Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Anka19

Zarejestrowani
  • Zawartość

    138
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Anka19

  1. Jak miałam 9 lat na weselu brata ciotecznego inny brat cioteczny po większej ilości alkoholu zaczął najpierw tańczyć na krześle a później przeniusł się na stół (mimo że to było prawie 11 lat temu to ten moment pamiętam doskonale) ale wtedy wszyscy mieli ubaw nawet obsługa a w sali obok było inne wesele i jacyś goście z niego pomylili chyba sale i weszli na tą co my byliśmy przez dłuższą chwilę stali zamurowani i nie wiedzieli czy mają się śmiać z nami czy płakać a potem wyszli prawie że biegiem aż mało się nie kurzyło za nimi. Kilka lat temu na pogrzebie dalszego wujka (wujek mamy) był czerwiec gorąco ja z mamą i siostrą stałyśmy na podwórku moja wtedy 3 albo 4 letnia siostra zaczęło jej się nudzić i zaczęła rozrabiać w pewnym momencie nie wiem chyba zauważyła je u niego w kieszeni podeszła do obcego starszego Pana i się przytuliła do niego żeby dostać cukierki i dostała (była w tym wieku akurat dość nieśmiała) wiem że mało odpowiedni moment ale do teraz nie wiem co bardziej rozśmieszyło ludzi zachowanie siostry czy moja i mamy zdziwiona mina. W czerwcu tego roku mieliśmy rodzinną imprezę (40 lecie ślubu cioci i wujka, siostra rodzona taty) wszystko pięknie ładnie wujek w tajemnicy przed ciocią wszystko zorganizował powiedział tylko ich dzieciom i bratu ciotecznemu (temu z wesela) bo oni sami mieszkają w innym województwie i on mu pomógł w organizacji zwłaszcza z rezerwacją altanki w restauracji bo na odległość ciężko a chciał żeby msza była w parafia w której brali ślub i już po prostu łatwiej było wszystko zorganizować w jednej miejscowości i wieści potem szybko się rozeszły po całej rodzinie przyjechali praktycznie wszyscy chociaż większość mieszka dość daleko pojedynczych osób nie było ciocia do samego końca wiedziała tylko już wcześniej że mają jechać dzień przed tu na wioskę ma być msza i jakiś obiad (nawet chyba nie wiedziała że mają być ich dzieci) ale tego do samego końca się nie spodziewała widać było po jej reakcji jak ją wujek przyprowadził jak zobaczyła nas wszystkich (potem ta informacja się przyda ciocia ma na imię Ela) od razu się popłakała a po chwili już prawie wszyscy płakali zaczęła się impreza sto lat życzenia potem obiad poczęstunki alkohol też był wszyscy wujkowie kuzynowie co tylko mieli jakieś instrumenty i umieli na nich grać wzięli je grali śpiewali i wujek postanowił zaśpiewać piosenkę dla cioci "o Ela straciłaś przyjaciela" a że ma dość donośny głos to nawet jak się starał nie za głośno to było go słychać może w promilu pół kilometra my co tam byliśmy obok i obsługa co nas obsługiwała wiedziała o co chodzi ale w sali była jakaś inna impreza nie wiem co było zabawniejsze wujek czy miny ludzi z tej drugiej imprezy którzy wyszli zobaczyć o co chodzi
  2. Obecnie jestem w 4 klasie technikum (gastronomiczne) mimo że nie za bardzo mam dobre kontakty ze swoją klasą z kilkoma osobami dosłownie gadam. Ale fajnie, jest raz pod koniec praktyk była moja kolej pozmywać podłogę (w czasie praktyk możemy se robić herbatę,kawe) no i myłam tą podłogę i kolega chciał wejść umyć kubek a zlew był akurat tam gdzie już umyłam to nastraszyłam go że jak tylko spróbuje tam wejść to dam mu tego mopa i on będzie mył siedział z tym brudnym kubkiem (na starej kuchni było tak że na kawałku klasy były kuchenki zlewy ogólnie sprzęt do gotowania w reszcie klasy stały ławki teraz trochę się pozmieniało) no ale w końcu zadzwonił dzwonek i musiał umyć ten kubek to oberwał odemnie mopem każdy się śmiał z nim na czele nawet nauczycielka (w mojej klasie są dwa profile właśnie gastronomiczny i rolnik ogólne przedmioty mamy razem a zawodowe oddzielnie z tą częścią gastronomiczną nawet spoko mam kontakty). Mam parę przyjaciółek i koleguje się z kilkoma osobami z innych klas i mi wystarczy. Raz na dniach otwartych mi i dla koleżanki zachciało się palić a akurat przyjechała nowa grupa więc było najwięcej roboty i nie było za bardzo czasu wyjść na podwórko a poza tym było zimno to stwierdziłyśmy że pójdziemy zapalić do łazienki zamknęłyśmy się w kabinie (elektryka) i paliłyśmy dobra trzeba wracać wyszłyśmy odeszłyśmy kawałek patrzymy nauczycielka wchodzi do łazienki a tam siwo i gęsto że siekierę można by było powiesić to uciekałyśmy z tamtąd jak najdalej się dało aż się kurzyło ale nie miałyśmy żadnego przypału (widziała jak wychodziłyśmy z tamtąd). Raz mieliśmy mieć kartkówkę z biologi na którą nikt nic nie umiał (potem mieliśmy godzinę wychowawczą) i całą klasą stwierdziliśmy że nie pójdziemy na biologie no ale że to nie była nasza ostatnia lekcja a woleliśmy iść do wychy na lekcje to za szkołą jest mały sklepik kawałek daszka nawiasem mówiąc tam się zazwyczaj chodzi palić bo jest tam wyznaczone miejsce do tego i policja pełnoletnim tak na prawdę nic nie może zrobić (byliśmy w 3 klasie więc większość osób była już pełnoletnia tylko nie liczni nie ale oni akurat nie palą) i siedzieliśmy pod tym sklepem Ci co mają prawko i samochód to mieli lepiej bo w nich siedzieli ale większość była bez samochodu a był październik albo listopad każdy szybciej wyszedł ze szkoły żeby nauczycielka nie widziała bez kurtki to sklep nie źle wtedy zarobił bo co chwilę ktoś od nas chodził kupić coś ciepłego do jedzenia najczęściej były to hod dogi to pod koniec lekcji zaczęło ich już brakować a na godzinie wychowawczej wychowawczyni się z nas śmiała i dała jeszcze ochrzan że jak już uciekać to już nie wracać do szkoły a kartkówka i tak była tylko na następnej lekcji a i tak część klasy znowu zapomniała się nauczyć. Innym razem ze znajomymi na długiej przerwie stwierdziliśmy że wypili byśmy po piwie (wszyscy mieliśmy jeszcze lekcje potem ja na szczęście ostatnią) i ci co planowali wrócić do szkoły to wypili piwo na dwóch jedna z nas stwierdziła że już nie pójdzie na lekcje i wyszło tak że byłam jedyną osobą która wypiła całe piwo i poszła na lekcje (ahh ta nie szczęsna moja biologia) i wszystko było by super gdyby nie fakt że nie zgadaliyśmy się wcześniej i zanim się dogadaliśmy ile tego kupić i jakie to z 15 minutowej przerwy zostało 5 w życiu tak szybko piwa nie piłam to na lekcji na początku starałam się wszystko notować uważać ale po kilku minutach tak mnie zmuliło że zamiast pisać normalnie to ja jakieś szlaczki robiłam co miało być moją notatką(mam rozszerzoną biologie) do tej pory nie wiem co tam jest napisane gdybyśmy wcześniej wszystko uzgodnili i mielibyśmy więcej czasu to by mnie tak nie wzięło no ale cóż. Z przyjaciółką mieszkam w internacie w dodatku w jednym pokoju i tak opijałyśmy tam moją 18nastke cały tydzień (za długo by opowiadać każdy dzień) no ale na drugi dzień było trzeba chodzić do szkoły to któregoś razu któryś dzień z kolei w szkole miałam religie (już dość mocny kac był) z takim fajnym Panem że raz na jakiś czas zamiast normalnej lekcji chodził z nami na hale i w ten dzień też tak było no i skoro już go namówiliśmy na tą hale to kazał każdemu w coś pograć albo siatkówkę albo nogę (pierwsze to bardziej chłopaki i ich nie musiał namawiać drugie bardziej dziewczyny i je to już musiał) i każdą po kolei namawiał doszedł do mnie i tylko do mnie powiedział że ja to chyba dzisiaj nie jestem w stanie w co kolwiek grać no to odpowiedziałam żeby Pan wiedział no pan zrozumie 18nastka i takie tam to tylko powiedział "aaa no to wszystko jasne" się zaśmiał i poszedł dalej a mi dał spokuj. Też z 18nastki miałam raz w tygodniu w drugiej klasie praktyki w internacie na kuchni i pech chciał że jak miałam te akurat praktyki to nas obie wziął najgorszy kac na śniadaniu nic kompletnie nie zjadłyśmy ona poszła do szkoły a ja na kuchnie od razu do nauczycielki że ja to dzisiaj idę sprzątać stołówkę (nie dałyśmy rady patrzeć nawet na jedzenie) no i poszłam ale posprzątałam trzeba iść na kuchnie to jak tylko poczułam zapach jedzenia to myślałam że zwymiotuje i nie mal że pobiegłam zapalić tylko zdążyłam powiedzieć koleżance żeby przekazała pani że poszłam zapalić bo jej akurat nie było w pobliżu a nie chciałam żeby się czepiała że poszłam nikomu nic nie mówiąc (normalnie można chodzić palić jest w piwnicy takie pomieszczenie i każdy kto pali to tam chodzi a przynajmniej było nie wiem jak teraz jest po remoncie a nawet jak komuś się poszczęści to jak trafi na którąś kucharkę to poczęstuje nawet fajkiem tylko trzeba komuś powiedzieć że się idzie najlepiej pani i aby nie za często) i większość praktyk spędziłam na fajku to pani tylko spytała czemu tak często chodzę palić to powiedziałam to samo co Panu od Religi i że akurat nie najlepiej się czuje (fajna ta pani była szkoda że odeszła) i że nie za bardzo dam radę patrzeć na jedzenie to się zaśmiała i powiedziała tylko żebym się od czasu do czasu pokazała dla niej że jestem że nigdzie nie poszłam. Nie wiem czy dobrze pamiętam ale chyba to było akurat po tych nieszczęsnych praktykach w czasie mojej tygodniowej imprezy (po praktykach mieliśmy 20 minut przerwy i jeszcze dwie lekcje z tą samą panią) skończyły się praktyki poszłam na górę się przebrać przemycając że tak powiem koleżankę na górę z klasy i u mnie w pokoju stwierdziłyśmy że skoro mamy 20 minut przerwy sklep nie daleko to że wypijemy miało być po piwie wyszło chyba po 3 (chciałyśmy chyba właśnie opić moją 18)już mogłam używać dowodu bo ona była jeszcze nie pełnoletnia (jestem z początku stycznia więc jestem jedną z najstarszych osób w klasie) poszłam kupiłam te piwa schowałyśmy się w jakiejś klatce schodowej i wypiłyśmy i idziemy zadowolone na lekcje ale że w szkole było ciepło to strasznie nas zmuliły te piwa i obie przysynałyśmy na lekcji no a że zbliżał się koniec semestru poprawa ocen się zaczęła a którejś z nas brakowało kilku ocen nie pamiętam której i pani coś wcześniej wspominała że będzie ją na tych lekcjach pytać i na 99 procent byłyśmy pewne że to zrobi ale jak zobaczyła że przysynamy obie chyba się domyśliła co jest na rzeczy i se odpuściła te pytanie. Z inną koleżanką też na praktykach w internacie coś nam odbiło na blacie stała cała miska smażonych pieczarek i my je podjadałyśmy w pewnym momencie pani którejś z nas kazała je zanieść do magazynku wystarczyło że w tym momencie spojrzałyśmy z koleżanką na siebie i już wiedziałyśmy o co chodzi "czy aby na pewno pani wie komu powierza zaniesienie ich" co chwilę chodziłyśmy do magazynku i podjadałyśmy je i zjadłyśmy ich całkiem sporo potem wieczorem chyba się nimi przejadłam i ledwo zdążyłam do łazienki dobrze że wtedy mieszkałam w pokoju na przeciwko zaczęłam wymiotować jak kot tymi pieczarkami tylko wyszłam z łazienki czekała już na mnie wychowawczyni z internatu wzięła mnie na rozmowę i zaczęła mnie wypytywać czy wszystko w porządku czy dobrze się czuje nawet zapytała czy w ciąży przypadkiem nie jestem. Koleżanka miała dyżur główny w interku (siedzenie na dole od 17 do przepisowo 21.15 ale zazwyczaj puszczają o 21 dzwonienie dzwonkiem na dane sytuację i pilnowaniu żeby każdy kto wychodzi po 19 się "wpisał" na listę zazwyczaj każdy to robi tylko jak wychowawca jest obok) i przepisowo jak ktoś ma dyżur to nie może wychodzić ale zazwyczaj też wychowawcy pozwalają wyjść tam na przykład do sklepu czy zapalić i siedziałam z tą koleżanką na tym dyżurze żeby jej się nie nudziło i zachciało nam się palić ale że było wiem na pewno że jakoś między 17 a 19 więc była odrabianka i w tym czasie każdy musiał być w internacie chyba że w wyjątkowej sytuacji i nie było możliwe żebyśmy mogły wyjść na dwór to stwierdziłyśmy że zapalimy jednego na pół przez okno (całe szczęście był akurat spoko wychowawca) dobra ona spaliła ja stałam na czatach moja kolej już miałam zacząć palić ona że Pan idzie a tam pół fajka jeszcze to go zgasiłam i położyłam na parapecie od zewnątrz pan przyszedł stanął na środku korytarza popatrzył się na nas wyjrzał przez okno i takie że co paliło się my udajemy głupie że nie (ślepy by zauważył tego fajka) powiedział tylko żeby się to nie powtórzyło i se poszedł a ja i tak spaliłam swoją połowę. Ojj działo się u mnie zanim zamknęli szkoły. A w interku dopiero jak zamknęli szkoły w marcu się dowiedzieli o naszych imprezach (było ich dużoo więcej) przez nasz głupi błąd że po powrocie ze szkoły każdy miał spakować najpotrzebniejsze rzeczy i jak najszybciej się wymeldować i nikt z nas nie pomyślał żeby zabrać brudne kieliszki po winie z których piłyśmy w moje 19naste urodziny więc leżały w szafie od początku stycznia i jak pakowali nasze pozostałe rzeczy to je dopiero znaleźli i te które chciały mieszkać w kolejnym roku też w interku musiały podpisać kontrakt (ja z jedną przyjaciółką bo nie miałyśmy możliwości codziennego dojazdu bo trzecia z pokoju nawet gdyby chciała to by nie mogła bo już wcześniej podpisywała a czwarta nie chciała go podpisać ale miała możliwość dojazdu). Ale już po kontrakcie zostałyśmy we dwie z naszej szalonej czwórki ale dołączyła do nas koleżanka spokojniejsza od nas (piła z nami w moje urodziny ale mieszkała w innym pokoju i im się chyba nie chciało dochodzić kto jeszcze pił z nami bo w pokoju byłyśmy 4 a brudnych kieliszków było 5 i gdyby im się chciało to by znaleźli tą piątą osobę bo raczej by nie uwierzyli że jedna z nas piła z dwóch kieliszków na raz) i nas trochę pilnowała chociaż z nią też zdażały się napady głupawki ale już dużo spokojniej niż w latach poprzednich i bez picia (pewnie byśmy czasami wypiły ale nie zdążyłyśmy bo ponownie zamknęli szkoły) co najwyżej popalałyśmy elektryka w pokoju na ciszy nocnej ale to jak na nocce był ten pan od koleżanki dyżuru bo zanim przychodził to inny wychowawca sprawdzał obecność i jemu się nie chciało tego robić. Jeszcze ze szkoły mi się przypomniało w pierwszej klasie na początku byłam na innym profilu i się dopiero po miesiącu przeniosłam na gastronomiczny poszłam pierwszy raz do pani (tej od praktyk w interku) na lekcje (ona mnie znała bo na tamtym profilu też mnie uczyła tylko innego przedmiotu) a wiadomo październik dopiero pierwszaki dużo innych jeszcze klas uczyła i umknęło jej to że ja jestem u niej na lekcji innej niż mnie uczyła sprawdza obecność liczy nas i ciągle jej coś nie pasuje ale miałam z koleżanką ubaw która jedyna wiedziała że się przeniosłam (reszta klasy była zdziwiona mojim widokiem na ich lekcji ale nic się nie odezwali) i tak minęło pół lekcji bo nie mogła się doliczyć i dopiero wtedy powiedziałam jej że się przepisałam. Też w pierwszej klasie mieliśmy mieć matmę (z wychą) ale mija 5 minut lekcji 10 a jej nie ma po około 15 minutach wyszła pani z sekretariatu bo byliśmy za głośno jak zobaczyła nas na korytarzu to zgłosiła to wice dyrektorowi że nie ma nauczycielki a że chyba nie mieli wolnego nauczyciela to on do nas przyszedł wpuścił do klasy i siedział z nami aż do kogoś pani napisała że za raz będzie ktoś inny wpadł na pomysł żeby Pan usiadł w ławce i zobaczyć pani reakcje i tak zrobił (ma może z dwa metry wzrostu a my przy nim byliśmy kurduplami) na moje i koleżanki nie szczęście usiadł przed nami pani wchodzi do klasy dzień dobry i zaczyna prowadzić lekcje każdy się śmieje na nasze nie szczęście siedział przed nami bo ciągle się odwracał do tyłu i się śmiał i to my pierwsze zaczęłyśmy się śmiać na głos już potem cała reszta nie kryła śmiechu aż w końcu nie wytrzymał i wyszedł i dopiero wtedy pani go zauważyła już nie dokończyła lekcji a w sumie i tak zostało chyba 5 minut i się śmiała z nami. W drugiej klasie miałam zastępstwo w biblotece i nie chciało mi się tam siedzieć więc z przyjaciółką (rok młodszą) stwierdziłyśmy że spytamy pani z którą miała mieć lekcje (historie której ja już nie miałam) czy mogę przyjść do niej na lekcje (w tej klasie jest chłopak który mi się wtedy podobał i on o tym wiedział przyjaciółka też to wiedziała) i zgodziła się abyśmy tylko nie przeszkadzały w lekcji nie przeszkadzało jej to nawet że robiłam za koleżankę notatki bo mi się nudziło a jej z kolei nie chciało się pisać ale jak wszedł ten chłopak spóźniony na lekcje i mnie zobaczył jego mina była bezcenna w pewnym momencie myślałam że się zawróci i wyjdzie ale miałyśmy ubaw z przyjaciółką aż dopiero poskutkowało na nas to że pani zagroziła że mnie wyprosi ucichłyśmy na chwilę a później dalej w śmiech ale nie musiałam wyjść ale za drugim razem jak kończyłam wcześniej od niej lekcje a nie chciało mi się samej wracać do interka i chciałam znowu iść do niej na historie to pani już mi nie pozwoliła
  3. Ja od jakiegoś czasu nie mam problemu bo zazwyczaj wigilię spędzam z rodzicami bratem i siostrą (brat ma 24 ja prawie 20 a siostra 8 lat) i czasami z ciocią ale ona zazwyczaj jedzie do swojego syna i raz na parę lat ktoś przyjedzie zazwyczaj jest to któryś z cioci synów z żoną (ma 3 najmłodszy jak ciocia akurat w danym roku nie pojedzie do niego to po wigili z rodziną jego żony przyjeżdżają co roku z dziećmi tak posiedzieć pogadać ale ma dość blisko, dwóch starszych jeden jest za granicą a drugi mieszka około 100 kilometrów od nas). Więc u mnie to głównie rodzice składają życzenia a my wesołych świąt i takie tam. Ale za to nie lubię klasowych wigili zwłaszcza teraz w szkole średniej (dobrze że ostatni rok i w tym roku nie było przez zdalne nauczanie) bo można tak powiedzieć że jestem z nią skłócona na palcach jednej ręki mogę policzyć z 23 osoby z którymi w miarę normalnie gadam plus wychowawczyni bo ona jest akurat fajna i to będzie jeden z nie wielu powodów za którymi będę tęsknić po szkole (chociaż jest wymagającą ale to chyba każda tani od matmy taka jest mam kolegę kilka lat starszego którego też była wychowawczynią i mówił że od swojej klasy zawsze wymaga więcej niż od reszty ale za to jej klasy miały jedne z najlepszych wyników w szkole z matur z matmy). Do tego od pierwszej klasy do zamknięcia szkół czyli połowy 3 (jestem w technikum) mieszkałam w internacie i jeszcze tam dochodziły wigilię o matko nie łamało się z każdym opłatkiem bo to nocy mogło by być mało jeszcze jak mieszkałam pierwszy rok to było wyjątkowo mało osób to jeszcze dało radę każdemu złożyć życzenia ale w kolejnym roku to było dużo pierwszaków a jeszcze w następnym to już całkiem jak doszły dwa roczniki (całe szczęście starsi mieli pierwszeństwo do miejsca w internacie) jeszcze w drugim roku doszedł taki chłopak jako pierwszak który mi się podobał i on o tym wiedział i jak mu o tym powiedziałam to przestał się odzywać (wcześniej to przy każdej możliwej okazji gadaliśmy) chyba że już musiał jak podszedł do mnie na wigili jak palnął mi 10 minutowe życzenia to aż mnie zatkało tylko odpowiedziałam nawzajem i poszłam dalej potem omijałam go na wszelkie możliwe sposoby szerokim łukiem
  4. Anka19

    Śmierć

    W odstępie kilku lat. Zmarła moja babci tydzień przed Bożym Narodzeniem miesiąc przed moimi 9 urodzinami i pół roku przed moją komunią. Trzy lata później zmarł dwa miesiące przed narodzinami naszej siostry mój brat nawet jej nie zobaczył. Nie cały miesiąc po bracie zmarł nasz sąsiad jakiś dalszy wujek (chyba brat cioteczny taty) każdy mówił że brat musiał go lubić że zabrał go zaraz po sobie do nieba. Jak byłam w 3 klasie gimnazjum czyli miałam jakoś 16lat był koniec roku prawie po egzaminach oceny wystawione (kilka dni po moim bierzmowaniu) mama przyjechała po siostrę do przedszkola ja miałam jeszcze chyba dwie lekcje jakieś luźniejsze i nie chciało mi się na nich siedzieć to spytałam czy by mnie nie zwolniła z nich wtedy mi powiedziała że wujek nie żyje (dziadka świętej pamięci też brat chyba) czyli jej wujek mój też i jednocześnie najstarszego mojego brata chrzestny powiedziała dla wychowawczyni że mamy pogrzeb a dopiero w ten dzień zmarł. Ponad już rok temu siedziałam w internacie był początek roku szkolnego mama mi napisała żesemesa że kolejny wujek nie żyje (kolejny brat cioteczny taty) przy poprzednich śmierciach jak się dowiedziałam to strasznie płakałam (przy sąsiedzie bardziej na pogrzebie i chyba bardziej ze względu na to że jak zobaczyłam jak jego syna dzieci płaczą za dziadkiem to mi ich szkoda było i mi poleciało kilka łez nie mieliśmy z nim jakichś bliższych relacji) a przy ostatnim chyba już przywykłam że ktoś co chwila umiera i było mi tylko smutno z nim też za bardzo nie mieliśmy jakiegoś mocnego kontaktu tylko jak się spotkało w sklepie czy gdzieś to krótka rozmowa i z jego wnukiem uczyłam się 10 lat w jednej klasie nie byłam nawet na pogrzebie bo byłam przeziębiona i zostałam z siostrą w domu a później poszłam tylko na różaniec i mimo że minęło ponad rok nie byłam u niego ani razu na grobie nawet nie wiem w którym miejscu jest pochowany za każdym razem jak jesteśmy na cmentarzu chce zajść ale nigdy nie ma czasu i że kiedy indziej a jak sama jestem to nawet nie wiem w którą stronę iść
  5. Jak byłam mniejsza uwielbiałam świeta przyjeżdżała cała rodzina od taty albo my jeździliśmy do babci od mamy najczęściej wigilia była na zmianę jeden rok u nas drugi u cioci brat cioteczny przebierał się za mikołaja (jak przestał to robić i już nie znikał co roku na chwilę to się domyśliłam i zaczęłam dostrzegać ogromne podobieństwo na zdjęciach tego "mikołaja" do brata) ale i tak było fajnie nawet nie ze względu na prezentu ale było czuć tą atmosferę ten klimat. Potem 11 lat temu tydzień przed świętami mama dostała telefon ze szpitala w środku nocy że babcia nie żyje to były chyba najsmutniejsze świeta dla mnie i już potem nie wyczekiwałam tak na nie jak kiedyś bo zaczeły mi się kojarzyć ze śmiercią babci już nie przyjeżdżało tyle osób aż w końcu spędzaliśmy świeta w piątkę w najbliższym gronie albo z ciocią jeszcze i potem przyjeżdżał jej syn (ten od mikołaja) z rodziną po wigili z jego żony rodziną ale ciocia najczęściej jeździła do niego. Ostatnie świeta jakie spędziliśmy w większym gronie to były pierwsze z moją młodszą siostrą ale jednocześnie też pierwsze bez brata (nie żyje) pamiętam przyjechał wtedy wujek z ciocią i wnuczką rok młodszą odemnie z drugiego końca polski bo musiał coś tam załatwić związanego ze sprzedażą działki zjechali się chyba wszyscy możliwi wujkowie ciotki kuzyni kuzynki i mimo że był cały dom ludzi i był odczuwalny chociaż w znaczniejszym stopniu ten klimat co jeszcze kilka lat temu chociaż liczba osób się zgadzała ale jednak był odczuwalny fakt że jednak powinna być jedna osoba więcej przy stole tradycyjnie było jedno nakrycie puste ale zawsze się mówiło że dla zbłąkanego wędrowca a wtedy powiedzieli że dla brata bo chociaż go nie ma z nami ciałem to jest duchem i czuwa nad nami potym już w nocy ci co mieli iść poszli na pasterkę a reszta poszła spać ja długo nie mogłam zasnąć oglądałam telewizję i poleciało mi sporo łez (miałam tylko 11 lat jak zmarł a nie cały miesiąc po tamtych siwętach kończyłam 12) ale fakt pocieszający był fakt że było pełno ludzi że zawsze było z kim pogadać i łatwiej było mi je przeżyć niż po śmierci babci w dodatku babcia zmarła tydzień przed świętami a brat jak kto woli prawie pół roku po albo przed. A teraz zasiadamy do stołu czasami mam wrażenie że z przymusu każdy to robi i wydaje mi się też czasami że robimy to tolko ze względu na siostrę żeby chociaż ona miała radość z tego okresu prezenty to już po południu czasami zajmujemy czymś siostrę (ma 8 lat) mama znosi prezenty do mnie do pokoju i ją wołamy ooo mikołaj był. Ostatni raz jak ktoś przyjechał to był chyba mój chrzestny z żoną (drugi syn tamtej cioci) kilka lat temu na wigilię z ciocią pojechali do tego drugiego ale pierwszy i drugi dzień świąt spędziliśmy u niej a po świętach wzięli mnie i brata do siebie na kilka dni wróciliśmy dzień przed sylwestrem bo brat miał już plany na niego
  6. Anka19

    Sama na weselu

    Na trzech pierwszych weselach na których byłam(trzy wesela pod rząd rok po roku) więc miałam kolejno 8,9i 10 lat więc nie martwiłam się że nie mam z kim iść byłam beztroskim dzieckiem któremu zawsze ktoś podpasował do zabawy na takiego typu zabawie i nie koniecznie z dzieci. Pierwszy raz od dłuższego czasu na weselu byłam już jako nastolatka koleżanka z klasy zaprosiła mnie na wesele swojego kuzyna jako osobę towarzyszącą (nikt nie miał z tym problemu wiedzieli że jestem koleżanką którą wzięła żeby nie przesiedzieć całego wesela za stołem) i mimo że oprócz niej i z widzenia kilku osób z rodziny jej to nikogo tam nie znałam to nie źle się bawiłam. Rok później chyba ja rodzice i brat z siostrą dostaliśmy zaproszenia na wesele mamy chrześniaczki tato stwierdził że to już nie dla niego takie zabawy i został z siostrą w domu (na początku mieliśmy jechać wszyscy swoim samochodem i ze względu na to że siostra nie wytrzymała by całej nocy to po jakimś czasie byśmy wrócili ale nasz plan pokrzyżował fakt że młodzi z pewnych względów nie mogli zorganizować w planowanej sali wesela i dostali zastępczą w innym mieście dalej) a mama ze względu na to że jest chrzestną to nie wypadało jej nie jechać a ja z bratem stwierdziliśmy że pojedziemy się pobawić (oboje bez osoby towarzyszącej) i na tym weselu też oprócz mamy, brata i mamy, siostry, brata młodej których widziałam drugi raz w życiu jak dostaliśmy zaproszenie (drugi raz jak byłam w takim wieku żeby to pamiętać bo ostatnio u nich byliśmy jak miałam z 3 lata na jej komunia) a samą parę młodą zobaczyłam pierwszy raz u młodej w domu bo tak to siedzieli za granicą to poza wyżej wymienionymi osobami nie znałam tam kompletnie nikogo ale ja z bratem zostaliśmy usadzeni koło gdzieś na oko góra dwa lata starszego odemnie jakiegoś chłopaka brat zaczął z nim gadać i on też był sam potem chcieli wypić i ten chłopak jak im polewał spytał mnie czy też mi polać (miałam nie całe 17lat) i wypiłam z nimi na początku jak mama nie patrzyła ale potem mi powiedziała że nie muszę się chować i że ona widziała jak piję tańczyliśmy trochę nawet udało mi się wyciągnąć tego chłopaka do tańca chociaż na początku był nie chętny a potem sam proponował taniec zatańczyłam kilka razy z młodym młodą i całe wesele spędziłam w bardzo mocno zawężonym ale za to bardzo fajnym towarzystwie ale i tak super się bawiłam. Jakoś w lutym /marcu 2020 roku dostaliśmy znowu zaproszenia na wesele tym razem mojego brata ciotecznego tym razem ja z bratem oddzielne z osobami towarzyszącymi (na poprzednie wszyscy dostaliśmy jedno bez osób towarzyszących) które miało być w czerwcu ale ze względu na sytuację na świecie zostało przełożone na październik gdyby odbyło się w pierwotnym terminie to za pewne poszłabym sama na nie ale w wakacje poznałam chłopaka i po kilku tygodniach znajomości zostaliśmy parą i stwierdziłam że czemu mam iść na wesele sama skoro mam chłopaka i zaprosiłam go jako osobę towarzyszącą i to był mój błąd (widziałam go po większej ilości alkoholu i doszłam do błędnego wniosku że po nim umię się zachować) i od nas byłam na tym weselu ja chłopak mój i brat bo rodzice stwierdzili że to nie dla nich i żebyśmy my młodzi się wybawili a siostra z tych samych powodów co poprzednie plus do tego że nie upilnowalibyśmy jej z bratem (ma 8 lat) a skończyło się na tym że on z bratem pił na zmianę potem z kłótniami ze mną bo się upił do tego stopnia że jak na następny dzień go spytałam to nie pamięta połowy wesela chociaż mi obiecał ze będzie pił z umiarem i w między czasie spał na kanapie a ja między kłótniami naszymi albo płakałam w łazience albo go i brata pilnowałam żeby niczego nie odwalili (dodam że poszłam na początku jakoś tylko z młodym zatańczyć wróciłam do stołu a obaj już byli pijani) i dopiero jak pogadałam z młodego bratem bo zobaczył w jakim stanie jestem to doszłam do wniosku że nie ma co się przejmować są dorośli i poszłam się bawić sama (z chłopakiem zatańczyłam góra trzy razy) pod koniec wesela myślałam że rozszarpie jednego i drugiego o tyle dobrze że brat zdołał sam wsiąść do autokaru bo tamtego to we dwóch musieli prowadzić bo nie był w stanie była możliwość żebyśmy wysiedli w pobliskiej wsi od mojego domu i żeby tam po nas przyjechała mama ale wolałam nie zostawać z nimi dwoma najeba**** o piątej nad ranem jeszcze by mi wleźli pod samochód i wysiedliśmy u młodego pod domem bo wiedziałam że tam znajdzie się ktoś żeby w razie czego mi pomóc z nimi, ogólnie uważam że wesele było super ale pod względem mojej osoby towarzyszącej to była kompletnie porażka. A teraz nie jesteśmy już razem i uważam że może i lepiej tak
  7. Zerwał ze mną chłopak powód bo denerwowało mnie jak odwoływał w ostatniej chwili dłuższy czas planowane spotkanie bo szedł do kolegi pić na początku twierdził że coś mu wypadło ale jak zauważył że wiem co robi w tym czasie bo moja koleżanka spotyka się z jego kolegą u którego najczęściej pije to przestał kłamać (jak twierdził dobrze wie co ma robić a ja próbuje go kkontrolowac a ja uważam że wcale nie nie raz wychodziłam ze znajomymi jak od razu powiedział że nie może przyjechać bo coś tam nawet to że chce wypić ale nie wychodziłam jak mieliśmy się spotkać mówiłam znajomym że ma przyjechać i najwyżej dołączymy do nich potem jak będzie chciał ale chce z nim trochę pobyć sama, on zna moich znajomych a ja jego) moi znajomi po naszym zerwniu nadal mają z nim kontakt i nie mam z tym żadnego problemu i uważam to za głupie że ktoś zabrania komuś z kimś kontaktu bo to tej osoby były czy była ja z jego kolegą też mam kontakt(z tym co się spotyka moja koleżanka) ale jak zaczęłam pisać z takim jednym chłopakiem i powiedziałam o tym koleżankom a były zadzwonił któregoś razu do jednej z nich i ona mu powiedziała dla żartów że mam chłopaka nowego (byłam przy tej rozmowie ona dała go na głośnik a z tym chłopakiem tylko na razie pisze i nawet się jeszcze nie widzieliśmy na żywo) to zaczął ją wypytywać o niego czy go zna skąd jest ile ma lat jak ma na imię i na koniec powiedział że jak zobaczy mnie z innym to go zabije a jak ona mu powiedziała że to przecież on ze mną zerwał to się rozłączył
  8. Miałam tak samo tylko że byłam z nim. Była jakoś połowa sierpnia z koleżanką od rana do popołudnia dorabiałyśmy se a to pieląc chodnik wokół takiej restauracji i hotelu w naszej wiosce a to sprzątałyśmy tam pokoje a resztę dnia spędzałyśmy jak pogoda dopisywała to do wieczora nad zalewem a potem przenosiłyśmy się do kolegi na podwórko przychodzili znajomi i a to gril jakiś a to ognisko a czasami tak po prostu siedzieliśmy gadaliśmy czasami coś się wypiło (temu że se dorabiałyśmy to na brak kasy nie narzekałyśmy) i tego dnia nie było inaczej po pracy pojechałam do siebie ona do siebie coś zjeść się ogarnąć i umówiłyśmy się za godzinę u niej i poszłyśmy nad zalew tam doszli do nas mój brat z kolegami i tak spędzaliśmy dzień była tam grupka znajomych których pierwszy raz na oczy widzieliśmy i nie pamiętam czy to oni do nas zagadali czy koleżanka do nich nawiązała się nam gadka z nimi i się zakolegowaliśmy i był tam chłopak który od razu nie ukrywał tego że się mu spodobałam (on mi też ale nie chciałam tego pokazywać) potem oni musieli wracać bo było z nimi małe dziecko (nawiasem mówiąc ta mała mnie polubiła a ja ją a mama mówiła że ciężko u niej z nowymi ludźmi że potrzebuje czasu żeby do kogoś się przyzwyczaić a do mi od razu na tyle zaufała że weszła ze mną do wody i potem ciągle mnie wolała żebym się z nią bawiła) i pojechali my zostałyśmy jeszcze trochę ale po chwili też zaczęliśmy się zbierać bo robiło się późno i zimno. Na drugi chyba dzień ta koleżanka do mnie że napisał do niej ten chłopak z zalewu czy może przyjechać ona się zgodziła on powiedział że będzie z kolegą a ona żeby wzięła mnie i spotkałyśmy się z nim i tym jego kolegą potem znowu do niej napisał o spotkanie i że znowu będzie z tym kolegą a ja żebym była z nią fajnie spędziliśmy czas (nadal nie ukrywał że mu się podobam ale ignorowałam to bo stwierdziłam że za szybko a poza tym przyjeżdżał z kolegą bo był już pod wpływem i ten drugi kierował a po alkoholu wiadomo człowiek inny niż na trzeźwo chociaż pod tym względem się pomyliłam co do niego) potem skończyły się wakacje mi i koleżance zaczęła się szkoła ja cały tydzień siedziałam w internacie koleżanka też tylko na weekend przyjeżdżała na wioskę i w pierwszym tygodniu września odważył się do mnie napisać czy spotkamy się w weekend na początku nic nie odpowiedziałam bo zauważyłam że nie dam rady dłużej ukrywać swoich uczuć do niego a nie chciałam jeszcze tego ale w końcu stwierdziłam że czemu by nie spróbować skoro tak się stara a ja też do niego coś czuję odpisałam mu po dwóch dniach czy ta propozycja spotkania nadal aktualna odpisał że jak najbardziej tak poprosiłam żeby był sam bo chce z nim pogadać sam na sam a przynajmniej żeby to on kierował (chciałam mieć pewność że będzie trzeźwy) powiedział że będzie sam ale i tak przyjechał z tym samym kolegą ja zanim byli wyszłam z koleżanką na wioskę której napisał że przyjedzie i spotkaliśmy się we czwórkę ale tym razem to on kierował a kolega pił pojechaliśmy do moich i koleżanki znajomych polubili się chociaż ten drugi i koleżanka siedzieli w środku cały czas a my weszliśmy się tylko przywitać i on się zapoznać a potem pod pretekstem zapalenia fajka wyszliśmy na podwórko on spytał o czym chciałam pogadać chociaż doskonale wiedział powiedziałam co chciałam powiedzieć i zostaliśmy parą i resztę wieczoru siedzieliśmy w samochodzie i po moim doświadczeniu z poprzednim chłopakiem od razu mu powiedziałam żeby nie było zdziwienia że mało kiedy się maluję i najchętniej chodziłabym cały czas w dresie (były chyba tylko raz mnie widział w makijażu i chodzi z tym doświadczeniem bardziej o drugą część bo nigdy nie słyszałam żeby mu przeszkadzało że się rzadko maluję) i że rozumiem że on w tygodniu ma pracę a poza tym ja szkołe i mało realne było to żebyśmy się widywali w tygodniu ale żeby chociaż raz czy dwa dni w weekend i że jak nie będzie miał dla mnie czasu to ja podziękuję bo właśnie poprzedni chłopak później nie miał wcale czasu dla mnie i bardzo to przeżywałam i nie chciałam przez to przechodzić drugi raz on powiedział że rozumie mnie i że będzie ze mną spędzał tyle ile się tylko będzie dało czasu i przez dwa miesiące tak było od poniedziałku do czwartku się nie widywalismy ale za to od piątku jak tylko skończył pracę i się ogarnął to przyjeżdżał do niedzieli co dziennie na dobre kilka godzin (czasami po małym moim szantażu ale to rzadko jak miałam gorszy dzień i zawsze potem go przepraszałam za swoje zachowanie a on się z tego śmiał) dwa razy myślałam że go zabije bo nalegałam na spotkanie i on przyjeżdżał a za pierwszym razem się okazało że ma coś wbite w oko i że ledwo na nie widzi a mi nawet słowem o tym nie powiedział i dowiedziałam się o tym dopiero jak przyjechał a za drugim razem też nalegałam żeby przyjechał i zrobił to a na drugi dzień się okazało że jest w szpitalu bo pierwszego dnia wtedy jak się spotkaliśmy przyjechał z kolegą ja byłam z dwiema koleżankami i ten kolega akurat kierował i wten dzień się dość mocno pokłóciliśmy ja poprosiłam kolegę żeby odwiózł mnie do domu bo miałam ...*** humor i mnie odwiózł a oni jeszcze gdzieś pojechali i on złamał nogę na drugi dzień po tej kłótni przyjechał nic mi nie powiedział że noga go boli i że ma całą kostkę spuchniętą tylko jak przyjechał to wspomniał że coś stało mu się w nogę i trochę go boli a na kolejny dzień się okazało że skończył z nogą w gipsie i nie od niego się dowiedziałam o tym tylko od koleżanek i kolegi co wtedy kierował bo on mi nie raczył nic powiedzieć miałam takie wyrzuty sumienia że żeby coś mu się stało jak jechał do mnie to bym se w życiu tego nie wybaczyła gdybym wiedziała że coś mu się dzieje bym nie nalegała na spotkanie. Potem coraz gorszy kontakt więcej kłótni niż normalnej rozmowy doszliśmy do wniosku że musimy zrobić sobie przerwę mieliśmy cały czas ze sobą kontakt pisaliśmy codziennie ale już się nie widywaliśmy on codziennie pisał że mnie kocha ja też mu to pisałam trwała ta przerwa około 3 tygodni po tym czasie jak wyszłam z koleżanką na wioskę ona za moimi plecami napisała do niego żeby przyjechał i prawdopodobnie mu powiedziała że ja jestem z nią bo jak przyjechał to nie był moim widokiem zaskoczony w porównaniu do mnie bo ja się dowiedziałam dopiero jak zobaczyłam jego samochód na parkingu ale jak powiedziałam do niego cześć to nie odpowiedział był jeszcze z nami jeden kolega ale za chwilę musiał jechać ale postał z nami jeszcze trochę doszedł do nas jeszcze brat mój z kolegami i staliśmy tak jeszcze chwilę potem ten kolega pojechał my też mieliśmy jechać (on musiał pisać z koleżanką dłuższy czas bo nic nie musiała mu mówić wiedział gdzie jechać, po jej chłopaka) ja się dopiero dowiedziałam jak zauważyłam w jakiej wiosce jesteśmy to się domyśliłam i we trójkę stwierdziliśmy (kierowca oczywiście odpadał) że wypijemy coś mocniejszego niż piwo wziął z domu kieliszki pojechaliśmy do sklepu i pojechaliśmy w jakieś ustronne miejsce (pogoda była słaba i był listopad więc się kierowca zgodził a nawet zaproponował żebyśmy pili w samochodzie u niego) i tak zrobiliśmy po dwóch kieliszkach koleżanka stwierdziła że już więcej nie chce i skończyło się tak że ja z jej chłopakiem wypiliśmy prawie całe 0.7 wódki sami potem oni stwierdzili że muszą pogadać i poszli się przejść a my zostaliśmy sami przez dłuższy czas się nie odzywaliśmy do siebie i to ja pierwsza się odezwałam i powiedziałam mu że cholernie za nim tęsknie on się przyznał że on za mną też i postanowiliśmy spróbować jeszcze raz (sama siebie tym się zaskoczyłam bo przed tem wyznawałam zasadę że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki i może dobrze jak zdecydowaliśmy się na przerwę to oboje wiedzieliśmy że nie oznacza to że po tym pewnym czasie się zejdziemy tylko zastanowimy się co dalej) ten nasz ponowny związek trwał około tydzień i znowu ciągłe kłótnie jak się spotykaliśmy to na chwilę dosłownie obiecywał że na drugi dzień przyjedzie na dłużej że spędzimy razem cały dzień ale albo jak już przyjechał to na jeszcze krócej niż wcześniej albo w ostatniej chwili coś mu pilnego wypadało jestem wyrozumiała wszystko się może wydarzyć ale potem się okazywało że jak pisał mi że coś mu wypadło "ważnego" to on już pił (w czasie naszej przerwy moja koleżanka zaczęła się spotykać z jego kumplem, mieszkają w tej samej wiosce i są sąsiadami) więc byłam informowana na bieżąco co robi zwłaszcza że najczęściej pił u niego i nie to że wiem o tym z ich opowiadań bo mówić to se można durzo rzeczy ale koleżanka co chwilę wysyłała mi jego zdjęcie czy filmik jak piję stało się tak jak na początku mu mówiłam że jak tak będzie to ja podziękuję wszystko stało się dla niego ważniejsze niż ja kłóciliśmy się ciągle i on stwierdził że doskonale wie co ma robić i że nikt nie będzie nim kierował (no kurde nie miałam nic przeciwko temu że wyszedł z kolegą na piwo czy coś ja też nie raz wychodziłam ze znajomymi jak akurat nie mieliśmy się spotkać no ale jak się umawialiśmy koleżanki proponowały mi żeby wyjść gdzieś ja mówiłam że nie akurat w ten dzień mam z nim się spotkać najwyżej dołączymy do nich potem jak on będzie chciał a on odwoływał w ostatniej chwili spotkanie bo szedł do kolegi pić no to się stało denerwujące po kilku razach) i że będzie lepiej jak się rozstaniemy i tak się stało (już przed przerwą ten kontakt nasz był coraz bardziej ograniczony)
  9. Anka19

    Jaki prezent dla faceta na święta??

    I temu znalazłam plus rozstania się z chłopakiem miesiąc przed świętami. On wiedział co chce i powiedział że zobaczy co da się zrobić nie chciałam nic wyszukanego powiedziałam że dużego misia ale jak ja go spytałam co chce dostać to powiedział że co kupię to będzie dobrze zastanawiałam się nad albumem ze zdjęciami naszymi (wiem proste i dość mocno już przelekramowane) ale pojawił się problem bo mamy dosłownie trzy na skrzyrz zdjęcia ze sobą i to głównie z wesela (do tego większość z zaskoczenia i nie najlepiej wychodziliśmy na nich) mojego kuzyna na których byliśmy oboje w różnych stanach i nie koniecznie się nadawały na prezent bo ja tak samo jak i on nie lubimy robić sobie zdjęć. I kompletnie nie wiedziałam co mu kupić obeszłam chyba wszystkie możliwe sklepy i nic nie znalazłam ciekawego a też nie miałam za dużego budżetu zastanawiałam się też nad uchwytem na telefon do samochodu (może i nie najlepszy pomysł i dość tani aż takiego małego budżetu nie miałam) ale zawsze jak przyjeżdżał do mnie to widziałam że ten telefon ciągle mu się wala po samochodzie i ciągle go szuka ale stwierdziłam że poszukam jeszcze czegoś w internecie aż problem prezentu się rozwiązał bo doszliśmy do wniosku że się nie dogadujemy już tak jak na początku i że więcej się kłócimy niż normalnie rozmawiamy i się rozstaliśmy jakoś w połowie listopada
  10. Anka19

    pech

    Większość dotyczy całej mojej rodziny. Jak mój najstarszy brat był mały w naszej oborze wybuchł pożar i żeby nie sąsiad to moglibyśmy stracić jedyne wtedy źródło dochodów. Tydzień przed Bożym Narodzeniem, nie cały miesiąc przed moimi 9 urodzinami i pół roku przed moją komunią zmarła moja ukochana babcia (może ukochana bo drugiej nie było dane mi poznać i z sześciorga jej wnucząt byłam jedyną wnuczką w dodatku najmłodszą i chyba najbardziej byłam przez nią rozpieszczana) strasznie wszyscy to przeżyli a ja długo nie mogłam się z tym pogodzić i długo za nią płakałam. Żeby pożyła chociaż 3 lata dłużej doczekała by się drugiej wnuczki mojej siostry (miała podajże 75 lat więc nie była w mocno podeszłym wieku) czyli mama zaszła w ciążę zaczął się remont domu bo nie był przystosowany żeby było w nim malutkie dziecko i wszystko szło ku dobremu aż do momentu jak mama była pod koniec 6 miesiąca ciąży i nasze w miarę spokojne życie przerwała śmierć mojego drugiego brata był to ogromny cios nie tylko dla naszej całej rodziny ale i znajomych całej wioski (mieszkam w malutkiej wiosce gdzie każdy każdego zna i takie sposoby śmierci nie są tu częstym zjawiskiem chociaż w niewielkim odstępie czasu mojego brata to była 2 albo 3 taka śmierć) nikt w tamtym czasie nie miał głowy do niczego a zwłaszcza do remontu który się skończył jak siostra miała 2 lub 3 miesiące wszyscy to bardzo mocno przeżyli a mi zajęło dużo czasu aby się z tym pogodzić ale ogromnym wsparciem była rodzina i znajomi chociaż dla nich to też było ciężkie (ale dzięki temu doświadczeniu mogłam kilka lat później być wsparciem dla koleżanki która też straciła brata). Skończył się remont powoli zaczynaliśmy funkcjonować normalnie myśleliśmy że nasz limit pecha się skończył że gorzej być nie może (po śmierci brata tato mój powiedział takie słowa które chyba na zawsze zapamiętam "ludzie mówią że przeszliśmy piekło i to prawda ale zyskaliśmy też aniołka który teraz się nami opiekuje" wtedy pierwszy i ostatni raz widziałam jak tato płacze) a tu jednak nie los przygotował dla nas jeszcze coś był koniec stycznia przedostatni dzień szkoły przed feriami na następny dzień miałam mieć klasowe ognisko (była to akurat dość sroga zima) poszłam do koleżanki razem poszłyśmy do sklepu po rzeczy na ognisko wróciłyśmy do niej się nagrzać zasiedziałam się trochę usłyszeliśmy najpierw syreny strażackie a po chwili jechała straż koło jej domu myślałyśmy że pewnie ktoś za szybko jechał i wylądował w rowie nie zwróciłyśmy uwagi na to że dość szybko ucichł sygnał więc się coś stało nie daleko niej (mieszkam kilkaset metrów od niej) do momentu aż do jej mamy zadzwonił telefon chwilę z kimś rozmawiała i na początku nie chciała powiedzieć kto to był a było widać że jest dość mocno zdenerwowana potem się okazało że to była moja mama i że ta straż jechała do nas bo przez mrozy praktycznie 24 na dobę paliło się w kominku i przez zbyt wysoką temperaturę rozszczelnił się komin i ogień wydostał się na strych a że od kąd pamiętam on jest nie używany leżało tam pełno trocin i szmat to pożar dość szybko się rozprzeszczeniał na szczęście na dole (z opowiadań rodziców wiem) na początku wysadziło korki i od dymu było dosłownie tak siwo że siekierę można by było powiesić a ogień dostał się tylko do dwóch pokoi i to tylko delikatnie no ale jednak raz że wszystko było przesiąknięte smrodem z dymu i większość naszych rzeczy nie nadawała się do użytku a dwa z racji że w miejscu gdzie było kiedyś wejście na strych aktualnie stoi kominek to strażacy musieli rozebrać pół sufitu w salonie i drugie pół w pokoju żeby się tam dostać a tam gdzie były położone panele to one poszły od razu do wyrzucenia bo były całe napuchnięte od wody ja wtedy zostałam u koleżanki na noc (już wcześniej to planowałyśmy) mama z siostrą pojechały do jednej cioci w pobliskiej wsi a tata z bratem spali u drugiej która mieszka kilka domów od nas bo od razu na drugi dzień ruszył remont i oni pomagali potem ja dołączyłam do mamy i siostry i tak mieszkaliśmy rozdzieleni przez pierwszy tydzień ferii było ciasno bo u tej cioci bliżej ona ma w zimę tylko dwa pokoje użytkowe a w jednym stoi waziutkie łóżko to spali na materacu a u drugiej cioci też ma dwa pokoiki małe to mama z siostrą w jednym na jednym łóżku a ja z ciocią w drugim również na jednym łóżku no ale dzięki nim dostaliśmy pieniądze z gminy na remont bo mieliśmy do wyboru albo pieniądze albo dom zastępczy w drugim tygodniu ferii mogliśmy wrócić do domu i mieszkaliśmy w piątkę w jednym pokoju zanim wróciłam do szkoły przeniosłam się z mamą i siostrą do drugiego pokoju potem doczekałam się własnego wymarzonego co prawda małego ale jednak pokoju gdzie ta ekipa co remontowała zrobiła to chyba za pół darmo (taty kolegi chyba 3 synów i zieńć i robili u nas na prawdę po znajomości bo kończyli późno jedną robotę i przyjeżdżali do nas i nie raz było tak że siedzieli u nas do 2,3 nad ranem jechali do domów się trochę przespać ogarnąć i od nowa zaczynał się im dzień) bo z tego co obiło mi się o uszy to wzięli tylko pieniądze na materiały na ten pokuj a jakoś w połowie marca dom był już w pełni wyremontowany. Z tym pożarem to mieliśmy szczęście w nieszczęściu, nieszczęście bo praktycznie wszystko straciliśmy (moje szkolne książki na czas remontu leżały u sąsiada w stodole) a szczęście że miał on miejsce koło 17 więc w miarę wcześnie a żeby wybuchł dosłownie kilka godzin później to Bóg jeden wie jak to by się skończyły gdyby wszyscy już spali wszystko możliwe że albo by mnie tu teraz nie było albo bym została sierotą a tak jak tylko zaczęło się coś dziać niepokojącego to wyszli z domu i zadzwonili po straż i dzięki temu nie spalił się mocniej.
  11. Dwa razy dostałam kosza. Raz spodobał mi się chłopak rok młodszy a że uczymy się w tej samej szkole i mieszkaliśmy w jednym internacie to widywałam go sześć razy w tygodniu na początku nie zwracałam na niego uwagi nie zauważyłam nawet że jest w internacie dużo było tych pierwszaków i to on zaczął pierwszy się odzywać pierwszy raz jak szłam spóźniona na lekcje bo odprowadzałam koleżankę i on też szedł i powiedział cześć (nie było nikogo w pobliżu więc to było do mnie) no to odpowiedziałam potem raz drugi się odezwał na początku jak nie było nikogo a później to i przy innych potem zauważyłam w końcu że jest w interku któregoś razu poszliśmy na hale pograć w siatkówkę on też poszedł i po tym zaczęliśmy czasami gadać ze sobą więcej niż część czy smacznego (zaczął nawet chodzić na basen, ja chodziłam przy każdej możliwej okazji) aż się zorientowałam że mi się podoba i w końcu stwierdziłam że mu to powiem dość szybko nadażyła się okazja on stwierdził że musi to przemyśleć zastanowić się i że musi iść już więcej się nie odezwał(zawsze pierwszy się odzywał nawet jak mu to powiedziałam to on zaczął rozmowę) ale jak chciałam iść z koleżanką zapalić i poszłyśmy do szatni po kurtki i on tam był to ona normalnie wyszła a jak ja chciałam to "przypadkiem" stanął w wyjściu albo jak miałam zastępstwo w biblotece i nie chciało mi się tam siedzieć a był tam akurat taki pan że wystarczyło się wpisać na listę że idzie się na hale wstawiał normalnie obecność a my mogliśmy robić se co chcieliśmy a że się przyjaźnie z kilkoma dziewczynami z jego klasy to wpadłyśmy na pomysł żebym poszła do nich na lekcje bo mieli akurat historie z spoko panią która mi pozwoliła no to poszłam i jak on wszedł spóźniony na lekcje i mnie zobaczył to miał taką minę że myślałam że się zawróci i nie będzie na lekcji ale miałam ubaw z koleżanką która wie że on mi się podobał aż mało brakowało a pani by mnie wyprosiła. Drugi raz pojechałam z dwiema koleżankami i jednej z nich byłego już wtedy obecnego chłopakiem na dyskotekę i tam dołączyli do nas dwóch jego kuzynów i kuzynka (jednego poznałam wcześniej) z tym drugim złapałam wspólny język po pewnym czasie się okazało że mają w samochodzie wódkę swoją której nie mogli wnieść do środka i postanowiliśmy iść do nich wypić no a że samochód 5 osobowy a nas było 7 no to się pojawił problem z miejscem koleżanka dla swojego chłopaka na kolana no dobra gdzie jeszcze jedną osobę wsadzić to tamten zaproponował że weźmie mnie na kolana no i problem się rozwiązał (od razu mi się spodobał więc zbytnio nie protestowałam na trzeźwo może i bym wolała stać już na podwórku a był grudzień ale po większej ilości alkoholu to co tam) a na tej dyskotece był chłopak z poprzedniej historii i wpadł mi do głowy żeby go trochę pow...iać tylko jak to spytałam tego co siedziałam mu na kolanach czy zechce mi pomuc pow...iać takiego jednego się zgodził w skrócie mieliśmy przy nim udawać parę (nic wielkiego trochę się poprzytulać czasami weźmie na kolana i to wystarczyło) w klubie tylko spytał który to no i zaczęła się zabawa myślałam że szczękę to z podłogi będzie zbierać potem to już nie była potrzebna jego obecność jak przetańczyliśmy całą piosenkę wtuleni w siebie to dopiero mi powiedział że tamten jak nas zobaczył razem to poszedł sobie od razu zły jak osa. Dyskoteka się skończyła trzeba wracać do domu miał po nas przyjechać tato jednej z koleżanek (wcześniej do niego dzwoniła że może przyjechać już) ale dłuższy czas go nie było u nich kierował ten drugi i to on sam zaproponował że nas odwiozą no gdzie drugi dzień świąt pełno policji jeszcze chcieli jechać na kebaba z 2 osobami nadkompletu w życiu bym się nie zgodziła na szczęście przyjechał jej tato po nas już bo na prawdę nalegali na porzegnanie się przytuliliśmy i pocałował mnie w policzek a ja jego. Potem pisałam z nim sporo i w sylwestra po kilku kieliszkach wina wpadłam na kolejny głupi pomysł że mu powiem co czuje i jak pomyślałam tak zrobiłam napisałam do niego to on odpisał że nie chce nic więcej niż przyjaźń przynajmniej na razie (znaliśmy się w sumie zaledwie kilka dni) potem pisaliśmy jeszcze ale już nie tyle co przed tem aż w końcu urwał nam się kontakt do czasu aż znowu pojechałam z tymi samymi koleżankami na tą samą dyskotekę (ta jedna już nie była z tamtym chłopakiem) ale nadal miałam kontakt z tamtymi jego kuzynami (to są bracia rodzeni w ... podobni do siebie) i też przyjechali z trzema kolegami których imion nawet nie zapamiętałam no i się połączyliśmu im więcej tym lepiej gadałam normalnie z nim ale już był dystans między nami i w pewnym momencie stwierdziłam że wypiłabym drinka ale zapomniałam dowodu (wpuścili bez problemu ale ze sprzedażą alkoholu już był problem) i musiałam któregoś poprosić bo koleżanki były jeszcze nie pelnoletnia a poza tym gdzieś poszły na chwilę do tych ich kolegów głupio było powiedzieć ej ty kupisz mi drinka a jeden z nich z kimś rozmawiał a ten drugi stał tyłem było ciemno a jeszcze to był mój drugi dzień imprezowania bo dzień wcześniej obchodziłam 18nastke i nie wiedziałam który z nich z kimś rozmawia a który stoi po prostu przy barze (temu wcześniej napisałam że są bardzo podobni do siebie i między nimi jest niewielka różnica wieku zawsze miałam jakieś tam problemy z rozróżnieniem ich ale wiedziałam który mi się podoba) i powiedziałam imię tego drugiego a się okazało że to był ten ale chyba tego nie wyłapał że się pomyliłam i normalnie mi kupił ale ja miałam tą świadomość że się pomyliłam i nie mogłam się odpędzić od myśli że jednak wyłapał to i że strzeliłam taką gafę przy chłopaku który mi się podoba i to z nim związaną dobrze że był już prawie koniec więcej się do niego nie odzywałam do pojechania do domu. Potem napisał do mnie że widział że chce z nim pogadać (chciałam i to bardzo) ale nie było kiedy na osobności. Pisaliśmy znowu jakiś czas potem znowu się urwał kontakt i nie mieliśmy go ze sobą przez około pół roku do momentu aż wypiłam trochę za dużo z przyjaciółkami poszłam do łazienki myślałam że będę wymiotować a skończyło się na tym (dowiedziałam się dopiero po jakimś czasie jak przeczytałam z nim rozmowę) że napisałam do niego że go kocham i poszłam spać w łazience na podłodze nawiasem mówiąc przyjaciółki miały nie zły ubaw ze mnie jak krzyknęłam co ja ... robię w kiblu na podłodze, on coś mi odpisał nie pamiętam co i mnie zablokował i już więcej nie mieliśmy kontaktu (podświadomie wiedziałam że zrobiłam coś czego będę żałować no i zrobiłam chciałam go przeprosić wyjaśnić że za dużo wypiłam ale nie zdążyłam)
  12. Anka19

    Zmiana szkoly

    Ja się przepisałam na inny profil po dwóch miesiącach w pierwszej klasie. W drugiej klasie doszły do klasy trzy osoby które się przepisały z innych szkół (z jednego technikum do drugiego) i musieli tylko pozdawać egzaminy z zawodowych co prawda tylko dwie dziewczyny z trzech osób podeszły do nich bo trzeci chłopak po dwóch miesiącach rzucił szkołe (był pelnoletnia już) ale one pozdawały bez większych problemów normalnie na którejś lekcji u pani od danego przedmiotu. Dołączyła do nas jeszcze jedna dziewczyna która z pewnych względów musiała się przenieść na rok i w poprzedniej szkole była na podobnym profilu i musiała tylko zdać egzamin z jednego przedmiotu którego nie miała w tamtej szkole a po roku normalnie wróciła do swojej. Znam chłopaka który przeniósł się z technikum do liceum w drugiej klasie ale nie wiem jak to u niego wyglądało
  13. Anka19

    Śmieszne sytuacje lub wpadki w szkole

    Na dniach otwartych z koleżanką zachciało nam się palić a obie byłyśmy za coś odpowiedzialne i akurat nowa grupa przyjechała i nie było kiedy wyjść na dwór to my do łazienki i w kabinie paliłyśmy (elektryka) wyszłyśmy z łazienki idziemy korytarzem patrzymy a nauczycielka wchodzi do tej toalety a tam dosłownie siwo to uciekałyśmy jak najszybciej i jak najdalej ale nie było żadnego przypału (widziała jak wychodziłyśmy z tej łazienki). Na długiej przerwie z koleżankami stwierdziłyśmy że wypiły byśmy po piwie (za raz obok szkoły mamy sklep i tam każdy chodzi palić bo jest wyznaczone miejsce że można i policja pelnoletnim tam tak na prawdę nic nie może zrobić) ale zanim się dogadałyśmy jakie te piwo i ile to z 15 minut przerwy zostało 5 a trzeba jeszcze kupić i zdążyć wypić a kolejka pod same drzwi to chyba był mój rekord czasu w wypiciu piwa a trzeba na lekcje iść (ja wypiłam całe i wybierałam się na lekcje dwie koleżanki wypiły jedno na pół i też szły na lekcje ale one mniej wypiły a te co wypiły po całym to albo nie wybierały się na lekcje albo już skończyły) więc ja miałam najgorzej dobrze że to była moja ostatnia lekcja ale pisałam na niej szlaczkami jakimiś i do tej pory nie wiem co tam jest napisane. Nie pamiętam co to było ale dzień wcześniej piłam z przyjaciółką a że mieszkałyśmy w internacie to nie było innej możliwości jak w nocy na ciszy nocnej no ale na drugi dzień trzeba było do szkoły iść i miałam religie i poszliśmy na hale pograć w coś i Pan do każdego podchodził i pytał w co gra (siatkówka albo piłka nożna) a tych co nie chcieli grać namawiał jak podszedł do mnie i mnie zobaczył to tylko się zaśmiał i powiedział że ja to chyba nie jestem w stanie w nic grać i poszedł se. Miałam na przed ostatniej lekcji biologie a potem godzinę wychowawczą i na biologi miała być kartkówka i nikt z klasy się na nią nie nauczył to stwierdziliśmy że na nią nie pójdziemy no ale że nie była to nasza ostatnia lekcja a baliśmy się nie iść na wychowawczą to siedzieliśmy 45 minut pod sklepem (był październik albo listopad a nikt nie pomyślał wziąść ze sobą kurtki) ale wtedy sklep zarobił bo każdy co chwilę chodził kupić hod doga żeby coś ciepłego zjeść ale pani miała z nas ubaw a jeszcze większy miała z nas nasza wychowawczyni i się śmiała że uważamy ją za taką groźną i dała nam radę żeby następnym razem już nie wracać na lekcje inne i pół lekcji się z nas śmiała. W pierwszej klasie technikum mieliśmy matmę (pani od matmy to nasza wychowawczyni) i pani się spóźniała to część lekcji staliśmy pod klasą aż pani z sekretariatu nas zauważyła i powiedziała to dla wice dyrektora to przyszedł wpóścił nas do klasy i siedział z nami aż pani napisała do kogoś że już jedzie i zaraz będzie to ktoś wpadł na pomysł żeby dyrektor usiadł w ławce z nami i zobaczymy czy pani zauważy (szkoda że już nie jest on wice dyrektorem zarąbisty był) i tak zrobił a on do najniższych nie należy z 2 metry wzrostu może ma pani wchodzi do klasy każdy czeka na jej reakcje ona nic zaczyna prowadzić lekcje każdy próbował zachować powagę ale jak już on zaczął się śmiać to już każdy nie mógł wytrzymać i próbował powstrzymać śmiech jeszcze siedział przedemną i koleżanką i tylko się odwracał to tyłu żeby zasłonić się że się śmieje aż w końcu nie wytrzymał i wyszedł to pani wtedy dopiero go zauważyła już reszty lekcji nie mieliśmy w sumie to nie wiele jej i tak zostało. Oprócz ostatniej sytuacji to w pozostałych byłam wtedy 2-3 klasa technikum więc byłam pełnoletnia żeby nie było
  14. Kilka razy zapaliłam ze znajomymi ale ostatni raz się skończył tym że wszyscy prawie się wjebaliśmy pod pociąg na prawdę mało brakowało bo pobiegliśmy za kotem którego prawdopodobnie tam nawet nie było od tamtej pory powiedziałam se że nigdy więcej
  15. Anka19

    Kontuzja Kolana

    Jakieś 4 lata temu nabawiłam się kontuzji prawego kolana nawet sama nie wiem jak prawdopodobnie przez sport tak mnie nakur*****że chodzić nie dałam rady byłam wtedy nie pelnoletnia jeszcze więc poszłam do rodzinnego lekarza po skierowanie i pojechałam do ortopedy dziecięcego zrobił prześwietlenie i stwierdził że to głównie przez to że rosne i że mam w nim włókniaka czy coś ale że sam się wchłonie dał zwolnienie z wf na dwa tygodnie kazał smarować maścią i nie nadwyrężać go no okej po jakimś przeszło jeździłam tylko na kontrolę nic się nie działo a jak dłuższy czas nie bolało to już na nie nie jeździłam po dwóch latach znowu zaczęło odzywać i znowu tak że chodzić nie mogłam pojechałam znowu do tego samego ortopedy znowu prześwietlenie i ta sama gadka co wcześniej i znowu przerwa że nie bolało po roku (już byłam pełnoletnia) znowu kolano się odzywa ale to już tak że myślałam że się zes*** z bólu poszłam na pogotowie powiedziałam że się przewróciłam i się uderzyłam w nie bo nie miałam możliwości iść do rodzinnego po skierowanie a tak przyjęli mnie bez znowu lekarz prześwietlenie i że nic on nie widzi niepokojącego i żeby w razie czego umówić się do ortopedy dał skierowanie no dobra po jakimś czsie przestało i do tej pory czasami się odzywa ale ból jest do zniesienia. Potem rok temu wlywaliłam sie na schodkach wykręcając se kostkę pierwszy ból był taki że aż się poryczałam i dobrze że jakiś pan wychodził ze sklepu do którego właśnie szałam to pomógł mi wstać jak zobaczył żel się popłakałam to chciał karetke wzywać ale zapewlnilam go że nie trzeba że to chwilowe poszłam do sklepu kupiłam co miałam kupić i kulejąc wróciłam do akademika (byłam na stażu i tam mieszkałam) a to był pierwszy dzień jeździliśmy tam gdzie przez najbliższy miesiąc mieliśmy pracować byłam sama w pokoju bo koleżanki już pojechały a ja miałam na późniejszą godzinę kostka zdążyła już mi spuchnąć więc zamroziłam w butelce wodę i zrobiłam okład koleżanki wróciły i spytały mnie co mi się stało w nogę to im powiedziałam i że samo za jakiś czas przejdzie i gdyby nic pojechałam do pracy nikomu więcej nie mówiąc i starałam się jak naj mnie kuleć i tak chodziłam przez około tydzień z dobrze spuchniętą kostką dziewczyny mnie namawiały abym poszła do lekarza albo żebym chociaż nauczycielce którejś powiedziała nie chciałam ale pani sama się dowiedziała bo weszła nam do pokoju a ja zapomniałam o butelce z lodem na kostce jak ją zobaczyła to tylko kazała mi pokazać nogę na początku też chciała namówić mnie na lekarza ale się nie zgodziłam to tylko kupiła mi maść jakąś i bandaż elastyczny i do końca wakacji chodziłam kulejąc potem w sylwestra byłam u koleżanki wracałyśmy do niej trochę wcięte a że był mróz a my szłyśmy polami jak się nie wywróciłam i znowu ta nie szczęsną kostka trochę zabolała ale alkohol chyba mnie znieczulił budzę się rano kostka cała spuchnięta że nie było jej widać i do tego sina myślę sobie e tam jak wtedy przeszło to i teraz przejdzie ale nie przeszło a było tylko gorzej po tygodniu poszłam do lekarza w rejestracji ta sama ściema co przy kolanie u lekarza już to nie przeszło wystarczyło że zobaczył moją nogę i spytał kiedy to było i dał ochrzan że czemu od razu nie przyszłam wysłał mnie na prześwietlenie jak wróciłam do niego to tylko powiedział że na zdjęciu nie widzi nic innego czego by mógł się spodziewać po takim czasie i znowu dał ochrzan że gdybym od razu przyszła założyłby ortezę czy jak to się zwie a tak że nie widzi już potrzeby i dał skierowanie do ortopedy z nakazem od razu się zajerestrowania umówiłam się na wizytę ale na nią nie poszłam bo kostka już tak nie bolała a w ten dzień miałam coś jeszcze do załatwienia. Zaraz po zamknięciu szkół przez wirusa stwierdziłam że częściej będę jeździć na rolkach bo przez szkołę nie miałam za bardzo kiedy i któregoś dnia wybrałam się z siostrą pojeździć ona na rowerze ja na rolkach nie zdążyłyśmy wyjść na ulicę a wjechałam w głębienie po kałuży straciłam równowagę się wywróciłam tak że szpagat prawie zrobiłam to tylko zdołałam powiedzieć do siostry żeby mi klapki przyniosła bo czułam że wcześniej już kontuzjowana kostka zaczyna mi puchnąć i wiedziałam że potem mogę mieć problem z zdjęciem rolki myślałam że posiedzę trochę i sama wrócę do domu ale każda próba wstania kończyła się jeszcze większym bólem od stopy do kolana lewej nogi i już nic więcej nie zdołałam powiedzieć to dobrze że mam z bratem wyszła do krów i nas zobaczyli to pomogli mi zajść do domu po kilku minutach już tylko kolano mi bolało z kostką było wszystko okej tylko trochę spuchnięta była ale nawet już nie bolała ale za to kolano bolało za wszystko inne na drugi dzień było tylko gorzej pojechałam do lekarza zanim ktoś do mnie przyszedł minęła może godzina potem pół godziny myśleli co zrobić bo wirus i takie tam aż w końcu stwierdzili że zawołają lekarza i on zdecyduje to zanim on przyszedł minęła kolejna godzina jak już przyszedł to tylko po to żeby powiedzieć że mnie nie przyjmie i powiedział co robić droga do samochodu zajęła mi kolejne 15 minut nie stał daleko ale ledwo dałam radę iść kolejny tydzień wstawałam tylko do łazienki i z rana coś zjeść bo byłam wtedy w domu tylko z młodszą siostrą przez miesiąc kulałam mocno a o rolkach mogłam zapomnieć na 3 miesiące jak nie lepiej. Skończyłam z kontuzją kostki i obu kolan i chyba jak się to wszystko uspokoi to się wybiorę do ortopedy nie odzywają się te kontuzje często ale jak już to z całą siłą i nie pojedyńczo tylko jak już to wszystkie na raz jedną ciężko wytrzymać a jak wszystkie zaczną to droga do łazienki zajmuje mi 3 razy dłużej niż normalnie chociaż mam ją obok mojego pokoju. Mnie nie przyjął jak chodzić nie mogłam przez kolano a jak mama powiozła brata na te same pogotowie bo złamał palca u nogi że mu się wygią prawie o 90 stopni to jak opowiadała że przyjmowali z lekkim bólem głowy a mu założyli tylko szynę żeby jak najmniejszy kontakt był gdzie na pewno nie jest normalne tak wygięty palec i każdy po kolei jak jeden mąż jak tylko go zobaczył to się dziwił że mu go nie nastawili no więc polska służba zdrowia
  16. W wieku 16 lat jak ciocia spytała czy bym mogła do niej przyjechać na dwa dni pilnować brata ciotecznego jak ona i wujek szli do pracy bo jej rodzice nie mogli bo mieli gości (siostra cioteczna mamy) a wujka rodzice mieli coś do pozałatwiania bo tak to albo jedni albo drudzy się zajmowali to za dwa dni dostałam 50 złoty. Potem rok później poszłam z koleżanką do znajomej pilnować dwujki dzieci to dostałyśmy 70 złoty do podziału nie pamiętam za ile godzin a że koleżanka miała inną już dorywczą pracę i nie mogła pilnować już u niej to znajoma raz drugi do mnie napisała czy bym nie przyszła popilnować i tak wyszło że ponad dwa lata chodziłam do niej w roku szkolnym w weekendy prawie każde a w wakacje i ferie średnio co drugi dzień pilnować jak chciała gdzieś wyjść z chłopakiem czy musiała coś załatwić no ale się skończyło raz że dziewczynki podrosły a dwa jej mama wróciła do Polski na stałe i wiadomo że jej bardziej się opłaca poprosić swoją mame niż mnie żeby po pilnowała płaciła mi 50 złoty nie zależnie czy siedziałam z nimi 2,3 godziny czy pół dnia i jeszcze na noc zostawałam (bywało i tak) kilka razy się z nią pokłóciłam o to bo zaproponowałam żeby płaciła mi za godzinę bo i dla niej się to by bardziej opłacało i dla mnie bo nie zawsze tyle samo siedziałam z nimi a ona że nie że na tyle na ile się umawiałyśmy na początku tyle będzie mi płacić i że jak nie pasuje mi to mogę se innej pracy poszukać dorywczej a i ona na pewno znajdzie kogoś komu to będzie odpowiadało a ja chciałam tylko dobrze (na początku mi odpowiadała ta stawka ale potem już nawet o sobie nie myślałam ale że ona by nie raz tyle pieniędzy zaoszczędziła) no ale dobra po tych kłótniach se obiecywałam że więcej nie pójdę do niej że znajdę sobie coś innego ona też próbowała z innymi osobami ale ja raz że nie mogłam nic znaleźć w okolicy a z dojazdem do miasta było ciężko a i tam jak już to takie prace typowo dla chłopaków ale i też się przywiązałam do nich a i ona jak potem opowiadała po ostatniej kłótni naszej jak się pogodziłyśmy że próbowała z innymi osobami ale dziewczyny narzekały na te osoby i mówiły że nie chcą kogoś innego tylko ciocie (czyli mnie) i ciągle pytały kiedy przyjdę
  17. U mojego jednego starszego brata chrzestnymi zostali starsza siostra taty i wujek mamy (więc no starsi od rodziców) u drugiego brata brat nasz cioteczny z żoną u mnie siostra cioteczna mamy i syn siostry taty czyli mój brat cioteczny u siostry córka brata najstarszego chrzestnej i syn taty brata ciotecznego na początku u siostry miał być chrzestnym syn mamy siostry ale tak wyszło że w dniu chrztu miał coś innego i nie mógł a jeszcze mieszka dość daleko. No więc u jednego brata chrzestny to dalsza rodzina już świętej pamięci nie stety bardzo go lubiłam, u drugiego brata też bratowa więc no, u mnie też chrzestna to dalsza ciocia u siostry też chrzestny to nie jakaś najbliższa rodzina.
  18. Miałam kilka. Jak z rok młodszą koleżanką w internacie opijałyśmy tydzień moją 18nastke (nie zauważyli albo nie chcieli widzieć wychowawcy) jak zaczęłyśmy w niedzielę to w czwartek skończyłyśmy a na drugi dzień do szkoły przez pierwsze dwa dni było nawet spoko ale na trzeci ja miałam jeszcze praktyki w internacie na kuchni to nie dałam rady na jedzenie patrzeć bo myślałam że zwymiotuje koleżanka tak samo. Jak byłam na stażach miesięcznych między innymi z koleżanką z wyżej wymienionej sytuacji cały miesiąc praktycznie picia czasami z przerwami raz jak w piątkę piliśmy to każdy naje**** leżał dobrze że to był weekend i nie trzeba było iść do pracy ale była taka sytuacja że we trzy piłyśmy jedna normalnie wstała na drugi dzień do roboty ale nas nie obudziła my wstajemy (znowu z tą z 18nastki) ona zaspała na MPK ja miałam chyba 10 minut ani bez śniadania ani nie ogarnięta to włosy czesałam w windzie dobrze że jestem na gastronomi to chociaż nie musiałam się martwić że będę głodna jak tylko weszłam na kuchnie to pierwsze pytanie to było czy mogę przerwę aby zjeść ale z tym też ciężko było na kacu. Jak pojechałam do koleżanki (tak tej z interka i 18nastki) na sylwestra) napiłyśmy się najpierw u niej w domu i potem poszłyśmy do jej braci i kolegów z wioski nic nie pamiętałam rano wstaje kostka cała spuchnięta i sina (spałam u niej) ja takie co jest ku*** o co chodzi co się stało a ona mi mówi że jak wracałyśmy się wyjeba*** i se wykręciłam nogę to we czwórkę mnie chyba podnosili i prowadzili do jej domu. Z jej 18nastki pierwsze 3,4 godziny pamiętam tylko jak jej wujek po mnie przyjechał i zabrał do jej domu żebym się przespała i jak z łóżka spadłam. Jeszcze wracając do mojej 18nastki jak urodziny wypadały chyba w środę to w sobotę robiłam dla rodziny (rodzice chrzestny z żoną miała być też chrzestna ale nie mogła brat siostra i ciocia) to tydzień chyba później robiłam dla znajomych na sali już to było tak w piątek impreza ze znajomymi na sali (był styczeń więc nie dość że każdy pijany to jeszcze ślisko było jak nie wiem co to każdy przynajmniej raz leżał taka jeszcze do tego zawieja była że nie myślałam o prezentach czy imprezie tylko o tym żeby goście bezpiecznie dojechali) w sobotę koleżanki wyciągnęły mnie na dyskotekę we trzy byłyśmy nie źle skacowane ja nie wiedziałam na jakim świecie żyje nawet nie pamiętałam że ktokolwiek mi życzenia składał na dyskotece dopiero się dowiedziałam od koleżanek a żeby tego było mało w niedzielę leżę do południa w łóżku leczę kaca myślałam że chociaż w ten dzień odpocznę od picia a tu nic z tego słyszę ktoś do mamy dzwoni skończyła gadać przychodzi do mnie żebym wstawała się ogarniała bo chrzestna stwierdziła że nie mogła być jak robiłam dla rodziny to teraz wpadnie ja takie co kur**idealny dzień se wybrała ja po dwó dniowym ostrym melanżu skacowana jak nie wiem co a tu jeszcze przydało by się z nią wypić (nie wiedziałam kto kieruję ona czy wujek) na moje chyba nie szczęście wujek kierował to przyniosłam wino(jakby ona kierowała to z wujkiem bym wypiła wódkę i chyba dla mnie to by było lepsze) a tu nie wino to w poniedziałek wstawałam z łóżka tylko do łazienki o jedzeniu nawet myśleć nie mogłam piątek sobota piłam wódkę i nie było aż tak źle ale że ja nie mogę mieszać alkoholu to wino sprawiło że ledwo żyłam. Jeszcze jak pierwszy raz pojechałam na dyskotekę to drugi dzień praktycznie cały przespałam
×