Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

HeraMalwa

Zarejestrowani
  • Zawartość

    5
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

1 Neutral
  1. HeraMalwa

    Małżeństwo w ruinie.

    Nie, nie byłam świadoma, że ma z. Aspergera, wiem to teraz po diagnozie i zachowaniach syna (do męża diagnozy nie potrzebuję, jest to ewidentne). Nie miałam problemów z tym, żeby opiekować się dziećmi, póki dawałam radę, a on miał dużo większe obciążenia pracą. Moja kariera była świadomie obciążona (tak, wiem, że dzieci tu wpływają), ale im dzieci starsze, tym ten wpływ mniejszy. Będzie lepiej (o, sama sobie napisałam słowa wsparcia. Dzięki kobieto!). Tym bardziej, że mam możliwości: wolne mieszkanie w domu rodziców, którzy pomogą na co dzień (nie, nie będę ich wykorzystywać, po prostu w razie choroby, wyjścia mogę im czeredę zostawić - tak, pytałam, tak zgodzili się). Jak trudno trafić na kafe na ludzi, którzy wiedzą, co piszą (ZA nie jest zaburzeniem psychicznym, czy reszta opinii jest tak samo prawdziwa i godna zaufania, jak to stwierdzenie?), mają empatię, doświadczenie życiowe i zwyczajną życzliwość. Nie trzeba rzucać kalumniami czy wulgaryzmami żeby pluć jadem. Jeśli do Was przychodzi przyjaciółka i zwierza się z problemu, to rzucacie jej tekst: "masz co chciałaś, na pewno on był takie zawsze, podjęłaś złe wybory (w pełni świadomie, wiedząc, jakie będą skutki, oczywiście). Wiesz, ja ci życzę jak najlepiej, ale sama jesteś sobie winna, coś jeszcze? Jak nie, to mogę jeszcze dołożyć, bo moje osądy, jak wiemy, w 100% trafne, bo znam cię od pieluch i wiem, jaka jesteś." Ja bym chyba podziękowała takiej światłej osobie. A tak bez ironii, zawsze zachodziłam w głowę, czemu ludziom wydaje się, że ktoś od nich oczekuje, żeby nas zmieszali z błotem. Tak, wiem, "jesteś tu, to szykuj się na osąd". Ale to po prostu chyba najłatwiejsze. Zrobić sobie dobrze taką wypowiedzią. Uprościć, olać niuanse, paru rzeczy nie przeczytać lub świadomie pominąć, bo nie pasują do tezy, a potem wygłosić swoją diagnozę. To chyba sprawia, że w jakiś sposób czujecie się lepiej (ważne, lepsze, mądrzejsze, "ach, dzięki Ci Panie, że nie jestem taką ...ką jak ona"). Mi to tam ryba, ale osobie wrażliwszej takie uwagi mogą narobić dalszych, niepotrzebnych szkód. I zanim padnie: "a czego się spodziewałaś, że ktoś cię będzie po głowie głaskał, czy co?" (z niedopowiedzianym: spier.... swoje życie na swoje życzenie, to masz, bierz na klatę, nie użalaj się, bo masz, co chciałaś, hahaha). Piszę to, bo widzę, że KAŻDA osoba mnie wirtualnie zdiagnozowała i osądziła (ta, co mi podobno dobrze życzy, też), a nikt nie napisał nic poza tym. NIC. I to jest przykre, bo pokazuje, że nie ma tu czego szukać. Bo (parafrazując) to co powinnam dzieci uczyć, to unikanie nieżyczliwych ludzie. Wybacz Autorko za wcinkę i dziękuję za użyczenie wątku. Mam nadzieję, że odnajdziesz siebie i szczęście. Jedyną stałością są na tym świecie zmiany, więc życzę Ci żeby zmieniło się na lepsze.
  2. HeraMalwa

    Małżeństwo w ruinie.

    Ależ w niektórych Was dużo bezinteresownego jadu... 1. mąż się zmienił po ślubie i to baardzo 2. niektóre zmiany bardzo na plus, inne wady wyszły z czasem 3. próbowałam rozmów (i to takich dostosowanych do egzemplarza męskiego, prosto i na temat), poprawiało się na krócej, dłużej, wracało do normy, doszłam do momentu, w którym stwierdzam, że straciłam wiarę, że to coś zmieni 4. staję się coraz bardziej świadomą siebie kobietą, więc teraz zrobiłam bilans i wiem, że to, co się udało nam zmienić to się udało i jest już za nami. Nie zmienimy i nie nagniemy się więcej i ja i on, bo zrobiliśmy max, bardziej dotarci nie będziemy. Pytanie, czy chcę tak się czuć za 10 lat? Ano nie. Stąd decyzja 5. moja praca jest regularnie zawalana przez kwestię wychowania dzieci. Tak, bez faceta będzie trudniej, ale będę miała większą motywację i być może mniejsze obciążenie psychiczne 6. nie jestem zainteresowana nowym związkiem, więc bagaż 4 dzieci mi nie przeszkadza
  3. HeraMalwa

    Małżeństwo w ruinie.

    Nie mówię, że go nie kocham, ale jestem dość specyficzna. Pozwalam na za dużo i to niestety wyniosłam z domu. Pozwoliłam, żeby mój mąż mnie nie szanował (w moich oczach, bo w jego to normalne zachowanie). Mamy przeciętne małżeństwo jakich wiele. Po prostu stuknęła mi 40 i dotarło do mnie, że jeśli nie teraz to kiedy. Wiem, wiem, brzmi jak kryzys wieku średniego. Wyznajemy podobne wartości, ale mamy ogromne różnice w postrzeganiu różnych spraw. Weźcie sobie faceta, który nie rozumie potrzeb kobiety i pomnóżcie to razy 10. Mój mąż ma z. Asperera, więc to jest pewne jego uwarunkowanie. Ale teraz w ciąży jestem bardziej wyczulona na siebie i skłonna do przemyśleń. Było raz lepiej, raz gorzej. 4te dziecko = 100% wpadka. Planowaliśmy 3 dzieci. Seks w naszym związku jest. To chyba ostatnie, co wychodzi.
  4. HeraMalwa

    Małżeństwo w ruinie.

    Całe obowiązki spadały na mnie. Szło to trochę historycznie, bo kiedyś wracał do domu po 18, więc oczywiste, że ja ogarniałam wszystko. Teraz jestem w ciąży, ogarniam dzieci, zakupy, większość bieżącego sprzątania, pranie, prasowanie (ostatnio leży, nikt się za nie nie weźmie poza mną). On zrobi cokolwiek tylko wtedy, gdy go pogonię. On się ustawił tak, jak chciał. Przychody mamy porównywalne, aleja płacę za zdecydowaną większość rzeczy. Gdy wyślę go na zakupy, to zaczyna mi wypominać, że zapłacił aż np. 250 zł (jak ja wracam to też wypytuje, ile to kosztowało i czemu tak dużo). Swoją kasę trawi na rzeczy, które chce. I, żeby nie było, ja też potrafiłam wydać miesięcznie 600 zł na swoje hobby (teraz odpadło), ale on potrafi wywalić (czyt. stracić na hazardzie zwanym forexem) kilkanaście tysięcy przez 3 mce. Najbardziej wymawia mi wyjścia z domu (bo wtedy siedzi z dziećmi). A najgorsze jest to, że mam świadomość, że to ze mną jest coś nie tak, bo na to wszystko pozwoliłam bo takiego sobie wybrałam.
  5. HeraMalwa

    Małżeństwo w ruinie.

    Miałam zakładać własny wątek, ale może w tym ktoś mi pomoże (sorki autorko) bo wygląda ciut podobnie. Mam męża od 10 lat (też czerwone lampki przed, ale tu się chyba schematy rodzinne odezwały), 3, za chwilę 4 dzieci. Chłop nie jest zły, pogodziłam się z większością jego wad (nieumiejętność zapewnienia fajnych emocji kobiecie, nudne życie itp., nieogar emocjonalny, totalny brak taktu), bo miał fajne cechy i duże zalety. On pracuje w stresującej pracy, wychodzi przed 7, wraca po 16. Ja pracuję w różnych godzinach, a gros mojej pracy to samorozwój , pisanie prac itp. (które od lat leżą i kwiczą). Od początku problemem był komputer i to, że siadał przed nim zapominając o mnie, potem o dzieciach i zatapiając się a to w grach, a to w hobby, a to w ciekawostkach naukowych. Nie umiałam nic z tym zrobić. Jestem nadwrażliwa, ale chowam w sobie, czasem wybucham, bezsilność budzi we mnie zwierzę, pojawia się bierna agresja, czuję, jakby przyszłości nie było, jakbym w swoim bólu była już na zawsze tu i teraz. Czuję się po prostu porzucona. I nie dlatego, że nie dostaję kwiatów (czy czegoś innego) bez okazji czy chodzę za rzadko na kolację na mieście (ani 1 ani 2 nie ma oczywiście). Po prostu jestem dla męża niewidzialna. Zdecydowałam się na wyprowadzkę. On tego jeszcze nie wie, ja dogaduję się powoli z rodzicami (mają wolne mieszkanko). Zbieram się w sobie.
×