

Aja
Zarejestrowani-
Zawartość
1325 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Aja
-
Ja mogę ci powiedzieć jak było u mnie. Też w 7 tygodniu stwierdzono ciążę bez zarodkową. U mnie Zatorska na chwilę się pojawił, ale potem w global się w ścianę pęcherzyka. Mialam odstawić leki i.... Dalej lekarz dał mi wybór. Albo czekam na samoistne poronienie, ok. tygodnia. I jak będzie to po krwawieniu pokarze się na kontrolę. A jak nie będzie to do szpitala. I wywoływanie poronienia tabletkami. Albo od razu do szpitala na wywołanie poronienia tabletkami. W obu przypadkach, przy tabletkach czy naturalnie, będzie sprawdzał czy się sama oczyszczenia czy nie. Jeśli się sama oczyszczę to nie będzie łyżeczkowania, jeśli nie, to trzeba będzie je wykonać. Ja zdecydowałam się na wywołanie poronienia tabletkami. To był 8 tydzień. Oczyścilam się sama w kilka godzin. Łyżeczkowania uniknęłam. Poroniłam w szpitalu, i chyba cieszę się że akurat tam. Nie kojarzy mi się z tobą wydarzeniem ani własną sypialnia ani łazienka. Tylko szpitalny pokój. Dla mnie tak jest lepiej. Po poronieniu odczekałam do nastepnej miesiączki i od razu robiłam transfer. Ponieważ to był mój pierwszy transfer wogole, to lekarz nic nie zmieniał. Powiedział tylko że puste jajo płodowe się zdarza co jakiś czas bez względu na in vitro, w ciążach naturalnych tak samo często. Ze to przypadek. A sam fakt że wogole zaciążyłam jest dobrym znakiem na następne transfery i tylko trzeba chwilę poczekać. Wtedy wydawało mi się że to ma sens. Niestety w 3 następnych transferach beta nawet nie drgnęła. I teraz już nie wiem co myśleć.
-
U mnie nie zmienił nic ani po poronieniu, ani przy 3 następnych nie udanych transferach. Po trzecim transferze bez zagnieżdżenia zrobił histeroskopię, która nic nie wykazała. I powiedział że można w takim razie dalej transferować. Naciskałam na poszerzenie diagnostyki, ale on mówi że na moim etapie nie ma co zbadać, tylko trzeba robić transfery, aż się uda.
-
Ja miałam transfery cykl po cyklu, bez przerwy. Nawet po poronieniu. Mój lekarz twierdzi, że brak ciąży po transferze to tak, jakby się nic nie zadziało w ograniczenie, więc jak nie chce czekać to nie ma medycznych powodów żeby to odwlekać. A poronienia w 7 tygodniu zdarzają się naturalnie i czasem dziewczyny nawet nie wiedzą ze były w ciąży. To tak jakby po prostu co miesiąc starać sie naturalnie. Jedynie co, to mówił, że jakby chciała psychicznie odpocząć, to oczywiście możemy odpuścić jeden czy dwa cykle. I dopiero wtedy. Że on nie naciska, że musimy od razu. Ale ja jak muszę czekać to męczę się jeszcze bardziej, więc wolę juz iść za ciosem. Choć nie wiem czy to mądre.
-
I super. To będzie piękny czwartek. Leki do stymulacji refundowane to też dużo. Przynajmniej to nie kosztuje aż tyle. Tak. Wiem. Ja teoretycznie też jestem oblatana, a jak przychodzi co do czego to lepiej do mnie nie podchodzić.....
-
Masz coś w zanadrzu. Kolejna procedurę. A jeśli masz dofinansowanie to wogole super. Bo trzecia jest ciągle dofinansowywana. Poza tym czemu ten transfer ma się nie udać. Ma ok. 40-50 procent szans na powodzenie. To dużo. Poza tym pomyśl tak. 1. Nie zmarnujesz czasu, pieniedzy i nerwów na 5 nic nie dających transferów. 2. Nie zobaczysz 5 razy negatywnej bhcg. 3. Od razu ruszasz z tym zarodkiem, który ma szansę. Jest ciężko, i niesprawiedliwie, że znowu tylko 1, ale jak spokojnie pomyśleć, to przecież ostatecznie nie chodzi o ilość zarodków, tylko o donoszona ciążę. Trzymam kciuki. Kiedy w końcu ten szczęśliwy transfer?
-
Wyplacz się porządnie. To pomaga. Nienawidzę takich sytuacji kiedy nic nie zależy od nas, ale to my ponosimy konsekwencje. Przykre. Rozumiem ten ból i rozżalenie. Oczywiście że super że jeden przeszedł pomyślnie. Ale wiadomo, jak się miało sześć i nagle został tylko jeden to to nie jest fajne uczucie. Trzymaj się. Podobno wystarczy tylko jeden, a właściwy. Więc uznajmy że to ten. Jeśli masz ochotę o tym teraz pisać, to co u was było wskazaniem do badań genetycznych zarodków?
-
Z jednej strony to niedługo. Z drugiej, jak się czeka to się wydaje że cała wieczność. Trzymam kciuki mocno. Komuś musi się udać.
-
Widzę że masz ten sam syndrom co ja. Czyli że chciałabym 3 dzieci. Zawsze o tyłu marzyłam. I do tego chciałabym dążyć. A potem schodzę na ziemię i przypominam sobie że mam 37 lat. I od 8lat nie mogę zajść w ciążę, w tym roku starań in vitro. 3 procedury. I brak szans na adopcję. Cudem będzie jeśli wogole będę matką.
-
Tak jak pisałam wyżej, ja też. Jedna ciąża, jeden poród, dwójka dzieci. Normalnie promocja. Zwłaszcza że moja mama też urodziła bliźniaki, i zawsze zazdrościłam moim braciom że są we 2 a ja sama. Z drugiej strony jak poczytałam o komplikacjach jakie mogą być przez fakt ciąży bliźniaczej, to mi zapał trochę ostygł. Zwłaszcza że ja poroniłam juz jedną pojedyncza ciążę, więc bliźniaczej bałabym się podwójnie, że ja stracę. Może nie trzeba być zbyt zachłannym....
-
Szczerze. Nie mam pojęcia. Jak ja próbowałam liczyć to zawsze mi wychodziło inaczej niż im, więc przestalam. Jeden dzień w tą czy w tamtą, co za różnica. Jak ma być ciąża to będzie. Niestety. Innej reguły nie ma...... A ta jest w...iająca na maksa, bo nie nawiedzę nie mieć kontroli nad własnym życiem i bezradnie czekać co będzie.... A tak na serio to chyba nie ma już większej różnicy czy 2 czy 3 dniowe. Roznica jest czy to zarodek wielokomórkowy (2,3 dniowe) czy już blastocysta (5,6 dniowe). Bo nie słyszałam żeby gdzieś transferowania module (ok. 4 dnia).
-
Nie mogę znaleźć tego artykułu, żeby ci przesłać link. O tych badaniach. Ale też pamiętaj że to że komuś w badaniach wyszło tak, to nie znaczy że ktoś inny za chwilę nie udowodni zupełnie czegoś odwrotnego. Nie jestem lekarzem, więc staram się pisać jak najbardziej bezstronnie. Tylko fakty. No to jak z 3 pęcherzyków miałaś 2 komórki do zapłodnienia to bardzo ładnie. Ja też miałam te dojrzewające w laboratorium i ruszały i nie było potem widać różnicy która jest która. Trzymam kciuki żeby były ładne 2 zarodeczki. I jutro transfer. Czyli 3 dyniowe będą transferować. U mnie zawsze czekano do 5 , 6 doby. Ale z tym też różnie mówią, co lepsze.
-
Mam nadzieję, że pomoże ci to podjac najlrpsza dla ciebie decyzję. Dziwne z tym nie pobraniem dwóch "komórek". Bo rozumiem że chodzi o pęcherzyki, bo lekarz w czasie punkcji nie widzi komórek tylko pęcherzyki. Komórki są widoczne dopiero pod mikroskopem. U mnie zawsze nakuwali wszystkie pęcherzyki, i pobierali z nich płyn. Jednak komórek z tego było zawsze mniej, bo część pęcherzyków była pusta. A dojrzałych to już wogole mało.
-
Ja w lutym 2019 miałam 11,2. A w lutym 2020 4,5. Też się przeraziła jak to zobaczyłam. Ale lekarznie uspokoił, że wszystko co powyżej 2 to jest tak na prawdę jedno i to samo, i że na razie mam to zostawić. Więc twój spadek w porównaniu z moim to błąd statystyczny....
-
Z tą ustawą z tego co mi wiadomo to jest tak, że Zabrania zapłodnienia więcej niż 6 oocytów jednorazowo. Wyjątki to 1. Więcej niż 35 lat, 2. dwie wczesniejsze nie udane procedury in vitro, 3. inne powody medyczne - choroba współistniejąca - np. mało czasu bo kończy się rezerwa jajnikowa, lub żywotność spermy, albo trzeba robić punkcję jąder bo jest nie wiele plemników, w stanach nowotworowych, po wcześniejszych poronieniach, przy bardzo wyniszczajacej endometrioza, przy złym stanie układu rozrodczego itd. Czyli generalnie pozostawia to dużo pole manewru, i jak lekarz tylko chce zapłodnić więcej, to znajdzie pretekst. To tylko przepis, więc się go naciąga jak się da. Bo z medycznego punktu widzenia nie ma powodów by nie zapłodnić wszystkich. Inaczej jest z ilością podanych zarodków. Bo tu wchodzi już w grę sztuka lekarska. (W ustawie nie znalazłam nic na ten temat). Niestety, jak wszystko w rozrodczości, tu też nie ma jednoznacznych wyników badań więc lekarze dzielą się na dwie grupy. Jedni kategorycznie podają tylko 1 zarodek zawsze, bo: Po pierwsze podanie dwóch zarodków w jednym transferze nie zwiększa się prawdopodobieństwo ciąży, tylko pozornie pozornie tak wygląda. To znaczy jest dokładnie takie samo, jak przy dwóch oddzielnych transferach tych samych zarodków. Zmienia się tylko to czy transfer jest jeden czy dwa. A jeśli nie trafiono w okno implantacyjne, albo popełniono jakiś błąd w przygotowaniu do transferu, np za niski progesteron, to traci się aż 2 zarodki a nie 1 i nie ma się dodatkowej szansy na poprawę. Są badania które wskazują, że przy podaniu dwóch zarodków, prowdopodobienstwo ciąży jest mniejsze, bo organizm równa do słabszego zarodka. I den silniejszy mógłby dać ciążę, ale prze towarzystwo słabszego organizm odrzuca oba. I ostatnie. Zadaniem in vitro jest, a przynajmniej powinno być, urodzenie żywego zdrowego dziecka, a nie tylko doprowadzenie do zajścia w ciążę za wszelką cenę. A ciąża bliźniacza jest z założenia ciąża patologiczną, trudna do donoszenia, mająca więcej powikłań itd ( z medycznego punktu widzenia, bo z mojego to bliźnięta to byłby szczyt marzeń, najlepiej parka - po prostu idealny scenariusz ). Dlatego skoro nie daje to większych korzyści, a daje większe niebezpieczeństwo, to nie warto narażać pacjentki i małych pacjentów w brzuchu. Z kolei druga strona mówi Podanie dwóch zarodków zwiększa statystycznie szansę na ciążę, bo przy mniejszej ilości transferów, jest więcej ciąż (ale w przeliczeniu na ilość użytych zarodków ciąż jest dokładnie tyle samo). Statystycznie skuteczność in vitro to ok. 25%. Czyli z 4 zarodków powinna być co najmniej jedną ciąża. Przy podaniu 1 zarodka, potrzeba ma to 4 transferów. Przy podaniu dwóch zarodków, wystarcza 2 transfery. Oczywiście statystycznie tylko. Bo wiemy że w życiu bywa różnie. Podanie dwóch zarodków w jednym transferze skraca czas leczenia niepłodności i zmniejsza za równo koszty finansowe jak i psychiczne, związane z oczekiwaniem ma potomstwo. Mniej transferów aby uzyskać ciążę, to mniej kasy, mniej czasu i mniej porażek. Jest też grupa absolutnie pośrednich lekarze którzy podchodzą do tego tak Nie ma jednoznacznych dowodów, czy lepiej podać jeden czy dwa zarodki. Więc jak para chce 1 to ma jeden. Chce 2 to ma dwa. To ich decyzja. I stąd te rozbieżności w ilości podawanych zarodków.
-
No faktycznie jest to jakiś, nawet logiczny plan. Choć trochę nakombinowany. U was jest problem z nasieniem prawda? Twoje wyniki są bez zarzutów.
-
Hekate, a jak to wogole jest. Skoro masz zamrożone oocyty, to dlaczego masz znów przechodzić stymulacje, skoro możesz po prostu zapłodnić te zamrożone?
-
U mnie tak akurat zadziałało, że więcej hormonów to więcej zarodków, ale to nie jest regułą. Ja też mialam bardzo wysokie AMH -11,2, i też zaczęto delikatnie, ale ta pierwsza stymulacja wyszła beznadziejnie. I potem robiliśmy już stymulacje bez patrzenia na AMH a tylko na obraz USG i poziom estradiolu. U nas tylko problem ze mną i brakiem owulacji, i słaba jakością oocytow i tego że żadne pęcherzyki nie rosły, a jak już rosły to większość pusta.
-
W pierwszej Menopur 150, nie miałam żadnego zarodka. W drugiej Menopur 375, potem 300 i miałam 3 zarodki. W trzeciej Menopur 375 cały czas i 5 zarodków.
-
Ja kolejne stymulacje zaczynałam od razu, w następnym cyklu, i z każdą następną miałam więcej zarodków
-
Mi kazano być na czczo. Co najmniej 8h wcześni nie pić, nie jeść, nie żuć gumy, nie brać leków, chyba że bierze się na tarczycę. Mieć ze sobą grupę krwi, ewentualne wyniki badań jeśli są jakieś przeciwwskazania do narkozy, klapki, szlafrok, krótka koszulkę. Coś do jedzenia i do picia opcjonalnie (można zjeść i napić się dopiero po 2h od zabiegu). Ale co klinika to inne obyczaje.
-
Ja miałam dość podobną. AMH wyszło 11,2 a stymulacja nie szła wogole. Wtedy lekarz też powiedział, że będziemy stymulacje prowadzić na to co widzimy a nie na wynik AMH, i uznamy że go nie ma.
-
Oki. Czyli z tego co piszesz, to wynika, że nawet jak ktoś ma mutację, ale o niej nie wie, to jak bierze preparat gdzie są oba to i tak dobrze. Więc jakby femibion ok. Ja już są nie wiem w co wierzyć. Czuję się zapędzona w róg i totalnie skołowana.
-
Oki. I przy mutacji to też jest problemem, że są obie? Nie jest to wystarczające zabezpieczenie się? Ja to suplementuje chyba cała tablice Mendelejewa. Ale to dlatego że mam dietę wątrobowa i prawie nic nie mogę jeść z naturalnych źródeł. Biorę witam. A, b,c,d,e. Dha. Żelazo. Magnez. I nadmiar mam tylko kwasu foliowego.
-
Tak się przyglądam tej dyskusji o kwasie foliowym, bo też mam go ponad normę. Ale też bardzo dużo suplementuje i na wszelki wypadek staram się wybierac formę metylowana. I brałam też przez chwilę femibion 1 bo nie wiem czemu mam wrażenie że w nim jest właśnie metylowana kwas foliowy (metafolin). Czy ja coś pomyliłam?
-
Ja nie zwracałam uwagi nigdy, bo i tak wiedziałam, że nie mam owulacji i nic z tego. Ale o dziwo mój lekarz zawsze na wszelki wypadek sprawdzał czy tym razem przypadkiem żaden pęcherzyk nie rośnie. Co szczerze mówiąc zawsze mnie irytowało, bo niby czego się spodziewał. Ale on twierdzi że wszystko jest możliwe i na wszelki wypadek musi, bo już różne rzeczy widział. No i los dał mi pstrzyczka w nos. . . I nagle owulacja się pojawiła z nikąd.