Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Bounty90

Zarejestrowani
  • Zawartość

    398
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Bounty90

  1. Jejku kochana, to od razu będziesz miała zaraz połówkowe jakie wieści!!! Wspaniałe!!! Odzywaj się częściej jak tam ciąża przebiega, to niesamowite. Trzymam kciuki!!
  2. Dokładnie tak ja sama się zastanawiam, że to niemożliwe, że to juz. Jakoś za szybko
  3. Gratulacje!!! Cuda się zdarzają!! Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło jak z płatka
  4. Kochana ale to moment zleci. Ja nie mogę uwierzyć, że to już. Dopiero co był 6-9 tydzień! Odczuwam taki spokój wewnętrzny, bo wiem że w szpitalu będą codziennie robić ktg i badać, dopóki nie będzie wypakowania. Ale jeśli on przybiera 300 tygodniowo to pojutrze będzie miał 3500 gdzieś więc myślę że może jak mnie w czwartek wezmą, to w sobotę albo w poniedziałek bym się rozpakowała. Dzisiaj staram się cieszyć piękna pogoda, bo "to ostatnia niedzielaaaaaa" wolności, w dwójkę
  5. Neoparin pamiętam jak mi kazali brać od transferu, to byłam taka załamana tym zastrzykiem... Robię go sobie od 25 sierpnia i już nawet nie zwracam uwagi traktuje go jakbym witaminki brała co rano hahaha
  6. Gratulacje!!! To teraz w poniedziałek robisz znowu? Żeby sprawdzić przyrost? Niech fasolka tam ładnie rośnie
  7. Tak, 36 się zaczął. Mam skierowanie na patologię ciąży w związku z moją cukrzyca i nadciśnieniem,.które wyszło w ciąży. Mam jechać w czwartek n ktg do przychodni, potem wizyta i już zostaje w szpitalu prawdopodobnie. Mały ważył tydzień temu 3200, wiekowo 37+3-5 dni (zależy, który wymiar). Lekarka powiedziała, że jest duży i sobie poradzi, a mój organizm mocno obciąża co widać po wynikach. Także, możliwe że za tydzień będę już rozpakowana, zobaczymy. Może mnie podtrzymają trochę na obserwacji a może od razu rozwiązanie, nie wiadomo. Mówiła że tak będzie lepiej bo będą mieć mnie na oku, a że mieszkam 90km od szpitala to w ogóle. A Ty jak się czujesz?? Kompletujesz wyprawkę?
  8. Ja kupiłam w aptece naturalna bromelaine z ananasa to brałam tydzień przed i dwa dni po transferze.
  9. Bounty90

    In vitro 2021

    Jedz do tej apteki niech sprawdza. Miałam podobna sytuacje w aptece klinicznej koło Invicta w Warszawie, ja nie zauważyłam tego tylko wydawało mi się, że jakoś drogo le myślę, może lekarz się pomylił już trudno. Po tygodniu dzwonili do mnie że kolega się pomylił i czeka na mnie zwrot, ponad 300zl. Także warto sprawdzić
  10. Bounty90

    In vitro 2021

    Dziękuję za takie miłe słowa Nie wiem jeszcze jako będzie poród. Dziecko jest większe o trzy tygodnie, tzn było miesiąc temu. We wtorek po świętach mam USG, w czwartek wizytę i będzie coś więcej wiadomo. Lekarka mówiła że CC traktujemy jako ostateczność , bo jednak cukier mi skacze , nadciśnienie niby unormowane ale kto wie jak będzie dalej... No i fakt, że mam uszkodzony kręgosłup w miejscu gdzie wkłuwa się znieczulenie więc tylko narkoza wchodzi w grę. Mówiła że gdyby akcja zaczęła się wcześniej naturalnie, to żebym próbowała bo to naturalnie dla kobiety fizjologicznie i szybciej dojdę do siebie. Jeśli cokolwiek będzie nie tka przez cukrzycę, to wyjmują go bez pytania. Więc w sumie jestem w zawieszeniu i nie mam pojęcia, mam nadzieję że za tydzień będzie już coś więcej wiadomo
  11. Bounty90

    In vitro 2021

    Rozumiem. Tak, taka sytuacja na pewno jest trudna. Ja miałam to a głowie jak dowiedziałam się że mamy sześć zarodków. I myślałam sobie jejku a co jak się uda? Co my zrobimy z nimi??? To są mega ciężkie sprawy...
  12. Bounty90

    In vitro 2021

    Ten tydzień jest dla mnie trudny, chyba już każdy wielki tydzień ci roku taki będzie. . rok temu w Wielki Piątek dowiedziałam się, że beta spadła, odstawiłam leki... W Niedzielę Wielkanocną zaczęłam krwawić, cierpieć ból fizyczny i psychiczny... Jak wiele z nas tutaj... Jestem wdzięczna bardzo mojemu Aniołkowi, bo chociaż był że mną krótko, to uświadomił mi, że chce być jego mama, że nie jest ważne to wszystko co martwiło mnie wcześniej, że to tylko geny. Dzięki niemu, moja ciąża teraz była najbardziej wyczekana i wymarzona. Ta mała Fasola sprawiła, że moje myślenie o adopcji komórki, zmieniło się totalnie i mogłam spokojnie podejść do kolejnych prób. Co ciekawe przy wszystkich trzech transferach towarzyszyła mi ta sama przemiła położna, która za pierwszym razem przytulała mnie i trzymała za rękę gdy płakałam. Na drugim transferze powitała mnie z uśmiechem, powiedziała, że "dziś ma Pani odpowiedni humor na transfer" i tak dokładnie było, dzięki mojej dzielnej Fasolce gdzieś tam na górze
  13. Bounty90

    In vitro 2021

    Domyślam się, że fragment z podchodzeniem do transferu z nadzieją na niepowodzenie odnosi się do mojej wypowiedzi. Cóż, ciężko na pewno to zrozumieć, nie będąc w danej sytuacji. Dla wielu osób ivf to już dramat i ciężkie przeżycie. Dla mnie te wszystkie badania, transfery, wizyty itd to nie problem żaden. Nawet to, że dziecko nie zostało poczęte aktem seksualnym. Nie, dla mnie problemem wtedy było to, że nie jestem zdolna mieć swojego genetycznego dziecka,że jestem nic nie warta jako kobieta. Że jestem pozbawiona czegoś naturalnego, co ma większość kobiet dookoła mnie - możności posiadania swojego dziecka. Ivf to nie tragedia, to trudna droga, która czasem trzeba przebyć by zostać rodzicem. Dla mnie tragedią było to, że dziecko nigdy nie będzie do mnie podobne, nie będzie miało moich cech. Jakieś tam może będą, bo dawczyni ma podobną urodę, ale wiecie co mam na myśli... Na sama myśl o tym, że gdybym miała dziecko każdy będzie mówił ooo a do kogo jest podobne, skręcało mnie wtedy na sali przed transferem w środku. Teraz tak nie myślę w ogóle. Ale wtedy, odczuwałam ogromny lęk. Adopcji nie rozważałam nigdy, ze względu na pewne sytuacje z adoptowana dziewczynka w mojej rodzinie. Może ciężko to zrozumieć, może wyjdę tu na osobę, która nie zasługuje na to dziecko bo nie chciała pierwszego transferu, ale w tamtym momencie moja depresja nałożyła się z hormonami, które zaczęłam brać a przez menopauze byłam z nich wyciszona i nagle uderzyły jak grom z nieba. Do tego doszedł lęk, co zrobię jeśli się uda? Czy to dziecko będzie widziało we mnie swoją mamę? Czy mnie w ogóle pokocha? Takie wtedy miałam myśli. Czy ja się w ogóle nadaje, żeby być jego mama? W niepłodności i decyzjach z nią związanych nigdy nie powinniśmy nikogo oceniać, ani mówić co powinna dana osoba zrobić w tej sytuacji. Dopóki sami nie znajdziemy się w identycznej, nie mamy prawa oceniać, zresztą nawet wtedy nie powinniśmy. Bo każdy z nas jest inny i ma inną psychikę. Każdy z nas inaczej to przeżywa i doświadcza.
  14. Bounty90

    In vitro 2021

    Kochana, idź do psychologa. Daj sobie pomóc, nie zostawaj z tym sama. Ja żałuję bardzo, że nie sięgnęłam po pomoc,byłoby mi na pewno łatwiej albo podejść do kd, albo zrezygnować, ogólnie łatwiej pogodzić się z sytuacją. Kochana, ja z moim wtedy partnerem zerwałam, kiedy zrobiłam amh i okazalo się, że nigdy nie będę mamą. Że zostaje tylko dawstwo. Gdyby on wtedy się poddał, dziś nie bylibyśmy razem. Bo ja czułam się niepotrzebna, egoistką która zabiera ukochanej osobie szansę na rodzinę której on wyjątkowo pragnął. Czułam, że powinnam być sama, bo taka kobieta jak ja nie powinna nikomu zawracać głowy. Wtedy już powinnan iść do psychologa, żeby poradzić sobie sama ze sobą. Nie mam jeszcze synka, ale za jakieś 3-4 tygodnie ma być już na świecie
  15. Bounty90

    In vitro 2021

    Dziewczyny ja przed podjęciem decyzji, że korzystamy z dawczyni przeszłam okropny czas... W sumie nawet nie przed podjęciem decyzji, a momentem w którym wiedziałam że już dla nas znaleźli kobietę i czy chcemy wpłacić pieniążki, żeby zaczęła stymulację do momentu transferu pierwszego. Wcześniej myślałam o tym na luzie, że to będzie moje dziecko itd, jaka to różnica. Kiedy dostałam telefon, że znaleźli dla nas kobietę przeszłam straszne załamanie... Czułam się nic nie warta, gorsza, będę musiała urodzić nie swoje dziecko, jelsi w ogóle nam się uda. Nie mogłam tego przetrawic, a jednocześnie zanim podjęliśmy decyzję o ślubie byłam zdecydowana i czułam się przez to jeszcze gorzej, bo wyszło na to że okłamalam męża, obiecałam mu, że podejdziemy do ivf z dawczynią i będzie super. A tu cztery miesiące po ślubie ją nagle, że nie chce i nie mogę i w ogóle... Czułam się podle... Że względu na wysoką fragmentację, mieliśmy minimalne szansę na zapłodnienie i rozwój do blastocysty, tak mówił nam lekarz. Braliśmy dodatkowe separację, żeby zwiększyć szanse. Przez ten cały czas ja tkwiłam w rozpaczy. Powinnam była iść po pomoc do psychologa, teraz żałuję, że tego nie zrobiłam. Jak dostałam telefon, że z sześciu komórek mamy sześć wysokiej klasy blastocyst, to w pierwszym momencie się ucieszyłam a potem nadeszła fala dołów... Od początku listopada do marca zwlekałam z transferem. Na zmianę tylko płakałam, wsciekalam się, wyłam... Chyba najgorszy czas w moim życiu. Czułam się jak inkubator, który będzie musiał nosić cudze dziecko... Chciałam już zrezygnować, oddać zarodki innej parze albo do badań, byle nie być w ciąży z żadnym z nich.. było ze mną bardzo źle psychicznie. Pewnie ciężko uwierzyć, bo większość z Was w dniu transferu jest radosna, pełna nadziei i podekscytowana..u nas tra sfer przypadł na początek covidu, jechaliśmy 650km do kliniki, a babka mówi, że mąż nie może wejść tylko ja. Wpadłam w taką rozpacz, uspokajały mnie pielęgniarki, przyszedł lekarz że spokojnie, to najwyższej klasy zarodek na pewno się uda. Nikt nie rozumiał, że ja nie płacze bo boje się niepowodzenia. Płakałam bo bałam się powodzenia... Dopiero w dniu pozytywnej bety płakałam że szczęścia i czułam że to będzie moje dziecko, tylko moje. Że nie jestem inkubatorem, tylko będę mamą. Szczęście niestetu nie trwało długo... Ale w końcu udało się za trzecim razem. Teraz myślę o sobie że jestem mamą tego dziecko. W kwestii pozostałych zarodków, to bardzo indywidualna kwestia. Wiem, że są pary, które bardzo czekają na AZ bo to dla nich jedyna szansa. My mamy dwa mrozaki, ale nie byłabym w stanie ich oddać... Nie mogłabym chyba żyć z myślą, że być może gdzieś w tym kraju żyje brat albo siostra mojego synka. Tylko genetyczna... Ale jednak... Mimo, że to nie moje geny, tylko męża i dawczyni, nie umiałabym chyba jakoś tego z głowy wyrzucić... Chylę czoła przed dawcyniami, dawcami i parami, które oddają innym zarodki. To ogromna odwaga, dobroć i danie komuś największego szczęścia. Ale mimo wszystko, ja bym nie umiała Myślę, że taką decyzję trzeba dobrze i długo przemyśleć. To bardzo ważna i poważna sprawa..
  16. Pewnie tak jest, u mnie się rozkłada na większym ciałku ja też niby w obcisłych chodzę, ale jakoś jakby ten dzieč bardziej w środek wepchany Przykro mi bardzo który to był transfer? Wiem, że masz mega doła.. zrób dla siebie coś miłego wieczorem, może jakieś winko i lody.. lody czekoladowe zawsze podnoszą na duchu. Trzymaj się cieplutko
  17. Kochana, wiem że Ci trudno ale nie rozpaczaj jeszcze, mi sikance w 10dpt też nic nie pokazały, a beta była koło 50. Trzymam kciuki, żebyś miała właśnie taką sytuacje. Daj znać jak będzie wynik Senność miałam od 6dpt, ciągle spałam, po dwie drzemki dziennie. Mdłości gdzieś od siódmego może tygodnia. Ale nie sugeruj się czyimiś objawami, bo każda z nas jest inna, a nawet gdybyśmy były w kilku ciążach to każda z ciąż byłaby inna. U mnie beta przyrastala za mało, ciągle jechałam na USG z myślą, se już pozamiatane na pewno bo to niemożliwe, żeby z takiej bety coś było. Odetchnęłam dopiero na połówkowym USG, i od tamtej pory jechałam na badania z uśmiechem a nie z pytaniem w głowie "czy żyje". Wiem, że to czekanie na zobaczenie serduszka jest trudne, ale musisz być dobrej myśli dla swojej maleńkiej fasoli. Piszesz, że czujesz, że nie idzie tak jak powinno - miałam dokładnie to samo. Staraj się wyluzować, stres fasolce nie służy. Nie masz już teraz na nic wpływu, przeżywanietego nic nie zmieni. Trzeba poczekać. Mam nadzieję, że na wizycie Wszystko będzie git i będziesz mogła zacząć cieszyć się ciąża
  18. Super! Teraz wielką przygoda przed Tobą! U mnie dzisiaj zaczął się 34tc. Świruje trochę, bo na forum kwietniowych mam, dzidziuś zmarł bo udusił się pępowiną podobno... Mam schize i trzy razy dziennie przykładam detektor... zdarzylo mi się kiedyś robić dwóm parom sesje ciążowe, a tydzień przed terminem maluszki odeszły... Mam taką schize okropna... Zwłaszcza że teraz ruchy są inne, wolniejsze, takie jakby przepychanie w środku bo już jest duży i to dodatkowo mnie stresuje. Już chciałabym miec za sobą ten poród i być w domu. Stresuje mnie też pójście do szpitala, test na wejściu, to że będę kompletnie sama, jeśli to będzie CC to jak sobie poradzę sama z dzieckiem w szpitalu odczuwam panikę i lęk. Ale to chyba normalne... Torbę mam spakowana na każdą ewentualność, lekarka mówiła że jak dotrwamy do 37tc to będzie dobrze, bo jest wyjątkowo duży a ja mam cukrzycę typu 2. Także, za miesiąc powinien już być na świecie. Nierealne, na maksa nierealne. Od początku nie wierzyłam, że to się uda. Przy naszej sytuacji skomplikowanej z każdej możliwej strony, to jakbyśmy oszukali przeznaczenie. Jeszcze chyba to do mnie nie dociera, w niedzielę może złożymy łóżeczko, to jak będę je codziennie widzieć to może do mnie dotrze Dziewczyny, wszystkim nam się uda. Pytanie tylko na ile starczy sił, czasu i pieniędzy. Ale gdzieś na końcu jest ta meta, na pewno najpiękniejsza i pełna obsranych pieluch Brzuch od trzech dni wreszcie widać, czuje się jak słoń. W ogóle dwa tygodnie temu szłam sobie że sklepu i spotkała mnie mama mojej przyjaciółki, która mieszka za granicą. Szła ze mną z pół km, gadaliśmy, opowiadała o wnukach i zauważyłam, że nie wie że jestem w ciąży i nic nie mówiłam. Wieczorem dzwoni do mnie przyjaciółka, że mama jej mówiła, że mnie widziała. I ona się pyta mamy, czy duży już mam brzuszek, a jej mama "a czemu ma mieć duży?" I ona, że no ja w ciąży jestem przecież. A jej mama "a to jeszcze nie widać tak na początku" a to był początek ósmego miesiąca hahaha. Ogólnie trzymam dietę cukrzycowa i na szczęście tylko 8kg na plusie mam - taki mój mały sukces chyba
  19. U mnie w klinice 6dpt jest weryfikacja, beta z krwi już wyjdzie ale test wątpliwie. Sikance oszukańcze- kupiłam trzy tej samej firmy, w 7dot dwie kreski w osmym i dziewiątym nic, 10dpt szłam na betę przekonana że już po wszystkim. Także nie wierz siuchom
  20. Ja się leczę w Invicta Warszawa, na zmianę doktor Palaszewski albo Jerzak, zależy kto akurat w dany dzień jest dostępny, ale polecam oby. Mi po dwóch nieudanych transferach zalecono badanie receptywnosci endometrium razem z komórkami nk. Wyszły za niskie komórki, więc włączona scratching i się udało. Ja jestem z kliniki zadowolona.
  21. To bardzo cienkie endometrium... Są jakieś sposoby z tego co czytałam na forum in vitro ogólnym, można podać osocze też do macicy, to podobno pomaga jak endometrium nie chce rosnąć.
  22. Trzy transfery. Scratching miałam zalecony bo wyszło mi za mało komórek nk w macicy. Ale endometrium do transferu na estrofemie dobrze rośnie? Szczerze mówiąc, to nie wiem czy po estrofemie miałaby rosnąć macica, ona chyba już taka będzie, tylko kwestia endometrium czy rośnie odpowiednio. Ale nie jestem lekarzem, mój przed ostatnim transferem powiedział że endometrium jak zwykle piękne ale on już nie wie, czy to ta mała macica nie jest problemem. Także z tego rozumiem że nie rosła.
  23. Nie wiem czy można nazwać to leczeniem, po prostu dążenie do udanego transferu. Lekarz powiedział mi, że mała macica może być problemem przy zagnieżdżanie ale nie musi, bo nie spotkał się nigdy z tak mała jak moja. Wszystkie artykuły medyczne sugerują w takich wypadkach surogatke. Ale powiedział mi, że macica to przecież mięsień, powinna się rozciągnąć jak należy. Bardzo bałam się, że w zaawansowanej ciąży będzie problem z macica czy coś. Teraz jestem w 33tygodniu ciąży i nie odczuwam żadnych problemów ze strony macicy, czuje się nadzwyczaj dobrze. Ja nie miesiączkuje w ogóle, jestem po menopauzie. Biorę estrofem do 10dc, potem monitoring USG, endometrium za każdym razem rosło pięknie więc włączano na 12 DC progesteron i po pięciu dniach transfer. W udanym transferze robiono mi histeroskopie że scratchingem w cyklu poprzedzającym i dołożono heparynę. Ja leczę się w Invicta
  24. Dziewczyny ja od tygodnia przed transferem, przez kolejne trzy miałam w gościach rodzinkę z Niemiec, nie miałam czasu kiedy myśleć w ogóle o transferze. Ciąża to nie choroba, niby tak ale po takich staraniach, jednak trzeba na siebie dmuchać. Ja w 3dpt pracowałam przez14 godzin na nogach (wesele) i nie miałam możliwości ani wziąć urlop ani nic bo umowa mnie trzymała z klientami. Poszłam, lekarzowi nie powiedziałam bo by mnie chyba zabił, kazał odpoczywac. Byłam przekonana, że przez to że nie mam czasu na odpoczywanie, bo to ta praca, to goście w domu o trzeba im przygotować posiłki, sprzątać itd nie uda się na bank. A tu zonk, niespodzianka. Totalnie uwolniłam umysł od myślenia o tym, bo byłam tak zajęta że nie miałam na to czasu polecam uwolnienie głowy, niekoniecznie poprzez prace domowe, ale przecież są siostry, kuzynki, przyjaciółki żeby się spotkać, książki i Netflix trzymam kciuki laski!
×