Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Anka19

Zarejestrowani
  • Zawartość

    138
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Anka19

  1. Anka19

    Rezygnacja z matury

    Ja zrezygnowałam w lutym jechałam do szkoły z nastawieniem do próbnej bo w tym samym dniu to było a koleżanka coś mówiła że chciała zrezygnować ale jej nie pozwolili ale stwierdziłam że co mi szkodzi spróbować (kilka dni wcześniej podpisałam deklaracje ostateczną że podchodzę) na początku mówili żebym podeszła do próbnej zobaczyła jak to wygląda i wtedy podjęła ostateczną decyzję i że w razie czego można w każdej chwili zrezygnować i już miałam jechać do drugiej szkoły (dwa budynki technikum i zawodówka w jednym liceum w drugim ja się uczę w technikum a podpisywało się w liceum) tylko czekałam na mamę bo poszła do sklepu i zadzwonili z sekretariatu że jeśli nie zmieniłam zdania to żebym przyszła podpisać rezygnację i tak to wyglądało. Tylko że no jestem w technikum jedną kfalfikacje mam zdaną już na wyniki drugiej czekam wiadomo bez matury ciężej o pracę ale do liceum się idzie z zamiarem studiów gdzie matura jest nie zbędna
  2. Ja od chrzestnego dostałam 200 złoty (brat cioteczny) a od chrzestnej złoty delikatny łańcuszek z serduszkiem (ciocia siostra cioteczna mamy)
  3. Ja tak mam że od strony taty rodziny w większości swoim "kuzynom" bo tak ich nazywam jestem tak na prawdę ciocią a część z nich jest starsza odemnie jestem jedną z najmłodszych i tak na prawdę zaliczam się jeszcze do tego starszego pokolenia tak samo moja siostra od której całkiem jest tylko jedna dziewczynka w jej wieku (i to starsza o kilka miesięcy) i dwie młodsze chyba że o czymś nie wiem ale nie słychać żebym została po raz kolejny "ciocią" w rodzinie od strony taty bo od mamy w sylwestra zostałam i chociaż mam 20 lat zanim zacznie mówić to powiedzmy będę miała 23 nigdy nie mów nigdy ale na obecną chwilę nie chce żeby mówił do mnie ciociu bo jak powie do mnie ktoś tak to się czuje staro i nie swojo (wystarczy mi że jak pilnowałam u znajomej dorywczo dwóch dziewczynek to one mówiły na mnie ciocia czułam się nie zręcznie ale nauczone do starszej osoby od siebie obcej nie mówić na "ty" i znalazłyśmy takie rozwiązanie potem mówiły mi ciocia Ania już lepiej się z tym czułam) a zwłaszcza że jestem dalszą im ciocią nie wiem może inaczej będzie jak zostanę taką właściwą ciocią że tak powiem jak mój brat i siostra będą mieli dzieci (będę już też starsza na razie siostra ma 8 lat a u brata na razie się nie zapowiada żeby tak się stało) skolei ja (mam kilka "ciotecznych" ciotek i wujków od strony mamy bo od taty nie mam, nawet jedna jest moją chrzestną) nie umiałabym powiedzieć do nich po imieniu
  4. Skoro autorka siedziała na l4 to znaczy że to ona w tym czasie podawała leki dziecku i przy niej nie wystąpiły żadne objawy alergii więc wnioskuję z tego że dziecko jej nie ma i nie dostanie jej nagle przy opiekunce więc kolejny wniosek leki typu na gorączkę zawsze podawać te same bez zmiennie sprawdzone i "przetestowane" przy rodzicach gorzej antybiotyki bo wiadomo na każdą chorobę nie można podawać jednego antybiotyku. Pracowałam jako niania co prawda dorywczo jak nie miałam szkoły i zdarzało się że pilnowałam jak młodsza z dziewczynek była chora (nigdy się nie trafiło że pilnowałam jak starsza była chora) wtedy ich mama wcześniej przygotowywała wszystkie leki jakie miałam podać a jak przychodziłam to wszystko starannie i dokładnie tłumaczyła co i jak a w razie czego to starsza zawsze była świetnie zorientowana w tym temacie i mi pomagała a w ostateczności telefon do niej ale nie musiałam ani razu dzwonić w tej sprawie (pilnowałam u dalszej znajomej może miała do mnie duże zaufanie chociaż zaczęłam pilnować całkowicie przypadkiem). Raz miałam sytuację że jakiś czas po ich wyjściu (od razu powiedzieli że wrócą późno więc szykowała się nocka) młodsza zaczęła narzekać że boli ją ucho napisałam jej tylko esemesa że skarży się na ten ból chyba ze strachu nie zadzwoniłam do niej bo jakby przez telefon zaczęła mi tłumaczyć jaki i ile lek jak coś podać to bym chyba zrezygnowała z podania go i już bym się wolała męczyć razem z nią i jej bolącym uchem ale nic nie odpisała przestała się skarżyć na ból bawiłyśmy się i poszła spać a po jakimś czasie starsza też zasnęła też miałam się kłaść ale po chwili młodsza się obudziła z płaczem że znowu ją ucho boli nijak nie mogłam jej uspokoić a o tym że zaśnie to mogłam tylko pomarzyć wtedy to już dzwoniłam raz do niej raz do niego ale nie odbierali to do ich powrótu (gdzieś 3 nad ranem) albo chodziłam z nią na ręku po domu albo oglądałyśmy bajki na telefonie bo tylko wtedy nie płakała drzwi im otworzyłam z nią na ręku (miała 3,4 lata i swoje ważyła) ale na szczęście już więcej nie miałam takiej sytuacji
  5. Jak miałam 17 lat zaczęłam chodzić do znajomej dorywczo pilnować jej dwóch córek jak musieli coś załatwić czy po prostu chcieli gdzieś wyjść we dwoje spokojnie odpocząć (każdemu się należy) a ja miałam akurat wolne od szkoły. Jak miałam pilnować i akurat któraś była chora (zazwyczaj młodsza) to przygotowywała leki i wyjaśniała mi dokładnie co ile czego o której i podawałam. Raz się zdażyło że poszłam pilnować od razu powiedzieli że wrócą późno no okej kolejna nocka nie raz już tak było (zazwyczaj już spałam u nich mimo że mam do domu kilkadziesiąt metrów, zawsze w razie czego byłam z nimi w kontakcie) wyszli po jakimś czasie młodsza zaczęła narzekać że ją ucho boli to napisałam do niej może ma jakieś leki to bym podała żeby się nie męczyła (zawsze mogłam liczyć na starszą nie tylko w sprawie leków ale to akurat miałam wrażenie że lepiej ogarnia niż ja) ale nie odpisała przestała narzekać na ból więc stwierdziłam że nie będę dzwonić ich niepokoić i przerywać wieczór im to był mój błąd zasnęła już starsza trochę poszalała i też poszła spać to chwilę później młodsza się obudziła z płaczem że ucho boli nijak nie mogłam jej uspokoić (dzwoniłam do nich ale ani ona ani on nie odbierali telefonu) a o spaniu już całkiem nie było mowy to do ich powrotu czyli gdzieś 3 nad ranem chodziłam z nią na ręku po całym domu na zmianę z bajkami na telefonie bo tylko wtedy się uspakajała drzwi im otworzyłam z nią na ręku i dopiero jej udało się ją uśpić
  6. Ja dorabiałam se jako opiekunka do dzieci u "znajomej" (wakacje weekendy ferie i inne dni wolne od szkoły bo się uczę) poszłam do niej przypadkiem z koleżanką do której napisała czy popilnuje potem znowu napisała do niej ale ona nie mogła i dała jej namiary na mnie napisała do mnie i poszłam i skończyło się tak że chodziłam tam ponad dwa lata (dwie dziewczynki jak zaczynałam pilnować miały 3 i 5 lat) nie znałam ich one mnie za pierwszym razem to koleżanka wszystko ogarniała ją byłam bardziej do towarzystwa dla niej (ale i tak mi zapłaciła) i miałam małe obawy bo nawet nie wiedziałam co gdzie leży ale szybko one znikneły ona mi wytłumaczyła wszystko co gdzie jak a w razie czego mogłam liczyć na starszą przy drugim razie zostałam ich "ciocią" a po chwili młodsza ciągle chciała do mnie na ręce i nie chciała z nich schodzić. Co do wymyślania zajęcia nie było problemu bo same mówiły co chcą w danej chwili robić (telewizor albo telefon wchodził w ostateczności jak padałam ze zmęczenia a im do spania było daleko) a tak jak na to pogoda pozwalała chodziłyśmy na podwórko na spacery a jak musiałyśmy siedzieć w domu to różne gry, zabawy, rysowanie a wszystko co było w domu było do mojej dyspozycji (oprócz oczywiście ich osobistych rzeczy). Brali mnie jak gdzieś jechali do pomocy żeby ona i jej chłopak mogli choćby w spokoju usiąść kawę wypić ale nie było tak że ja miałam tylko zajmować się dziećmi nic więcej nie raz było tak że większość wyjazdu dziewczynki zajmowały się same sobą (zazwyczaj jak były też inne dzieci to już ani mama ani "ciocia" nie były im potrzebne) a ja przesiedziałam z nimi i ich na przykład rodziną (znam) gadając i czasami też pijąc coś mocniejszego. Na codzień mieszkają w mieście ale wtedy na praktycznie na każdy weekend i całe wakacje przyjeżdżali na wioskę a jak nie przyjechali to dwa razy było tak że przyjeżdżali po mnie i jechałam z nimi do ich mieszkania pilnować (wcześniej pytając mnie czy mogę i chce). Raz pojechałam z nimi do jej rodziny na grilla nie było w planach nawet tego że zostanę na noc a skończyło się tym że nie dość że wylądowaliśmy w wiosce o kilkanaście kilometrów dalej to jeszcze jak wyszłam z domu w sobotę po południu to wróciłam w niedzielę wieczorem ale było fajnie. Z góry ustaliłyśmy (na początku) że będzie mi płacić 50 złoty no chyba że było tak jak na przykład z tym grilem to więcej ale po czasie stwierdziłam że ani jej się to nie opłaca ani mi bo raz pilnowałam 3 godziny a innym razem pół dnia i zostawałam na noc jeszcze (nie było tak że wrócili nad ranem najpóźniej raz to chyba o 3 i nie miałam daleko do domu i teoretycznie mogłam iść spać do domu ale jak nie miałam jeszcze innych planów to zostawałam na noc jak później wrócili a im to w sumie było jeszcze na rękę że spałam u nich bo mogli dłużej pospać chyba że na drugi dzień miałam do szkoły to spałam w domu ale i oni wracali wcześniej) a raz w niedzielę pilnowałam to nie dość że zarobiłam to jeszcze w poniedziałek on mnie zawiózł do internatu bo miałam jechać autobusem to zaproponował że mnie zawiezie, napisałam do niej czy nie lepiej by było żeby płaciła mi za godzinę bo i ona i ja byśmy lepiej na tym wyszły nie zgodziła się na to rozważałam poszukania innej pracy wtedy ale raz byłam nie pełnoletnia więc i bez prawo jazdy (nadal nie mam a mam 20 lat) a na miejscu nie było żadnej a dwa polubiłam dziewczynki i doszłam do wniosku że na tamten moment nie wyobrażałabym se na przykład pilnować innych dzieci (wiedziałam że po czasie przestanę być potrzebna ale nie chciałam tak szybko) i nadal chodziłam się nimi zajmować. Z większych nie porozumień mieliśmy dwa - raz jak na drugi dzień musiałam jechać do szkoły specjalnie pojechałam w poniedziałek bo tak to jeździłam w niedzielę i ona o tym wiedziała że długo nie mogę być miała wrócić chyba o 22 (jej chłopak był za granicą akurat) to nie dość że wróciła około chyba 1 to jeszcze nie odbierała telefonu ani nie odpisywała na esemesy potem mówiła że rozładował się jej telefon ale z chłopakiem miała jak się skontaktować ale do mnie już nie mogła nawet głupiego esemesa napisać nawet od kogoś (nawet jak nie znała mojego numeru na pamięć to jak widziała że pada jej telefon to mogła go spisać i napisać albo zadzwonić pada mi telefon pisz albo dzwoń jak coś na ten i ten numer nagle urwał się z nią kontakt chwilę wcześniej z nią pisałam jeszcze więc nie było tak że patrzy na telefon po jakimś tam czasie a tu rozładowany) i jedyny kontakt miałam z nią przez chłopaka dobrze że z nim chociaż go miałam bo co by było gdyby coś się stało nagle dziewczynkom nawet nie miałabym jak jej zawiadomić ale długo nie potrafiłam być na nią zła i w następny weekend pojechałam z nimi właśnie pierwszy raz do ich mieszkania. Za drugim razem mój błąd że się zgodziłam iść, pierwszego dnia poszłam pod wieczór i miałam zostać na noc okej oni wyszli dziewczyny szalały (późno chodziły spać nie wiem jak teraz) młodsza zaczęła narzekać że ją ucho boli to napisałam to do niej może ma jakieś leki ale nie odpisywała ani nie odbierała telefonu on też dobra już nie mówiła że ją boli i bawiłyśmy się dalej koło północy zasnęła starsza jeszcze trochę poszalała i też poszła spać ja ogarnęłam trochę dom i też miałam się kłaść to młodsza się obudziła z płaczem że znowu ją ucho boli to do 3 nad ranem (do momentu ich powrótu) prawie cały czas chodziłam z nią na ręku po domu bo tylko wtedy nie płakała a nie chciałam żeby obudziła siostrę bo bym miała nie mały problem z dwójką nie wyspanych dzieci z krótkimi przerwami na odpoczynek to włączałam jej bajkę na telefonie (nie było szans żeby zasnęła) dopiero jak wrócili to jej udało się ją uśpić zanim to się udało była już 4 oni się położyli ja też to o 7 starsza wstała więc spałam może nawet nie całe 3 godziny i to bardziej drzemałam doszłam do wniosku że dam radę i oni chociaż niech dłużej pospią bo wiedziałam że ja i tak już bym prędko nie zasnęła ale jak młodszą wstała to obudziłam ich i poszłam do domu tam też robota więc o spaniu nie było mowy to po południu znowu do mnie napisała czy bym przyszła że oni będą koło domu ale mają dużo pracy a że było zimno to nie chcieli ich brać na podwórko a poza tym by się nudziły same to się zgodziłam ale po jakimś czasie (już od początku to się działo) że zasynałam prawie na siedząco i stwierdziłam że wolę nie ryzykować że przysne choćby na chwilę a w tym czasie mogło by się coś stać dziewczynkom i powiedziałam jej że sorki ale nie dam rady że boję się że może im się coś stać jak zasnę (przez te dwa lata nie zrobiły nic głupiego ale różne pomysły mają dzieci i wolałam nie sprawdzać do czego są zdolne jak chociaż na dłuższą chwilę nikt nie będzie ich pilnował, bo wiadomo że np. do toalety ze mną nie chodziły chociaż zdążało się że młodszą to robiła) i wyjaśniłam że młodsza poprzedniej nocy prawie wcale nie spała co się wiązało z tym że ja też to się obraziła i stwierdziła że robię ją w konia i że ona wie co ja robię jak ich nie ma (chodziło że jak pierwszy raz się pokłóciłyśmy jak pilnowałam to byłam tak zmęczona że nie miałam siły się z nimi już bawić to włączyłam bajkę a w między czasie przeglądałam trochę telefon) i nie chodziłam około miesiąc po tym czasie napisała do mnie z przeprosinami i czy bym nie przyszła bo jak tylko przyjeżdżali na wioskę to dziewczynki pytały ciągle kiedy "ciocia" przyjdzie i że próbowali i innymi opiekunkami ale ja byłam najlepszą według dziewczynek "ciocią" i zaczęłam znowu chodzić do nich
  7. Jakiś czas temu miałam taką samą sytuację tylko że mieszkam na wsi w domu jedno rodzinny w kuchni i pokoju brata i taty był normalnie prąd światło działało gniazdka a w łazience, korytarzu u mnie w pokoju, mamy i siostry nie było z gniazdka w kuchni przedłużaczami przeciągaliśmy żeby chociaż lampkę włączyć żeby po ciemku nie siedzieć potem taty kolega który coś tam się trochę zna na tym nie mógł znaleźć przyczyny (korków nie wywaliło ani się nie przepaliły od razu sprawdziliśmy to) to z kuchni przeciągnął jakoś że chociaż w gniazdkach był prąd dopiero po 3-4 dniach w niedzielę brat cioteczny mógł przyjechać zobaczyć się okazało że w kuchni jedno gniazdko którego już dłuższy czas nie używaliśmy bo jak tylko coś chcieliśmy podłączyć do niego to szły iskry dosłownie się paliło w środku a że w kuchni był prąd to nikt nie pomyślał że to jest przyczyną (nie wiem jak to się nazywa ale najwidoczniej to jedno gniazdko było podłączone do tego drugiego przewodu że tak powiem) miał początkowo przyjechać pan który kilka lat temu robił u nas elektrykę więc wie jak co idzie u nas i by pewnie w pierwszej kolejności je sprawdził odłączył te gniazdko całkowicie bo i tak go nie używaliśmy i teraz jest wszystko okej
  8. Anka19

    Utrata psa

    Straciłam dwa zwierzaki w sumie trzy z którymi byłam mocno związana (nie mówię o na przykład kotach bo mieszkam na wsi i co chwilę jeden ginie zaraz pojawia się kolejny) prawie cztery. Jak miałam około 6 lat przybłąkała się do nas suczka owczarek niemiecki szukaliśmy jej właściciela ale bez skutecznie (nie przyszło nam do głowy sprawdzić jej uszu czy ma czip potem się okazało że ma) i już myśleliśmy że zostanie u nas ale jak wróciłam ze szkoły jej nie było (zdążyłam się przywiązać do niej pozwalała mi nawet na niej jeździć) się okazało nie wiem do tej pory jak że znalazł się właściciel to był taty znajomy policjant (była jego partnerką w pracy) i może któregoś razu powiedział że przybłąkał się do nas taki pies nie było mowy o pomyłce bo właśnie się okazało że ma czip tato wiedział (wszyscy się do niej przywiązaliśmy i polubiliśmy ją a ona nas) że ja będę mocno to przeżywać i chciał ją odkupić ale ze względu na pracę nie było o tym mowy to ten pan jak się oszczeni miał nam jednego dać nigdy się nie doczekałam po jakimś czasie się okazało że nie dożyła kolejnej ciąży bo zdechła (możliwe że z naszej winy bo nie dbaliśmy o nią jakoś nie wiadomo jak). Jak miałam 9 lat dostałam od chrzestnego na Wielkanoc pieska (za zgodą rodziców) zwykły kundelek był u mnie około 1.5 roku jak miał około rok poszedł na podwórko byliśmy zmuszeni go uwiązać głównie ze względu na kury sąsiadów bo czasami je dusił ale i na jego bezpieczeństwo bo mam nie ogrodzone podwórko i z każdej strony można wyjść na ulicę ale starałam się go codziennie wieczorem spuszczać żeby se pobiegał (nie zawsze mi się chciało) jak kury spały i było mniej samochodów na ulicy i któregoś razu też spuściłam go pobiegł na wioskę a ja poszłam do domu po jakimś czasie chciałam uwiązać i poszłam go szukać (zawsze trochę pobiegał i sam wracał) ale dłuższy czas go nie było wyszłam na ulicę i zaczęłam wołać i widziałam jak biegł do mnie a za nim jechał samochód było ciemno on czarny tylko z kawałeczkiem białego pod mordką samochód jechał dość szybko i nie zdążył uciec na pobocze pies bo kierowca nawet nie próbował hamować i jakby nigdy nic pojechał dalej a z drugiej strony lepiej bo jakby się okazał że coś się stało w samochód to by jeszcze rządał odszkodowania (nie był na tyle duży żeby dla człowieka coś się stało ale samochód mógł by uszkodzić) na moich oczach go przejechał nie było sensu ratować bo nawet jeśli by się udało to tylko by się męczył długo siedziałam na schodach i płakałam na drugi dzień jak byłam z bratem w szkole a tato w pracy mama poprosiła sąsiada żeby go zakopał specjalnie w takim czasie żeby mnie przy tym nie było mniej więcej powiedziała mi gdzie go zakopał (jej przy tym też nie było) ale nie miałam i nadal nie mam stu procentowej pewności czy chodziłam we właściwe miejsce (sąsiad to wioskowy pijaczyna więc podejrzewam że nie pamiętałby jakbym spytała) długo nie mogłam się pozbierać nie powiem że nie chciałam innego psa a nawet miałam i to dwa bo jakiś czas wcześniej przybłąkała się do nas ciężarna suczka i się oszczeniła u nas i została oddaliśmy obydwa pieski było mi smutno ale do przeżycia. Jak miałam 14 lat koleżanka oddała mi chomika też nie pobył u mnie za długo często uciekał z klatki ale zawsze się znajdował któregoś razu też uciekł i długi czas go nie było a że jego ucieczka nałożyła się z pożarem w naszym domu to doszłam do wniosku że po prostu tego nie przeżył dość mocno przeżywałam to no ale cóż po czterech latach mama mi się przyznała że na drugi dzień po ucieczce jego znalazła go martwego w zlewie (utopił się prawdopodobnie) na początku myślała że to mysz i kazała bratu wyrzucić a potem doszli do wspólnego wniosku że to chyba jednak był mój chomik ale stwierdziła chyba że łatwiej mi będzie się pogodzić z myślą że uciekł i zdechł z głodu czy coś a sprawę ułatwił pożar (nie miał łatwo bo miałam kotkę nadal ją mam która potrafiła otworzyć jego klatkę i musiałam zawiązywać drzwiczki a dla większej pewności staraliśmy się jej nie wpuszczać do pokoju w którym stał a jak już to jej pilnować) przez zawiązane drzwiczki jak chciałam dać mu chociażby jeść to musiałam otwierać górę przez co się nie domykała i przez tą szpare uciekał. Przez pożar i remont domu po nim przez tydzień pomieszkiwaliśmy ja z mamą i siostrą u jednej cioci a tata z bratem u drugiej (po tygodniu mogliśmy zamieszkać w piątkę w jednym małym pokoju ale najważniejsze że u siebie) a że ta kotka od chomika była mała i ją matka porzuciła (ja ją wykarmiłam do tej pory jest moją ulubienicą i jak śpi w domu to tylko u mnie) stare koty podwórkowe se poradziły codziennie ktoś był w domu u nas (między innymi że tato z bratem pomagali przy remoncie a mama przychodziła doić krowy i gotować dla robotników) to się je też karmiło ewentualnie jakby było im za mało to se mysz jakąś złapali albo poszli by do sąsiadów (nie raz tak nadal robią się śmiejemy że mamy koty na pół z połową wioski) i je dokarmiają ale ona by nie przeżyła nie umiała dobrze jeszcze jeść sama początkowo miała być u mojej koleżanki ale że nie dogadywała się z jej kocurem to nie mogła u niej zostać to taty kolega zgodził się ją przygarnąć (byłam przekonana że na czas remontu) ma dużo krów więc mleka miała ile tylko dusza zapragnie jeszcze tak trafiło że miał akurat karmiącą kotkę to jeszcze u niej się załapała na dokarmianie ale my ją trzymaliśmy w domu a u niego była na podwórku remont się skończył doczekałam się nawet wymarzonego własnego pokoju i zaczęłam wypytywać kiedy ją zabierzemy aż mama mi w końcu powiedziała że z tatą planowali ją zostawić u niego (jeden kot więcej nie robił mu różnicy jeden więcej do łapania myszy) to się popłakałam to któregoś razu mama poszła z mlekiem i długo jej nie było aż w końcu wróciła z workiem w którym się coś ruszało się domyśliłam a jak wyszła z niego moja kochana koteczka to się znowu popłakałam tym razem ze szczęścia
  9. Mój tato jest starszy od mamy 11 lat - są po ślubie 25. Mój chrzestny ma żonę około 10 lat starszą i też dobre kilkanaście lat są po ślubie. Brat cioteczny ma jeszcze chyba starszą są dwa lata po ślubie i w sylwestra zostałam ciocią urodził się im synek. Wiadomo że nie zawsze jest idealnie ale nie słyszałam żeby narzekali. Byłam dwa razy w związku z chłopakami o 10 lat starszymi (byłam już pełnoletnia) z pierwszym po kilku dniach znajomości zostaliśmy parą i to chyba był błąd rozpadł się po 2 miesiącach. W sumie z drugim też byłam dwa miesiące i tydzień dokładnie z około 3 tygodniową przerwą ale zostaliśmy parą po trochę dłuższej znajomości to on pierwszy zaczął się starać przy pierwszym spotkaniu nie ukrywał że mu się spodobałam pisał były wakacje średnio co drugi dzień przyjeżdżał aż zaczęła mi się szkoła i to ja poprosiłam o spotkanie w weekend przyjechał pogadaliśmy i zostaliśmy parą od razu mu powiedziałam że rozumiem że w tygodniu ma pracę ja szkołe i mało realne żeby się widywać ale żeby chociaż co weekend powiedział że będzie się starał żeby tak było (różne bywają sytuację i ja to rozumiem raz przyjechał bo nalegałam a na drugi dzień się okazało że wylądował z nogą w gipsie bo jeszcze dzień wcześniej coś tam zrobił i mi nic nie powiedział) dwa że rzadko się maluję i najchętniej chodziłabym cały czas w dresach (jak wiedziałam że przyjedzie to się chociaż trochę ogarniałam ale bywało tak że mówił że nie będzie jechał ja wychodziłam na wioskę ubrana tak jak stałam w starych jakiś ubraniach co chodzę w nich do psa a on nagle pisze że przyjedzie to bywało że i tak mnie widział ubraną) stwierdził że mu to nie przeszkadza i że nawet dobrze że się rzadko maluję (nie które dziewczyny nawet do sklepu muszą się pomalować ja potrafiłam wstać pół godziny przed wyjściem do szkoły żeby się zdążyć tylko tyle co ubrać coś zjeść ewentualnie spakować plecak jak wieczorem mi się nie chciało) na początku to on był tym w związku co się starał ja byłam trochę sceptycznie do tego nastawiona (jak już znowu zamknęli szkoły ja miałam mega zły dzień i ostro nalegałam na spotkanie to potrafił zajechać po pracy do domu dosłownie na chwilę coś zjeść przebrać się i jechać do mnie i siedzieć u mnie do nocy na drugi dzień mając do roboty a za blisko to też nie miał i z samego rana wstawać) pierwszą kłótnie poważniejszą mieliśmy po miesiącu jak zaprosiłam go na wesele jako osobę towarzyszącą i poszedł ze mną obiecał mi jedno a zrobił drugie. Potem rolę się odwróciły ja się zaczęłam coraz bardziej angażować a on miał coraz bardziej wywalone coraz częstsze kłótnie dzień przed jak mijało 2 miesiące doszliśmy do wniosku że zrobimy se przerwę trwała właśnie około 3 tygodni znowu się zeszliśmy ale było jeszcze gorzej jeszcze więcej kłótni niż za pierwszym razem i po tygodniu się ostatecznie rozstaliśmy
  10. Pracowałam dorywczo w wakacje na mazurach w hotelowej restauracji jako pomoc kuchenna (miałam zapewnione zakwaterowanie) jestem w technikum gastronomicznym więc nie miałam większych problemów z jej znalezieniem miałam być tam miesiąc ale wytrzymałam tydzień średnio pracowałam 12 godzin dziennie już pierwszego dnia 12i pół z najdłuższą przerwą 15minut potem teoretycznie przysługiwało mi 4 godziny w ciągu dnia a praktycznie to różnie było raz miałam te 4 godziny a potem 2 czasami całkiem godzinę bo "dużo roboty" a zazwyczaj było tak że przychodziłam po tej przerwie i kolejne pół godziny (tylko że za nie już mi płacili) siedziałam na tyłku bo ani jednego klienta nie było i nie było co robić czepiali się dosłownie o wszystko nawet o coś na co nie miałam wpływu któregoś dnia przyszłam do pracy miałam podajże na 11 (kończyłam późno ale później też zaczynałam) było pełno talerzy to zabrałam się od razu za zmywanie zapełniłam koszyk się okazało że wyparzarka nie działa zgłosiłam to (miałam doczynienia z wyparzarką ale zawsze kazali zgłaszać i nic nie robić samemu więc wolałam się nawet nie dotykać żeby gorzej nie popsuć) i poszłam dalej zmywać miałam jeszcze dwa koszyki przyszedł ktoś coś popatrzył no już powinna działać ale nie działała znowu zgłosiłam ale już z kuchni nikt więcej nie przyszedł tylko dwóch kelnerów od czasu do czasu próbowało to naprawić ale mieli swoją robotę a na kuchni nie którzy siedzieli zapełniłam wszystkie koszyki dalej nie działa chciałam odstawić tylko umyte "co już działa?" nie to dostałam ochrzan że chciałam odstawić nie wyparzone a nauczyń przybywało po dłuższym czasie jeden właśnie z tych dwóch kelnerów co się interesowali (nikt nic im nie powiedział żeby sprawdzili a kim ja byłam tam żeby komuś "rozkazywać" a prosić nie chciałam żeby roboty im jeszcze nie dodawać bo i tak mieli zapiernicz na sali sami z siebie to robili pomiędzy kursami między stolikami) znalazł przyczynę czemu nie działała okazało się że ktoś coś wyjął z niej (wieczorem jeszcze normalnie działała) a wychodziłam jako jedna z ostatnich równo z jednym z kelnerów więc to musiał zrobić ktoś rano przed moim przyjściem ale ochrzan ja dostałam bo nie wyrabiałam się ze zmywaniem nie obchodziło ich że od samego początku zgłaszałam komu i ile się tylko dało że nie działa nie interesowało ich to czy jak poprzedniego dnia wychodziłam to była sprawną a mi samej ciężko by było dojść kto to zrobił bo nie było mnie jeszcze w pracy a to mógł być dosłownie każdy z personelu bo tam to chyba tylko szef i zastępca szefa kuchni nie zmywają a tak to dosłownie każdy kto ma tylko wolną chwilę żeby nie było sterty naczyń w zlewie (to był jeden z nie wielu plusów moich że nie przychodziłam rano albo po przerwie a tu tyle talerzy że w zlewie się nie mieszczą drugi plus że mogłam w każdej chwili coś zjeść a trzeci się napić i nie musiałam mieć swojego bo tak teoretycznie to nie zapewniali mi wyżywienia jeszcze że nocleg bo do domu miałam ponad 200 km więc z dojazdem było by ciężko no i że później zaczynałam bo po pracy to zazwyczaj nie miałam siły nawet się umyć i często nie było już ciepłej wody wiem że w normalnej pracy będzie gorzej no ale kurde byłam tam na "miesiąc" a była tam dziewczyna rok młodsza odemnie i jej tak nie traktowali) że nie wyrabiam się ze zmywaniem. Albo kazali mi szybko coś obrać czy pokroić i starałam się jak najszybciej i się dość mocno skaleczyłam plastra nie było sensu przyklejać bo pod wodą i tak by spadł to rękawiczka (już mniejsza o to że mnie piekło jak djabli ale krew leciała nie chciałam nic pobrudzić albo co gorsza żeby dostała się do jedzenia) a że nie było mniejszych (szukałam wszędzie pytałam wszystkich) to chciałam wziąść większą tych co kucharze używają (dwóch sporych facetów) to usłyszałam że im bardziej potrzebne a jak powiedziałam że nie ma mniejszych (ledwo mieściła mi się w nich ręka ale spoko) "trudno" mam ich nie ruszać ja chciałam tylko jedną na skaleczoną rękę a tam było całe pudełko to powiedziałam tylko "sknera" (do szefa kuchni) i poszłam na zmywak to na drugi dzień przyniusł mi 4 (nie te mniejsze tylko duże) a pół poprzedniego dnia się męczyłam i dużo wolniej szła mi robota bo ledwo wytrzymywałam (krew już nie leciała ale piekło strasznie) jeszcze musiałam obrać ileś tam cebuli to myślałam że się dosłownie zesram. Albo zrobiłam wszystko co miałam i za zgodą poszłam na przerwę po powrocie dostałam ochrzan że nie obrałam czosnku i poszłam na przerwę (zastępca kuchni to nie polak i czasami ciężko zrozumieć co mówi) to powiedziałam przepraszam musiałam nie usłyszeć albo nie zrozumieć jak mówił żebym obrała to stwierdził że nie musi mi mówić powinnam wiedzieć no dobra mogłam się domyśleć że będzie potrzebny ale skąd mogłam wiedzieć ile jednego dnia obierałam trzy główki a drugiego 10 to jest różnica a zwłaszcza że widział to co przynosłam obrane i raczej widział że nie ma czosnku to już powinien nawet dać mi ten ochrzan że nie obrałam go poszłabym i to zrobiła i dopiero wtedy zrobiłabym se przerwę jakby zwrócił mi uwagę od razu to by nie puścił mnie na nią wtedy tylko kazał najpierw obrać chciałam powiedzieć "przepraszam że nie czytam Panu w myślach" (niby każdy tam na "ty" ale nie jestem przyzwyczajona tak mówić do dorosłej osoby nawet (wiadomo oprócz ciotek wujków czy kuzynów) którą znam a co dopiero do kogoś kogo poznałam kilka dni wcześniej zdażyło mi się kilka razy powiedzieć na "ty" do któregoś ale raczej mówiłam pan/i) ale się ugryzłam w język i bez słowa zajęłam się swoją robotą. Innym razem miałam pozamiatać i umyć wyjście od zaplecza (trzy schodki tak jakby klatkę schodową, schody cały korytarz do kuchni i magazyny) nikt mi nie powiedział jak czym to zrobić jak pytałam to nie odpowiadali to doszłam do wniosku że zrobię jak w domu wezmę miotłe mopa i zrobię to znalazłam dziwną miotłe którą ni jak nie szło pozamiatać (pierwszy raz na oczy taką widziałam) jak pytałam czy jest inna to żebym poszukała, popytała kelnerów nikt nic nie wiedział dopiero szef kuchni się zdziwił czemu zamiatam tą "miotłą" i żebym wzięła normalną okazało się że mówiąc "normalna" miał na myśli malutką zmiotełke którą ledwo szło zebrać śmieci na kuchni a co dopiero zamieść taką przestrzeń potem ochrzan od zastępcy za to że raz że nie dokładnie pozamiatane dwa że myje mopem który służy tylko i wyłącznie na kuchni i się okazało że ta dziwna "miotła" nie służy do zamiatania tylko właśnie do mycia tego a na koniec znowu ochrzan od szefa że jak to powiedział "robota na pół godziny" zajmuje mi dwie myślałam że go rozszarpie miałam ochotę dać mu tą "normalną miotłe" żeby sam se to zrobił i wyjść i więcej tam nie wrócić powstrzymał mnie przed zrobieniem tego chyba tylko fakt że potrzebowałam kasy. Jeszcze innym razem poszłam zapalić wcześniej się upewniając że nie mają mi żadnej roboty (spytałam się czy mogę zawsze pytałam) paliłam pogadałam przy okazji trochę z kelnerem (jedną z dwóch osób na kuchni z którymi normalnie rozmawiałam) zobaczyłam że mama do mnie dzwoniła i chciałam napisać jej że jestem w pracy i nie mogę rozmawiać jak pisałam akurat szef wyszedł też zapalić (ja już skończyłam miałam wysłać esemesa i wracać do pracy) to się przyczepił do mnie że za długo byłam na fajku i że na kuchni niby jest pełno roboty powiedziałam mu że odpisze tylko dla mamy i wracam (było mniej więcej 5 minut na fajka ja jeszcze tyle tam nie byłam) jego odpowiedź "taa jasne" wróciłam na kuchnie i się okazało że te pełno roboty to jedna łyżeczka w jednym zlewie i nóż w drugim a na sali przez co najmniej godzinę nie było żadnego gościa ale i robota a on sam przez minimum 20 minut rozmawiał z córką przez telefon (wiem wiem "co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie" ale to była przesada). Ostatni dzień mojej pracy już ostatecznie powiedziałam że rezygnuje (byłam z koleżanką ale ona była na pokojach i nie narzekała, jak chciałam się przenieść na pokoje to powiedzieli żebym pogadała z inną dziewczyną która też była nowa czy się zamieni ze mną że jak się zgodzi to oni też zgodziła się to stwierdzili że nie jednak bo będą musieli mnie wszystkiego uczyć, tym razem nie były to z kuchni osoby jak ja rezygnowałam to koleżanka też) miałam przerwę to poszłam do menadżerki żeby się rozliczyć bo następnego dnia z samego rana wyjeżdżałyśmy (musiałyśmy dojechać 50 km taksówką do innego miasta i z niego wróciłyśmy z moim wujkiem) no a że do późna pracowałam to przecież nie pójdę do niej w środku nocy a rano ona zawsze miała najwięcej roboty bo to nowi goście a to co innego i ciężko było ją złapać to wydarła się na mnie że ona doskonale wie co ma robić potem koleżanka poszła do niej z tą samą sprawą też ochrzaniła (napisałam jej esemesa że już pytałam ale że tam był słaby zasięg to dotarł do niej jak już było za późno) i że za chwilę wcale się z nami nie rozliczy potem nas przeprosiła (mówiłyśmy jej że wcześnie wyjeżdżamy co prawda skłamałyśmy trochę że musimy najpierw dojechać do jeszcze innego miasta na autobus i nim dopiero do docelowego miasta i że dopiero z niego z moim wujkiem to akurat była prawda ale kolejne kłamstwo że nie będzie mógł długo na nas czekać bo coś tam i że mamy tylko jeden pasujący autobus) że miała gorszy dzień i że sama do nas przyjdzie rano (my chciałyśmy tylko zaoszczędzić jej roboty dodatkowej bo i tak miała dużo na głowie) ta menadżerka była akurat fajna właściciele też i mieli bardzo fajnego psa który sam domagał się od każdego kogo napotkał żeby się z nim chociaż chwilę pobawił. Ten ostatni dzień spytałam się szefa czy jak ta druga dziewczyna się zgodzi to czy będę mogła wyjść wcześniej bo muszę się spakować i poogarniać kilka spraw to powiedział żebym jej się spytała czy ogarnie potem sama wszystko się zgodziła (jak wzięła dzień wolny bo miała chyba do lekarza zostałam potem sama i musiałam posprzątać wszystko oprócz kuchenek to zrobił zastępca to wyszłam około 2 w nocy żeby nie koleżanka która się zgodziła mnie zastąpić poświęcając część swojej przerwy to bym nie miała nawet tej pół godziny przerwy) to mu się odwidziało nagle że nie mogę wyjść wcześniej bo ona się zarobi sama a skończyłyśmy przed 22 (zawsze wychodziłyśmy najwcześniej po północy) więc jednej zajęło by max godzina dłużej (bo wcale nie było tak dużo ludzi jak twierdził szef "bo sobota"). Ale miałam 11albo12 złoty za godzinę w tydzień zarobiłam 750 złoty
  11. Anka19

    Wypadki samochodowe

    Koleżanka wracała ze szkoły stanęła przed przejściem dla pieszych z jednej strony samochód się zatrzymał a z drugiej jechała ciężarówka ale była dość daleko więc weszła na przejście była w połowie a tu nagle ciężarówka zatrzymała się kilka centymetrów od niej żeby była krok dalej albo kierowca jechał trochę szybciej to by nie było co zbierać. Chodziłam z koleżankami dwiema po mieście była jesień po 19 więc ciemnowato przechodziłyśmy przez ulicę rozejżałyśmy się czy nic nie jedzie było pusto we dwie weszłyśmy już na chodnik (była oświetlona ulica) widziałyśmy że z zakrętu wyjeżdża samochód i skręca w naszą stronę a trzecia została kawałek z tyłu i była jeszcze na ulicy a ten samochód jedzie rozpędzony w jej stronę (nie było możliwości żeby jej nie widział) ledwo wyhamował co prawda nie byłyśmy na pasach ale nie było żadnych w pobliżu 100 metrów więc nie łamałyśmy przepisów. Wracałam z koleżanką ze szkoły szłyśmy na skróty między blokami gdzie nie ma normalnej ulicy tylko takie uliczki ale samochody normalnie jeżdżą a że tam jest też podstawówka i przyjechał akurat autobus szkolny po dzieci i stał tak że nie widać co się dzieje z drugiej strony zeszłyśmy z chodnika chciałyśmy przejść na drugą stronę autobus akurat odjeżdżał a tu z głównej ulicy rozpędzone auto i skręca w tą uliczkę co my z niej szłyśmy nawet nie zwolnił pomijając to że my tam byłyśmy zdążyłyśmy w ostatniej chwili odskoczyć ale żeby samochód inny jechał ani jeden ani drugi nie zdążył by zahamować ani uciec i nie było nawet gdzie uciekać samochodowi tylko fakt że to byłby samochód rzecz nabyta i mniejsze były by szanse że któremuś by się coś stało a z nami mogło być nie ciekawie żeby w nas uderzył
  12. Jak pierwszy raz pojechałam na dyskotekę na drugi dzień świąt Bożego Narodzenia dwa tygodnie przed 18nastką moją praktycznie cały następny dzień przespałam wstawałam tylko do łazienki. Dwa tygodnie później właśnie moje osiemnaste urodziny a że wypadały w środku tygodnia to z przyjaciółką opijałyśmy je w internacie tydzień i nadszedł taki dzień że obie nie mogłyśmy patrzeć na jedzenie ja miałam jeszcze gorzej bo jestem na profilu gastronomicznym i akurat w ten najgorszy dzień miałam praktyki na kuchni w internacie to prawie całe spędziłam na fajku bo wystarczyło że poczułam zapach jedzenia to myślałam że zwymiotuje a tu głowa jeszcze nawala jak nauczycielka spytała co tak często chodzę palić jak się dowiedziała że 18 to się tylko zaśmiała i kazała mi od czasu do czasu jej się pokazać. Znowu dwa tygodnie później wyprawiałam 18nastke tak oficjalnie dla znajomych znowu picie (to był piątek) na drugi dzień że sobota to dwie koleżanki wyciągnęły mnie na dyskotekę kolejne picie (wszystkie trzy byłyśmy już ostro skacowane po poprzednim dniu) żeby tego było mało w niedzielę myślałam że polecze kaca a tu nic z tego śpię mama wbija mi do pokoju i że chrzestna zaraz będzie ja nie ogarnięta nie umyta w trzy dniowy makijażu na ostrym kacu to zdążyłam się tylko ubrać wypiłam z nią butelkę wina (już chyba bym wolała żeby to ona kierowała to z wujkiem wypiłabym wódkę) po tych trzech dniach zdychałam tydzień całe szczęście były ferie
  13. Nie z doświadczenia jako mamy ale z własnego jako dziecko (przez 11 lat byłam najmłodsza i jedyna dziewczyna) miałam 2 starszych braci jednego starszego o 5 lat odemnie drugiego o 3 (z opowiadań i mam jakieś przebłyski tego nie wiem jakim cudem) najstarszy miał powiedzmy 7 lat drugi 5 no to ja z 2 gdzieś (nie pamiętam dokładnie na oko) taty nie było w domu a mama musiała iść na łąkę podoić krowy gdybyśmy poszli z nią to albo byśmy się zanudzili albo coś sobie zrobili to wyszła zamknęła nas w domu na klucz i poszła doić po jakimś czasie zaczęło nam się nudzić i bracia stwierdzili że wyjdą przez okno na podwórko i wyszli zeskoczyli na schody i nic się nie stało a że nie chciałam zostać sama to stwierdziłam że też wyjdę pamiętam jak dziś jak siedziałam na parapecie i bałam się zejść (niby parter ale dla dwu latki to i tak wysoko) a bracia mnie instruowali jak mam to zrobić (z drugiej strony nic nie było i nie miałam jak się zawrócić bo się bałam zeskoczyć na podłogę) w końcu średni postanowił iść po mame (łąka była po drugiej stronie ulicy) mama doi krowy a tu brat idzie przez trawę większą od niego i jeszcze woła dumny "Ania siedzi na parapecie i nie może zejść" (tak mam na imię) z perspektywy czasu z jednej strony się z tego śmieje ale z drugiej jak se pomyślę co by mogło się stać gdybym zeskoczyła albo co gorsza spadła (okna były drewniane więc tego parapetu nie wiele było) przecież tam były schody beton mogłam się nawet zabić. Nie dotyczy mnie bezpośrednio ale moich braci ja byłam tylko świadkiem (już gorsze miało to skutki) też mieliśmy po kilka lat obaj bracia byli chorzy i musieli siedzieć w domu i zaczęło im się nudzić a mieliśmy w jednym pokoju duży regał składający się z kilku części które wzdłuż nie były połączone ze sobą i wpadli na pomysł że wejdą na ten regał i on się na nich przewrócił a tam była szyba dla młodszego nic poważniejszego się nie stało ale dla starszego skończyło się rozciętym czołem i szyciem do dziś ma bliznę.
  14. Nie mam dzieci ale między mną a najstarszym bratem jest w zaokrągleniu 4,5 lat bo on z sierpnia ja ze stycznia między mną a drugim była 3 lata różnicy (nie żyje) więc między nimi 2 między mną a siostrą 11 średnim była by 14 a najstarszym jest 16. Ja byłam bardziej związana z średnim bratem mimo że dokuczaliśmy sobie nawzajem i często gęsto się kłóciliśmy (z najstarszym nie aż tak przynajmniej jak już byłam w takim wieku żeby pamiętać) z kolei brat ma lepszy kontakt z siostrą niż ja drugiego brata nie było jej dane nie stety poznać (zmarł 2 miesiące przed jej narodzinami). Nie ma między nami jakichś większych kłótni (między mną a bratem i między nim a siostrą) jak są to ja z siostrą i potrafimy się ostro podrzeć ale i tak się zaraz godzimy (ja mam 20 lat ona w sierpniu będzie miała 9)
  15. Na ten temat mam podzieloną uwagę. Koleżanka mi opowiadała jej dziadek trafił do szpitala z zapaleniem płuc to jeszcze otwierali okna w sali w której leżał na oścież - zmarł po jakimś czasie w tym szpitalu. Jedenaście lat temu moją babcie zabrało pogotowie też z zapaleniem płuc do szpitala (tego samego co koleżanki dziadek leżał) po kilku godzinach zadzwonili do mamy że babcia nie żyje jak powiedziała mi swoją historię to zaczęłam się zastanawiać czy w przypadku babci nie było tak samo (miała 74 podajże lat więc nie była jakoś mocno stara a i ze zdowiem nie miała większych problemów wiadomo jednak najmłodsza też nie była więc jakieś tam choroby miała). Prawie 9 lat temu (moja mama była pod koniec 6 miesiąca ciąży) przyjechało pogotowie do mojego brata nie chce mówić czemu bo ciężki to dla mnie temat ale zmarł i to pogotowie co przyjechało do niego ze względu na ciąże zabrało mame do szpitala i nie narzekała na opiekę była niedziela późne popołudnie co prawda ale to nie zmienia faktu że nie było papieru toaletowego w łazience to dali jej parę ręczników (ktoś od nas mógł do niej przyjechać dopiero wieczorem bo było pełno spraw do załatwienia z powodu śmierci brata między innymi przesłuchania przez policję) i dopiero chyba koło 20 kuzyn mnie tatę i drugiego brata zawiózł do niej i zawieźliśmy jej parę rzeczy było już co prawda po godzinach odwiedzin (mogliśmy w ostateczności dać komuś z personelu rzeczy żeby jej przekazał) ale wpuścili nas bez większego problemu a na drugi dzień z racji że było wszystko w porządku wypisali ją do domu. Około miesiąc po tym wróciłam że szkoły już wtedy nie najlepiej się czułam i położyłam się spać obudziłam się po 22 z prawie 40sto stopniową gorączką, nie to że nie miałam siły nie wiem co się działo ale nie byłam w stanie z łóżka wstać (była u nas ciocia na kilka dni) zadzwonili po karetkę - nie ma zagrożenia życia i nie wyślą i proszę jechać do szpitala na własną rękę (nie na pogotowie od razu do szpitala dziecięcego na oddział) tata nie ma prawo jazdy mama bała się jechać (od zawsze bała się jeździć po nocy i robiła to jak już na prawdę musiała ale wtedy była w dodatku w ciąży) ciocia źle się czuła i też się bała jechać to zadzwoniła do swojej córki która spała u kuzyna naszego czy ona albo on lub jego żona by nie zawieźli okazało się że wypili już i nie mogli (był piątek więc większość osób było pod wpływem już) to ciocia się zdecydowała jechać i pojechaliśmy tata też pojechał bo musiał być rodzic zajechaliśmy było koło północy lekarz przyszedł po około godzinie więc już 1 w tym czasie leżałam na izbie przyjęć dali mi koc i poduszkę przyszedł zbadał mnie sam się zdziwił czemu karetka nie przyjechała podejrzewał że mam zapalenie opon mózgowych więc ciocia z tatą musieli tam siedzieć ze mną i czekać na wyniki badań bo gdyby się potwierdziły jego przypuszczenia to trzeba by było jechać do innego szpitala (pewnie już by karetką ale nie zmieniało to faktu że i tak tata by musiał być) bo w tym się nie zajmują takimi rzeczami ale na szczęście badania tego nie potwierdziły ale i tak zostałam w szpitalu chyba tydzień (potem się okazało że chyba ostra angina czy coś takiego, gardło mnie wcale nie bolało) to tato z ciocią w domu byli po 2 (miałam 11 lat) przez dwa dni leżałam sama na sali potem dali mi jeszcze dwie osoby ale na początku strasznie mi się samej nudziło i chciałam do domu (potem też chciałam ale chociaż miałam towarzystwo) płakałam prawie cały czas najbardziej w nocy pierwszego tak jakby dnia i co chwila dzwoniłam do domu żeby ktoś przyjechał do mnie ale nie mógł akurat nikt i dopiero wieczorem druga ciocia poprosiła swojego syna żeby jak może to zajechał do mnie na chwilę bo z żoną córką byli u znajomych w mieście tym to zajechał na chwilę (było dość późno dawno po godzinach odwiedzin) początkowo z tego co mi powiedział chcieli we trójkę przyjść ale mała zasnęła i żona została z nią w samochodzie ale podejrzewam że i tak by ich nie wpuścili zwłaszcza z małym dzieckiem się zdziwiłam że jego wpuścili ale nie było z tym problemu. Kilka razy jeszcze leżałam w tym szpitalu ale nic takiego nie było (oprócz tego że trzeba mieć swój papier toaletowy przynajmniej wtedy nie wiem jak teraz bo dawno tam nie byłam i już nie będę leżeć tam bo jestem pełnoletnia). Leżałam kilka razy w innym szpitalu (też dziecięcym) raz mi zapadł w pamięci dostałam takiej anginy miałam tak powiększone migdały do tego zawalony nos że oddychać normalnie nie mogłam w nocy normalnie się dusiłam i prawie mldlałam bo nie dałam rady nic jeść poszłam do lekarza "rodzinnego" (wtedy był taki mętlik u mnie w ośrodku zdrowia codziennie inny lekarz albo wcale go nie było) to powiedział żeby poczekać do wieczora i jechać na pogotowie bo on nic nie zrobi bo antybiotyku i tak bym nie połknęła i że trzeba dożylnie pojechałam na to pogotowie to stwierdzili że nie ma sensu kłaść mnie do szpitala tego z pierwszej historii bo i tak nic nie zrobią bo nie mają dziecięcego laryngologa i żeby jechać do DSK (najbliższy znajduje się odemnie jakieś 30 km z tamtego miasteczka około 50)zajechalam z mamą do domu wzięłam parę rzeczy i pojechaliśmy było już późno zanim lekarz mnie zbadał było koło północy (był weekend i dużo osób) zbadał kazał czekać kolejne kilka godzi byłam ostatnia i pech chciał że zepsuł się mu akurat komputer i nie mógł nic zrobić i musiał się przenieść do innego gabinetu zanim poprzenosił wszystko do drugiego komputera to trochę zeszło wezwał znowu do gabinetu dał antybiotyk rozpuszczany w wodzie żebym mogła go połknąć i skierowanie do szpitala gdyby nie było poprawy ucieszyłam się że nie muszę zostawać ale moje szczęście trwało dwa dni trzeciego dnia picia antybiotyku zaczęłam nim wymiotować i jaki był by sens go brania jak i tak go zwracałam a poprawy nie było a wręcz odwrotnie coraz gorzej się czułam (za pierwszym razem wróciłyśmy do domu około 3)i znowu do szpitala kolejne kilka godzin czekania i w końcu przyjęli mnie na oddział (nadal to był weekend) mama wróciła do domu znowu dość późno ale już nie tak a trafiło się tak że leżałam na sali z chłopczykiem którego spotkałam w rejestracji który mnie polubił a ja jego dali nam na salę jeszcze dziewczynę mniej więcej w moim wieku (miałam 17lat) więc na tyle na ile pozwalało nam zdrowie było nam wesoło z tym chłopcem była cały czas mama bardzo fajna pani i nie raz było tak że my zostawałyśmy z małym żeby ona mogła chociażby iść się spokojnie umyć bez myśli że się zapłacze na śmierć bo nie ma mamy a ona nam kupowała jakieś przekąski czy inne rzeczy do tej dziewczyny przychodził codziennie chłopak to wtedy już całkiem nie można było nalegać na nudę gadało się o wszystkim i o niczym grało się w gry i takie tam chłopczyk został wypisany pierwszy a my dzień później więc nikt nie został sam chociaż bez niego było spokojniej momentami za spokojnie i było jakoś mniej weselej a pielęgniarki i lekarze byli spoko i przynajmniej był papier toaletowy w łazience co prawda do damskiej łazienki (z prysznicami bo była też oddzielna z samym sedesem i umywalką) nie było klucza żeby się zamknąć mniejsze dzieci rodzice tam myli zbytnio nie przeszkadzało a starsze dziewczyny chodziły do męskiej i dostawały do niej klucz i było to normą. Leżałam jeszcze jeden raz w tym szpitalu tym razem na laryngologi (wtedy na pedriatri) miałam wycinane migdały (dwa miesiące przed 18nastką więc załapałam się jeszcze na dziecięcy) z prysznicami była ta sama sytuacja co na poprzednim oddziale zdążyłam przywyknąć lekarze spoko pielęgniarki też na drugi dzień od przyjęcia miałam zabieg miałam wyjść na trzeci dzień a leżałam tydzień bo dwa razy dostałam krwotoku (wymiotowałam samą krwią) i w ciągu jednego dnia razem z zabiegiem byłam 3 razy na bloku na zabieg poszłam jako jedna z ostatnich po mnie miały być jeszcze dwie osoby ale ze względu na moje krwotoki mieli chyba przełożone bo musieli w razie czego mieć wolny blok a później a jak było ze mną lepiej to było już późno i nie wykonywali już zabiegów (na zabieg poszłam o 14 a na swoją sale wróciłam po 19) za pierwszym razem po wybudzeniu pamiętałam tylko urywki z sali pooperacyjnej że nie mogłam się ruszyć ani nic powiedzieć coś do mnie mówili pytali się chciałam odpowiedzieć albo chociaż ręką machnąć że słyszę ich ale nie mogłam i potem chwilę z bloku że lekarz coś tam gadał (nadal nie mogłam się ruszyć ale mogłam mówić i coś tam powiedziałam bo miałam wrażenie że o coś się mnie jeszcze pytał ale to nie było do mnie) żeby mi nie powiedzieli to bym nawet nie wiedziała że miałam jakiś krwotok i potem już znowu po wybudzeniu już mogłam się ruszyć odezwać ale pojawił się kolejny problem chciało mi się strasznie siku ale nie mogłam potem przewieźli mnie na salę a raczej sale przerobioną na magazyn do którego wstawili łóżko na którym leżałam bo była jedyna wolna "sala" blisko pielęgniarek żeby w razie czego jak by się znowu coś działo to mogły szybko zareagować długo na niej nie poleżała bo pielęgniarka zdążyła mi tylko podłączyć na nowo kroplówkę powiedziałam że nie dobrze mi podstawiła mi nerkę i dostałam drugiego krwotoku przyszedł lekarz zbadał mnie i poszedł zawiadomić blok zarombiste miejsce se wybrał na rozmowę nie dość że obok tej sali na której leżałam to jeszcze zostawił na oścież drzwi otwarte że wszystko słyszałam ale zrozumiałam tylko tyle jak już rozmawiał z pielęgniarką że na bloku chcą czekać z przewiezieniem ponownym mnie (między innymi na dwa jeszcze zabiegi które mieli) i on takie coś "potem może być za późno" prawie zawału dostałam jak to usłyszałam i prawie dosłownie srałam po gaciach i przewieźli mnie spowrotem na blok (całą drogę wymiotowałam tą krwią a nie pomagał fakt że strasznie mnie drapało w gardle i kaszlałam przez to mówili mi żebym tego nie robiła bo będzie jeszcze gorzej ale weź jak nie mogłam wytrzymać no i te kaszlenie powodowało że krwotok nie ustawał a jeszcze się nasilał) w między czasie drugi lekarz mnie nastraszył który mnie operował bo na początku jak zobaczył ile tej krwi to powiedział że można było spokojnie poczekać ale jak się dowiedział że to już druga albo trzecia (nie pamiętam) nerka to zacytuję jego słowa "o ku***, szybko na blok" (nadal nie mogłam się wysikać myślałam że pęcherz mi rozsadzi) potem jakiś czas na sali pooperacyjnej jak już było dobrze przewieźli mnie na moją sale bo tamtej potrzebowali dla dziewczynki po wypadku samochodowym która miała całą buzię porozcinaną i potrzebowała pilniejszej opieki a ze mną było dużo lepiej oprócz tego że rozsadzało mi pęcherz a mimo to nie mogłam się wysikać co chwilę pytali mnie czy się udało a ja że nie aż lekarz mnie znowu wystraszył że chyba będą musieli założyć mi cewnik i chyba to poskutkowało bo po chwili wysilałam może z 5 litrów i obyło się bez tego miałam mnustwo nie odebranych połączeń od mamy bo rodzice w ten dzień nie mogli przyjechać (praca, młodsza siostra) i przyjechał brat ale długo mnie nie było i musiał w końcu iść na autobus bo inaczej nie wrócił by do domu (odemnie do tego miasta jest jeden autobus rano i drugi po południu powrotny) jeszcze mamę pielęgniarka nastraszyłam bo jak nie mogła się do mnie dodzwonić to zadzwoniła do szpitala się dowiedzieć czy wszystko w porządku pielęgniarka "tak wszystko dobrze, po chwili ale..." i nie dokończyła mama dopytywała mało też zawału nie dostała to powiedziała tylko że proszę rozmawiać z lekarzem i się rozłączyła jak oddzwoniłam do niej to kamień spadł jej z serca wiedziała już chociaż że żyje. Trafiło się tak że na sali leżałam z dwójką kilku letnich dziewczynek przy których cały czas był któryś z rodziców jak wróciłam na salę (praktycznie cały czas byłam na lekach przeciw bólowych) ale momentami tak mnie bolało że nie wytrzymywałam i aż płakałam tato jednej z nich to zauważył i myślał że płaczę bo chce do domu i że nikt do mnie nie przyjechał pomyślał że nie mają jak i był gotowy zostawić swoje podajże 4 letnie dziecko w sumie samo w szpitalu które też było świeżo po zabiegu wsiąść w samochód i jechać po kogoś do mnie z rodziny długo mi zajęło przekonanie go że nie trzeba że był brat ale musiał wracać i że następnego dnia mama przyjedzie i że nie z tego powodu płaczę. Mama przyjeżdżała co drugi dzień a w razie czego jak czegoś potrzebowałam to mogłam zadzwonić do cioci i ona by mi przyniosła co trzeba raz z tego skorzystałam i wujek przyniusł mi kilka bluzek bo nie miałam już czystych bo nie byłam przygotowana na dłuższy pobyt i loda bo był taki dzień tak mnie gardło bolało że byłam prawie cały czas podłączona do kroplówki z lekami przeciw bólowymi ale i tak nie dałam rady wytrzymać w weekend w sobotę przyszła do mnie koleżanka ze swoim bratem poprosiłam żeby przynieśli mi coś normalnego do jedzenia bo szpitalnym jedzeniem i jogurtami od mamy nie dało się najeść ale też ile można jeść w kółko to samo przynieśli mi magdonalda i na tyle ile dałam rady to zjadłam od razu się poczułam lepiej bo tym jedzeniem szpitalnym się nie na jadałam zwłaszcza że miałam na śniadanie jakiś kleik na obiad "rosół" (sama woda trochę zabarwiona z trochę marchewki i jakimiś przyprawami) na podwieczorek galaretka na kolację znowu kleik to byłam tak słaba że jak szłam to obijałam się o ściany w niedzielę przyszła druga koleżanka a w poniedziałek wypisali mnie do domu. Na drugi dzień po zabiegu pobrali mi krew do badań na jej krzepliwość i też nie obyło się bez przygud bo prawie zemdlałam że musieli na salę wwieść mnie na łóżku bo jak próbowałam wstać to od razu upadłam dobrze że na fotel. Denerwujące trochę było to że przez dwa dni dwa razy w ciągu dnia brali mnie na kontrolę no okej normalne ale oprócz lekarza była grupa studentów i nie dojrze że lekarz to jeszcze każdy z nich po kolei zaglądali mi do gardła potem dali mi spokuj
  16. A co do oddawania swojego psa do schroniska albo komuś nie wyobrażam sobie tego nie wiem co by musiało się stać żebym to zrobiła (nigdy nie mów nigdy bo los lubi plątać figle) mieliśmy oddać psa do schroniska ale to nie był nasz jeszcze wtedy co prawda dokarmialiśmy ją i spała u nas w stodole ale większość czasu błąkała się po wiosce a poza tym mieliśmy już psa który nie miał jako tako kontaktu z innymi psami a i nie znaliśmy tej suczki omijała go szerokim łukiem ale się baliśmy jak nasz zareaguje i ona jak odważy się do niego podejść (potem to nawet jedli czasami z jednej miski). A kilka lat później do koleżanki przybłąkała się też suczka wyglądała jakby była w ciąży i myśleli że jest ale po jakimś czasie doszli do wniosku że jest już chyba za stara (widać że najmłodsza to ona nie jest) ale miała już dwa psy to trzeci to już sporo jeszcze gdyby miała się szczenić to jak tylko zaczęła się kręcić coraz częściej po jej podwórku i zaczęła spać u nich to zadzwonili do schroniska i wyjaśnili co i jak i jaka sytuacja (była wtedy jeszcze mocno nie ufna) to kazali im ją złapać i wtedy zadzwonić udało im się to dopiero jak się trochę oswoiła to im to się udało zadzwonili znowu do schroniska no ktoś przyjedzie i zabierze do tej pory się nie doczekali a minęło może z 3 lata i została u nich. Ja ryczałam jak musieliśmy oddać na jakiś czas kotkę dla taty kolegi bo nie mogliśmy pewien czas mieszkać u siebie (na początku miała być u mojej koleżanki i wtedy bym mogła widywać ją codziennie ale nie dogadywała się z jej kocurem) i jak wróciliśmy do domu dopytywałam rodziców kiedy znowu ją zabierzemy mówili że nie teraz że kiedy indziej aż któregoś dnia w końcu mama mi powiedziała że prawdopodobnie zostanie u niego już na zawsze (była kociakiem którego kotka zostawiła jak miała nie cały miesiąc a on miał karmiącą kotkę i ona ją dokarmiała i sporo krów więc zapas mleka więc miała u niego jak w raju) zamknęłam się w pokoju i długo płakałam jak mama mi to powiedziała (chociaż wiedziałam że u niego jest jej jeszcze lepiej niż u nas chociaż my ją trzymaliśmy w domu a u niego była na podwórku i nie musiałam wstawać w środku nocy żeby ją nakarmić) potem długo męczyłam rodziców żeby ją zabrać spowrotem a jak mama wróciła od mleka z workiem który się ruszał na początku się nie domyśliłam ale jak wyszła z niego moja koteczka to mało się nie posiadałam ze szczęścia i mam ją do teraz (czyli około 5 lat) i tak jak zazwyczaj nstaramy się nie wpuszczać kotów pozostałych do domu tak ją nawet tata nie wygania od momentu jak na własne oczy zobaczył jak złapała mysz która chodziła po domu i nie dawała nam spać i według mnie ona nie ma sobie równych w łapaniu myszy pozostałe koty jak uda się wejść do domu usłyszą mysz (ze strychu czasami jakiej się uda dostać do domu zwłaszcza zimą jedną złapie kot to zaraz kolejna się znajdzie) posiedzą chwilę poczją się i sobie idą a moja (jak jej się chce) to choćby nie wiem jak najmocniej by nie spała usłyszy mysz już choćby jeszcze na strychu to się zrywa usiądzie w jednym miejscu i potrafi siedzieć dobre kilka godzin w bezruchu i się czaić co zazwyczaj kończy się dla niej przekąską, jak się jej chce bo kilka razy miałam tak że spała se u mnie pod kołdrą (jak zostaje na noc w domu to śpi u mnie w pokoju) a tu se mysz biegnie po podłodze a ta se nic z tego nie robiła a jak już łaskawie się obudziła to myszy dawno już nie było na horyzoncie. Niektórzy porównują oddanie albo uśpienia zwierzaka do aborcji ja na ten temat mam takie zdanie że powinno być jak wcześniej że była legalna w wyjątkowych sytuacjach ale że nie tylko kobiety miały prawo o tym decydować i wiadomo że nie o nastolatka wpadła chce usunąć (kilka razy zrobiłam coś na prawdę głupiego co odbijało się na moim zdrowiu i było to widać to albo kłamałam ale jak już wiedziałam że ktoś wie że kłamie n.p u lekarza a nie chciałam mówić do końca prawdy to mówiłam że za głupotę trzeba płacić i uważam tak przy tak zwanej "wpadce" nie wiesz co to bezpieczny seks i zabezpieczenie to go nie uprawiaj) no ale sytuacje bywają różne i według mnie lekarze którzy mieliby wykonywać to powinni mieć prawo wyboru czy chcą tego dokonać ludzie są różni mają różne poglądy i zdania nie ten to inny ale po upewnieniu się że to wyjątkowa sytuacja
  17. Nie popieram zwierzaków na prezent (bez uzgodnienia z tymi co mają go dostać) ja jak miałam może 9 lat dostałam od chrzestnego pieska zwykłego kundelka ale za zgodą moich rodziców około roku był w domu (mieszkam na wsi i mam nie ogrodzone podwórko) a potem poszedł ze względu na swoje rozmiary na podwórko a że jest nie ogrodzone to byliśmy zmuszeni go uwiązać (było to jeszcze legalne pod warunkiem że łańcuch miał minimum jakąś tam długość i miał) nie szkoliłam go ani nic miał ocieploną budę dostęp cały czas do jedzenia i świeżej wody a wieczorem średnio co dwa dni go spuszczałam żeby pobiegał (starałam się codziennie ale się przyznam że nie zawsze mi się chciało) był bardzo grzecznym psem (nie zawsze ale rzadko coś narozrabiał) ale za to nie stety jak już to robił nam nie złe problemy bo zdążało mu się zerwać (spuszczałam go wieczorem ze względu na kury sąsiadów robiłam to jak szły spać) bo nie stety lubił je dusić i jak to zrobił to musieliśmy im płacić ale i tak był kochanym pieskiem i wszyscy z domu od razu się w nim zakochaliśmy w między czasie jak miałam go to przybłąkała się do nas ciężarna suczka (ktoś ją wyrzucił) bo była strasznie zaniedbana i było widać że długo się błąkała początkowo mieliśmy oddać ją do schroniska ale jak się oszczeniła u nas w stodole to już nie mieliśmy serca tego zrobić i została ze szczeniakiem u nas co potem mocno podniosło mnie na duchu bo któregoś razu spóściłam psa no i moja wina bo nie upilnowałam go i pobiegł na ulicę i na moich oczach przejechał go samochód (nie przeżył) długo siedziałam na schodach i płakałam (był październik w stodole roiło się od szczurów, myszy czasami zaglądały tam nawet lisy nie raz znaleźliśmy jakiegoś kociaka czy inne mniejsze zwierzę zagryzione) ta suczka przyszła do mnie zostawiając góra 2 tygodniowego szczeniaczka samego i siedziała ze mną na tych schodach aż nie poszłam do domu a na drugi dzień jak byłam z bratem w szkole (drugi akurat leżał w szpitalu) a tata w pracy mama poprosiła sąsiada żeby go zakopał tłumaczyła mi mniej więcej gdzie ale do tej pory nie jestem pewna czy to aby na pewno tam (mama nie była przy zakopywaniu więc też dokładnie nie wiedziała) szczeniak podrusł okazało się że też to suczka dwie już zdecydowanie za dużo a nie po drodze było nam je wysterelizować jak któraś miała cieczkę to była masakra nie mieliśmy dwóch bud to uważaliśmy jedną przy takim szałasie miała tam posłanie jedzenie wodę i któregoś dnia chciałam ją iść na karmić (miała cieczkę) to przylazł wielki pies ludzi z wioski siedział w tym szałasie jak tylko się zbliżyłam to mało się nie rzucił na mnie zaczął mnie gonić ledwo zdążyłam uciec do domu. Znowu miała cieczkę była majówka długi weekend przyjechał brat cioteczny z żoną i dziećmi (ten szałas jest koło obory) a że z miasta to dzieci chciały zobaczyć cielaki nie było jak bo ten pies nie pozwalał się nawet zbliżyć (karmiliśmy ją jak szedł do domu) mama się zdenerwowała bo cudzy pies tak na prawdę rządził się na naszym podwórku (mama była pod koniec 6 miesiąca ciąży) i poszła do właścicieli żeby go zabrali bo kiedyś kogoś na prawdę zaatakuje to żeby było mało problemu z tamtym psem to mieli jeszcze drugiego (ten co do nas przychodził z tego co widziałam na codzień jak nie siedział u nas to był spokojny a ten drugi już bardziej agresywny i na codzień był zamknięty w kojcu ale do tych państwa przyjechały dzieci zrobiło im się szkoda tego psa i wypuścili go żeby pobiegał po podwórku) a mama o tym nie wiedziała że biega akurat luzem i ją dość mocno ugryzł a że była w ciąży to bała się sama brać jakiekolwiek leki to brat cioteczny musiał ją wozić na pogotowie żeby jej tam jakieś dali (nie ponieśli żadnych konsekwencji bo był na swojej posesji a i my nigdzie tego nie zgłaszaliśmy całe szczęście był szczepiony) zabrali tamtego psa od nas ale co z tego jak i tak wracał to sąsiad miał (nie wiem czy nadal ma) wiatrówkę i oberwało się temu psu raz z niej to wiecej nie przyszedł (co był na naszej posesji ale mieszkam w malutkiej wiosce każdy każdego zna i raczej każdy z każdym ma dobre relacje i nie było żadnych pretensji zwłaszcza że na prawdę się baliśmy że kiedyś kogoś zaatakuje) miał przyjechać wioskowy weterynarz (raczej to on jeździ do ludzi i nie słyszałam żeby ktoś do niego jechał) i miał dać coś tam żeby nie zachodziły w ciążę i nie miały cieczki ale też jemu nigdy jakoś nie było po drodze do nas a my mieliśmy dość co raz to pół podwórka cudzych psów zwłaszcza że wyjadali naszym jedzenie a taty znajomy jeśli dobrze pamiętam myśliwy szukał psa do towarzystwa na polowania to wziął od nas dwa. Potem długo namawiałam rodziców na psa (na pewno już nie suczke) ale się nie zgadzali a że koleżanki tato miał załatwić dla niej psa to przy okazji załatwił i mi (rodzice się dowiedzieli dopiero jak przyniosłam go do domu) na początku myślałam że mnie zamordują byli na mnie wściekli ale teraz jest u nas 4 lata i każdy go lubi no może siostra trochę się go boi bo jest dość mocno energicznym i w porównaniu do swojego brata którego ma moja koleżanka do sporym psem i lubi skakać na ludzi ale to w formie zabawy i nigdy jeszcze nikogo nie ugryzł mnie co najwyżej kilka razy nie chcący podczas zabawy przejechał zębami ale nie groźnie i rodzice już od drugiego dnia jak był u nas to nie wspomnieli słowem że przyniosłam go bez ich zgody. A gdyby ktoś chciał się do nas włamać a jakimś cudem latał by luzem bez mojego nadzoru (nie popełniam już tego błędu co przy pierwszym i jak biega to go pilnuje i staram się żeby nie wybiegał na ulicę) to podejrzewam że jeszcze chciałby się bawić z włamywaczami. W życiu nie miałam tak posłusznego i grzecznego psa zdażyło mu się zadusić kurę ale na szczęście naszą cudzych nie tyka jedynie kogoś tam trochę poturbował ale nie mieliśmy problemów kura przeżyła i miała się całkiem dobrze nie wiem jak teraz bo to było jakiś czas temu.
  18. Anka19

    UCIEKŁ MI PIES :(

    Poszłam raz z psem na spacer na polnej drodze spuściłam go ze smyczy żeby pobiegał zawsze tak robiłam i nigdy bezemnie nie wracał do domu i nagle nie wiem skąd wyleciał inny pies i zaczął gonić mojego w pobliżu był jego właściciel powołał go i se poszedł a ja widziałam tylko jak mój ucieka w stronę lasu (mały lasek) więc poszłam w tamtą stronę go szukać wołając dłuższy czas chodziłam po tym lasku wolałam ale nic zaczęłam się martwić o niego po jakimś czasie zaczęłam wracać do domu cały czas wołając (zawsze po kilku wołaniach przybiegał) wróciłam do domu powiedziałam mamie że pies mi uciekł a siostra mi powiedziała że jakiś czas temu był w sieni zjadł kocią karmę i pobiegł na wioskę mało się nie posiadałam ze szczęścia (na ogół nie boi się innych psów i zazwyczaj chce się z nimi bawić zwłaszcza że tamten był mniejszy od niego ale wyskoczył z nie nacka nigdy nie widziałam swojego psa tak wystraszonego nawet w sylwestra kilka sekund i już zniknął mi z pola widzenia) i znowu zaczęłam go szukać tym razem już po wiosce wiedziałam już że wróci ale nie chciałam żeby narobił jakiś szkud bo był dzień lato a kilka osób w wiosce w tym my mamy kury które czasami jak dorwie jakąś to może zadusić pół biedy jakby dorwał naszą gorzej gdyby czyjaś ale na szczęście nic takiego nie zrobił i dość szybko się znalazł
  19. Anka19

    3 koty w domu? pytanie

    Miałam kocura który się do nas przybłąkał był dość stary i ślepy przez jakiś czas był jedynym naszym kotem ale jak babcia przeprowadziła się do nas i ona miała kotkę no to ją też wzięliśmy na początku nie przepadali za sobą były kłótnie że tak powiem między nimi ale po jakimś czasie nawet ze sobą spali (nie bawili się bo kotka też już była dość stara) a jak kocur zdechł to ona dłuższy czas chodziła jakaś taka smutna na początku nie chciała jeść. Potem przybywało i ubywało tych kotów jedna kotka się okociła miała 5 kociaków i po jakimś czasie przestała do nich przychodzić miały może nie cały miesiąc na zmianę z mamą chodziłyśmy je karmić (okociła się w stodole) bo 5 kotów w domu to zdecydowanie za dużo był to koniec października początek listopada i 4 z nich nie przeżyły została jedna kotka którą mam do teraz i ją wzięliśmy do domu żeby chociaż ona przeżyła karmiłam ją tak że maczałam palca w mleku i ona go ssała (nie wpadliśmy na pomysł ze strzykawką) ale przez pewien czas nie mogliśmy mieszkać u siebie w domu i nie było możliwości żeby była z nami (stare koty se poradziły karmiło je się to coś se złapały ale kociak by se nie poradził) w 5 mieszkaliśmy u dwóch cioć to początkowo miała być u mojej koleżanki i była około tydzień ale ona miała kocura starszego od niej i sporo większego i się nie dogadywali ona mu by nic nie zrobiła gorzej na odwrót to przygarnął ją taty kolega miał kilka kotów w tym karmiącą kotkę więc moja się nawet załapała czasami na dokarmianie u niej początkowo rodzice nie chcieli jej zabierać spowrotem (kolega nie miał nic przeciwko żeby została u niego) ale jak wróciliśmy do domu to długo ich męczyłam żeby ją zabrać i jak mama ją przyniosła to się mało nie popłakałam ze szczęścia i do tej pory jak ma z kimś spać to tylko ze mną (ona nie chce z nikim więcej teraz ma około 5 lat i najczęściej siedzi na podwórku ale jak się uda jej wejść do domu to idzie od razu do mnie do pokoju a jak są zamknięte drzwi to siedzi pod nimi aż ktoś jej otworzy) obecnie mam 8 kotów (3 zdziczałe więc z nimi nie ma problemu że wejdą do domu bo jak tylko kogoś zobaczą to uciekają ale pozostałe 5 to zwłaszcza w zimę ciężko odgonić je czasami od drzwi) ale moja jest niezastąpiona w łapaniu myszy (czasami jakąś ze strychu dostanie się do domu) ale tylko jak jej się chce to złapie czasami najmocniej jakby nie spała to tylko usłyszy najmniejszy hałas myszy już zaczyna się czaić i potrafi siedzieć w jednym miejscu w bezruchu czekając a raz spała mi na brzuchu patrzę na podłogę a tu mysz zapiernicza po podłodze zanim kotka zdążyła się łaskawie obudzić bo wrzasku narobiłam to tej myszy już dawno nie było a kotka dalej poszła spać. Nie ma większych nie porozumień między kotami czasami się jakieś zdarzą zwłaszcza moja kotka je wywołuje bo jest strasznie zazdrosna i jak zobaczy że głaszcze innego kota to albo go pogoni albo idzie se obrażona. Był czas że dwie kotki w nie wielkim odstępie czasu się okociły (nie wiem gdzie ale po czasie zaczeły je przynosić pod drzwi) jedna zaczęła znosić zrobiłam posłanie w garażu i tam je zanosiłam (na początku przynosiła spowrotem ale potem przestała) ale kolejne i tak przyniosiła pod drzwi przy którymś nadal myślałam że to od jednej ale wracam do domu a tu moja kotka niesie kolejnego łącznie było 7 kociaków (to był chyba nasz rekord w licznie kotów) nie było jak zrobić kolejnego posłania to zanosiłam je do tamtych to kotki te dwie na początku siedziały we dwie w dość małym pudełku z 7 kociakami ale po pewnym czasie zaczeły się zmieniać i na zmianę chodziły je karmić i wszystko jedno im było czy to jej czy nie z 7 zostało 2 jednego oddaliśmy dla mojej przyjaciółki bo chciała a jeden jest dalej u nas
  20. Poznałam chłopaka przez internet piszemy ze sobą ponad miesiąc (tylko mieszka kilkanaście kilometrów odemni) nie raz mieliśmy się spotkać ale nie wychodziło nam aż w końcu wczoraj przyjechał (ja mam prawie 20 a on 23 lata) na początku miałam iść do niego z koleżanką bo się bałam sama on nie chętnie ale się zgodził (miałam z koleżankami raz akcje z dwoma chłopakami których jednego z nich koleżanka też poznała przez internet i kolega musiał nam tyłki ratować teraz ten kolega to już jej chłopak) ale ostatecznie poszłam do niego sama ale koleżanki i jednej chłopak siedzieli kawałek dalej i nas obserwowali w razie czego by zareagowali jeździliśmy trochę a oni z bezpieczną odległością za nami i czułam się pewniej wiedząc że w razie czego jest komu mnie uratować (jakiś czas wcześniej rozstałam się z chłopakiem i dość mocno to przeżywałam i oni się cieszyli jak się dowiedzieli że kogoś poznałam) fajnie nam się gadało chociaż rozmowa raz lepiej raz gorzej nam się kleiła ale spędziliśmy ze sobą prawie półtora godziny i cały czas byłam w kontakcie z tamtymi w razie czego koleżanka co jakiś czas dzwoniła do mnie że ma niby jakąś sprawę do mnie i pytała kiedy będę w domu a tak na prawdę sprawdzała czy wszystko okej. Strasznie się stresowałam tym spotkaniem ale w sumie nie miałam czego a on nie robił nic co by mi się nie spodobało i się umuwiliśmy że jak któregoś dnia będzie miał więcej czasu to znowu się spotkamy
  21. Jak z koleżanką opijałyśmy moje 18naste urodziny w internacie tydzień (w niedzielę zaczęłyśmy w czwartek skończyłyśmy) codziennie były jakieś przypały jak nie w interku to w szkole bo było trzeba tam chodzić (jestem w technikum gastronomicznym więc u mnie jeszcze praktyki i konyakt z jedzeniem złe połączenie) pamiętam tylko część jak nam wódka się wylała na wykładzinę a że byłyśmy głośno to wychowawczyni przyszła siedziałyśmy wtedy tam prawie że obsrane dobrze że zdążyłyśmy schować dowody zbrodni jak tylko weszła "ja coś czuję ale mam nadzieję że to nie to co myślę" uciszyła nas i se poszła (kazała jeszcze zamknąć okno i czekała aż to zrobimy a my ledwo na nogach się trzymałyśmy) inny dzień (nie pamiętam kolejności) skończyłyśmy pić trzeba iść spać jak mi się nie dobrze zrobiło jak zaczęłam wymiotować myślałam że nie skończę nigdy dobra trzeba to posprzątać ale my we dwie nie jesteśmy w stanie to obudziłam trzecią z pokoju która z nami nie piła i nie wiem jakim cudem udało mi się ją przekonać żeby posprzątała skończyła sprzątać poszła umyć mopa grubo po północy wycha wchodzi do łazienki a ona mopa myje to wcisnęła jej kit że woda nam się rozlała chyba uwierzyła bo se poszła (dobrze śmierdziało u nas jakiś czas) nie zachodząc do naszego pokoju myślałam że tamta mnie zamorduje jak wróciła. Innym razem trzeba iść do szkoły poszłyśmy miałam religie z takim Panem co czasami chodził z nami na lekcji na hale i wtedy też poszliśmy podchodził do każdego i pytał w co ktoś gra jak doszedł do mnie i spojrzał na mnie to stwierdził że ja to chyba nie jestem w stanie dzisiaj w nic grać to mu odpowiedziałam że żeby Pan wiedział zrozumie Pan 18nastka i te sprawy to się tylko zaśmiał i se poszedł. Miałam praktyki w interku na kuchni a to był akurat taki dzień że obie się najgorzej czułyśmy nic nie zjadłyśmy na śniadaniu to do nauczycielki powiedziałam od razu że ja idę sprzątać stołówkę (nie dałyśmy rady patrzeć na jedzenie bo myślałyśmy że zwymiotujemy) posprzątałam trzeba iść na kuchnie jak tylko tam weszłam to od razu zrobiło mi się mega nie dobrze zdążyłam powiedzieć dla koleżanki żeby przekazała pani że poszłam zapalić bo akurat jej nie było i co chwilę chodziłam zapalić aż nauczycielka mnie się spytała czemu chodzę tak często palić no to ja ta sama gadka co dla Pana od Religi że 18nastka i że nie najlepiej się czuje i zbytnio nie dam rady patrzeć na jedzenie (w jednym i drugim przypadku pominęłam fakt że to już któryś z kolei dzień picia u mnie) to się zaśmiała i kazała mi tylko co jakiś czas jej się pokazać że jestem na tych praktykach (tydzień picia to w tym tygodniu miałam urodziny). Dwa tygodnie po urodzinach wyprawiałam imprezę dla znajomych (razem z koleżanką więc dużo było ludzi) każdy przynajmniej raz się wywalił (nie koniecznie przez alkohol) a ja chyba najwięcej razy że rano wstałam cała w siniakach (to był piątek) na drugi dzień koleżanki namówiły mnie na dyskotekę we trzy byłyśmy na ostrym kacu no ale cóż na miejscu dołączyli do nas jednej z koleżanek byłego chłopaka dwóch kuzynów (których poznałam na wcześniejszej dyskotece) z trzema kolegami ich wtedy poznałam oni byli jednego z nich samochodem mieli wódkę więc stwierdziliśmy że idziemy do nich do samochodu pić i tak zrobiliśmy (siedzieliśmy w 8 w 5 osobowym samochodzie nie wiem jak my się tam pomieściliśmy) pamiętam że siedziałyśmy każda innemu na kolanach i tak się trafiło że siedziałam z tyłu na środku jak zrobiło mi się nie dobrze to tych z tyłu trochę poturbowałam bo jak najszybciej chciałam wyjść (ci kuzyni to są bracia rodzeni mała różnica wieku jest między nimi i są bardzo podobni do siebie do tego stopnia że czasami nawet jak widziałam ich twarze to miałam problem z rozpoznaniem który jak ma na imię) wróciliśmy do klubu koleżanki gdzieś na chwilę poszły a ja zostałam z nimi sama i stwierdziłam że wypiłabym drinka (nie miałam jeszcze dowodu) więc musiałam kogoś z nich poprosić tych kolegów nie zapamiętałam imion a głupio by było powiedzieć ej ty kupisz mi drinka więc zostało tych dwóch kuzynów (na szczęście ich imiona pamiętałam) ale jeden z kimś rozmawiał a drugi stał przy barze tyłem do mnie i nie wiedziałam który to który postanowiłam zaryzykować i do tego co stał przy barze powiedziałam "imię" kupisz mi drinka bo nie mam dowodu on się odwrócił i się okazało że to ten drugi (wtedy rozróżniłam ich) ale chyba tego nie wyłapał że się pomyliłam no i mi kupił ale do końca imprezy miałam myśli że jednak to wyłapał i już się bałam do któregoś z nich odezwać jak musiałam powiedzieć imię. Żeby tego było mało niedziela myślałam że se odpocznę poleczę kaca koło południa śpię se smacznie mama wchodzi do pokoju budzi mnie że dzwoniła moja chrzestna że są akurat nie daleko i że zajadą do nas że za 10 minut będą (bo jak robiłam imprezkę dla rodziny to nie mogli) miałam ochotę ją zamordować ja nie ogarnięta nie wykąpana w piżamie w trzy dniowym makijażu bo nawet nie miałam siły go zmywać kac męczy a ona tu takie coś to zdążyłam się tylko ubrać i przyjechali spytałam tylko kto kieruję jakby ciocia kierowała to bym z wujkiem wódkę wypiła a było odwrotnie to z ciocią wypiłam całą butelkę wina i to chyba był błąd już bym chyba wolała wódkę po tych trzech dniach zdychałam tydzień (dobrze że były ferie) z łóżka wstawałam tylko do łazienki za dużo nie jadłam bo nie dałam rady. Ze szkoły miałam miesięczny płatny staż mieszkaliśmy w akademiku i tylko na weekend kto chciał (czyli prawie wszyscy) jechali do domu ten miesiąc to był wieczny melanż ja z koleżankami (tymi samymi co w interku) dwiema stwierdziłyśmy że nie opłaca nam się jeździć do domów więc zostawałyśmy w akademiku i zostawały też dwie dziewczyny ale one się zmieniały że jeden weekend dwie i drugi inne dwie bo co drugą sobotę mieli do pracy a nauczycielki stwierdziły że w piątkę zbytnio nie narozrabiamy że nam ufają i jeździły na cały weekend do jednej z nich ojj wtedy to się działo przemycanie dwóch kilka godzin wcześniej poznanych kolesi do pokoju to było nic ale przekonanie nauczycielki i pani z recepcji żeby mogli zostać na noc to był wyczyn ale nie było jakoś ciężko (potem jeden z nich został moim już byłym chłopakiem a drugi koleżanki też już byłym) byli moimi "kuzynami" którzy zapomnieli kluczy do mieszkania a ich współlokator poszedł na imprezę i nie odbiera telefonu (dwa razy ten kit przeszedł) co tam że pierwszy raz ich na oczy widziałam a oni mnie że każde z nas ma inne nazwisko i że w sumie nic o sobie nie wiedzieliśmy tylko tyle że uzgodniliśmy że są synami mojego taty brata (tak powiedzieliśmy potem ogarnęłam dopiero że gdyby tak na prawdę było to byśmy mieli jedno nazwisko a oni musieli się wylegitymować ale ważne że przeszło) za drugim razem "przemyciłyśmy" ich pani tylko kazała naszej piątce zajść do niej jak przyjdziemy do akademika bo przyszliśmy za jej zgodą 1,5 godziny później niż mieliśmy czas wychodzenia bo wcisnęłam jej kit że jesteśmy u tych moich "kuzynów" na drugim końcu miasta że uciekł nam ostatni MPK i że oni nas odwiozą tylko muszą poczekać na współlokatora bo teraz on zapomniał kluczy (byliśmy może 5minut na piechotę drogi od akademika) i potem znowu ten sam kit co za pierwszym razem zajść (byłam już z tym chłopakiem) pogadała coś tam i im pozwoliła iść do pokoju a mi kazała zostać (do tej pory nie wiem czy temu że to moi "kuzyni" czy temu że byłam najstarsza z naszej trójki z akademika) tylko zamkneły się za nimi drzwi ona do mnie "wy coś piliście - nie skąd u pani taki pomysł - a mam wyciągnąć alkomat - nie trzeba - możesz iść ale żeby było to ostatni raz" (no i był bo to był ostatni dzień staży na drugi dzień wracaliśmy do domuco tam że pięć minut wcześniej nawet mniej z 10 razy opuściłam kluczyk od pokoju ale my nic nie piliśmy) wolałam nie sprawdzać czy ma serio ten alkomat poszłam do pokoju wypiliśmy trochę przyszła inna koleżanka (byłam przekonana że ten kit z kuzynami to tylko dla nauczycielki że koleżanka wie że jestem z jednym z nich parą) ona wchodzi do pokoju my akurat leżeliśmy na moim łóżku (ona też była wypita już) przytuleni całowaliśmy się akurat jak wchodziła a ona na nas oczy wielkie co my robimy a po chwili powiedziała że tak myślała że z tymi kuzynami to ściema. Inny dzień środek tygodnia na drugi dzień do roboty co tam wypijemy trochę (we trzy) te trochę to spore było trzeba iść spać jedna nastawiła budzik i się położyłyśmy rano wstajemy we dwie (ta co nastawiała normalnie obudził budzik i pojechała do pracy) ona zaspałam na swój MPK a tylko jeden jej pasował jeszcze musiała się przesiadać ja miałam 5 minut do swojego to czesałam się w windzie i uratowało mnie tylko to że stanął na światłach tak bym nie zdążyła (pojechałabym drugim ale bym się trochę spóźniła do pracy) myślałyśmy że zabijemy trzecią za to że nas nie obudziła (zawsze jedna nastawiała budzik i jak reszta się nie obudziła to je budziła). Któryś weekend dobra wypijemy coś byłyśmy na mieście akurat zaszłyśmy do sklepu kupiłyśmy co miałyśmy kupić i już w drodze naszła nas taka głupawka że śpiewałyśmy na pół miasta "będziemy pić" (byłyśmy jeszcze trzeźwe) ciekawe czemu ludzie się dziwnie na nas patrzyli i szłyśmy tak zadowolone przez pół miasta, ale to jeszcze nie koniec wypiłyśmy co miałyśmy zrobiło mi się nie dobrze więc poszłam do łazienki bo myślałam że będę wymiotować a skończyło się na tym że chyba zasnęłam w łazience na podłodze a tamte dwie dopiero ogarnęły że coś długo mnie nie ma chyba po 20 minutach jak wrzasnęłam "co ja kur** robię w kiblu na podłodze" ubaw miały ze mnie jeszcze długo a jak się obudziłam w tej łazience to miałam przeczucie że zrobiłam coś czego będę żałować ale poszłam dalej spać tylko już do łóżka a przeczucie miałam trafne przekonałam się o tym następnego dnia jak spojrzałam w telefon ale było już za późno żeby to odkręcić i miałam ...*** humor cały dzień aż do wieczora wtedy stwierdziłyśmy że znowu pijemy ale nie pamiętam już czy coś się działo ciekawego
  22. Dwa razy poszłam spontanicznie pilnować dwójki dzieci u znajomej. Pierwszy raz z koleżanką bo ona do niej napisała czy przyjdzie popilnować i za jej zgodą wzięła mnie (miały wtedy 5 i 3 lata, dwie dziewczynki) i takie rzeczy jak robienie jedzenia czy danie piżamy to koleżanka robiła bo już kilka razy pilnowała ich i wiedziała co i jak razem się bawiliśmy czy sprzątaliśmy jak się zajmowały same sobą czy jak już poszły spać (byłyśmy tam na noc) to miałyśmy czas dla siebie jak zasnęły to w sumie nie miałyśmy już na nic siły chwilę posiedziałyśmy i też poszłyśmy spać, potrafią zmęczyć. Drugi raz koleżanka nie mogła to znajoma napisała do mnie czy przyjdę no i poszłam tym razem sama miałam małe obawy bo praktycznie nic nie wiedziałam i się bałam jak zareagują jak zostaną ze mną same ale obawy były nie potrzebne znajoma powiedziała mi co gdzie i jak a w razie czego mogłam liczyć na starszą i już wtedy zostałam ich "ciocią" i tak z dwóch razy zrobiło się ponad dwa lata (jak miałam wolne od szkoły) oczywiście zajmowanie się nimi zabawa danie jeść podanie leków jak któraś była chora i położenie spać jak zostawałam na noc nie wymagała tego odemnie ale doprowadzałam dom do porządku chyba że na prawdę już padałam ze zmęczenia to wtedy się starałam chociaż zabawki posprzątać ale bywało że nawet tego nie miałam siły zrobić (dorywczo to robiłam jak właśnie miałam wolne czyli weekendy wakacje ferie a akurat byli na wiosce bo tak to mieszkają w mieście) brali mnie czasami jak gdzieś jechali do pomocy (różnie ta moja opieka wyglądała na tych wyjazdach bywało że dziewczynki zajmowały sobą a ja przesiedziałam cały wyjazd z nią i jej chłopakiem i innymi ludźmi gadając czasami coś wypijąc od czasu do czasu na zmianę zerkając na nie ale i tak płaciła mi normalnie) raz miałam jechać z nimi tylko na grilla a wylądowaliśmy w wiosce oddalonej o kilkanaście kilometrów od naszej i tak jak nie miałam zostać na noc to do domu wróciłam następnego dnia pod wieczór (cały czas nie zajmowałam się z nimi)
  23. Ja miałam wycinane 2 lata temu (dwa miesiące przed 18nastką) więc jeszcze na dziecięcym tak doradził laryngolog bo raz że już dla dorosłych w szpitalu są jeszcze większe kolejki a dwa im później tym gorzej a i tak późno (doradził żeby przed 18nastką nie dokładnie dwa miesiące ale takie były terminy). Dzień przed zabiegiem poszłam do szpitala zrobili wszystkie badania potrzebne i zostało czekać zabiegi zaczynały się od rana więc od północy nie mogłam już nic jeść ani pić chociaż ja na zabieg poszłam dopiero około 14 bo brali wiekowo a po mnie miały być jeszcze dwie osoby. Wszystko pięknie potem głupi jaś i w końcu moja kolej po zabiegu pamiętam tylko chwilę po wybudzeniu i urywek znowu na bloku operacyjnym przed narkozą potem się okazało że dostałam krwotoku (wymiotowałam samą krwią) żeby mi nie powiedzieli to bym nawet nie wiedziała że go miałam miałam kompletną pustkę. Wybudziłam się ponownie na sali pooperacyjnej było okej przewieźli mnie na oddział i tylko wwieźli na salę (inną bliżej pielęgniarek) i zdążyłam powiedzieć że nie dobrze mi i zdążyli podsunąć nerkę i znowu wymiotowałam samą krwią (już przez jakiś czas wszystko doskonale pamiętałam) przyszedł lekarz i poszedł dzwonić na blok a ja dalej wymiotowałam (zarombiste miejsce se wybrał na rozmowę nie dość że obok sali na której leżałam to jeszcze zostawił na oścież otwarte drzwi że wszystko słyszałam) potem rozmawiał z pielęgniarką i że na bloku chcą czekać z przewiezieniem mnie spowrotem i powiedział że potem może być za późno w tamtym momencie prawie że srałam po gaciach i myślałam że zawału dostanę nie źle mnie nastraszył potem jeszcze pielęgniarka mame nastraszyła zadzwoniła do szpitala żeby się dowiedzieć co ze mną bo akurat nie mogła do mnie przyjechać a ja nie odbierałam telefonu to powiedziała że wszystko dobrze ale... i nie dokończyła mama dopytywała to powiedziała tylko żeby rozmawiać z lekarzem i się rozłączyła. I przewieźli mnie spowrotem lekarz co mnie operował jak zobaczył ile krwi to stwierdził że spokojnie można było poczekać ale jak się dowiedział że to druga albo trzecia nerka to już nic nie powiedział. Się wybudziłam już było okej wróciłam na swoją sale oddzwoniłam do mamy to też się uspokoiła ale jak zabieg miałam we środę miałam wyjść do domu w piątek a wypisali mnie dopiero w poniedziałek następnego tygodnia i trochę mnie nameczyli z badaniami i sprawdzaniem czy nic się nie dzieje znowu a jak pobierali mi krew na badania na krzepliwość krwi to słabo mi się zrobiło i prawie zemdlałam to na salę wwieźli mnie na łóżku. Potem jakiś czas bolało mnie gardło jak przy anginie potem przez rok nawet leciutko mnie gardło nie bolało nawet przeziębiona nie byłam a teraz czasami boli jak się przeziębie ale od dwóch lat nie miałam ani jednej anginy
  24. Anka19

    Pomoc innym ludziom

    Stałam raz pod sklepem czekając na mamę i podszedł do mnie człowiek prosząc o 5 złoty na jedzenie (wiem że mogłam iść sama mu coś kupić ale było już późno cały dzień byłam poza domem padałam dosłownie ze zmęczenia jeszcze było to przed świętami więc dosłownie tłumy w sklepach) i dałam mu trochę więcej niż 5 złoty oddałam mu wszystkie drobne jakie miałam choć nie było ich też nie wiadomo ile może około 10 złoty nawet tego nie liczyłam ludzie dziwnie się na mnie patrzyli i mama też to widziała spytała co chciał powiedziałam że na jedzenie powiedziała tylko że nie wyglądał na takiego co kupił by za to jedzenie ja to wiedziałam byłam tego świadoma chociaż nie zwróciłam na to uwagi ale nie wydaje mi się żeby śmierdział alkoholem a wcześniej miałam takie nastawienie że jak wiem że na prawdę ktoś potrzebuje pomocy to jak mogę to pomogę a jak jakiś obcy człowiek poprosi o którym nic nie wiem a to pewnie na alkohol wyda albo jakiś oszust (jak czasami stają w różnych miejscach zbierają na coś tam pieniądze) ale do momentu aż nie pamiętam co to było chyba jakiś filmik który zobaczyłam że jak ktoś poprosi o pomoc na coś i tą pomoc otrzyma a wykorzysta na coś całkiem innego to świadczy tylko i wyłącznie o nim ale jak na prawdę potrzebuje pomocy a ty jej odmówisz to świadczy tylko o tobie. Uświadomiłam se że los jednym ludziom może być łaskawy innym mniej i że sama byłam w różnych sytuacjach (sporo przeszłam a mam dopiero nie całe 20 lat) i żeby nie głównie rodzina znajomi ale też czasami całkiem obcy ludzie których nigdy nawet na oczy nie widziałam i prawdopodobnie nie zobaczę to mało co bym miała albo i nic. Innym razem szłam do sklepu i pod nim stał człowiek który zbierał pieniądze na coś tam i też oddałam mu wszystkie drobne które miałam było ich jeszcze mniej niż wtedy (ta sytuacja była pierwsza) gdybym mogła dałabym więcej ale miałam w planach jeszcze jeden większy wydatek ale po czasie zniknął (miałam kupić prezent jeszcze dla chłopaka ale się rozstaliśmy miesiąc przed świętami) a potem już nie spotkałam nikogo kto by zbierał na coś ale za to dałam dla tamtego człowieka. Zanim zamknęli szkoły mieszkałam w internacie i tam brałam udział w dwóch zbiórkach jedna była na leczenie męża byłej wychowanki tego internatu (uczniowie sami na to wpadli a wychowawcy tylko się zgodzili i nadzorowali to) poświęciliśmy na to większość swojego wolnego czasu chodząc i stojąc w różnych miejscach raz prawie miałam przez to nie obecność na lekcji bo pani mi pozwoliła iść miałam 10 minut a nie było mnie prawie pół godziny ale nawet gdyby pani wstawiła mi tą nieobecność to bym nie żałowała miałam za to świadomość że pomagamy codziennie śledziłam postępy zbiórki i wszyscy się cieszyli jak się zakończyła z dość dużym naddatkiem a jak się okazało że przegrał walkę z chorobą to wszystkich to dotknęło. A druga na operacje wnuczki byłej intendentki internatu była aukcja charatetywna i tam razem z koleżanki zbieraliśmy dodatkowo pieniądze na początku się nie zgodziłam bo byłam przeziębiona i nie najlepiej się czułam dwa to było w piątek po lekcjach (nie ma możliwości zostać na weekend w interku) a ja w dodatku późno kończyłam i miałam czas zajść do interka po rzeczy i musiałam iść od razu na dworzec bo miałam ostatni autobus (akurat nie mieliśmy samochodu) ale jak wychowawczyni powiedziała że może mnie potem odwieźć do domu to się nie zastanawiałam i się zgodziłam ta zbiórka skończyła się również sporym naddatkiem i operacja się udała. Chciałam zorganizować jeszcze jedną zbiórkę w interku wychowawczyni powiedziała że zobaczy co da się zrobić ale nie zdążyliśmy bo ponownie zamknęli szkoły a miała być na rehabilitacje mojego i brata kolegi brata w sumie też naszego kolegi wujka byłego wychowanka interka ale i bez tego udało się im zebrać sporo pieniędzy i jest spora szansa że stanie dosłownie (jeździ na wózku) na nogi
  25. Jak miałam 9 lat na weselu brata ciotecznego inny brat cioteczny po większej ilości alkoholu zaczął najpierw tańczyć na krześle a później przeniusł się na stół (mimo że to było prawie 11 lat temu to ten moment pamiętam doskonale) ale wtedy wszyscy mieli ubaw nawet obsługa a w sali obok było inne wesele i jacyś goście z niego pomylili chyba sale i weszli na tą co my byliśmy przez dłuższą chwilę stali zamurowani i nie wiedzieli czy mają się śmiać z nami czy płakać a potem wyszli prawie że biegiem aż mało się nie kurzyło za nimi. Kilka lat temu na pogrzebie dalszego wujka (wujek mamy) był czerwiec gorąco ja z mamą i siostrą stałyśmy na podwórku moja wtedy 3 albo 4 letnia siostra zaczęło jej się nudzić i zaczęła rozrabiać w pewnym momencie nie wiem chyba zauważyła je u niego w kieszeni podeszła do obcego starszego Pana i się przytuliła do niego żeby dostać cukierki i dostała (była w tym wieku akurat dość nieśmiała) wiem że mało odpowiedni moment ale do teraz nie wiem co bardziej rozśmieszyło ludzi zachowanie siostry czy moja i mamy zdziwiona mina. W czerwcu tego roku mieliśmy rodzinną imprezę (40 lecie ślubu cioci i wujka, siostra rodzona taty) wszystko pięknie ładnie wujek w tajemnicy przed ciocią wszystko zorganizował powiedział tylko ich dzieciom i bratu ciotecznemu (temu z wesela) bo oni sami mieszkają w innym województwie i on mu pomógł w organizacji zwłaszcza z rezerwacją altanki w restauracji bo na odległość ciężko a chciał żeby msza była w parafia w której brali ślub i już po prostu łatwiej było wszystko zorganizować w jednej miejscowości i wieści potem szybko się rozeszły po całej rodzinie przyjechali praktycznie wszyscy chociaż większość mieszka dość daleko pojedynczych osób nie było ciocia do samego końca wiedziała tylko już wcześniej że mają jechać dzień przed tu na wioskę ma być msza i jakiś obiad (nawet chyba nie wiedziała że mają być ich dzieci) ale tego do samego końca się nie spodziewała widać było po jej reakcji jak ją wujek przyprowadził jak zobaczyła nas wszystkich (potem ta informacja się przyda ciocia ma na imię Ela) od razu się popłakała a po chwili już prawie wszyscy płakali zaczęła się impreza sto lat życzenia potem obiad poczęstunki alkohol też był wszyscy wujkowie kuzynowie co tylko mieli jakieś instrumenty i umieli na nich grać wzięli je grali śpiewali i wujek postanowił zaśpiewać piosenkę dla cioci "o Ela straciłaś przyjaciela" a że ma dość donośny głos to nawet jak się starał nie za głośno to było go słychać może w promilu pół kilometra my co tam byliśmy obok i obsługa co nas obsługiwała wiedziała o co chodzi ale w sali była jakaś inna impreza nie wiem co było zabawniejsze wujek czy miny ludzi z tej drugiej imprezy którzy wyszli zobaczyć o co chodzi
×