Witam. Mam 19 lat. Od ponad roku wszystkiego się boję. Dziwne to jest, ale po prostu boję się że nie zdążę wszystkiego zrobić. Wstaje rano i przeżywam. O matko muszę się ubrać, zjeść śniadanie. Muszę zobaczyć czy zdążę na mpk. Boję się, że nie nauczę się na jakąś kartkówkę. Zawsze mialam schizę na punkcie odchudzania. Schudłam kilka kilogramów i ważyłam z 50 kg. Wiem, że byłam bardzo chuda.. gdy rodzina do mnie mowila żebym jadła to i tak nic nie mogłam z tym zrobić, bo mój lęk był silniejszy. Gdy wychodziłam gdzieś z dziewczynami na jakieś głupie lody to ja mowilam, że nie chce, bo bałam się ze przytyję. Czuję ciągły lęk i strach.. Nawet gdy mama robi jakiś obiad to mówię" dobra pozniej" bo boję się, że nie zdążę. Wciąż przeżywam. Nie umiem wyluzować. Żyje w ciągłym pędzie. Czasami jak wypiję z 2 szklanki meliski to dopiero wtedy trochę lepiej się czuję.. Nie wiem naprawdę.. Mialam pewną relację z chlopakiem, ale bałam się w to wejść tylko dlatego że ( o boże ja nie zdążę, nie wiem jak to będzie, boję się) nie umiałam się uspokoić. Zawsze na wyrost przeżywam.. zaczynam się zastanawiać czy to już nie jest przesada.. Każdy do mnie mówił, żebym się tak nie denerwowała,ale ja nie umiem. Nie wiem. Co ja mam z tym zrobić? Ps. Miałam już jedną sytuację, gdzie poczułam smak depresji, bo za bardzo się przejęłam.. A teraz wiem, że nadal robię tak samo. Nadal się przejmuję. Jaak tylko wyszłam z tego dołka i leczenia to teraz nadal się boję. Czy tak już musi być? Czy to normalne?