Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Mama w ciąży

Zarejestrowani
  • Zawartość

    10
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Zauważyłam A co do mojej sytuacji, to dziękuję wszystkim życzliwym osobom za odpowiedzi. Zawsze lepiej jak się wygadałam trochę na forum.
  2. Niesamowicie zaściankową osobą jesteś. Mam w swoim kręgu dwa małżeństwa po ślubie kościelnym, gdzie jedna osoba jest niewierząca, a dodatkowo jest z innej kultury. Nie przeszkadza to im w wychowywaniu dziecka w Polsce w naszej kulturze i tradycji, dzieci są po komunii, wychowywane po katolicku. To że ojciec albo matka nie mają tego samego wyznania nie powoduje, że jest się hipokryta. Co ma do tego w ogóle sumienie? Ps. Kościół godzi się na małżeństwa z osobami niewierzącymi.
  3. Cześć, Kiedy Wasze dzieci nauczyły się chodzić po schodach? Uczyłyście jakoś specjalnie maluchy, były odważne i same chciały i próbowały, czy musiałyście przekonywać je? U mnie schody są dosyć strome i wysokie, nie mam zbyt odważnego maluszka, więc muszę zachęcać, ale nie wiem czy to nie za trudne, choć wiem, że dzieci nawet 1,5 roczne potrafią same sobie radzić po schodach. (ja mam je poza mieszkaniem, więc widzimy je tylko gdy wychodzimy, choć mieszkamy w domu jednorodzinnym).
  4. Ach ta polska nieżyczliwość. Temat dotyczy czegoś innego, ale odniosę się do ślubu. Jeśli jeden małżonek jest wierzący, a drugi nie, to nie znaczy, że dziecko nie może być ochrzczone i być wychowywane w ten sposób. Można też wziąć ślub kościelny z osobą niewierzącą, ale musi być wola dwóch małżonkow. Nie widzę w tym nic dziwnego, jeśli jest ślub cywilny, a dzieci są ochrzczone. To żadna hipokryzja, jeśli jeden rodzic jest wierzący. A jeśli takie słowa głupie padają, to znaczy, że mało o życiu wiecie.
  5. Przede wszystkim nie napisałam dlaczego nie wzięłam ślubu kościelnego i czy jestem wierzącą, czy nie wierzącą osobą. Ale jeśli to takie ważne, to chrzcilismy nasze dziecko, bo tak chcieliśmy. niewykluczone, że kiedyś weźmiemy również ślub kościelny. Ja jestem wierząca, mój mąż niekoniecznie. Na ślubie mi nie zależy, cywilny na razie mi wystarcza. Dziecko wychowujemy natomiast "normalnie", będzie również iść do komunii, tak jak inne dzieci i tyle. A co do pandemii, to wiem, że jest stan izolacji, natomiast większość rodzin jednak czasem się spotyka i widuje. Moja mama od czasu do czasu do mnie przyjeżdża, od czasu pandemii mniej, ale jednak nas odwiedza, ja w ciąży nie zawsze skoczę sobie do sklepu z dzieckiem, a mama chętnie podjedzie i mi coś podrzuci, chwilkę pogada i jedzie. A mój ojciec to chyba w ogóle nie zwraca uwagi na tego koronawirusa, ale nie wiem napewno bo nie rozmawiam z nim prawie wcale. Nagle zadzwonił i mnie zdziwiło to bardzo, ale niestety aż mnie brzuch rozbolał ze stresu. Jak był tutaj jakiś rok temu (niecały rok) to nie miałam o czym z nim rozmawiać, moja dzidzia się go bała, bo on chciał brać od razu na ręce (mimo, że wtedy jakoś koło roczku było i wcześniej w ogóle też go nie widywaliśmy). Do tego strofował mnie, gdy asekurowalam przy pierwszych próbach chodzenia (bo to akurat był ten czas pierwszych kroczków), że mam puścić niech idzie, i takie tam swoje mądrości (choć gdy ja byłam mała i moja siostra to nawet go przy nas nie było i nie pamięta jak to jest z bobaskami). Chwalił się również, że jak moja siostra miała trochę ponad rok to jej zlał tylek (napisałam delikatniej), bo chciała iść do schodow a mówił że nie wolno.... Szczerze mówiąc, to na samą myśl spotkania mam ścisk w żołądku.
  6. Dziękuję Wam za odpowiedzi. Mój mąż też mówi, że powinnam po prostu się nie przejmować i odmówić spotkania jeśli tego nie chcę, zwłaszcza, że zna go i wie jaki to toksyczny człowiek. Ale właśnie przez to, że tak potrafił w dzieciństwie mnie zastraszać ja do tej pory mam jakiś dziwny lęk i wyrzuty sumienia, że go olewam. Zwłaszcza, że pewnie moja mama nasłucha się, że nie chciałam, żeby odwiedził wnuka (mama z nim mieszka). Może faktycznie za jakiś czas na jakimś spacerze się przełamię, ale teraz nie dam rady, bo zbyt się denerwuję w ciąży. Dzięki Dziewczyny, na forum jakoś łatwiej się wyżalić.
  7. Może, nie wiem, on chciałby przyjechać tylko kiedy mu pasuje. Zresztą, szczerze mówiąc nie umiem się przełamać by w ogóle go widzieć... Zwłaszcza teraz w ciąży jestem jeszce bardziej nerwowa i tak wszystko biorę do siebie. Dzisiaj jak zadzwonił po wielu miesiącach to nawet nie powiedział, że chce nas odwiedzić (mnie, męża dziecko) , tylko że chce zobaczyć wnuka.
  8. Presją babć to najgorsze co może być. Ale nie daj się. Dziecko naprawdę musi dojrzeć do nocnika. Może to być nawet w wieku 2,5 czy 3 lat. I nic nie zrobisz. Po prostu będzie siusiać raz do nocnika raz pampersa a raz majtki! A jak będzie czas to nauczy się w tydzień i tematu pampersa już nie będzie. Poganianie nic nie da. Sama mam mamę i teściowa które chciały się wpierdzielać w inne sprawy, ale nie dałam im się, choć nie obyło się bez fochów. No trudno, my jesteśmy mamami i jeśli nie życzymy sobie rad, muszą to uszanować. Z nocniczkiem powolutku, 2 latka to naprawdę dobry wiek na rozpoczęcie nauki, ale jeśli maluch wydaje się nie być gotowy, odpuść na chwilę i wróć do tego za jakiś czas.
  9. Sadzaj często, czytajcie książeczki o siusianiu i kupce. My też jeszcze uczymy się nocnika. Niektóre dzieci szybciej i chętniej to łapią, a inne wolniej. Lepiej nie poganiać, żeby się nie zraziło dziecko. 2 lata to wg specjalistów najlepszy czas na naukę nocnika, ale niektóre 3 latki dalej mają z tym problem, więc podejdź do tego na luzie.
  10. Cześć, Jestem mamą dwulatka. Obecnie jestem w ciąży, już 7 miesiąc. Strasznie stresuję się, ale nie porodem, ani opieką nad dziećmi. Chodzi o moją rodzinę. Nie mam właściwie już żadnej relacji z ojcem (w moim dzieciństwie był złym tatą, bałam się go.,krzyczal, pił alkohol i ogólnie zastraszał całą naszą rodzinę). Na mój ślub nie przyszedł,bo był cywilny a on wielki świętoszek - pijak nie akceptowal cywilnego. Na chrzest mojego dziecka przyszedł do kościoła. Do restauracji już się nie pofatygował. Rodzina męża (teściowie, rodzeństwo) w ogóle nigdy nie poznali mojego ojca (a po ślubie jesteśmy już 7 lat). Od kiedy mam dziecko, widział je może że 3-4 razy. Ja do domu rodziców nie chodzę, bo niestety pala, śmierdzi tam papierosami, zresztą wolę gdy mama mnie odwiedza. Ale za każdym razem kiedy nagle dzwoni mój ojciec jestem zdenerwowana. Nie potrafię przejść do porządku dziennego. Dzisiaj dzwonił właśnie, że po 9 miesiącach nagle by przy hal zobaczyć wnuka. Tyle że ja serio nie potrafię znieść jego wizyty. Moje dziecko go nie zna, a on chciałby od razu brać na kolana i zgrywać super dziadka, choć swoją córkę ma i miał zawsze w d. Teraz jestem w ciąży i tak się tym zestresowałam, że siedzę zalana lzami. Ma ktoś z Was też trudna sytuację z rodziną a mimo to spotyka się z nimi i jakoś to znosi? Dzięki z góry za odpowiedzi.
×