Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

brekker.1

Zarejestrowani
  • Zawartość

    30
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez brekker.1


  1. 52 minuty temu, Skadi napisał:

    Samemu źle, mając rodzine też bywa źle.I bądx tu mądrym 😞

    No właśnie! Ja sobie doskonale zdaję z tego sprawę, że małżeństwo to jeden wielki kompromis i coś trzeba poświęcić żeby coś zyskać, ale z mojego otoczenia wynika tylko tyle, że to kobieta najwięcej poświęca - życie, pasje, ambicje, ciało i mało co dostaje w zamian.


  2. 16 minut temu, Gość_2 napisał:

    Mi pomogły bodźce z zewnątrz. Spoza mojego środowiska - ludzie na studiach, znajomi online, w końcu mój mąż, a wtedy chłopak... Myślałam o sobie, że jestem nikim, takie byle co. Oni mi pokazali moją wartość i dzięki temu zbudowałam szczątkową pewność siebie, która pozwoliła mi po 3 latach podjąć decyzję o wyprowadzce z domu. A dalej faktycznie okazało się, że moje mniemanie o sobie jest odwrotnie proporcjonalne do moich zdolności.

    Rodzina dalej ma mnie za nieokrzesanego gbura i zdrajcę, że porzuciłam wszystkich dla chłopaka, ale mam na nich wygięte - jak byłam na miejscu też nikt się mną nie przejmował, więc co mi za różnica?

    Wiesz, co pomaga w budowaniu pewności siebie i własnej wartości? Zabrzmi głupio, ale spróbuj:

    stań przed lustrem, popatrz na siebie łaskawym okiem, nie tak krytycznie jak zwykle, dostrzeż i doceń coś w swoim wyglądzie, i z bananem na twarzy i pełnym przekonaniem powtórz sobie na głos "jestem zajeb.ista" kilkukrotnie. Ćwiczenie powtarzać przez tyle dni codziennie, aż zaczniesz w siebie wierzyć 🙂 

    Głupio to nie brzmi!!! Już kilka razy myślałam żeby tak robić, ale zawsze głupio się czułam i nawet jak robiłam to w samotności to cały czas myślałam "a co ludzie pomyślą" To też zaszczepiła we mnie rodzina i koleżanki z lat młodzieńczych; to one też głównie kształtowały mój sposób myślenia o sobie. Ale spróbuję! jestem wielką fanką pamiętników i notatników. Postaram się zawsze zapisywać 3 miłe rzeczy dla siebie. Jak będę wkraczać w tą jaskinie ciemności to będę sobie czytać, haha.
    Ale faktycznie co za różnica... Też takie sobie podejście wypracowałam jak wróciłam z Anglii. Tam się dużo o sobie nauczyłam. Więc od tamtego czasu jakoś to szło. Do kilku lat po powrocie tak mocno w siebie wierzyłam, że myślałam, że będę góry przenosić. Ta angielska mentalność mi zostało, ale potem polska rzeczywistość dała o sobie znać...


  3. 1 minutę temu, Gość_2 napisał:

    Nie trzeba współczuć 😉 - wyprowadziłam się z domu, ułożyłam sobie życie, część tematów przepracowałam, z rodzicami mimo wszystko nadal utrzymuję kontakt. Oni się nie zmienili, za to ja na tyle, że rusza mnie mniej niż wcześniej, ale za to umiem się odgryźć.

    SUPER!! Fajnie, że się ułożyło... Oby jak najdłużej trwało 🙂
    ja jakoś nie umiem w sobie tyle motywacji znaleźć. Dalej mieszkam w domu, a teraz przez tego wirusa straciłam pracę to już w ogóle tragedia. Rodzicie się uspokoili żadne nie pyta, nie zastanawia się, ale takie napięcie jest z resztą członków rodziny i ze znajomymi. Najgorsze jest to, że jakiś czas temu przybrałam maskę wiecznie uśmiechniętej osoby, która robi to co chce i stawia siebie przed wszystkim. Ludzie widzą mnie jako "niezależną i z ambicjami" często pada pytania "Czemu ty jesteś jeszcze sama? Zabawna, pracowita..." TRAGEDIA. Jakbym powiedziała i prawdę to by już nie było tak kolorowo...


  4. u mnie nawet nie chodziło o to, że jestem dziwadłem. Dostawałam dużo sprzecznych sygnałów. Babcia cisnęła już po 18-stce "a może jakiś chłopak? kuzynki wychodzą za mąż, a ty co? poszłabym na wesele... dzieci TRZEBA mieć" Mama z drugiej strony stawała po stronie babci, ale też mówiła, że kobieta musi być niezależna najpierw, a potem polegać na facecie, lepiej już być samemu i zapobiegać tragediom życiowym wcześniej, a ojca nigdy nie było, alkohol i praca były ważniejsze... Do tego dochodziła kwestia wyglądu. Babcia zawsze komentowała, za grube, za brzydkie, pryszcze na buzi, mama też kąśliwych uwag nie szczędziła... Same sb życia nie umiały ułożyć...

    Współczuje Ci serio... ba wiem jak to siada potem na psychike :/

    24 minuty temu, Gość_2 napisał:

    Też to przerabiałam, tylko u mnie było w drugą stronę - takiego dziwadła jak ty to żaden nie zechce. Długo wierzyłam, ale w końcu się otrząsnęłam. Później, jak się okazało, że kogoś sobie znalazłam - czyt. mojego męża, to mój własny ojciec zapytał go, czy on ma świadomość w co się pakuje, bo jestem porąbana, delikatnie mówiąc...

     


  5. Ja człowiekiem społecznym nie jestem, a myśl wyjścia z domu na imprezę mnie przeraża czasami. Jakichś tam znajomych mam, ale nie lubię się z nimi spotykać w miejscach publicznych.

    Eh... no ja w przeszłości wszystkich odsunęłam od siebie bo nie byłam gotowa, bo nie to, bo tamto. Mam straszne kompleksy i  to też odgrywa sporą rolę. A w tym wieku to dla niektórych dziwne bo przecież standard społeczny wymaga od 30stek już pracy, domu, męża i w ogóle życia jak z filmu 😕

    Jeśli miałabym teraz zacząć z kimś życie to tylko dla świętego spokoju... żeby ludzie na pytali i nie gadali, ale sama nie czułabym się ze sobą dobrze 😕


  6. Jakbym o sobie czytała!!
    Tylko ja dziecka nie mam i nie planuje, a rodzina i znajomi cisną, komentują, pytają, zastanawiają się... Irytuje mnie to strasznie. Z męża też zrezygnowałam. Dobre przykładu w rodzinie nie miałam, więc postanowiłam sobie odpuścić!
    Strasznie Ci współczuję bo Twoja historia to to czego się obawiam najbardziej. A ja w swojej naiwności i łatwowierności bym pewnie skończyła jak ty. Nie wierze, że znajdę kogoś kto mi pomoże w byciu, matką, żoną i kochanką. Takie cuda to na filmach 🙂


  7. Hello!

    Za dwa lata stuknie mi 30-stka. Jakiś czas temu postanowiłam, że nie chce mieć męża i dzieci. Mam mnóstwo znajomych, którzy dobrze na tym nie wychodzą - same rozwody, kłótnie, zero współpracy, a o czasie wolnym już nie wspomnę!
    Ile z Pań na tym forum zdecydowało się na samodzielne życie po 30-stce? Dlaczego? I jak wam idzie? Jak radzicie sobie z samotnymi wieczorami no i jak wam idzie finansowo?
    Pochodze z małego miasteczka i moja rodzina już chyba planuje jakieś egzorcyzmy na mnie, eh...


  8. Hej! Chciałam się tylko podzielić moim sposobem na lepszą cerę. Może komuś pomoże!
    Codziennie myję buzię olejem ryżowym, dwa razy dziennie, potem dwa razy dziennie robię peeling z mąki ryżowej i tonizuje wodą z ryżu (gotujemy ryż w niesolonej wodzie) potem nakładam krem nawilżający własnego wyboru. Ja stosuje kremy firmy orientana, sudocrem (gdy mam okres), i takie fajne kremiki zakupione w sklepie zielarskim, czasami też nakładam olejek różany.

    Stosuję tą metodą już od roku. W tamtym roku dopadła mnie czarna rozpacz; moja cera była  w opłakanym stanie - swędziała, zaczerwienienia wszędzie, skórki na nosie i czole i bardzo brzydki koloryt + oczywiście pryszcze.
    W empiku na promocji kupiłam książkę "Sekret urody gejszy" (BARDZO POLECAM) i to właśnie z tej książki zaczerpnęłam swoją nową metodę pielęgnacji twarzy! 
    Efekty? Koloryt bardzo się poprawił; zniknęły krostki podskórne; zaskórników już tak nie widać; skóra się rozjaśniła; nie swędzi; nie łuszczy się; pryszcze wychodzą tylko w czasie okresu, a zaraz po szybciutko znikają.

    Jeśli macie jakieś pytania chętnie odpowiem 

×