Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Werka9800

Zarejestrowani
  • Zawartość

    8
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Werka9800

    nie wiem czy wychodzić za mąż

    Jak nie masz nic do powiedzenia, to nie komentuj. Dla innuch slub jest ważny dla innych nie jest.
  2. Werka9800

    nie wiem czy wychodzić za mąż

    Ślub ma byc za rok, a wlasnie są różne wizje przyszłości. Zamiast jednej on woli tą rodziców, która jest nie realna finansowo. Jego rodzice nie będą nam pomagac bo jak? - maja długi. Nie chce żyć z kimś pod dyktando ludzi ktorzy maja nierealne podejscie do świata, żyją na pokaz, a ja nie będę miala nic do gadania bo to co powe mamusia z tatusiem jest święte. Nie chce zeby tak wyglądało nasze małżeństwo i nie wiem co zrobic z tym fantem
  3. Werka9800

    nie wiem czy wychodzić za mąż

    ale jego matka zaprzecza że cokolwiek się odzywa ona sie przeciez nie wtrąca... i to jest jakiś paradoks. moi rodzice po jego zachowaniu powiedzieli że jest im przykro, że jest gburowaty, rozpieszczony i arogancki i nie raz przez niego bede płakała, bo ma wobec mnie apodyktyczne zachowania..
  4. Werka9800

    nie wiem czy wychodzić za mąż

    Moja mama sie nie wtrąca, tak jak wyżej pisałam, wiec dlaczego ona to robi???
  5. Werka9800

    nie wiem czy wychodzić za mąż

    Już usłyszałam od jego matki przytyki, że się nie słucham i robie po swojemu... przecież to jest moje dziecko, dlaczego mam robić tak jak ona mi karze? btw. ona swojej matce zakazała się wtrącac do wychowywania do dziecka i swojego małżeństwa, a właśnie wtrąca sie w nasze życie.... Jak rozmaiwałam z K. o tym, że nie chce mieszkać w w-wa, bo nas na to nie stać, żeby żyć wg pomysłu jego rodziców, to on powiedział że on chce mieszkac tam i koniec nie rozumie że nie bedzie nas na to stać (mieszkanie, opiekunka i NOWE auto w leasing)... Możemy mieszkać w blokach blisko mojej miejscowości, tak żeby np moja mama/babcia mogła odebrac dziecko z przedszkola, żeby nie wydawac niepotrzebnie pieniędzy na opiekunke. No czy obca kobieta zajmie się dzieckiem tak samo jak kochająca mama/babcia ?? szczerze wątpie.
  6. Werka9800

    Mąż, który nie kocha i manipuluje

    On sie nie zmieni. Bedzie obiecywał, bedzie dobrze dwa dni, a potem znowu Ciebie zwyzywa i skad wiesz że później nie będzie bił dziecka, bo sie zdenerwuje że płacze albo znajdzie jakiś inny powód, bo w pracy coś nie tak??? Są darmowe poradnie prawne - odpisuja, powiedzą jakie masz uprawnienia w tej sytuacji, jakie złamał przepisy i co z tym można zrobić, jest też centrum pomocy dla matek albo ofiar przemocy w rodzinie. Zgłoś sie o pomoc, na pewno odpowiedzą co robić! :)) Na Twoim miejscu zbierałabym po cichu dowody. Utworz maila do ktorego Ty znasz hasło i wysyłaj na niego dowody. Koniecznie wystap o rodowód i pozbawienie albo o ograniczenie praw do dzieci (żaden sąd nie powierzy dzieci osobie niezrównoważonej psychicznie, naduzywajacej alkoholu i narkotykow!!!) Musisz mieć czym się podeprzeć w sądzie, żeby nie było to słowo przeciwo słowu, bo on zaprzeczy i zrobi z Ciebie wariatke. Wysyłaj sobie na tego maila, albo na maila brata/siostry albo innej zaufanej osoby zdjęcia butelek piwa, zdjecia fifki po trawce czy ślady trawki np na stole, zdjęcia pupki dziecka. Jak Ci sie uda to włącz dyktafon jak będzie krzyczał na dziecko. Tylko dyskretnie bo skoro jest cwany to sie domysli dlaczego tak robisz. Postaraj sie pozbierac dowody, miesiąc/ dwa - trzy, żeby nie powiedział że 'to przez stres w pracy'. Skoro on jest perfindy, Ty też bądź. On sie z Tobą nie liczy, to dlaczego masz się go żałować i płakać po kątach? Zostaniesz z nim, nabuntuje dzieci przeciwko Tobie, bedziesz bez pracy i środków do życia, a on wielki panuś bedzie imprezował i bzykal panienki na boku, Ciebie bedzie miał za nic, a na koniec zostaniesz wrakiem człowieka i wyrzuci Ciebie na bruk. Nie czekaj, działaj, dużo wytrwałości życzę i dawaj znać!
  7. Werka9800

    nie wiem czy wychodzić za mąż

    zwracam sie do niego o pomoc, rano oboje zajmujemy sie dzieckiem, potem idziemy sie uczyć , a pod wieczór zabieramy maluszka do siebie, razem kąpiemy, razem nosimy, przytulamy, usypiamy, na wszelkie wizyty u lekarza/ kontrole jeździmy razem. Tylko my. Nie opieram sie tylko na doświadczeniu swojej mamy czy babci, ale też sama dużo czytam na ten temat. Tylko wczesniej nawet to że ja czytałam, to było olewane bo liczyło sie zdanie jego matki.... Moja rodzina nie ingeruje do dziecka, nie mówi żeby robić z dzieckiem to czy tamto, a jego rodzice chcą ustawiać nam życie wg siebie i swoich pomysłów problem w tym że on jest bardziej za nimi, niż za mną i zamiast ze mną ustalić co i jak, to mówi "zrobimy to i to" - czyli tak jak powiedzieli jego rodzice...
  8. Cześć! piszę tutaj bo jestem w takiej beznadziejnej sytuacji że sama nie wiem co mam zrobić Poznałam na studiach fajnego chłopaka. Od początku czułam że to będzie "coś". Po 3 latach kumplowania się postanowiliśmy być ze sobą, pomieszkiwałam u niego, w wakacje jeździliśmy do siebie, aż pewnego razu zaproponował żebyśmy zamieszkali ze sobą. Super!!! Zamieszkaliśmy razem, czasami się kłóciliśmy, potem godziliśmy... wszystko normalnie, bez jakieś telenoweli. W międzyczasie poznał całą moja rodzinę - on polubił ich, a jego. Słyszałam same pochwały. Na początku roku zapytał się czy chciałabym założyć z nim rodzine. Z racji tego ze zawsze mi się podobał i naprawdę czułam że to będzie ten jedyny, jak usłyszałam taką propozycje strasznie się ucieszyłam (zresztą która by dziewczyna się nie ucieszyła). W marcu okazało się że jestem w ciąży, zaręczyliśmy się ... Przez to że jeszcze studiujemy, a on mieszka 250 km od warszawy, a ja niecałe 40 km - moi rodzice zaproponowali żebyśmy zamieszkali u nich (moich rodziców) w domu, oni zajmą się dzieckiem, tak żebyśmy mogli na spokojnie skończyć studia, K. zgodził się od razu, bez wahania. Wszystko się układało, moja rodzina przyjęła go bardzo ciepło, tak żeby nie czuł się u nas obco, żadnych kłótni, dogadywaliśmy się, nikt nie narzekał. Rodzę w grudniu, K był przy mnie, codziennie odwiedzał mnie w szpitalu, dawał wsparcie i pomagał mi. brzmi wszystko fajnie, ale do czasu.... Po porodzie byłam strasznie osłabiona, poprosiłam mamę żeby przewinęła dziecko i posmarowała linomagiem krocze żeby nie było odparzeń (tak polecili mi w szpitalu), K. od razu naskoczył na moją mamę, żeby tego nie robiła, bo jego matka tak powiedziała (jego matka pracuje w innym szpitalu, jest położną) i on jako ojciec tez ma coś do powiedzenia. Była awantura, bo dziecko miało czerwone pachwiny, jego matka tego nie widziała i się wymądrzała przez telefon, mimo że miałam fachową opiekę i dostałam zalecenia. Powrót do domu (tydzień przed świętami): K. wszystko podważał, każdą rzecz przy dziecku. Czego bym nie zrobiła był telefon do matki. Normalnie gorąca linia! Nawet ona sama dzwoniła do niego i mówiła mu co ma robić.... to co ja robiłam, to jak moja babcia się zajmowała dzieckiem – wszystko, konsultował ze swoją matką. wyglądało to tak, jakby nikt nie miał pojęcia o zajmowaniu się dzieckiem, tylko jego matka. Poszłam się wykapać, dziecko płacze, ma zimne nóżki, wracam do pokoju, a on buja je na rękach półnagie (w samym body) bo przecież po co mu spodenki skoro w pokoju jest 20 stopni?! nie można przegrzewać dziecka !!! mama tak mu powiedziała, że tak można zrobić.... Po co smarować linomagiem/mąką.. jego matka powiedziała ze tak się nie robi! ze to stare metody i tego się nie stosuje już! a jak się porządziła, to po tygodniu nie wyleczyła zaczerwienionej szyjki dziecka… Jak mała zachorowała, to ona nie widziała żadnych objawów choroby, a okazało się że dziecko ma grype… dziwne „przecież ja mam kompetencje!!!”- to są jej słowa, właśnie widać jakie, skoro nie potrafiła pomóc dziecku…. Podważała decyzje lekarzy w szpitalu i niektóre decyzje lekarza naszego dziecka… jakby wszystko wiedziała lepiej, jakby była mądrzejsza od lekarzy (a jest tylko położną, która jest przy noworodkach tylko do momentu ich porodu, później nie ma z nimi żadnej styczności). Przez dwa miesiące kłóciliśmy się o wszystko. To co ja powiedziałam, co moja mama czy babcie doradzały było olewane. Liczyło sie tylko i wyłącznie zdanie mamusi, która sie rządziła przez telefon!!! Dopiero jak jak sie zapytałam, czy jak będziemy sie kochać, to czy jego matka będzie dawać instrukcje, bo bez jej wskazówek to żyć nie może... powtórzył jej to jak zadzwoniła i podziałało z takim efektem że zaczęła pisać smsy... (na szczęście teraz już jest spokój). Każda decyzja o zajmowaniu się dzieckiem miała być po jego myśli (po myśli jego matki), moje zdanie się w ogóle nie liczyło i o to kłóciliśmy się najbardziej. W międzyczasie nagadał jakiś bzdur jak mu nie dobrze ąż jego rodzice przyjechali i powiedzieli moim rodzicom, że nie chcą słuchać żadnych wyjaśnienień bo…. wiedzą wszystko i żeby sie nie wtrącali do naszego wychowywania dziecka, bo oni sie nie wtrącają! (hahaha dobre sobie, codziennie dzwonili po kilka/ kilkanaście razy) Zachowanie przyszłych teściów: Jak była gwiazdka, to nawet jego matka nie wzięła dziecka na ręce, tylko zerknęła i sobie poszła bez jakieś ekscytacji (nasze dziecko jest ich jedynym wnuczkiem). Razem z K. podejmowaliśmy decyzje o organizacji chrzcin, poinformował swoich rodziców o szczegółach, po czym jak moja mama wszystko zarezerwowała okazało sie że siostra jego matki, która mieszka za granicą i przez to że nie mogła przełożyć wakacji – to jego matka zadzwoniła do mojej i powiedziała, że termin był ustalany pod tylko moją rodzine i żeby wszystko odwołać i przełożyć chrzciny na inny termin (pasujący jego ciotce !!! btw. ona nie jest matką chrzestną). Byliśmy u jego rodziców przed tą epidemią (przed Wielkanocą). Jego matkę trzeba non stop prosić żeby sie zajęła swoim jedynym wnuczkiem. Nie chodzi o to, że spycham obowiązek zajmowania się dzieckiem na kogoś innego, tylko chce mieć równe warunki do zdania egzaminów. Aż mi jest głupio mówić "mamo czy mogłabyś sie zająć wnuczkiem?”. U mnie w domu tak nie ma, moi rodzice czy babcie podejmują inicjatywe żebym mogła sie pouczyć, a ta ma kompletnie gdzieś to ze musze sie uczyć do egzaminów (ja ją nie obchodzę, liczy się tylko żeby K. zdał egzaminy). Jego matke trzeba poprosić, bo ona przyjmuje postawe „ja się nie wtrącam”... nie wtrąca bezpośrednio, ale za plecami ustawiają K. wg ich widzi mi się. przecież trzeba ja poprosić – bo ona sie nie wtrąca.... Któregoś dnia jak udało mi sie uspać naszego maluszka, to chciałam popisać magisterke, a jego matka stwierdziła że będziemy myć okna w salonie.... ona jedno, K. jedno i ja jedno. Wkurzyłam sie bo nie po to usypiałam dziecko żeby im teraz okna myc, nikt za mnie sie nie nauczy/ pracy nie napisze. Chcieli teraz żebyśmy przyjechali na majówke, bo sie bardzo stęsknili za nami i wnuczkiem - 2 miesiące nie byliśmy. Uważam ze jest epidemia i skoro jego matka pracuje w szpitalu to jest za duże ryzyko żeby tam jechać. Powiedziałam to K. i rzucałam skoro chcesz jechać to jedź, a on powiedział ze tyle czasu sie nie widział z rodzicami i sie za nimi stęsknił, wiec pojechał teraz. Na ile? może na dwa tygodnie, nie powiedział konkretnie. Jego ojciec przyjechał, to nawet nie wszedł zobaczyć wnuczki (a podobno tak sie stęsknił za dzieckiem, prawie codziennie to słyszałam jak mówi przez telefon!!) Mówili że strasznie tęsknią za nami, za wnuczkiem…. A jak mieli dwa długie weekendy to pojechali sobie raz nad morze i raz w góry. Oczywiście jak wrócili to musieliśmy pojechać w odiwedziny do nich. Oni do nas w odwiedziny ani razu nie przyjechali (dziecko ma już 5 miesięcy), tylko my jeździmy do nich. Jak przywożą nas od siebie do mojego domu to zawsze proponuje herbate/ kawe. Ani razu nie wstąpili. Zresztą mój tata jak nas odwoził to jego matka nawet nie wyszła sie przywitać, udała że nikogo nie ma w domu, nawet nie zaproponowała szklanki wody. Plany na dalsze życie: Po to zamieszkaliśmy u moich rodziców, bo mamy blisko na uczelnie, ma kto zając się dzieckiem, żebyśmy mogli zdać wszystkie przedmioty i się obronić. Mieszkanie tu jest tymczasowe. Po skończeniu studiów chcemy się wyprowadzić i pracować. Chcemy się usamodzielnić. Jego rodzice powiedzieli ze nie będą sie wtrącać do naszych spraw i do naszego dziecka…. Tylko strasznie pchają nas do Warszawy. Mieszkanie, przedszkole, zajęcia dla dziecka później i opiekunka, auto w leasing... tylko kto da nam pieniądze????? Moi rodzice powiedzieli że nie zgadzają sie na to bo nie maja na to pieniędzy, zresztą my nie będziemy od razu zarabiać kokosów żeby było nas na to wszystko stać. Mam jeszcze brata, który studiuje. Ja wole mieszkać w mojej miejscowości, bo jest blisko Warszawy, mam rodziców którzy są pomocni, nie musze ich sie prosić gdyby "cos" sie stało, to są pod ręką i wiem że mi pomogą. Co do ich pomocy bardzo wątpie. Jego matka, która pracuje, nie będzie jechała pociągiem 200 km do Warszawy. Na żadna opiekunkę sie nie zgadzam, bo po prostu im nie ufam. Jego zachowanie teraz: Codziennie rano znoszę maluszka do swojej babci żeby sie zajmowała dzieckiem, po to żebyśmy mogli sie uczyć do egzaminów. Ja schodzę na przewijanie i karmienie, a on siedzi w pokoju, prawie w ogóle z niego nie wychodzi, a nawet jak zejdzie to rzadko wstąpi do dziecka. Zajmuje się dzieckiem wg. mojego uznania, a nie pod dyktando mamusi, która nawet na weekend nie przyjedzie do wnuczki. Od początku robiłam wg mojego uznania, tzn. słuchałam jej rad, ale decyzje podejmowałam niezależnie, a K. już nie robi mi o to problemów. Miedzy nami jest teraz dobrze, codziennie słysze że bardzo mnie kocha i cieszy się że mamy dziecko, rzadko sie sprzeczamy. Zaczęliśmy się dogadywać, chociaż czasami mi mówi co mam zrobić w sposób rozkazujący (zwracam mu uwagę że mi się to nie podoba)… Jego ojciec powiedział mi że oni zrobili błąd, tzn. jest ich jedynym dzieckiem i na wszystko mu pozwalali, miał co chciał, a jak jeszcze nie pomyślał że chce, to oni już mu to podstawiali pod nos. I żebym miała to na względzie. A K. w tym wszystkim? Słucha sie rodziców, ich zdanie jest bardziej brane pod uwage. Jego rodzice chcą układać nam życie pod swoje widzi mi sie. ("my sie nie wtrącamy", jasne..). Moi rodzice nie dyktują nam co mamy robić, bo powiedzieli że to jest nasze życie i nasze decyzje. Jego rodzice mają nierealne podejście do pieniądza, mają ładny dom – tylko na zewnątrz, w środku dół domu jest niewykończony, są gołe ściany i kable, a oni żyją na górze, która jest z lat 70-80, ale za to mają markowe ciuchy, żyją na pokaz… nie wykończą domu bo mają okropne długi i komornika!!! Dodam, że to było trzymane w wielkiej tajemnicy, a jego matka jest zazdrosna o to, że ja mam zaplecze finansowe – ładna działka w mieście. Jest też zazdrosna, o to że moi rodzice mają ładny dom, a oni mają „wydmuszke”, zewnątrz ładnie, a w środku nic. Im jest dobrze samym, tzn. w życiu wg. ich zasad we trójke, nie potrafią pogodzić się że ich syn chce założyć rodzine, a ja wyrażam swoje zdanie, bo najlepiej by było gdybym się podporządkowała. Gdybym się zgodziła na ich wizje naszego wspólnego życia, to byśmy zaczeli popadać w długi, tak jak oni…. K. słucha się ich rad, nie widzi żadnych problemów. Został nam rok do ślubu i co ja mam zrobić w takiej sytuacji???? Mam już dosyć jego rodziców, bo nie szanują ani mnie, ani moich rodziców. Chcą żeby wszystko było im pod nos podstawione i było po ich myśli. Jak wy to widzicie, co byście zrobili??
×