Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

kama12345

Zarejestrowani
  • Zawartość

    3
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral
  1. Masz zupełną rację... nie powinnam nazywać go przyjacielem i szybciej zrozumieć ze popełniam błąd.
  2. To ja dwukrotnie na dłuuugi czas nie odbierałam od niego telefonów i zrywałam z nim kontakt, kiedy jeszcze zupełnie nic nas nie łączyło, bo wiedziałam że trochę będzie mi go brakowało, ale dam radę. Szanowałam siebie i to że nikt nie może wmawiać mi, że wiecznie będę sama.... Nie dał jednak za wygraną... ale ustaliliśmy granice - PRZYJAŹŃ i nic więcej. Gdy w końcu poznałam innego chłopaka, Bartek zaczął mi wyrzucać ze nie dostrzegałam nigdy wcześniej jego starań - co ważne nigdy wcześniej nie szliśmy nawet za rękę, nic, dwa wypady na kolacje, za którą oddawałam mu część pieniędzy. Zaczęłam wątpić w przyjaźń i w miłość w dzisiejszych czasach....
  3. Może od początku. W szkole średniej poznałam Bartka- trzymaliśmy się tylko jako kumple, potem nasze drogi się rozeszły - ja studia, on praca. Gdy znowu złapaliśmy kontakt, pisaliśmy ze sobą codziennie przez kolejne lata. Zaprosił dwa razy na kolacje, na których opowiadał jakie typy dziewczyn mu się nie podobają, w kim to jest zakochany... Za każdym razem, gdy myślałam, ze może coś do mnie czuje, gasił to, mówiąc jak pięknie wygląda jego była i jak bardzo był głupi pozwalając jej odejść.. Każdy z kim spotykałam się ja był jego zdaniem zły, niedopasowany do mnie, a ja jego zdaniem za stara (26 l.) aby "móc sobie wybierać"... Największym problemem i wzbudzaniem u mnie poczucia winy było wyrzygiwanie mi wykształcenia "bo żaden facet nie chciałby mądrzejszej dziewczyny od siebie, przyzwyczaj się ze każdy cię zostawi i tak będziesz sama"... ufałam mu i mówiłam o WSZYSTKIM...w końcu odważyłam się i oznajmiłam że poznałam kogoś fajnego, kto mnie bardzo wspiera... i wtem się zaczęło... kwiaty od niego, prezenty, pocałunki, planowanie przyszłości i gadka, że zawsze to ja go olewałam...pies ogrodnika... gdy mówiłam że coś mi się nie podoba obrażał sie, bo jak mogłam o nim coś złego pomyśleć... głupia zostawiłam wszystko, bo przecież zam go tyle lat, to mój najlepszy przyjaciel, wie o mnie wszystko, zmieniłam dla niego wszystkie plany, przeprowadziłam się bliżej, bo tak był zły że widujemy się rzadko... wystarczyło mi by po prostu był, bym mogła widzieć go chociaż raz w tygodniu, chciałam żebyśmy sobie pomagali, nie pisałam kiedy wiedziałam że ma dużo pracy, nie prosiłam o nic gdy wiedziałam że jest zmęczony, dopasowywałam się zawsze do jego planów, wmawiałam sobie i jemu że byłam głupia idąc na studia, a on jest o wiele więcej wart niż ja - byle tylko czuł się lepiej.. wizyta u niego w domu i coś pękło... wolał siedzieć wieczorem z mamą niż napisać do mnie sms-a... weekendy - "lepiej zostane w domu z rodzicami... " jezdził do wielu znajomych "przedyskutować z nimi moją osobę, bo nie może się na mnie zdecydować"... przestał pisać, o każde spotkanie musiałam prosić... bo "mama mowi, ze pewnie mnie zostawisz... a ja jestem za fajny facet dla ciebie". Nie potrafiłam dłużej... postawiłam sprawę jasno "wóz" albo "przewóz"... Obrócił sprawę, że to on nic do mnie nie czuje, nie widzi mnie przy sobie za kilka lat, ALE nie potrafi żyć bez naszego kontaktu, bo jesteśmy przyjaciółmi.. nie potrafi mi dać spokoju - pisze wiadomości... prosiłam by przestał, on nie słucha... co mam zrobić? był to mój największy przyjaciel... chcę dla niego dobrze.. ale nie będę potrafiła ułożyć sobie życia, zapomnieć, kiedy on zawsze będzie mącił mi w głowie... co zrobić?
×