Jesteśmy razem 4 lata. Kiedyś było niesamowite iskrzenie i chemia. On wyrażał się, że czuje jakbyśmy byli dla siebie stworzeni i w końcu się odnaleźliśmy. Zamieszkaliśmy ze sobą i wtedy zaczęło się pogarszać. Nie klocilismy się o jakieś rzeczy dnia codziennego, ale po czasie on zaczął mieć do mnie żal, że nie spędzamy czasu tak jak on chce. Ogólnie nie mamy wspólnych pasji, on informatyk, ja siedzę w naukach przyrodniczych, ale do tej pory myślałam, że mamy o czym porozmawiać, oglądamy razem filmy, czasami zagramy w jakąś grę na pc, pojeździmy na rowerze itp. Niestety on chciałby, żebym bardziej angażowała się w jego zainteresowania, żebym np. uczyła się programowania itp. Przez to pogarsza się między nami atmosfera. Jeszcze niedawno mówił, że do siebie pasujemy. Parę tygodni temu zaczął coś przebąkiwać, że może nie pasujemy
Teraz jesteśmy na wakacjach. Było bardzo miło przez ostatnie dni. Jeździliśmy na rowerach, spacerowalismy, parę razy poszłam sama na plażę, bo on nie lubi, za to on coś grzebał w laptopie w tym czasie. Wczoraj byliśmy na fajnej wycieczce do zamku krzyżackiego. Śmiał się, żartował. Wieczorem zagadałam czy nadal zastanawia się czy do siebie pasujemy, bo przecież jest między nami miło, żartujemy, spędzamy razem czas, jest seks. Niestety moje pytanie wywołało koszmar. Zamknął się w sobie (on jest najbardziej opornym na rozmowy człowiekiem jakiego znam), znowu wrócił temat spędzania czasu, że nie jest tak jak on by chciał, tylko zawsze jest po mojemu. Potem potoczyła się już lawina jego nieprzyjemnych odpowiedzi, mojego płaczu i dopytywania co ja takiego złego zrobiłam. Jak on się zawieźmie, to nie umiem do niego dotrzeć, twierdzi, że dziwię się, że tak reaguje, a przecież przychodzę z płaczem i mówię mu jaki to jest zły. Na nic moje tłumaczenia, że nie miałam takich intencji, bo tylko spokojnie zapytałam czy nadal uważa, że do siebie nie pasujemy. Wczoraj się obraził. Dziś rano nadal miał zły humor. Chciałam coś jeszcze spróbować wyjaśnić, jakoś się pogodzić. Potem poszłam na plażę. Obiecał, że jak wrócę, to już mu przejdzie. Nie przeszło. Zapytałam o co mu tym razem chodzi. Odpowiedział, że go dręczę tym dopytywaniem się i że mu przejdzie jak odpuszczę. Najlepiej teraz żebym dała mu spokój i się nie odzywała. Bardzo mnie to zabolało. Poprosiłam, żeby wyszedł na godzinny spacer, bo czuję jakiś lęk gdy tak ze mną "rozmawia". Wyszedł. Nie ma go już 2 godziny. Nie wiem co będzie. Czuję jakby zbliżał się koniec. Gdy go pytam czy chce ze mną być, bo jego zachowanie jest dla mnie niejasne (tak jakby o mnie w ogóle nie dbał, o moje uczucia, samopoczucie), irytuje się, że go pytam o takie rzeczy, że nie chce się rozstawać, ale że takie pytania go irytują, bo czuje się jakby musiał mi się tłumaczyć że chce ze mną nadal być i że myśli o rozstaniu są nieprzyjemne, a ja go tylko tym wkurzam. Nie dociera do niego to, że sprawia mi ból insynuacjami, że do siebie nie pasujemy. Zresztą zmienia zdanie. Raz mówi, że może nie pasujemy, a za moment, że pod kątem zainteresowań jesteśmy różni, ale to nie znaczy, że nie pasujemy i dla niego to nie powód do rozstania. Za chwilę znowu mówi, że może przez to okaże się w przyszłości, że jednak nie będziemy mogli być ze sobą. Więc pytam czy chce zerwać czy o co chodzi? I tak w kółko.
Gdy jest taka atmosfera odczuwam lęki, jestem wewnętrznie roztrzesiona. Zanim wyszedł zapytałam czy naprawdę jest aż tak źle, że nie spędzimy już miło ostatnich dni urlopu? Odpowiedział, że on już na pewno nie. Nie rozumiem czemu mi to robi. Zresztą wszelkie kłótnie od początku naszego związku zawszw takie były. To nie tak, że coś się popsuło teraz. Po prostu zawsze tak reagował na rozmowy o uczuciach, ale teraz to jakaś koszmarna sytuacja. Jesteśmy na urlopie, do wczoraj była bajka, a dziś koszmar. Nie wiem jak zniosę najbliższe dni, co mam robić, co będzie po powrocie. Nie wiem czy da się to jeszcze uratować, jeśli nie wolno mi się nawet odezwać i zapytać jak się czuje, bo wszytko zaczyna się od nowa?