Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

SpeedConcord

Zarejestrowani
  • Zawartość

    4
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

1 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. SpeedConcord

    Małomiasteczkowy charakter

    Bardzo Wam dziękuję za opinię, bo już myślałem, że to ja jestem nienormalny w tym całym burdlu.
  2. SpeedConcord

    Małomiasteczkowy charakter

    Zdecydowanie chyba nie mam innego wyjścia. Choć jestem facetem honorowym i nienawidzę sprawiać komuś przykrości to muszę też myśleć o sobie. Tutaj nic się niestety nie zmieni - jestem o tym przekonany. Może być, i z pewnością będzie tylko gorzej... Niestety...
  3. SpeedConcord

    Powrot do ex po rozwodzie

    Sam tkwię w toksycznym związku i cały czas zastanawiam się dlaczego. Może taka nasza ludzka natura? Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia ale czasem najlepszym wyjściem jest ostre cięcie. W moim przypadku to ostre cięcie nadejdzie już bardzo niedługo. Wychodzę z założenia, że życie masz tylko jedno: albo przeżyjesz je tak jak chcesz albo jak chcą inni - Twój wybór. P.S. co do nadskakiwania to są mężczyźni, którzy z pewnością by to docenili. Ten zwyczajnie jest zwykłym dupkiem i egoistą.
  4. Cześć wszystkim, Postanowiłem opowiedzieć tu swoją historię i zapytać Was, czy mieliście podobne doświadczenia. Na wstępie zaznaczam, że nie chce tu nikogo stygmatyzować ale chciałbym tylko poznać Wasze opinie i doświadczenia. Poznaliśmy się na Sympatii prawie 4 lata temu. Ona rozwódka z dzieckiem (w trakcie rozwodu), ja także po rozwodzie. Ja z dużego miasta, ona z małej miejscowości oddalonej ok 80 km od mojej. Z początku spotykaliśmy się w okolicach jej miejsca zamieszkania, aż po którymś razie zaprosiła mnie do domu. Prze rok czasu jeździłem do niej weekend w weekend, aż w końcu podjęliśmy decyzję, że jak znajdę pracę w jej okolicach to się do niej przeprowadzę. Nie ukrywam, byłem zakochany po uszy. Ona nieco starsza, spokojna, uczynna uśmiechnięta. Myślałem, że złapałem pana Boga za nogi. Z taką dziewczyną chce spędzić resztę zycia - pomyślałem. Stało się: znalazłem pracę w tym małym miasteczku i wprowadziłem się do niej. Zarabiałem całkiem nieźle, a i praca w moim zawodzie dawała mi mnóstwo satysfakcji. Oczywiście jak to w związku dwoje ludzi ma różne doświadczenia i różne charaktery więc w pewnych sprawach trzeba było wypracować kompromisy. Problem w tym, że kompromis wg niej oznaczał brać, a nie dawać nic od siebie. Kiedy z czasem zacząłem się buntować (wymagania stawały się coraz większe dochodziło do kłótni, a momentami nawet ostrych awantur. Myślałem, że jednak coś się zmieni i zacznie traktować mnie jak partnera. Zmieniło się: coraz częściej zacząłem być traktowany jak ..., tak przez nią jak i przez jej dziecko. Kiedy mówiłem, że nie życzę sobie takiego traktowania to słyszałem, że nie mam tu nic do gadania bo ona jest u siebie. Jak chciałem dziecku dać kare to darła się na mnie, że jej w domu terror wprowadzam o żebym spier... do siebie. Dodam, że ten 10 latek potrafi ją zbluźnić i rzucić się z rękoma, ale oczywiście nadal wychowuje go bezstresowo. Lekcje - tak, odrabia za niego, a dzieciak w tym czasie siedzi na tablecie. W tym miasteczku jest "walka" o to, które dziecko ma lepsze oceny, więc lepiej za dziecko odrobić, niż ma się samo czegoś nauczyć. Oczywiście nie ma mowy o jakiejkolwiek pomocy przy codziennych domowych sprawunkach, bo młody ma w tym czasie lepsze rzeczy do roboty. Kiedy gonię go do sprzątania, to ja dostaję opieprz od jego matki. Jestem w takiej sytuacji, że ode mnie wymaga się wszystkiego: prac remontowych, prac w ogrodzie, sprzątania, gotowania, naturalnie wypłaty (mamy wspólne konto). Nie mogę mieć czasu dla siebie, bo od razu jestem wyzywany od "nygola" i "nieroba". Dziecku muszę na wszystko pozwalać, bo inaczej jest awantura. Tak naprawdę nie mam nic z tego, że tu jestem, tylko to, że muszę się do wszystkiego dostosowywać, bo oczywiście nie jestem u siebie i nie mam nic do gadania. Dodam, że mieszkamy w bliźniaku, w którego drugiej części mieszkają jej rodzice z trzydziestoparoletnim synem. Naturalnie rodzice od syna nie wymagają niczego. On kompletnie niczym się nie interesuje, ani w domu (sprzątanie, pomoc rodzicom itp.) ani opałem, żeby choć pomóc wnieść do piwnicy - generalnie kompletnie niczym. Teraz już wiem, że wpadłem w wielki gów.o. Wszyscy tylko ode mnie wymagają, a jeśli czegoś odmówię, to zaczyna się obgadywanie mnie albo awantury. Ja muszę robić wszystko wg wytycznych, aby zachować względny spokój, a od swojego brata i swojego syna nie wymaga się niczego. Jej rodzice od syna też niczego nie wymagają, a ja jak czegoś odmowie, to oczywiście zaczyna się na mnie nagonka. I nikt już nawet nie pamięta remontów, które przeprowadziłem, prac w ogrodzie, czy przerzucenia 6 ton ekogroszku, bo nie miał mi kto pomóc. Wiem, że jestem łosiem i ...em, że pozwalam się tak traktować i raczej żadna przyszłość mnie tu nie czeka- chyba, że na starość pod mostem, bo szacunku do mnie i moich potrzeb też brak. Nie wiem czy to takie małomiasteczkowe podejście do życia: obcego chłopa wykorzystać, a swoich oszczędzać i mówić wszystkim jacy to nie są wspaniali? Nie wiem, nie rozumiem tego(?) . W okół tylko samo zakłamanie przed ludźmi, a w najbliższej rodzinie kocioł. Macie może podobne doświadczenia?
×