Anka Skakanka
Zarejestrowani-
Zawartość
310 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Anka Skakanka
-
Nam lekarz od razu powiedział, że inseminacje i inne metody poza inv są stratą czasu, którego nie mamy (ja juz po 40rż), i to pomimo wyników doskonałych, amh nieobniżone. Przebieg procesu jest taki sam - u nas badania wstępne -> przez miesiąc antykoncepcja (niekoniecznie) -> 2 tygodnie stymulacja -> punkcja -> 5 dni czekania, czy będzie zarodek -> badanie genetyczne (długo się czeka - nie są konieczne, ale zdecydowaliśmy z uwagi na wiek) -> przygotowanie do transferu -> transfer. Po 40 rż. nie są refundowane leki. Na 3 cykle ivf, wizyty, badania genetyczne zarodka, AZ, leki, badania dodatkowe nasze (głównie genetyczne i pakiet badań po poronieniu) wydaliśmy dotąd ponad 60 tys. zł. Bardzo mocno trzymam kciuki
-
Ściskam Cię bardzo mocno, myśle o Tobie, trzymam mocno kciuki
-
Mnie po każdej stymulacji totalnie sie rozregulowywał cykl natomiast jeśli sie martwisz, spytaj lekarza albo chociaz położną
-
Chciałam rozdać serca pod Waszymi wpisami, ale coś się zablokowało i nie mogę. Więc napiszę tylko - to jest naprawdę wyjątkowe forum. Dziękuję, że tu z Wami jestem
-
U mnie to trwało kilka miesięcy, ja straciłam ciąże w sierpniu, wrzesień październik jakoś było, trzymałam się siła rozpędu, mówiłam sobie ze muszę pracować, dać radę. Tylko że emocji nie da się oszukać, było coraz gorzej, nie spałam, płakałam w pracy, czułam się strasznie. W listopadzie było już bardzo zle, nie mogłam jeść ani spać, zaczęły się lęki, więc poszłam do lekarza w sumie po to, żeby mi dał jakieś leki na mój stan psychiczny, a on mi zaproponował zwolnienie, zalecił psychoterapię, zapisał leki, i zeby sobie uświadomić, że nic nie muszę, i ze nie da się uciec od straty, tak jak ja uciekam od tej żałoby. Ze muszę to przejść, przepłakać, tyle ile potrzebuje, a nie się popędzać. Ja na początku zwolnienia nawet nie wiedzialam, co się dzieje, płakałam i spałam na zmianę, ale stopniowo, powoli, było lepiej i lepiej. Cale te kilka miesięcy, to był proces, ale bardzo BARDZO dużo mi daje psychoterapia i to moje nastawienie jest chyba możliwe dzięki temu, ze mam cudowna emptyczna terapeutkę i z nią o tym wszystkim rozmawiam. To mi bardzo układa w głowie i w emocjach. Moje dwie złote rady są takie - po pierwsze, żeby tak samo jak korzystamy z pomocy lekarzy od niepłodności, embriologów, immunologów i innych specjalistów nie wahać się pomoc sobie u terapeuty z emocjami i przemyśleniami i / lub u psychiatry jeśli jest bardzo zle psychicznie. Terapia to jest powód mojego podejścia dzisiaj. i druga rada, ale u mnie to terapeutka mi pomogła wypracować - uświadomić sobie, ze pewne ryzyko jest częścią życia, ze czasem się nie udaje, ale jeśli nie będzie dobrze, to dam sobie z tym radę, bo mam do tego zasoby, męża, rodzine, przyjaciół i w sumie fajne życie. Ściskam Cię. Znajdziesz w sobie sile, wierze w to
-
Kochana, ja tylko jedno chciałabym Ci napisać na Twoje słowa - jeśli czujesz się paskudnie, wypluta, brakuje Ci powodów do wstania z łóżka - zadbaj o siebie i porozmawiaj z terapeutą. Wiem co mówię, byłam tam i naprawdę przeżyłam kilka miesięcy na granicy. Jesteś ważna, dzielna, a to, że czasami się nie udaje to ryzyko wpisane w życie, nie mamy na to wpływu. Mocno ściskam i przesyłam siłę. Zadbaj o siebie
-
Te dyskusje są bardzo trudne i emocjonalne, ale chciałam Ci tez bardzo podziękować za wszystko, co piszesz. Choć mamy inne zdanie, nie ze wszystkim się ze sobą zgadzamy, to czuję Twój szacunek i wsparcie, i to dla mnie ważne. Na pewno nie tylko dla mnie - po prostu nie chce mówić za kogoś innego!
-
cudowne słowa i tez tak to czuję
-
Chce tylko napisać, że jesteś bardzo dzielna, i że bardzo Ci dziękuje, że się podzieliłas z nami tym, co przeszłaś
-
My wiemy, że nie będziemy ukrywać tej informacji przed naszym dzieckiem, wiele lat badań i doświadczeń nad adopcją pokazuje, że nie warto ukrywać w rodzinie takiej informacji i ze problem i bomba jest właśnie wtedy, gdy się z tego robi sekret, który nagle wybucha - wtedy dziecko czuje się oszukane. I tutaj serdecznie polecam Naszego Bociana, gdzie jest bardzo dużo na ten temat informacji. I tak,, adopcja nie jest dla wszystkich, biorstwo komórek czy zarodków nie jest dla wszystkich. Ale też mam w sobie niezgodę na nazwanie tego egoizmem. W takim bowiem kontekście każde staranie o dziecko, włącznie z IVF czy inseminacja, jest egoizmem, nie mówiąc o adoptowaniu dziecka.
-
W Polsce nie ma możliwości zniszczenia prawidłowych zdrowych zarodków, a co do ich liczby, to z rozmów z klinikami wynika, że potrzebujących par jest więcej niż zarodków do biorstwa.
-
Tak! Też myślę, że największym wyzwaniem emocjonalnym jest właśnie poukładanie sobie tego "moje - nie moje". Czytam Twoje słowa i w jakimś sensie się buntuję, choć przecież Cię rozumiem. Mając w sobie zarodek dawców - czy dziecko będzie moje? Czy nie będzie moje, będzie ich, a ja urodzę i wychowam cudze dziecko? I w drugą stronę - czy przekazując zarodki do biorstwa ktoś obcy urodzi i wychowa nasze dzieci? Przepracowałam to mocno z terapeutką na wszystkie strony i wiem, że jeśli uda mi się utrzymać ciążę i urodzić dziecko, to ono będzie moje. Bo w rodzicielstwie chodzi o coś znacznie więcej niż o geny. Nie musiałam przepracowywać drugiej strony, czyli - mam zarodki i przekazuję je parze biorców - to są na pewno inne dykematy, ale sądzę, że byłoby mi bardzo blisko do myśli, o jakiej mówisz - osoby leczące niepłodność będą chciały i kochały swoje dziecko, więc jesli mogę im oddać coś, co mnie już nie jest potrzebne, to zrobię to, bo czemu nie? I znowu chciałabym podkreślić, że to są MOJE przemyślenia i emocje, a w tym temacie każdy może mieć inne, swoje, i ma do nich pełne prawo, wszystkie poglądy i emocje i decyzje są moim zdaniem w tym temacie równie uzasadnione i OK.
-
Wycięło mój komentarz, bo podałam link - ale popatrz na stronę Stowarzyszenia Nasz Bocian, tam mają psychologów i konsultacje, może będzie to lepsza rozmowa niż Twoje wcześniejsze doświadczenia
-
Ślicznie Ci dziękuję i bardzo mocno trzymam kciuki za zdrowie i pozytywne efekty histero i transferu
-
A masz możliwość porozmawiania z psychologiem? U mnie bardzo się rozjaśniły różne myśli i wątpliwości na terapii.
-
ja też nie mam refundacji do leków ivf, ale do AZ nie ma stymulacji, tylko transfer - przygotowania do transferu u mnie to były tabletki antykoncepcyjne + kwas foliowy (kilkanaście zł), po transferze luteina (kilkadziesiąt zł). Popatrz na ceny AZ w innych klinikach, jeśli Wam nie zależałoby na 2 zarodkach - jak mówię, jest to ok. 3000 zł.
-
Ze strony prawnej nie możesz ich zniszczyć, możesz trzymać lub przekazać innej parze.
-
badania jeśli masz aktualne do procedury to nie musisz robić nowych, ale mi wygasły, więc chyba 700 zł wyszło. Leki - zależy co przepisze lekarz, kilkadziesiąt złotych u mnie.
-
Odpowiem tutaj, bo może ktoś jeszcze będzie zainteresowany. Nie każda klinika robi AZ, ale większość tak, rozmawialiśmy z kilkoma. Przeglądając kliniki AZ jest w cennikach, kosztuje przeważnie około 3-4 tysiące, w invikcie koszt większy - 6900 - ale są 2 zarodki od tych samych dawców, więc od razu ma się, że tak powiem, dwie próby, można też podać oba naraz. Na program AZ kwalifikuje lekarz, a więc trzeba iść na wizytę kwalifikacyjną płatną poza programem. My akurat jesteśmy w tej samej klinice, ale rozmawialiśmy z innymi i można śmiało przyjść po prostu zabierając ze sobą komplet badań, epikryzy, itp. Nie wiem, jak to wygląda w przypadku gdy lekarz uznaje, że są duże szanse na powodzenie stymulacji, u nas były skrajnie małe (ja po 3 stymulacjach, z 1 i 3 zero zarodków). Ale na pewno można spytać w klinice o warunki. Trzeba mieć ważne badania takie jak do transferu - biocenoza, chlamydia, infekcje itp. U mnie badania wygasły i musiałam robić od zera. Pod względem medycznym przygotowanie jest identyczne jak do transferu, nic więcej; badanie endometrium, przygotowanie do transferu, po transferze progesteron itp, sam transfer też się niczym nie różni. Co do samych zarodków - szuka się takich, których dawcy mają tę samą grupę krwi, cechy fizyczne, np. kolor oczu, włosów, skóry itp. Nie wiemy nic o dawcach i podpisujemy papier, że rozumiemy, że w świetle prawa dzieci będą nasze oraz że nie będziemy szukać dawców. W części klinik się czeka na zarodki, podobno nawet kilka miesięcy, ale jeśli ma się typowe cechy (np. częstą grupę krwi, nie ma się piegów itp), to jest szybciej. A też część klinik ma zarodki od ręki. Skąd te zarodki? są przekazane od pary, która np. miała ich dużo i ma już dzieci, a więcej nie chce - w związku z czym decyduje się przekazać je osobom niepłodnym, żeby dać szansę Nie znamy powodu, dla którego para dawców leczyła niepłodność, ale cóż... to ryzyko wpisane w życie.
-
Kochana, czy to USG co tydzień robiłaś sama, czy lekarz Cię kierował?
-
Nie znam sposób na uzyskanie miesiączki, ale mogę - i robię to! - mocno trzymać kciuki, przesłać siłę i wsparcie, i jeśli gdziekolwiek rozumie się trudne emocje, to na pewno tutaj :)
-
trzymamy kciuki i chociaż to jest trudne, nie poddawaj sie jeszcze :* Tak naprawdę bowiem potrzebujemy tylko tej jednej jedynej zapłodnionej komórki, która nam da zdrowego dzidziusia. Ze słabych czy pojedynczych też się to zdarza!
-
Rozumiem to; nikt, kto nie jest zmuszony, nie bierze tego pod uwagę. U nas - po tym wszystkim, kiedy okazało się, że jest to nasza ostatnia dostępna możliwość, żeby urodzić dziecko, po prostu podjęliśmy tę decyzję. Na tym etapie, na którym byliśmy, w grę wchodziło jeszcze skorzystanie z komórki dawczyni, ale po wszystkich rozmowach ustaliliśmy, że przechodzimy przez to razem z moim mężem, i że przecież nie o nasze geny chodzi, i że przecież moglibyśmy też adoptować dziecko, więc... czemu nie adoptować mrozaczka? Chcę jednak wyraźnie powiedzieć - to była dla nas bardzo trudna decyzja i długi proces dochodzenia do niej, w stu procentach ROZUMIEM osoby, które by jej za nic w świecie nie podjęły, mówię wyłącznie o nas, o nikim innym.
-
Rozumiem, napisałam jednak w odpowiedzi do Zuzanny, nie mając zupełnie nic złego na myśli, po prostu dla niektórych par jest to akceptowalna forma leczenia niepłodności gdy się wyczerpią możliwości in vitro. My zdecydowaliśmy się na invictę, ponieważ w procedurze są 2 zarodki, oraz ponieważ nie musieliśmy długo czekać na zarodki zgodne pod względem grupy krwi, wyglądu dawców itp, kosztowało 6900 plus wizyta kwalifikacyjna bodaj 250 zł. W tej cenie mamy dwa zarodki od tych samych dawców, jeden podany, drugi jest zamrożony - jeśli stałby się jakiś cud, o który się modlimy, to moglibyśmy mieć nawet 2 dzieci. Ale braliśmy pod uwagę też Artemidę w Białymstoku, gdzie koszt AZ to 3000 zł, przy czym jest jeden zarodek, ale za to monitoring + wizyta wstępna jest w tej cenie.
-
W razie czego może biorstwo zarodka byłoby dla Was jakimś rozwiązaniem, jakkolwiek to nie zabrzmi, bo przecież nie o $$$ chodzi, ale to nie jest tak droga sprawa jak ivf. My się zdecydowaliśmy, bo po 3 cyklach ivf bez refundacji leków nie mieliśmy innej możliwości finansowej Niezależnie co zdecudujecie trzymam mocno kciuki