego 19 razy, wynosi 43 ha. Projekt, kościoła Karola Boromeusza i katakumb sporządził architekt królewski Dominik Merlini. Od 1965 r cmentarz należy do zabytkowych terenów chronionych. W 1974 r powstał Społeczny Komitet Opieki nad Starymi Powązkami, założony przez Jerzego Waldorfa, którego zasługi w propagowaniu pietyzmu dla miejsca spoczynku wybitnych postaci są ogromne. Waldorf wielokrotnie odwoływał się do historii, której częścią są nekropolie a nieznajomość świadczy o ubóstwie duchowym i braku szacunku dla naszych przodków. Wraz ze Stanisławem Szenicem zbierali materiały o cmentarzu, organizowali spotkania i odczyty, zachęcali do pomocy w odbudowie starych historycznych nagrobków. Ukazały się 2 książki, poświęcone temu tematowi: J. Waldorff et. al., Cmentarz Powązkowski w Warszawie, Warszawa 1982; S.Szenic, Cmentarz Powązkowski : zmarli i ich rodziny), Warszawa 1979-1983. Każdego roku 1 listopada znani aktorzy kwestują na cmentarzu a pieniądze przez nich zebrane przeznaczane są na renowację starych zabytkowych pomników. Co roku widuje się wielkich i wspaniałych artystów, takich jak Maja Komorowska, Anna Seniuk Alina Janowska, Wieńczysław Gliński i wielu innych, wspomaganych przez młodszych kolegów. W Alei Zasłużonych znajdują się groby znanych osób, drugim takim miejscem są katakumby. Jest to najpiękniejszy cmentarz w Warszawie. Mieszają się tu epoki i mody a cechą wyróżniającą jest to, że wspaniałe stare nagrobki były i są projektowane przez znanych artystów, przepiękne rzeźby wykonali również znani rzeźbiarze. Ich piękno jest ponadczasowe a wartość wprost nieoceniona. W ostatnich latach gazety w dniach poprzedzających 1 listopada dołączają plan cmentarza ze spisem znanych osób i usytuowaniem ich grobów. Można z nich wyczytać historię nauki, literatury, sztuki – polskiej kultury. Wymienię tylko kilka pomników, wyróżniających się spośród innych i te, które podobają mi się szczególnie, na całym cmentarzu jest ich bardzo dużo. Motywem bardzo często powtarzającym się na cmentarzu, nie tylko powązkowskim, są anioły. Najpiękniejszy z nich to Anioł Natchniony na grobie rodziny Sułowskich, wyrzeźbiony przez Stabisława Jackowskiego. Patrząc na rzeźbę można odnieść wrażenie, że anioł za chwilę uniesie się w górę, w czym pomogą mu piękne skrzydła. Wrażenie to potęguje mur cmentarny, który jest tłem dla całego nagrobka. Nieco dalej również na tle muru siedzi na ławeczce 11 letni Zygmuś Jaziorowski. Rzeźba jest bardzo sugestywna, często wydaje mi się, że chłopiec wstanie i przemówi. Bardzo znanym pomnikiem jest secesyjna rzeźba Wacława Szymanowskiego przedstawiająca dwie żałobnice, usytuowana na grobie jego ojca o tym samym imieniu i nazwisku. Prosty w wyrazie jest pomnik na grobie rodziny Hiszpańskich (szewc Hiszpański – to znany szewc warszawski). Jest to olbrzymi kamień, a na nim mosiężne litery z imionami i nazwiskami osób tu pochowanych. Przybliżając się do czasów współczesnych warto wspomnieć o pomniku na grobach Krzysztofa Kieślowskiego i Marcina Pawłowskiego. Dwie dłonie „kadrujące obraz”- gest, który często wykonują reżyserzy – to pomnik na grobie wielkiego Krzysztofa Kieślowskiego. Prosty, lecz przemawiający do wyobraźni grób znanego dziennikarza TVN Marcina Pawłowskiego, który tak dzielnie walczył z ciężką chorobą, jest bardzo sugestywny. Płyta składa się z dużych jasnych kafli, które prowadzą do olbrzymich drzwi, znajdujących się w ciężkiej ramie. Te drzwi oddzielają od siebie dwa światy. O architekturze Powązek można pisać bardzo dużo. To temat-rzeka. Cmentarz Powązkowski jest bowiem miejscem wyjątkowym, pięknym o każdej porze roku. Układ cmentarza, pozornie prosty, wcale taki nie jest. Jeśli nie ma się opracowanej trasy, łatwo można zabłądzić. Numeracja jest też niekonsekwentna, teren tyle razy powiększany ponumerowany jest bez żadnej zasady i konsekwencji. Ale każde błądzenie to odkrywanie nowych miejsc niewidzianych. Mimo, że na cmentarz ten chodzę od najmłodszych lat, czasem miewam trudności z odnalezieniem dobrze znanego miejsca. Usytuowanie grobów mojej rodziny na tym cmentarzu jest proste, ale tylko pozornie. Bez żadnego kłopotu mogę tam trafić idąc według sobie znanego szyfru. Znaki szczególne to: Zygmuś na ławeczce, natchniony anioł, płaskorzeźba drzewa, skręt w lewo, prosto do odwróconej litery d, potem prosto aż do wierzby. Łatwe do zapamiętania i do wytłumaczenia. Pewnego razu będąc na pogrzebie postanowiłam odwiedzić rodzinne groby. Wyruszałam z nieznanego sobie miejsca ze świadomością, że jestem niedaleko. Im dłużej szukałam, tym bardziej błądziłam. Nie mogłam znaleźć; widziałam wierzbę, zbliżałam się i ... grobu nie było. Zmarznięta i zmęczona wróciłam do domu. Po jakimś czasie okazało się, że wierzba została ścięta i nie ma już tego znaku szczególnego. W pobliżu jest jeszcze kilka wierzb i one wprowadzały mnie w błąd.
-
Lubić - nie lubić, napisać - nie napisać, powiedzieć - nie powiedzieć, zrobić - nie zrobić, kupić - nie kupić, a więc: nie lubię: > ludzi ponurych, > ludzi pozbawionych poczucia humoru, > ludzi bez polotu i fantazji, > pisarzy mrocznych i ponurych, > artystów - wyrobników, > agresji i okrucieństwa > nietolerancji, > arogancji, chamstwa i prostactwa, > złego traktowania zwierząt - braci mlodszych, > cyrku, > głośnych dźwięków, > zimna i ciemności, nie lubię też: < cebuli, < porów, < ryb, < ciastek z kremem, nie lubię również lekarzy, którzy w dzieciństwie zmusili mnie do jedzenia mięsa. Lubię więcej niż nie lubię. A nie lubię znacznie więcej niż napisałam. Więcej nie napiszę, bo napiszę o czymś innym. Jeśli powiem, że nie powiem - to nie powiem. Kiedy powiem, że zrobię - to zrobię i odwrotnie też: jeśli nie zrobię - to nie zrobię. A jak nie kupię - to nie kupię, a jeśli powiem, że kupię - to na pewno kupię. Lubię Werandę i wszystkie Panie na niej. Lubię różnorodność bo przecież jesteśmy ludźmi a nie klonami. Nie lubię, kiedy milczy Aurinko - pewnie jest poza zasięgiem internetu, więc pozdrawiam i przesyłam . Wracaj prędko, bo napiszemy tyle, że nie zdołasz przeczytać. >
-
Witaj Wiosno, jak wspaniale, że los dał Wam szansę. Kliknęłam oczywiście w serduszko. Życzę wspaniałego odnowionego serca Biorcy a Tobie lekkiego oddechu bez ciężaru, który już odszedł. Wszystkiego najlepszego [kwiat}. Idalia
-
Ja też rezygnuję z dyskusji o Jerzym Kosińskim. Podzielam zdanie Aleks. W Warszawie jest teraz wystawa jego twórczości, chyba fotograficznej. Nie wybieram się. Wolę posłuchać piosenek Marka Grechuty, poczytać książkę Lucjana Kydryńskiego, przypomnieć śpiew Stanisława Jopka i monologi Hanki Bielickiej. Wiadomości kurpiowskich brakuje bardzo, bardzo. Żadne zastępstwo nie jest możliwe. Aurinko.... Przybywaj!!!!!
-
Witam Panie Werandowiczki, Linko, nie daj się deszczowi. Łatwiej mi o tyle, że widzę jesienne słońce, ale muszę się pospieszyć wyjść załatwić sprawy, bo lada moment poznański deszcz się zjawi. Ja już zwiedziłam rodzinne cmentarze, jutro pojadę tam, gdzie leżą moi rodzice. Chciałabym odejść od poważnej atmosfery smutku i rozpaczy i zastąpić miłymi wspomnieniami o bliskich, pomyśleć o tym co lubili i przypomnieć wartości, które po sobie zostawili. Myślę, że stosunkowo ciepła pogoda też sprzyja takim nastrojom. Pamiętam wyprawy na cmentarze, kiedy byłam dzieckiem. Kojarzyły mi sie z zimnem, ponurym dniem i bardzo smutnymi programami czarno-białej telewizji. Chyba wtedy był tylko jeden program. Obowiązkowo Dziady. Ponure i przerażające.Gazety też były mroczne. Zastanawiałam się jakie by było święto zmarłych, gdyby było obchodzone 1 maja. Linko, może deszcz przestał już padać - widze przez okno chmury na niebie. Aleks, jakie możemy sobie zrobić Dziady? Pośrednie pomiędzy naszą smutną tradycją a wesołymi z innych kultur? Myślę, że jakaś forma pośrednia mogłaby być ciekawa. Pozdrawiam dla Linki, Aleks i pozostałych Pań
-
Witam Werandę opuszczoną ostatnio i bardzo nieliczne Panie. W Warszawie już odczuwa się wzmożony ruch na drogach, przez miasto trudno przejechać. Na cmentarzach tłumy ludzi. Wokół cmentarzy mnóstwo samochodów. Jesień już nadeszła; ta deszczowa - wczoraj i ta zimna - dziś. Przeżyłam szok: w ręce zimno, w głowę wieje, pod szyją lodowato. Kurtka cienka, buty lekkie. Same straty, zaczęłam więc sukać zysków i oto co znalazłam. Różnica czasu jeszcze bardzo odczuwalna, ale szybko się przyzwyczaimy. Mamy znaczne zyski: lato było gorące i długie, ciepła w nas więcej w tym sezonie, jesień ta piękna polska trwała do wczoraj = wielki zysk ciepłego czasu i utrata czasu zimnego. Z tego wyniknie mniej czasu na paskudną jesień i na wstrętną zimę - to jest nasz czysty zysk. Dla mnie - osoby gorącolubnej - to bardzo korzystne. A teraz następna kalkulacja: listopad już się zbliża, trzeba go przeżyć. Wyda się krótszy przez 2 dni świąteczne (niestety 1 wypadł w niedzielę) i 1 dzień wyborów. Grudzień jest najkrótszym miesiącem w roku, ponieważ: mamy święta, mamy przygotowania do świąt, mamy koniec roku i trzeba różne sprawy zakończyć. Dodatkowo zwalają się przeróżne nieprzewidziane i zapomniane sprawy do zakończenia. Wszysto to skraca ten miesiąc. Jest to miesiąc ciągłego pośpiechu. Pod koniec grudnia zaczyna się wydłużać dzień. Od Nowego Roku zaczynamy nowe życie i czekamy na wiosnę. Każdy dzień nas do niej przybliża, oddalając jednocześnie od zimy. Szaleństwo wyborów skończy się niedługo i wróci stare, lepsze lub gorsze. Nowe władze będą się uczyć, popełniać nowe błędy i powielać stare. To wszysto już znamy, więc nie przejmujmy się. Deszcze i śniegi zniszczą plakaty, które jak zwykle zostaną sprzątnięte \"na gębę\". A potem może jakaś akcja sprzątania się znajdzie. Piszę to jako znana w moim otoczeniu cierpiąca na jesienno-zimową chandrę osoba. Linko, nie przejmuj się! Przeżyjemy to, bo musimy i nie możemy się poddawać. Już wiem co to jest pyra z gzikiem i szneka z glancem, z przepisów wielkopolskich z Gazety Wyborczej. Pozdrawiam wszystkie Panie jawne i ukryte. Idalia
-
W 610 r papież Bonifacy IV poświęcił pogański Panteon na kościół pw. Matki Boskiej Męczenników, złożył w nim relikwie i od tego czasu czczono wszystkich zmarłych męczenników 1 maja. Papież Grzegorz III w 731 r przeniósł to święto na 1 listopada. W 637 r papież Grzegorz IV ustanowił 1 listopada świętem nie tylko męczenników, lecz wszystkich świętych. Źródło: Wikipedia, wolna encyklopedia
-
Dzień dobry Werando, witam Panie. Dawno nie uczestniczyłam w rozmowach Werandy. Zalały mnie nieprzewidziane sprawy, zagęściły się terminy wokół mnie. Letni kleszcz i antybiotyk osłabił mnie nieco, pojawiły się zawroty głowy. Zbieram siły. Dziękuję Linko za zaproszenie na spotkanie w Poznaniu. Znajoma z Werandy, Stary Browar a do tego pyra z gzikiem na ulicy Półwiejskiej. Ogrom szczęścia tak wielki, że nie można go stracić. Prędzej do wiosny!!!! Szymonko, napiszę coś o Powązkach, ale muszę mieć spokojną chwilę bez odrywania się od klawiatury. I nie będzie to tekst konkurencyjny a uzupełniający. Ale o tym nie dziś. Dziś o innym cmentarzu. Cmentarz Wolski Dzielnica Warszawy Wola położona jest na zachód od Śródmieścia. Przy ulicy Wolskiej znajdują się 4 cmentarze: Prawosławny, Powstańców Warszawy, Wolski i Mariawicki. Cmentarz Wolski powstał w 1874 r , kiedyś chowano tam ubogą ludność przedmieścia Warszawy – Woli. Po trzykrotnym powiększaniu cmentarz ma obecnie wielkość 12 ha. W latach 60. XX w (ale to brzmi, ubiegły XX wiek!) na terenie cmentarza zbudowano kościół pod wezwaniem św. Grzegorza Wielkiego. Cmentarz jest zamknięty, nie ma już miejsca na nowe nagrobki. Oprócz pojedynczych nagrobków i grobów rodzinnych są tam też mogiły zbiorowe żołnierzy poległych w obronie Warszawy w 1939 r. Nie znałam tego cmentarza do czasu, kiedy pochowana została na nim moja przyjaciółka. Małgosia była moją przyjaciółką-nierozłączką przez 43 lata, zmarła mając 47 lat. Takie przyjaźnie zdarzają się rzadko. Od czwartego roku życia większość czasu spędzałyśmy razem. Potem trochę się od siebie oddaliłyśmy, mieszkając daleko od siebie, ale pozostałyśmy bliskie sobie, chociaż znalazłyśmy sobie bardzo różne miejsca w życiu. Małgosia była śliczną dziewczyną, potem bardzo ładną młodą kobietą, zawsze wesołą, życzliwą dla wszystkich i bardzo tolerancyjną. Lubiana była wszędzie i przez wszystkich. W mojej pamięci pozostała słoneczną uśmiechniętą dziewczyną. Na cmentarz wybrałam się z koleżanką (ze szkoły podstawowej), która nie mogła znaleźć grobu Małgosi. Pogoda była pochmurno-deszczowa, położyłyśmy kwiaty, zapaliłyśmy znicz i porozmawiałyśmy o Małgosi. W drodze powrotnej zaświeciło słońce. Promienie oświetlały wilgotne zielone drzewa na tle czerwonych buków. Zrobiło się kolorowo i ciepło. Szłyśmy dróżką, na której leżały liście, poruszane wiatrem. Kościół wydawał się monumentalny, mimo że taki nie jest. Było cicho i bardzo spokojnie. Ludzie wchodzili przez bramę cmentarza, niosąc donice z kolorowymi chryzantemami. Cmentarz wydawał się miejscem bardzo kameralnym. Wyszłyśmy na ulicę Wolską. Nagle znalazłyśmy się w innym świecie. Sznury samochodów, autobusy i tramwaje, spaliny, pisk hamulców, oczekiwanie na możliwość przejścia na drugą stronę ulicy. Olbrzymi napis Fort-Wola nieopodal cmentarza; kilka marketów w jednym, ruch, hałas. Pożegnałam się z koleżanką. Ona do domu miała kilka przystanków autobusem, ja – przejazd przez całe miasto. Miałam czas na rozmyślanie w czasie podróży. Myślałam o przeszłości, o Małgosi i jej szybkim, krótkim życiu, tak barwnym i pełnym różnych wydarzeń, że można by było napisać powieść. Obrazy w mojej głowie przesuwały się jak kolorowy film: dzieciństwo, młodość, wiek dojrzały ...
-
Coś nie wyszło i uciął się mój tekst do Stelli a wypowiedzi do pozostałych Pań przepadły. Więc dokończę w skrócie. Stello, napisz o swoim mieście. Na pewno są w nim miejsca magiczne. Aleks, pisz o historii Szymonko, napisz o Warszawie Aurinko, zanoś zakupy od razu do samochodu, nie do firmy. Wtedy nie będzie widać, że jest ich dużo. Ewikkk, odezwij się z zimowej krainy Borowinko, kontynuuj kryminał
-
O warszawskich kinach Odkąd pamiętam, w Warszawie było dużo kin. Były nowoczesne kina premierowe, usytuowane głównie w centrum miasta i kina skromniejsze, poza centrum i w centrum takżę. Do moich ulubionych kin należały: Skarpa, Wiedza, Bajka, Luna i Wars. Szczególnymi względami darzyłam Skarpę; eleganckie kino na zapleczu Nowego Światu, z fantazyjnym plafonem, iskrzącymi światłami i wspaniałymi schodami.Odbywały się tu konfrontacje, festiwale filmowe i premiery. Kino Dobrych Filmów Wiedza wprowadzało w świat wartościowych, seanse kończyły się dyskusją na temat wyświetlonego filmu. Każdy seans był dużym przeżyciem. Kina Bajka i Luna znajdowały się na dwóch końcach Marszałkowskiej; pierwsze w okolicach Świetokrzyskiej, drugie - niedaleko Placu Zbawiciela. Kino Wars, położone nieco dalej od centrum, na Nowym Mieście wydawało mi się dalekie i zimne. Bywałam tam stosunkowo rzadko. I jeszcze Iluzjon - kino starych filmów. Pod koniec lat 60. przybyło jeszcze jedno nowoczesne kino: Relax, zlokalizowane na tzw. ścianie wschodniej. Było to duże kino z olbrzymim ekranem, bardzo dobrym dźwiekiem i klimatyzacją. Wychodzilo się z niego na ówczesną ulicę Rutkowskiego z przepychem prywatnych sklepów i komisów z modnymi ciuchami i mnóstwem bytów. Po drugiej stronie był salon Mody Polskiej, w pobliżu kawiarnia Szwajcarska i Pod kaktusami. Same atrakcje, wszędzie blisko. Wyjście do kina również obfitowalo w emocje. Jeśli biletów nie kupiło się w przedsprzedaży to trzeba było odstać swoje w dlugiej kolejce albo kupić bilety u koników. Filmów zachodnich było niewiele i każda premiera była wydarzeniem. każdy taki film trzeba bylo obejrzeć i to najlepiej w kinie premierowym. Długie kolejki ustawiały się po bilety na konfrontacje. Potem zaczęły się przemiany ustrojowe. Pojawiło się też Video i wypożyczalnie kaset. Później pojawiła się komercyjna telewizja, dziesiątki programów, setki filmów. Wreszcie DVD. Kina zaczęły tracić widzów. W pewnym momencie okazało się, że kina zaczęły znikać. Nie wiadomo kiedy zniknęła Skarpa, Sawa na Saskiej Kępie, Kino Palladium, Wars. Głośna była sprawa wyburzenia kina Moskwa, które co prawda źle się kojarzyło, ale też było częścią życia mieszkańców.W kinie Bajka najczęściej odbywają się teraz jakieś imprezy, a kino Polonia stało się teatrem Krystyny Jandy. W niedzielę odbył się ostatni seans w kinie Relax, będzie już tylko jeden pokaz zamknięty. Potem wyposażenie przejmą inne kina a lokal przekształci się w delikatesy Alma. Szkoda. Ale z drugiej strony - nowe czasy przyniosły inne kina. Pojawiły się nowe inne kina; Cinema City: Mokotów, Sadyba, Arkadia, Bemowo, Promenada, Silven Screen: Puławska, Wola, Paradiso, Multikino. Obok nich pozostały stare kina Femina, Atlantic, Muranów. Nowe kina mają kilka lub kilkanaście małych sal. Filmy wyświetlane są przez cały dzień. Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że do tych starych kin w zasadzie nie chodzę. Ostatni raz byłam w kinie Luna w ubiegłym roku i wyszlam z mieszanymi uczuciami. Stare skrzypiące krzesła, zapach pluszowych obić... Nie, nie, poczułam, że cofnęłam się w czasie i okazalo się, że to jużnie dla mnie. Przypomniałam sobie, że czytałam kiedyś o kinie przedwojennym Stylowy i dziwiłam się dlaczego nazwa kina miała rodzaj męski a nie nijaki. Mama uświadomiła mi, że kiedyś chodziło się nie do kina a do kinematografu. Za jakiś czas mlodzi ludzie będą się dziwić, że były kina o olbrzymich salach, kolejki po bilety i koniki pod kinami. Jesteśmy więc świadkami przemian. Jak wiele się zmieniło od kinematografu do multipleksu. I chociaż żal mi tych kin, które kojarzą się z najpiękniejszym okresem w życiu, to musimy iść naprzód, bo inaczej zaczniemy się cofać. O mieście Mój opis miasta, a właściwie jego małego fragmentu był chyba zbyt krytyczny. Co prawda, prak planu i pomyslu na rozwój jest prawdą, ale prawdą jest też to, że Warszawa pozbywa się miejsc \"zapyziałych\", które od lat straszyły ruderami. Przykładem może być Wola, robotnicza dzielnica Warszawy. Kilka ulic, bliskich centrum,usianych malymi warsztatami w komórkach, z mieszkaniami wstarych ruderach. Parę lat temu jeździło się tam prostować felgi do kół samochodowych. Robił to jakiś brudny pijaczek. Teraz stoją tam wieżowce. Ludzie zostali wyprowadzeni z ruder do mieszkań z wygodami w nowym budownictwie. Odbyło się to w atmosferze niechęci i niezadowolenia, przypominającego sceny z filmu Alternatywy 4, ludzie przyzwyczaili się do swego miejsca na ziemi i nie chcieli go opuszczać, nawet wbrew logice. Opisałam tylko jedno takie miejsce, ale jest ich znacznie więcej. Warszawa się zmienia i nic tego nie może zatrzymać. Do Linki Obejrzałam zdjęcia Starego Browaru i bardzo mnie zainteresował. Z pewnościa warto go zobaczyć. Często przejeżdżam przez Poznań, ale zawsze jest mało czasu. Teraz jest już autostrada, ktora oddala jadących samochodem na zachód od Poznania. Trzeba będzie to zmienić i browar zobaczyć. Ostatnio widziałam Manufakturę w Łodzi, ale to jest odrębny temat. Do Stelli Miasta liczace 30 tysięcy mieszkańców zaliczane są do miast średnich. Małe miasta liczą do 20 tysięcy mieszkańców. A tak na marginesie: bardzo lubię poznawać małe miasta; są one budowane na miarę człowieka, nie przerastają go wielkością, mają prostą do odczytania strukturę przestrzenną. Uważam, że anonimowość dużych miast \"odczłowiecza\" ludzi. Wiem też, że w każdym mieście można znaleźć coś ciekawego, jakieś miejsce magiczne, specyficzne dla danej miejscowości. Dlatego zawsze zwiedzam nowe miejsca, w ktorych się znajduję. Stello, napisz o swoim mieście. Do Aleks Przypominaj nam i przybliżaj historię. W szkole średniej nauczycielka skutecznie obrzydziła ten przedmiot całej klasie. Nikt nie chciał studiować tego kierunku. Do Szymonki O jakim miejscu Warszawy bedziemy pisać? Do Aurinko Zakupy zanoś od razu do samochodu, nie do firmy. Wtedy nie będzie widać, że jest ich tak dużo i łatwiej je przemycić. Po rozpakowaniu w domu i tak okaże się, że zostały jeszcze liczne rzeczy do kupienia. Do Borowinki Co się stało z werandowym kryminałem? Zniknął razem z autorką.
-
Opowieść urodzinowa Było to w ubiegłym roku na początku maja. Gościłam u siebie na wsi rodzinę. Rozmawialiśmy o pięknym dworku Wojciecha Siemiona w Petrykozach, dokąd z mojej wsi jest niedaleko. Postanowiliśmy tam pojechać, obejrzeć kolekcję sztuki ludowej. Na werandzie zastaliśmy Pana Wojciecha w towarzystwie dwóch pań. Kiedy przedstawiając się podałam swoje nazwisko, jedna z pań - jak się okazało dziennikarka ze Szwajcarii - zareagowała na nie bardzo żywiołowo. Wypytała o pochodzenie, koligacje, stwierdziła, że we Francji ukazała się ksążka-bestseller poświęcona rodzinie tak się nazywającej. Temat ten zdominował rozmowę. Po chwili oddaliliśmy się w głąb domu, żeby w ciszy i spokoju obejrzeć zbiory. Pan Siemion z paniami pozostał na werandzie. Park otaczający dom znaliśmy z wcześniejszych wizyt. Kiedy wróciliśmy usiedliśmy na chwilę i dziennikarka zapytała czy nie mamy pomysłu, gdzie zorganizować majówkę. Zapytała i natychmiast złożyła propozycję: najlepiej u mnie. Odpowiedziałam: proszę bardzo i zapytałam: kiedy? Tu pojawił się problem. Pan Siemion przyniósł kalendarz i powoli termin majówki zaczął się oddalać. W końcu znalazł się wolny dzień: 28 maja. Proszę bardzo - odpowiedziałam, myśląc sobie, że będę miała urodzinową majówkę. Tak narodziła się tradycja: majówka w dniu moich urodzin. W tym roku powtórzyłam majówkę. Wyobrażałam sobie scenerię z ubiegłego roku: piękna pogoda, ciepło, słońce, siedzimy pod parasolem olbrzymiego jesionu, potem, kiedy promienie zachodzącego slońca stają się męczące, przenosimy stoły nad oczko wodne, wokół pachną kwitnące bzy ... Ale nic dwa razy się nie zdarza: w tym roku nie tylko nie było upalnie i slonecznie, ale pochmurno i wręcz chłodno. Majówka odbyła się, została jednak zorganizowana inaczej. Część pierwsza odbyła się pod jesionem a druga w domu przy kominku. Goście przywieźli z sobą swoich gości, było bardzo wesoło. Zabrakło tylko dwóch osób; kiedy czekaliśmy a ich ciągle nie było zatelefonowałam i dowiedziałam się, że owszem, szykują się, są przygotowani do przyjazdu i padła data: jutro. Okazało się, że pani pomyliła sobotę z niedzielą. Tak więc miałam przyjemność dwudniowych urodzin: dynamicznych i głośnych w sobotę i spokojnych, kameralnych w niedzielę. Ciekawe co przyniesie przyszły rok; jaka będzie następna majówka ... Opowieść tę dedykuję Aurinko, dzisiejszej beneficjentce (Aleks, czy takiego określenia używa się w stosunku do nas - pań w kwiecie wieku?) Aurinko, do wazonu wstawiłaś słoneczniki, które kwitną nad stawami, a do drugiegi mniejszego - czerwone goździki, które jeszcze kwitną koło tarasu. Wszystkiego najlepszego. Idalia
-
Do Aurinko... Droga czynna uczestniczko Werandy, bywaj tu częściej, bo bez Ciebie Weranda traci kolor i blask. Niech Ci płynie łagodnie życie na ulubionych Kurpiach, wśród sąsiadów większego niż dotąd ducha. To wszystko co dajesz z siebie ludziom, nowe wartości, wnoszone w ich życie niech powraca do Ciebie w takiej formie, jaka będzie sprawiać ci najwięcej radości i satysfakcji. Życzę magicznego urodzinowego wieczoru i wspaniałego tortu. Idalia
-
O wielkiej aktorce, prawdziwej damie... Dawno, dawno temu, jechałam tramwajem z Erzabeth, znajomą Węgierką. Rozmawiałyśmy po polsku, ja mówiłam bardzo powoli, starając się używać prostych konstrukcji zdaniowych i łatwych do zrozumienia słów - ona łamaną polszczyzną dzielnie podtrzymywała rozmowę. W pewnym momencie tramwaj szarpnął gwałtownie i pani o dobrze mi znanym głosie zaczęła usilnie przepraszać Erzabeth, że nadepnęła jej na nogę. Była to Hanka Bielicka. Powiedziałam jej, że pani jest Węgierką a ona odpowiedziała, że zwróciła uwagę na to, że mówiłam bardzo powoli, pochwaliła też Erzabeth, że dobrze mówi po polsku. Tramwaj jechał dalej. Po chwili - kolejne szarpnięcie tramwaju i - Erzabeth straciła równowagę i nadepnęła na nogę. Czyja to była noga? Oczywiście Hanki Bielickiej. Chwila konsternacji i charakterystyczny Smiech pani Hanki i słowa:Bardzo się cieszę, rachunek wyrównany i nie muszę już mieć wyrzutów sumienia. Było jeszcze parę dowcipnych kwestii wypowiedzianych przez Hankę Bielicką. Zbliżał się przystanek przy ulicy Hożej, Pani Hanka pożegnała się, wysiadła i udała zapewne do swojej kawiarni \"Pod Gwiazdami\", którą wtedy prowadziła. Tam się wtedy chodziło. Wieczory urozmaicone były kameralnymi występami estradowymi, często oczywiście z udziałem Hanki Bielickiej. Hanka Bielicka pochodziła z Łomży. Często ze wzruszeniem wspominała miasto swojego dzieciństwa, szkołę, liczne zajęcia pozaszkolne, rodzinę. Opowiadała o matce, która dbała o wykształcenie córek, posyłała je na lekcje francuskiego (pani Hanka studiowała romanistykę), bez żalu rezygnując z kupna nowego kapelusza. Pani Bielicka będąc już mocno starszą panią występowała często w reklamach telewizyjnych, reklamując m. in. leki. Nie musiała tego robić, ale przyświecał jej szczytny cel. Pieniądze uzyskane z reklam przekazywała dzieciom z domów dziecka. Uważała, że jeśli może im pomóc w ten sposób - to warto wystąpić w reklamie. Pani Hanka kochała kapelusze. Miała ich bardzo dużo i zapisała je w testamencie swojemu miastu. Miasto odwazajemniało jej przywiązanie. Mieszkańcy Łomży szczycili się, że właśnie tu urodziła się ta wspaniała aktorka i taka wspaniała dama.
-
Dobry wieczór Werando, witaj Szymonko, pisałaś wczoraj o dwóch aktorkach-gwiazdach, z różnych pokoleń, które przerwały swoją pracę i zwróciły się ku mądrościom wschodu, postanowiłam przedłużyć ten wątek. Lucyna Winnicka stworzyła Akademię Życia i prowadziła ją około 10 lat. Indie odwiedzała wielokrotnie, interesowały ją aszramy, leczyła się tam, chyba poddała się nawet operacji bezinwazyjnej, wierząc w niekonwencjonalną medycynę. Miałam okazję wracać z nią samolotem do Polski; widziałam ją na lotnisku w Bombaju załatwiającą sobie biletu do Polski. Byłyśmy sobie przedstawione na lotnisku w Warszawie. Nic więcej z tej znajomości nie wynikło. Rzeczywiście była i pozostała piękną i utalentowaną kobietą. Zagrała kilka ról w polskich filmach, na scenie teatralnej nie zaistniała. Występowała w jakiejś sztuce chyba w Teatrze Dramatycznym. Pisała natomiast bardzo ciekawe artykuły w \"Przekroju\", czytałam je bardzo dawno temu; napisała też kilka książek, żadnej z nich nie czytałam. Prowadziła w telewizji cykl audycji, poświęconych chyba medytacjom. Wielokrotnie widywałam ją w bibliotece na Koszykowej z mnóstwem książek i czasopism. Ma syna, który chyba podobnie jak ojciec Jerzy Kawalerowicz jest reżyserem i córkę. Małgorzata Braunek zaczęła podróżować jak zwykła turystka, a nie gwiazda filmowa. Jest buddystką, prowadzi zajęcia, jest wolontariuszką w hospicjum. Spotkałam ją wiele lat temu w Bułgarii. Przechodząc koło niej, stwierdziłam, że jest ode mnie niższa, czego się nie spodziewałam. Była ikoną - urody, mody. Dziewczyny chciały być podobne do niej. Smukła, bardzo zgrabna, o słowiańskiej pszenicznej urodzie z długimi włosami Niedawno zobaczyłam w telewizji fragment jakiegoś programu (nie wiem jaki to był program). Moją uwagę zwróciły dwie siedzące obok siebie panie. Jedna z nich miała sympatyczną, uśmiechniętą twarz, kobiety dojrzałej, z siateczką zmarszczek i z niezwykłym urokiem. To była Małgorzata. Obok niej siedziała młodsza kobieta, ogładkiej twarzy, lekko spięta. Okazało się, że są to rówieśnice. Małgorzata - naturalnie prawdziwa i pani - chyba kosmetyczka - po operacji plastycznej. Toczyła się dyskusja na temat poprawiania urody przy pomocy operacji plastycznych. Małgorzata powiedziała, że nigdy nie zdecydowałaby się na taki zabieg, bo lubi swoje zmarszczki; każda z nich ma swoją historię a jej twarz odbija jej życie. Teraz pani Małgorzata ma dorosłego syna, który ma na swoim koncie zrealizowany film \"Chaos\" i córkę, której nadała egzotyczne imię Orinka. Czasem gra w filmach.Za rolę w filmie Tulipany dostała nagrodę na festiwalu w Gdyni. Jeśli w moim tekście są literówki i jakieś niezgrabności - to dlatego, że piszę ten tekst po raz trzeci i nie będę już na niego patrzeć. Dwa poprzednie zostały pożarte przez komputer. No i dobrze, bo były znacznie dłuższe, a ten jest skrótem. Pozdrawiam wszystkie panie.