Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Idalia

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Idalia

  1. Idalia

    Pogaduszki na werandzie

    Jak miło Linko wejść na Werandę w dobrym towarzystwie! Wspomniałaś Wielkich Wspaniałych, którzy odeszli. Dodaję do nich jeszcze dwie postaci. Stanisław Jopek, wspaniały śpiewak i wartościowy człowiek o ciekawym życiorysie. Pamiętam Jego żywiołowy występ wraz z Mazowszem i dowcipną przemowę pani Miry Zimińskiej w Sali Kongresowej niedługo przed śmiercią wielkiej Maestry.Tak skromny, że mówił o sobie: jestem ojcem sławnej córki. I Lucjan Kydryński; krytyk muzyczny i konferansjer, dziennikarz, autor wielu ciekawych książek. Ostatnia z nich \"Przejazdem przez życie\" była czytana w radiu (wybrane fragmenty) tuż po śmierci pana Lucjana. Tytuł \"Przejazdem przez życie\" brzmiał dla mnie jak proroctwo. A przecież w czasie mojej młodości mknęłam do radia, żeby wysłuchać kolejnej Rewii piosenek. Z osobą Niemena łączę jego wypowiedź: o tych, którzy widzą i odczuwają mniej niż inni; są tak bardzo ubodzy duchem, że należy im współczuć. Dobranoc wszystkim.
  2. Idalia

    Pogaduszki na werandzie

    Witam Panie z Werandy, Miałam okienko - wolny czas zupełnie niespodziewanie i poszłam do kina. Ograniczenia czasowe sprawiły, że wybór nie był duży. Wybrałam film Kobieta w błękitnej wodzie, myśląc że opowieść oparta na azjatyckiej baśni dobrze wpisze się w mój nastrój. Spodziewałam się baśniowych emocji, pięknych zdjęć i wspaniałych kolorów. Niestety, reżyser chyba nie mógł zdecydować się na jedną koncepcję i chciał pokazać zbyt dużo. Bajka \"rozpłynęła się\" w bazładnych tanich efektach dźwiękowych, zdjęcia były takie sobie a barwy zgaszone. Aktorzy mieli dziwne fizjonomie, główna bohaterka - biała i mokra. Dźwięk w kinie nieznośnie głośny. Filmu nie polecam. Polecam natomiast jesień na wsi. Z mojego ogrodu przywiozłam orzechy i ostatnie maliny; kładę je do wiklinowego kosza i do drewnianej miseczki. Na ceramicznym, ciężkim talerzu z Bolesławca układam drożdżówki z jabłkiem, serem i makiem - w województwie świętokrzyskim na drożdżówki mówią \"bułki\". Do glinianego dzbana wkładam słoneczniki, które ozłocą werandę i będą długo stały w wazonie. Jesień w tym roku zaczęła się pięknymi dniami, ciepłymi i pełnymi słońca. Poranki są lekko zamglone, trawa, wilgotna od rosy, wysycha około południa. Skaczą po niej małe żabki w różnych kolorach. Wiewiórki pracowicie zbierają orzechy. Na jednym ze świerków siadają na gałęzi, na ogół tej samej (pewnie jest szczególnie wygodna) i trzymając orzech w łapkach starają się go otworzyć. Dźwięk, który wtedy słychać, przypomina piłowanie drewna piłą. Długo muszą działać, zanim otworzą orzech; pod drzewem leżą potem puste łupiny z wydrążonymi otworami. Czasem są to połówki misternie przeciętych orzechów. Od czasu do czasu mignie mała wiewióreczka prześlicznej urody, trochę nieporadna i przestraszona skokami po drzewach dorosłych wiewiórek. Słońce w południe stara się przypominać lato, ale trwa to niezbyt długo... dzień wyraźnie się skrócił, o godzinie 19. jest już ciemno. Zieleń drzew i krzewów zachowuje jeszcze liście, niektóre z nich przebarwiają się pięknie. Zakwitły ponownie goździki, są jeszcze kwiaty na różach, wspaniale kwitną marcinki, astry. Lubię siedząc na tarasie patrzeć na ogród i starać się zapamiętywać obrazy, które muszą starczyć do przyszłego sezonu. Kończą się moje ulubione pory roku, zdecydowanie zbyt krótkie. Trzeba będzie zaszyć się w domu i czekać na wiosnę i lato. Dobrze, że cykle się powtarzają - szkoda, że nie można zatrzymać ulubionych pór roku. Kiedyś zimą wyjechałam do Algierii, była tam piękna ciepła wiosna, kwitły kwiaty zupełnie takie takie jak w Polsce: irysy, pelargonie, rosły olbrzymie krzewy geranium. Kiedy wróciłam do Polski przeżyłam drugą wiosnę zupełnie inną; chłodniejszą, bardziej wilgotną, mniej słonaczną, ale bardziej zieloną. To był piękny czas dwóch wiosen w ciągu jednego roku. Życzę miłej niedzieli, bardziej słonecznej - mniej deszczowej.
  3. Idalia

    Pogaduszki na werandzie

    Witam Panie z Werandy. Jest późno, wszyscy już sie pożegnali, a ja postanowiłam zrobić niespodziankę i na jutro przygotuję nowa dekorację werandy. Na stolikach porozkładałam serwetki w brązowo-żółtą kratkę, w glinianych wazonach stoją słoneczniki. Na bocznym stoliku w dzbanku-termosie w żółte kwiatki przygotowana jest kawa a w tym z brązową szyszką - herbata. Proszę otworzyć rudy pojemnik; pod szklanym kloszem położyłam ciasto Wiewiórka, nazywane tak pewnie z powodu rudego koloru i rogaliki. Cukier i mleczko do kawy są zamknięte w pojemnikach. Proszę także spróbować powideł śliwkowych. Obok stoją filizanki i spodeczki ora talerzyki w żółte kwiatki a także duży talerz na ciasto.Łyżeczki i widelczyki leżą w wilkinowym koszyku. I jeszce kilka orzechów włoskich z mojego ogrodu. Są wilgotne, jeszcze nie wysuszone, pierwsze, które spadly z drzewa w tym roku. Pierwszą Panią, ktora zjawi się na werandzie, proszę jest o rozpakowanie wiktuałów w moim imieniu i częstowanie się. Proszę sie nie przestraszyć: w okrągłym koszyku na jednym z foteli śpi mój kot. Zostawiłam go bo dobrze sie poczuł na werandzie i nie miał ochoty na odejście. Taki trójkolorowy kot: biały z plamami żółtymi, rudymi i czarnymi. Jest łagodny i dużo śpi. Zabiorę go, kiedy wrócęna werandę. Wabi się Milka, lubi śmietankę do kawy i mruczy, mruczy, mruczy... A teraz kilka słów wyjaśnienia jak sie tu znalazłam. Kilka lat temu kupiliśmy dom z ogrodem na wsi. Dom był bardzo zniszczony; peknięcia muru, dach z dużą dziurą, potłuczone szyby. Od strony ogrodu znajdowała się stara, bardzo zniszczona weranda. Nie wiedzieliśmy co z nią zrobić, nie mielismy pomysłu na jej uratowanie. Długo snuliśmy rozważaniana ten temat. Pewnego dnia przyjechalismy zobaczyć postępy prac remontowych. Robotnicy mieli doprowadzić ściany domu do porządku. Podjeżdżając bliżej domu stwierdziliśmy, że ma on inne proporcje, wydaje sie mniejszy i jakiś inny. Okazało się, że murarz i tynkarz nie mieli wątpliwości, co zrobić z werandą; po prostu ją rozebrali. Podjęli w ten sposób za nas decyzję i tak już zostało. Dom został wyremontowany i pozbawiony werandy na zawsze. A ja zachowałam we wspomnieniach pamięć werandy, bardzo malowniczej, mimo złego jej stanu. Pamiętam też jak przyjemnie było siedzieć na niej i patrzeć na drobny deszczyk, padający na wiosenne ażurowe drzewa, na których wyrastały pierwsze zielone listki. Wyrazem tej tęsknoty jest zbudowany w tym roku taras. To nie to samo co weranda, ale widok na drzewa pozostał podobny. Pogaduszki na werandzie, które przeczytałam, sprawiły, że cofnęłam się w czasie, przypomniałam swoją werandę i pomyślałam, że mogę wejść znowu na werandę - a to znaczy bardzo wiele, jako, że nie można wejść dwa razy na TĘ SAMĄ WERANDĘ. Tak splotły się z sobą dwa światy: rzeczywisty i wirtualny. Zostawiam kwiatki dla Pani, która zjawi się o poranku.
×