Nie rozumiem dlaczego ludzie (choć w tej grupie to chyba są głównie kobiety) robią sobie coś takiego. Czyli zamieszkują w słabo skomunikowanym miejscu bez samochodu/prawa jazdy. Tzn tylko małżonek posiada samochód i prawko, żona już nie. Przecież to takie trochę kalectwo. Czekać na męża, żeby zawiózł na zakupy, do fryzjera, do knajpy.
Przecież ona spokojnie mogłaby zrobić prawko, chyba ją stać i czasu raczej jej nie brakuje, a po takich wiejskich drogach się łatwiej jeździ niż po centrum wielkiego miasta.