Długo tu nie pisałam, teraz trzeba mieć konto, więc założyłam (autorkawątku) Ciekawe, czy ktoś tu jeszcze w ogóle zagląda. Młoda w kwietniu skończyła rok. Jest NIEZNOŚNA! Non stop wyje nie wiem co jej się dzieje, zdrowa jest, nakarmiona, może zęby? cholera to wie... Dalej jestem zdania, że 2 nie będzie. Chyba bym już w wiariatkowie skończyła (coś podejrzewam, że z nią już też skończę jak tam dalej pójdzie) Nieraz budzi się w nocy z takim rykiem, jakby ją ze skóry obdzierali. Wtedy jedyną opcją jest danie jej do naszego łóżka. Dalej nie chodzi, ale raczkuje, pewnie dlatego też się złości, bo by chciała już biegać. Po co to piszę? Żeby utwierdzić w przekonaniu, że pomimo dziecka poglądy o dzieciach niestety mi się nie zmieniły. Takie dziecko jest cholernie absorbujące. Non stop to pieluszka, to jedzenie, to się całe obślini, to głodne, to picie, to wyje żeby wyć. Staram się jak mogę, ale prawie codziennie siadają mi nerwy (oczywiście w życiu jej nie uderzę, ani się nie będę po niej drzeć, bo co to da?) Mam dni kiedy jestem wręcz załamana swoim życiem, a raczej nieraz jego brakiem. Wiadomo, mąż w pracy, pomaga ile może. Staram się codziennie chodzić na samotne spacery, które mi pomagają. Tak czekałam na ten jej rok, bo myślałam, że będzie jakieś magiczne bum i dziecko stanie się znośne, a od kwietnia jest gorzej niż było na jesień kiedy miała pół roku ;/ Teraz na szczęście śpi mi już 1.5h, za co dziękuję Bogu, bo jestem przed okresem, pies sąsiada wył 3 noce z rzędu, do tego jej humorki. Dobrze, że dziś piątek, więc przynajmniej mąż się nią więcej zajmie. W większości przypadków chodzi spać koło 19, więc teraz chociaż wieczory mamy dla siebie. To jest plus, przynajmniej taki. Co u Was?