Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Rikkitikki

Zarejestrowani
  • Zawartość

    5
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Nie wiem. Być może jestem w stanie to zrobić. Szkoda mi związku, mąż był zawsze trochę nieobecny i żył w swoim świecie - typowy matematyk - ale to co byłam w stanie zaakceptować bez większych problemów, kiedy byłam całkowicie niezależna finansowo i bez perspektywy posiadania dziecka za kilkanaście tygodni , teraz w świetle obecnych wydarzeń jest przerażające.
  2. Myślałam. Tutaj generalnie takie praktyki są niepopularne. Potrzebuję zgody ojca dziecka, a później sąd musi wyrazić zgodę. Szczerze mówiąc, to jeżeli mój małżonek nie zgodzi się na moje warunki - czyli on zostanie w domu od 3 do 9 msc życia dziecka, żebym ja mogła wrócić do pracy zawodowej, a później żłobek - to po prostu go z dzieckiem zostawię i będę płacić alimenty.
  3. Opcja powrót nie wchodzi w grę. Rodzice będą po jego stronie i zniszczą mnie psychicznie. W Polsce nie mam do czego wracać, nie mam zażyłych relacji z nikim, tu kupiliśmy wspólnie dom - praktycznie całe moje życie jest tutaj, nie w Polsce. Co sprawiło, że dałam się namówić? Od kiedy byłam nastolatką, cała rodzina wmawiała mi, że jestem odmieńcem. Babcie, dziadkowie, ojciec, matka - najpierw się śmiali, że wyrosnę, potem zaczęły się podejrzenia o homoseksualizm - bo długo „chłopa nie miałam”, nazywanie mnie dziecinną, egoistką, głupią - w koło Macieju. Kiedy poznaliśmy się z mężem zaczęło się ciśnienie na wnuki, bo ja chcę, bo jak tak możesz, ograbiać tatusia i mamusię z doznań, jesteś okropna, niewdzięczna, rozczarowanie i żal. Dlaczego inne są normalne tylko nas pokarało dziwadłem? Jak brat się hajtnął, machnął dzieciaka i prysnął za granicę, łaskawie pojawiając się raz od wielkiego dzwonu w swoim domu - jest spoko. Płaci, jeździ - nie ważne, że nie ma go czasem 8 miesięcy - to wina jego żony, nie jego. Ile można tego słuchać? Doszłam do punktu, gdzie chciałam poczuć się normalna, żeby w końcu byli ze mnie zadowoleni, zamiast być źródłem ciągłych rozczarowań. Pomyślałam, że skoro inni mogą i potrafią, żyją i mają się dobrze - to ja też mogę - okazuje się, że nie.
  4. To akurat nie Polak - i twierdzi, że będzie i nie ma nic przeciwko - ale ja nie chcę być cudzą utrzymanką, brzydzę się sobą na samą myśl o tym, że mam siedzieć w domu jak jakiś pasożyt, podczas gdy ktoś będzie na mnie pracował, nie chcę. Myślałam, żeby złapać ad hoc jakąkolwiek pracę, choćby poza moimi kwalifikacjami i słabo płatną - ale po trzech rozmowach się poddałam i poinformowałam potencjalnych pracodawców, że jestem w ciąży i nie chcę nadużywać przywilejów należnym ciężarnym, żeby później zostawić pracę po kilku miesiącach. Później szpital, także z szukania nawet krótkiego zlecenia nici a teraz już widać brzuch, także mogę się pocałować w tyłek.
  5. W skrócie: nigdy nie chciałam mieć dzieci, ale jednak ulegałam, uwierzyłam że będzie dobrze i zaszłam w ciąże Praktycznie od kiedy się dowiedziałam, mój nastrój zaczął się pogarszać: niepokój, stres, codzienny płacz, zaburzenia odżywiania, problemy z najprostszymi czynnościami Mieszkam w kraju z dostępem do legalnej aborcji, chciałam przerwać - ale mąż namówił mnie, żeby tego nie robić, że pójdziemy do psychologa, że wszystko się ułoży W międzyczasie zaczęła się pandemia, moja firma straciła kontrakt, ja jako osoba fizyczna swoje ćwierć etatu - zostałam na lodzie, bez żadnej pomocy. Do psychologa nigdy nie poszliśmy, bo on stracił tym zainteresowanie - i mną w ogóle. Zero seksu, zero pomocy w czymkolwiek, nie słucha co do niego mówię - do tego stopnia, że jak miałam jechać do lekarza po drodze z nim do pracy, to wsiadł w samochód i zostawił mnie pod domem „bo nie słyszał kiedy mówiłam 4 razy, że też jadę” Suma sumarum wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym i spędziłam w nim kilka tygodni. Wypisali mnie tylko dlatego, że skłamałam o braku myśli samobójczych - a tak naprawdę dalej o tym myślę. Chciała bym umrzeć podczas porodu, albo poronić, choć na to zbyt późno. Czasami irracjonalnie nienawidzę płodu - mimo, że to nie jest jego wina, nikt się na chama nie pcha na świat - wina jest po mojej stronie, bo powinnam reagować od razu, zamiast słuchać ...enia wszystkich do koła, że „na początku zawsze tak jest, później będziesz w siódmym niebie” oraz „to przecież jego obowiązek Cię utrzymywać, po co martwi Cię praca”. Tutaj nie mogę po prostu zostawić dziecka w szpitalu, nie ma takiej możliwości. Ja już przegrałam życie, ale chciałam przestrzec inne dziewczyny: nie dajcie się namówić na nic wbrew sobie, bo nie będziecie szczęśliwe, za to do końca życia będziecie egzystować w poczuciu winy i krzywdy, które same sobie zafundowałyście.
×