Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Anka19

Zarejestrowani
  • Zawartość

    138
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Anka19

  1. Byłam wczoraj na weselu które samo w sobie było według mnie udane muzyka spoko każdy się bawił para młoda bawiła się ze wszystkimi. Tylko mój chłopak spił się że spał na...y przez co nie pamięta pół wesela ja się z nim cały czas o to kłóciłam bo obiecał że się nie na... że będzie pił z umiarem i część wesela przesiedziałam w łazience płacząc na zmianę z pilnowaniem jego i mojego brata bo też się schlał ale on przynajmniej sam wszedł do autokaru którym wracaliśmy a tamtego to brat Pana młodego z kolegą musieli zaprowadzić bo sam nie był w stanie. Pod koniec wesela stwierdziłam że nie mam co się przejmować nim i bawiłam się bez niego z resztą gości i parą młodą bo przez całe wesele kilka razy zatańczyłam dosłownie bo nie chciałam jego zostawać a potem miałam już to gdzieś jak on miał mnie. Wysiedliśmy u Pana młodego pod domem (mój brat cioteczny) mimo że mogliśmy wysiąść wcześniej i mieć bliżej do mnie do domu ale nie chciałam wysiadać z nimi dwoma na...ymi na ulicy żeby mi się jeszcze pod samochód wjebali a tam wiedziałam że przynajmniej ktoś mi pomoże jak coś z nimi zanim mama po nas nie przyjechała
  2. Anka19

    Wesele a koronawirus

    Ja mam mieć wesele 2 października (miało być w czerwcu) brata ciotecznego z jednej strony chce iść z drugiej się boję i nie wiem co zrobić
  3. Anka19

    Studniówka

    Ja studniówki jeszcze nie miałam ale rok temu miałam połowinki bardzo chciałam na nie iść i na początku powiedziałam że będę (miałam wtedy chłopaka) więc że z osobą towarzyszącą wcześniej go pytałam czy pójdzie ze mną czy będzie miał czas zapewniał że tak potem się dość ostro pokłóciliśmy o to że nie miał dla mnie czasu wcale i już wiedziałam że tym bardziej nie znajdzie go na połowinki choć zapewniał że będzie miał to stwierdziłam że jeszcze poczekam z ostateczną decyzją czy iść czy nie (sama bym nie poszła) w końcu stwierdziłam że to nie ma sensu i się rozstaliśmy powiedziałam klasie że nie przyjdę na połowinki i nie poszłam a co do uczuć związanych z moją nieobecnością to miałam różne z mojej klasy tylko dosłownie kilka osób było i mówili że było słabo a przyjaciółka moja która była i jest w równoległej klasie mówiła że super było i że fajnie się bawiła
  4. Anka19

    Czy robiliście 18-stkę?

    Ojj tak najpierw tydzień picia z przyjaciółką w internacie (w niedzielę zaczęłyśmy w czwartek skonczyłyśmy) oczywiście do szkoły trzeba było chodzić ledwo wytrzymywałyśmy na lekcjach no i na ciszy nocnej żeby przypału nie było (raz prawie był jak wycha weszła bo byłyśmy za głośno jeszcze nam wódka butelkę i kieliszki na szczęście zdążyłyśmy schować na dywan się wylała to otworzyłyśmy okno żeby nie śmierdziało to jak weszła to pierwsze co powiedziała to nie żebyśmy były ciszej tylko że coś czuje i ma nadzieję że to nie to co myśli potem dopiero uciszyła i kazała zamknąć okno i czekała aż to zrobimy to za Chiny nie wiem jak mi się udało zajść tam w miarę prosto to był 3 albo 4 dzień picia naszego ale na szczęście se poszła a my dalej w melanż) potem w weekend z najbliższą rodziną tydzień chyba później dla znajomych na drugi dzień na dyskotekę a na trzeci chrzestna przyjechała to była dłuuuga 18nastka całe szczęście z przerwami
  5. Ja dostałam na 18nastke od cioci (mojej chrzestnej) i wujka (jej męża) złoty naszyjnik bardzo delikatny przez pierwszy rok bałam się go nosić żeby nie porwać potem mi się poplątał i pół roku zabierałam się za rozplątanie go ale nigdy jakoś czasu nie było aż stwierdziłam że muszę go rozplątać zajęło mi to chyba 2 albo 3 dni ale się udało i teraz go noszę codziennie chyba że wiem że będę robić coś gdzie mogę go porwać i zdejmuje do spania i mycia (złote serduszko) bardzo mi się podoba
  6. Mój brat 8 lat temu popełnił samobójstwo na szczęście i nie szczęście to ja ze znajomymi go znaleźliśmy dobrze bo gdyby na przykład to mama go znalazła to mogło by się to dużo gorzej skończyć niż jedno dniowym pobytem w szpitalu na obserwacji (nawet nie cały dzień w niedzielę po południu zabrało ją pogotowie które przyjechało do brata a w poniedziałek rano wyszła do domu) była w ciąży a źle bo mieliśmy po kilka kilkanaście lat ja np.miałam11 i mi długo po nocach śnił się jego widok wiszącego że bałam się nawet na sekundę zamknąć oczy i każdy z naszej paczki chciał czy nie chciał dorusł po tym wydarzeniu psychicznie już nie było bez troskiego ganiania po wiosce od rana do nocy jak to było jeszcze nawet kilka dni wcześniej przez trzy dni od śmierci do pogrzebu bardzo mało spałam jak w sumie chyba każdy z rodziny dzień przed chyba pogrzebem byłam tak padnięta że zasynałam na siedząco a w ten dzień był różaniec poszłam się położyłam i zasnęłam nie wiem ile czasu spałam ale jak się obudziłam (z płaczem) różaniec trwał już w najlepsze ciocia przyszła mnie uspokoić i namawiała żebym wyszła na podwórko bo przyszły akurat moja, zmarłego i drugiego brata klasy nie chciałam na początku ale wyszłam i nie żałowałam tego bo chociaż nap chwilę mogłam zapomnieć. Dobre kilka lat miałam złe znajomym za to że jak tylko tato zabrał brata do domu to każdy uciekł a z drugiej strony byłam wdzięczna im za to że ktoś pobiegł po kogoś dorosłego że nie zostawili tej sprawy mi że nie uciekli jak tylko go znaleźliśmy bo ja bym nie wiedziała co robić ale bardziej byłam na nich wściekła i w sumie dopiero dwa lata temu jak jeden kolega napisał do mnie z zapytaniem o datę rocznicy (kilka dni po) na początku normalnie mu odpisałam że już była i w ogóle a on że ok i że mu się brat przyśnił i wtedy nie wytrzymałam i wygarnęłam mu to że pominę szczegóły ale głównie o to że uważa się za takiego jego kolegę a nawet nie pamięta o rocznicy ale chyba byłam najbardziej wściekła że mi brat żywy ani razu się nie przyśnił a nie którym osobom tak a mi się śniły tylko koszmary z tym związane ale nie przyznałam się dla kolegi do tego bo w sumie chyba wtedy nie dopuszczałam do siebie takiej możliwości wysłałam mu milion wiadomości wyżywając się na nim on tylko cierpliwie je czytał nie przerywając mi dopiero jak skończyłam wytłumaczył mi że wtedy każdy był dzieciakiem jeszcze że dla każdego to był ogromny szok ból i straszne przeżycie i że nie wiedział że potrzebuję ich wsparcia przeprosił długo jeszcze potem pisaliśmy do późnej nocy mimo że on rano miał do roboty a ja do szkoły na koniec napisał że zawsze mogę na niego liczyć i o każdej porze dnia i nocy mogę do niego napisać. Po pogrzebie do końca tygodnia z bratem nie chodziliśmy do szkoły a potem wszystko w miarę możliwości wróciło do normy zaraz potem nadeszły wakacje pojechałam na kolonie urodziła się młodsza siostra potem znowu rok szkolny brat poszedł do szkoły średniej tata z samego rana wychodził do pracy wracał wieczorem zjadł coś i szedł spać mama zajęta była siostrą a ja musiałam siedzieć w szkole tej co wszystko przypominało o bracie jeszcze dłuuuugich 5 lat mam wrażenie że od tamtego wydarzenia nie tylko nasza paczka się rozsypała ale i rodzina że tylko tyle co mieszkamy pod jednym dachem i czasami porozmawiamy a tak to każdy zajmuje się swoimi sprawami i żyje swoim życiem ja z bratem byłam bardzo zżyta mimo wielu kłótni i bardzo przeżyłam jego śmierć i nadal przeżywam choć już nie tak ale czasami chce skimś porozmawiać o tym że bardzo za nim tęsknię że brakuje mi go a jedyne na kogo mogę liczyć że wysłucha że od razu nie zmieni tematu to dosłownie garstka przyjaciół z nowej szkoły bo ze starej z nie licznymi mam kontakt no i niby na kolege co napisał że zawsze mogę na niego liczyć ale od tamtej pory jakoś nie korzystałam z jego propozycji a z przyjaciółmi nowymi (no już nie tak nowymi) tak się dobraliśmy że każdy z nas coś przeżył i każdy z nas dobrze wie że może każdy na każdego liczyć ale mi chodzi o rodzinę wiem że dla każdego to jest ciężki temat że każdy przeżywa to na swój sposób ale gdybyśmy usiedli porozmawiali razem było by lżej a siostra wie jedynie tylko tyle że miała jeszcze jednego brata nic więcej
  7. Anka19

    Kontuzja Kolana

    Jakieś 4 lata temu nabawiłam się kontuzji prawego kolana nawet sama nie wiem jak prawdopodobnie przez sport tak mnie nakur*****że chodzić nie dałam rady byłam wtedy nie pelnoletnia jeszcze więc poszłam do rodzinnego lekarza po skierowanie i pojechałam do ortopedy dziecięcego zrobił prześwietlenie i stwierdził że to głównie przez to że rosne i że mam w nim włókniaka czy coś ale że sam się wchłonie dał zwolnienie z wf na dwa tygodnie kazał smarować maścią i nie nadwyrężać go no okej po jakimś przeszło jeździłam tylko na kontrolę nic się nie działo a jak dłuższy czas nie bolało to już na nie nie jeździłam po dwóch latach znowu zaczęło odzywać i znowu tak że chodzić nie mogłam pojechałam znowu do tego samego ortopedy znowu prześwietlenie i ta sama gadka co wcześniej i znowu przerwa że nie bolało po roku (już byłam pełnoletnia) znowu kolano się odzywa ale to już tak że myślałam że się zes*** z bólu poszłam na pogotowie powiedziałam że się przewróciłam i się uderzyłam w nie bo nie miałam możliwości iść do rodzinnego po skierowanie a tak przyjęli mnie bez znowu lekarz prześwietlenie i że nic on nie widzi niepokojącego i żeby w razie czego umówić się do ortopedy dał skierowanie no dobra po jakimś czsie przestało i do tej pory czasami się odzywa ale ból jest do zniesienia. Potem rok temu wlywaliłam sie na schodkach wykręcając se kostkę pierwszy ból był taki że aż się poryczałam i dobrze że jakiś pan wychodził ze sklepu do którego właśnie szałam to pomógł mi wstać jak zobaczył żel się popłakałam to chciał karetke wzywać ale zapewlnilam go że nie trzeba że to chwilowe poszłam do sklepu kupiłam co miałam kupić i kulejąc wróciłam do akademika (byłam na stażu i tam mieszkałam) a to był pierwszy dzień jeździliśmy tam gdzie przez najbliższy miesiąc mieliśmy pracować byłam sama w pokoju bo koleżanki już pojechały a ja miałam na późniejszą godzinę kostka zdążyła już mi spuchnąć więc zamroziłam w butelce wodę i zrobiłam okład koleżanki wróciły i spytały mnie co mi się stało w nogę to im powiedziałam i że samo za jakiś czas przejdzie i gdyby nic pojechałam do pracy nikomu więcej nie mówiąc i starałam się jak naj mnie kuleć i tak chodziłam przez około tydzień z dobrze spuchniętą kostką dziewczyny mnie namawiały abym poszła do lekarza albo żebym chociaż nauczycielce którejś powiedziała nie chciałam ale pani sama się dowiedziała bo weszła nam do pokoju a ja zapomniałam o butelce z lodem na kostce jak ją zobaczyła to tylko kazała mi pokazać nogę na początku też chciała namówić mnie na lekarza ale się nie zgodziłam to tylko kupiła mi maść jakąś i bandaż elastyczny i do końca wakacji chodziłam kulejąc potem w sylwestra byłam u koleżanki wracałyśmy do niej trochę wcięte a że był mróz a my szłyśmy polami jak się nie wywróciłam i znowu ta nie szczęsną kostka trochę zabolała ale alkohol chyba mnie znieczulił budzę się rano kostka cała spuchnięta że nie było jej widać i do tego sina myślę sobie e tam jak wtedy przeszło to i teraz przejdzie ale nie przeszło a było tylko gorzej po tygodniu poszłam do lekarza w rejestracji ta sama ściema co przy kolanie u lekarza już to nie przeszło wystarczyło że zobaczył moją nogę i spytał kiedy to było i dał ochrzan że czemu od razu nie przyszłam wysłał mnie na prześwietlenie jak wróciłam do niego to tylko powiedział że na zdjęciu nie widzi nic innego czego by mógł się spodziewać po takim czasie i znowu dał ochrzan że gdybym od razu przyszła założyłby ortezę czy jak to się zwie a tak że nie widzi już potrzeby i dał skierowanie do ortopedy z nakazem od razu się zajerestrowania umówiłam się na wizytę ale na nią nie poszłam bo kostka już tak nie bolała a w ten dzień miałam coś jeszcze do załatwienia. Zaraz po zamknięciu szkół przez wirusa stwierdziłam że częściej będę jeździć na rolkach bo przez szkołę nie miałam za bardzo kiedy i któregoś dnia wybrałam się z siostrą pojeździć ona na rowerze ja na rolkach nie zdążyłyśmy wyjść na ulicę a wjechałam w głębienie po kałuży straciłam równowagę się wywróciłam tak że szpagat prawie zrobiłam to tylko zdołałam powiedzieć do siostry żeby mi klapki przyniosła bo czułam że wcześniej już kontuzjowana kostka zaczyna mi puchnąć i wiedziałam że potem mogę mieć problem z zdjęciem rolki myślałam że posiedzę trochę i sama wrócę do domu ale każda próba wstania kończyła się jeszcze większym bólem od stopy do kolana lewej nogi i już nic więcej nie zdołałam powiedzieć to dobrze że mam z bratem wyszła do krów i nas zobaczyli to pomogli mi zajść do domu po kilku minutach już tylko kolano mi bolało z kostką było wszystko okej tylko trochę spuchnięta była ale nawet już nie bolała ale za to kolano bolało za wszystko inne na drugi dzień było tylko gorzej pojechałam do lekarza zanim ktoś do mnie przyszedł minęła może godzina potem pół godziny myśleli co zrobić bo wirus i takie tam aż w końcu stwierdzili że zawołają lekarza i on zdecyduje to zanim on przyszedł minęła kolejna godzina jak już przyszedł to tylko po to żeby powiedzieć że mnie nie przyjmie i powiedział co robić droga do samochodu zajęła mi kolejne 15 minut nie stał daleko ale ledwo dałam radę iść kolejny tydzień wstawałam tylko do łazienki i z rana coś zjeść bo byłam wtedy w domu tylko z młodszą siostrą przez miesiąc kulałam mocno a o rolkach mogłam zapomnieć na 3 miesiące jak nie lepiej. Skończyłam z kontuzją kostki i obu kolan i chyba jak się to wszystko uspokoi to się wybiorę do ortopedy nie odzywają się te kontuzje często ale jak już to z całą siłą i nie pojedyńczo tylko jak już to wszystkie na raz jedną ciężko wytrzymać a jak wszystkie zaczną to droga do łazienki zajmuje mi 3 razy dłużej niż normalnie chociaż mam ją obok mojego pokoju. Mnie nie przyjął jak chodzić nie mogłam przez kolano a jak mama powiozła brata na te same pogotowie bo złamał palca u nogi że mu się wygią prawie o 90 stopni to jak opowiadała że przyjmowali z lekkim bólem głowy a mu założyli tylko szynę żeby jak najmniejszy kontakt był gdzie na pewno nie jest normalne tak wygięty palec i każdy po kolei jak jeden mąż jak tylko go zobaczył to się dziwił że mu go nie nastawili no więc polska służba zdrowia
  8. Anka19

    jaki lubicie sport?

    Kiedyś próbowałam biegania ale to nie dla mnie potem w 3 gimnazjum zaczełam grać w unihokeja (grałam już wcześniej ale ograniczało się to tylko do wf i kilku treningów) zaczęło się od tego że zmienił nam się Pan od wf i na którymś z pierwszych w roku szkolnych graliśmy własnie w unihokeja i Pan do mnie podszedł i zaproponował żebym przyszła na trening no i poszłam i tak się zaczęła moja przygoda z unihokejem bardziej już na poważnie wf 3 razy w tygodniu dwa razy treningi i zawody (nie że się chwale i nie że uważam że to moja zasługa bo wcale tak nie jest ale zajęliśmy 1 miejsce w powiecie 2 w województwie i chyba 15 na 20 jeśli dobrze pamiętam w Polsce) no ale nadszedł koniec roku szkolnego koniec gimnazjum początek szkoły średniej no i się skończyła moja przygoda z unihokejem to na pierwszym wf chyba stwierdziłam że skorzystam z okazji że mieliśmy sami wf i pogram z chłopakami w piłkę bo miałam do wyboru siatkówkę jeszcze ale nie umiem i siłownię ale mi się nie chciało i pograłam nie za dobrze mi szło bo wysłali mnie w pole a ja lepiej się czuje na bramce za drugim razem poszłam na bramkę i już o niebo lepiej mi szło to potem jak tylko mieliśmy sami wf bo ze starszymi klasami balapm się grać to chłopacy sami chcieli żebym z nimi grała nawet chłopak który zawsze bronił stwierdził że się przy mnie tylko ośmieszy i że jestem lepsza od niego no ale któregoś razu dostałam od kolegi piłką w nos że przez dłuższy czas krew mi leciała i już więcej pan mi nie pozwolił grać z nimi w piłkę czasami gram na Religi na przykład ale też sama się boję a i nie idzie mi już tak dobrze bo wyszłam chyba z wprawy był też czas że tylko jak nadażyła się okazja to chodziłam na basen uwielbiam pływać przez ponad dwa lata chodziłam na basen przynajmniej raz w tygodniu (miałam wyjścia za darmo z internatu) potrafiłam przez godzinę praktycznie cały czas pływać bez większych przerw nauczyłam się przepłynąć całą długość basenu pod wodą na jednym wdechu bez wynurzania się ani razu a mówią że palenie szkodzi i zmniejsza wydajność płuc hehe a alektryki które palę to już w ogóle ale po tych 2 latach chyba mi zbrzydł ten basen i już rzadziej chodziłam na niego lubię też jeździć na rowerze, rolkach był też czas że jak nudziło mi się przez tego wirusa to przez może miesiąc codziennie jeździłam na rolkach i robiłam po dobre kilka kilometrów na nich kilka razy to z dychę w ciągu jednego dnia przejechałam ale też raz że zabrałam się za to jak już robiło się coraz cieplej i było już coraz ciężej jeździć dwa noga mi trochę urósła i rolki zrobiły się przymałe a trzy nabawiłam się takiej kontuzji kolana nie zdążyłam wyjechać z podwórka jak się nie wywaliłam prawie szpagat zrobiłam że przez tydzień chodzić nie mogłam przez około miesiąc o jeździe na rolkach mogłam co najwyżej pomarzyć po tym miesiącu przerwy chciałam wrócić do codziennej jazdy ale w dzień było za gorąco wieczorem co innego robiłam a do tego w za małych rolkach i z kontuzją która się odzywa jak tylko wstanę w rolkach to się ciężko jeździ i przeżuciłam się bardziej na rower ale też nie jeżdżę jakoś regularnie jak najdzie mnie ochota
  9. Anka19

    Samobojstwo w rodzinie-jak zyc dalej?

    8lat temu mój brat popełnił samobójstwo dla wszystkich był to ogromny szok i ból dla rodziny znajomych dla całej wioski (mieszkam w malutkiej wiosce gdzie każdy każdego zna) ja miałam 11 lat on nie całe 14 a najstarszy brat 16 w dodatku ja ze znajomymi go znaleźliśmy jak wisiał przez jakiś czas ten widok po nocach mi się śnił żeby nie znajomi żebym go sama znalazła albo żeby uciekli od razu to ja bym nawet nie wiedziała co zrobić stałabym jak wryta tam chyba nie docierało do mnie co właśnie się stało ktoś pobiegł po tatę reszta też chyba była oszołomiona ale jak tato tylko zaniusł brata do domu tak jak wcześniej było może nas z 15 jak nie lepiej tak w jednej chwili podwórko było kompletnie puste przez pewien czas miałam im złe za to że mnie zostawili ale potem zrozumiałam że ja zapewne tak samo bym się zachowała gdyby to kogoś innego spotkało czego nie życzę najgorszemu wrogowi potem przyszło dwoje ludzi którzy byli ratownikiem medycznym i pielęgniarką pomogli tacie w reanimacji w między czasie oczywiście mama chyba zadzwoniła po karetkę i po ciocie żeby mnie i brata zabrała do siebie bo ją pogotowie zabrało bo była w 7 podajże miesiącu ciąży a tata musiał zostać czekać na policję i w ogóle tamtego dnia wróciłam do domu w sumie to na podwórko tylko bo do domu by mnie nawet nie wpuścili jak policja przyjechała bo musieli nas przesłuchać to wystarczyło że ciocia zadzwoniła do syna że na drugi dzień nie może przyjechać do niego dzieci pilnować bo nie jest w stanie i wytłumaczyła mu to tego samego dnia ewentualnie kto dalej mieszka to na drugi dzień praktycznie cała rodzina się zjechała większość jeszcze w ten sam dzień to mama spędziła noc w szpitalu a ja tata i brat u cioci gdzie ma mały dom a jeszcze spali u niej jej syn drugi (mój chrzestny) z żoną to na początku brat z tatą mieli spać razem w jednym pokoju to dobrze że było ciepło to były 3 pokoje ja z ciocią w drugim a chrzestny z żoną w 3 ale ja chciałam z chrzestnym spać no i spałam tamtego dnia chyba wcale nie płakałam chyba jeszcze do mnie to nie docierało i pamiętam że faszerowali mnie lekami na uspokojenie ile się tylko dało to może też przez to nie płakałam ale na drugi dzień jak zaczeły się przygotowania do pogrzebu i takie tam to już była masakra nawet leki mi już nic nie dawały strasznie płakałam że nawet brat cioteczny z żoną byli gotowi iść do pracy chociaż na te 3 dni do pogrzebu wzięli se wolne żebym mogła jechać do nich dzieci pilnować bo chciałam chociaż na kilka godzin gdzieś wyjść żeby nie siedzieć w domu bo tylko na zmianę albo spałam albo płakałam i czasami coś zjadłam ale w końcu nie pojechałyśmy na drugi dzień po pogrzebie chciałam iść już do szkoły bo po prostu nie wytrzymywałam tej pustki ale też końcem końców zostałam w domu do końca tygodnia brat tak samo. Ze względu na to że mama była w ciąży każdy mówił że siostra zapełni tą pustkę ale to nie prawda z biegiem czasu już nie jest ona tak odczuwalna ale jednak jest zwłaszcza w święta urodziny czy chocby przy rodzinnym zjeździe ostatnio mieliśmy taki zjazd i nie wiem jak inni ale ja cholernie odczowalam to że jednak kogoś brakuje że jednak była by jedna osoba więcej (wiadomo nie jednej ale w większości pozostałych osób nie było mi dane poznać). Jedna rzecz mi zapadła w pamięci jak tato jakiś czas po tym już siedział z kolegą u nas w domu trochę wypili i nie pamiętam jak to już było dokładnie czy zszedł im temat na to wydarzenie czy jak ale pamiętam jak tato powiedział że mówią że przeszliśmy piekło i że to jest prawda ale za to teraz mamy aniołka który nami się opiekuje wtedy pierwszy i ostatni raz widziałam tatę jak płaczę jego te slowa chyba do końca życia zapamiętam uświadomiłam se wtedy dwie rzeczy że to jest prawda że brat teraz czuwa nad nami i że warto a nawet trzeba o nim pamiętać ale też trzeba żyć dalej i że brat nie chciałby żebyśmy za nim płakali
  10. Anka19

    Jak wygląda zdalna nauka u Waszych dzieci?

    A co do tematu komputerów moja koleżanka ma 2 rodzeństwa ona 3 i wszyscy się uczą mają dwa komputery jeden brał brat drugi siostra i ona musiała na telefonie to nie raz mówiła mi że nie mogła być na jakiejś lekcji bo nie chciało jej coś działać czy co chwila ją wywalało z zajęć i często z ogólnych przedmiotów to pytała mnie czy miałam ten akurat już temat (jesteśmy z tego samego wieku i w tej samej szkole tylko że na innych kierunkach i w równoległych klasach) jak tak to jej wysyłałam zdjęcia bo ona nie mogła być przez właśnie telefon na lekcji a coś akurat ważnego mieli a ma taką klasę że szkoda gadać
  11. Anka19

    Jak wygląda zdalna nauka u Waszych dzieci?

    Uczę się i mam siostrę do tego która idzie po wakacjach do 2 klasy podstawówki (ja do 4 technikum) u mnie najczęściej lekcje zdalne wyglądały tak z tych ważniejszych przedmiotów albo trudniejszych czyli głównie zawodowe bo egzaminy i matematyka bo trudna miałam na kamerce gdzie na prawdę nauczyciel siedział z nami przed komputerem na kamerce te 45 minut tłumaczył i w ogóle nawet gdy z 24 osób dołączyło się 5 a z pozostałymi przedmiotami bywało różnie (te ważniejsze też nie zawsze były przez kamerkę bo to każdy by chyba nie wytrzymał i co druga osoba nosiła by okulary) ale głównie wysyłali zadania dawali określony czas na zrobienie ich pisali co i jak zrobić a jak ktoś nie rozumiał to zawsze mógł się skontaktować z nauczycielem albo przez Facebooka albo librusa i mi ta zdalna nauka wyszła na ogromny plus (każdy powie pewnie że na pewno bo to nauczyciel nie widzi a to jeszcze coś że w każdej chwili można ściągać chodzi mi o kartkówki czy sprawdziany bo z zadaniami takimi co byśmy zrobili normalnie na lekcji z nauczycielem to wiadomo komu by się chciało w książce szukać wystarczy w wyszukiwarkę wpisać) to powiem z ręką na sercu że przez te 3czy4 miesiące nauki zdalnej na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy korzystałam z jakiej kolwiek pomocy podczas sprawdzianu czy kartkówki i to już jak na prawdę mózg odmówił mi posłuszeństwa, jak ja zaczynałam lekcje to mama wychodziła akurat do pracy więc musiałam jeszcze siostry pilnować bo tata też do pracy a brat gospodarstwem się zajmować musiał więc musiałam zrobić śniadanie do pilnować żeby się ubrała jeszcze w dodatku nie raz siedzi sobie w pokoju a tu nagle ja mam lekcje a ona wchodzi mi do pokoju i się ze mną kłóci czy coś chce więc łatwych warunków do nauki nie miałam a i tak oceny mi się poprawiły o wiele nawet z matematyki żeby na koniec roku wystawiało się oceny tylko ze średniej z drugiego półrocza to bym miała 3 no ale nie stety pierwsze półrocze no zawaliłam i nie wyszło a gdzie w drugiej klasie miałam z matmy poprawkę w sierpniu więc no niebo a ziemia. Z kolei u mojej siostry nauczycielka wysyłała im zadania podsyłała linki jak to zrobić i mieli to zrobić gdzie nad nie którymi zadaniami siedzieliśmy całą rodziną i myśleliśmy jak to zrobić na początku mama siadała z nią i robiła a później siostra stwierdziła że chce sama to mama tylko jej włączała ale nie zdało to egzaminu bo nad wieloma rzeczami dorosły musi się na główkować jak to zrobić a co dopiero 7,8 letnie dziecko jeszcze jak to dziecko ciężko się skupić a jak do tego ma gorszy dzień to w ogóle to można siedzieć z nią cały dzień nad tymi zadaniami a nie mieć jeszcze nawet połowy zrobionych
  12. Brałam udział w 3 przedstawieniach i u mnie było na odwrut na pierwszym wcale się nie stresowałam miałam na wszystko wywalone na drugim już stres lekki był ale z wyjściem na scenę minął a na trzecim to była masakra stres wziął górę nademną było mi nie dobrze kręciło mi się w głowie (było to na świecie szkoły) przy przygotowaniach do niego miałam przeczucie że stresa będę miała ogromnego powiedziałam to nauczycielce to jedyne co mogła zrobić żeby mi pomóc to podzieliła mój tekst na dwie osoby na mnie i koleżankę i na przedstawieniu nie wyszłam nawet na scenę tylko stałam przy sprzęcie ale to nie wiele dało bo i tak byłam na widoku a i na początku skróciła mi że koleżanka miała więcej a tak miałybyśmy tyle samo tekstu okej nauczyłam się swojej skróconej wersji mniej się tym już przejmowałam nadszedł dzień przedstawienia przychodzę do szkoły próba a jeszcze przed nauczycielka do mnie że jednak mówimy po tyle samo aha kompletnie nie znam tej części co koleżanka miała mówić miałam chyba z pół godziny żeby się do uczyć myślę sobie normalnie super jeszcze na próbie kazała mi mówić wszystko bez kartki a ja do niej że nie znam tej części nauczyłam się tylko tej co początkowo miałam to pozwoliła mi z kartki a na przedstawieniu na stoliku leżała kartka ze scenariuszem więc mogłam ukratkiem podglądać ale i tak jak najpierw był apel to ja na nim nie byłam tylko chodziłam po boisku bo było mi słabo i w między czasie poduczałam się tekstu. Jeszcze w 3 gimnazjum jeździłam na zawody z unihokeja jako 2 bramkarz i na kilka dni przed zawodami jednymi pierwszy się rozchorował i byłam sama była nowa dla mnie to sytuacja zawsze jako rezerwowa czasami zagrałam ale głównie siedziałam a tu nagle muszę sama na wszystkich meczach (grałyśmy 5)to po pierwszym się poryczałam bo stres gorzej niż źle mi szło ale wszyscy się fajnie zachowali ludzie których nie znałam nawet a oni mnie podnieśli mnie na duchu i już się nie stresowałam tak chociaż i tak zajęłyśmy 4 miejsce ale zawsze mogło być ostatnie
  13. Nie wiem co u was się dzieje ale w mojej okolicy sporo osób było albo jest na kwarantannie z różnych przyczyn a to wrócili z za granicy a to mieli kontakt z osobą chorą moja koleżanka była z rodziną bo jej brat był gdzieś na ognisku a jego kolega ma wirusa jego brat i już nie żyjąca ich babcia miała ciocia miała kwarantanne bo była na różańcu za tą ich babcie mój brat cioteczny z żoną i dwójką dzieci też miał bo byli na rocznicy ślubu u znajomych (tego samego dnia mieliśmy też imprezę rodzinną i oni najpierw byli tu a potem pojechali do znajomych) i potem się okazało że ktoś miał tam wirusa więc gdyby pojechali odwrotnie że najpierw do znajomych a potem do rodziny a okazało by się że któreś z nich sie zaraziło to na kwarantannie było by dwa razy tyle osób bo na tej naszej imprezie była cała prawie że rodzina tylko kilku osób nie było więc mniej więcej się orientuję jak wygląda kwarantanna i nie ma że se ktoś wychodzi jak na przykład ktoś wrócił z za granicy i siedzi na kwarantannie w domu gdzie mieszkają inne osoby że pozostali mogą se chodzić gdzie chcą nie, tylko każdy kto ma kontakt z osobą która może być zarażona jest poddany kwarantannie i policja tego mocno pilnuje i albo dane osoby mają aplikacje że policja czy ktoś tam odpowiedni widzi gdzie się dana osoba znajduje albo do takich osób codziennie przyjeżdża policja i sprawdza i jak na przykład przyjadą po południu to potrafią do późnego wieczora krążyć po okolicy i pilnować osobiście uważam że drugi sposub jest skuteczniejszy chociaż też nie w 100 procentach ale raczej nie informują osoby że o tej i o tej godzinie przyjadą sprawdzić tylko nie zapowiedziane to robią a ta aplikacja (jeśli dobrze myślę to jest na telefon) więc wystarczy zostawić telefon w domu i co będzie pokazywało cały czas że jest w domu a tak na prawdę może se robić co chce pomysł z wysyłaniem zdjęć też podejrzewam że jest mało skuteczny bo zrobi se wcześniej zdjęcie i nie wiem na jakiej zasadzie to działa że dają im powiadomienie że w danej chwili mają wysłać zdjęcie czy jak no ale i kiedy tam będzie trzeba wysłać to wyśle
  14. Anka19

    iść sama na wesele?

    Ja dwa lata temu byłam na weselu gdzie oprócz mojej mamy, brata i mamy, brata i siostry panny młodej nie znałam kompletnie nikogo(drugą trójkę raz widziałam na jakiś czas przed weselem) nawet samą parę młodą pierwszy raz zobaczyłam w dniu wesela u młodej w domu. Mamie nie wypadało nie iść bo jest chrzestną a ja z bratem stwierdziliśmy że pojedziemy pobawić się a tata nie chciał i został w domu z siostrą. I mimo to że praktycznie nikogo tam nie znałam fajnie się bawiłam chociaż większość wesela spędziłam za stołem bo w sumie nie miałam z kim za bardzo tańczyć tylko zatańczyłam raz z młodym młodą i kilka razy z chłopakiem którego tam poznałam a pozostałą część wesela spędziłam na rozmowie z bratem i właśnie z tym chłopakiem trochę z nimi wypiłam jak mama nie patrzyła (miałam 17 lat) i mimo to że za wiele się nie bawiłam to mi się podobało,wczesniej byłam jeszcze na kilku weselach ale na jednym jako osoba towarzysząca a na pozostałych jako jeszcze dziecko. Teraz mam zaproszenie na wesele brata ciotecznego w październiku (zostało przełożone z czerwca ze względu na sytuację na świecie) z osobą towarzyszącą nie wiem czy pójdę na nie raz ze względu na wirusa jednak strach jest, a dwa nie mam z kim iść (dodam że to jest dalszy brat cioteczny bo syn brata ciotecznego taty a z drugiej strony jak rodzice poprosili go na chrzestnego dla siostry to się zgodził) chociaż po poprzednich weselach wiem że nudno raczej nie będzie przynajmniej z tą rodziną Pana młodego którą znam a raczej będę znała mniejszą połowę rodziny od młodego a jeszcze przecież rodzina młodej a i na ostatnim na którym byłam też się dobrze bawiłam nie znając praktycznie nikogo
  15. Ja swoją 18nastke obchodziłam dość długo najpierw z przyjaciółką tydzień picia w internacie (często i dużo ani ja ani ona nie pijemy ale stwierdziłyśmy że 18 jest raz w życiu i można) potem w weekend mała imprezka dla rodziny najbliższej (rodzice rodzeństwo ciocia i chrzestny z żoną) bardziej to było spotkanie w rodzinnym gronie jakiś czas później imprezka dla znajomych w restauracji wspólnie z koleżanką (była ona w piątek) potem w sobotę koleżanki wyciągnęły mnie na dyskotekę wszystkie pojechałyśmy na nią nie źle skacowane po dniu wcześniejszym a żeby tego było mało w niedzielę z racji tego że chrzestna nie mogła być jak robiłam dla rodziny to stwierdziła że przyjedzie akurat w ten dzień gdzie miałam nadzieję że chociaż wtedy odpocznę a jednak, nie tym razem.
  16. Od rodziców prezentem było opłacenie imprezy dla znajomych (najpierw robiłam dla rodziny w domu tylko najbliższej czyli rodzice rodzeństwo ciocia i chrzestny z żoną miała być też chrzestna ale w ostatniej chwili samochód jej się popsuł ale przyjechała tydzień później chyba) no a że robiłam w wynajętej sali więc się trochę wykosztowali mimo że robiłam z koleżanką więc połowę mniej ale i tak trochę ich to kosztowało i byłam bardzo zadowolona z takiego prezentu od brata butelkę wódki bo akurat nie pracował a od siostry nic no ale miała 6 lat więc ciężko było się od niej czegoś spodziewać od cioci kasę nie pamiętam ile a od chrzestnego i jego żony 200 złoty (powiedział mi że powinien dać więcej ale ja cieszyłabym się nawet z drobnego nawet upominku zwłaszcza że wiedziałam że akurat wtedy im się nie przelewało) od reszty ciotek symboliczne sumy pieniędzy od reszty rodziny co najwyżej życzenia ale jestem taka że nie zależy mi na prezentach od znajomych głównie alkohol kartki z życzeniami słodycze i drobne upominki z każdego prezentu cieszyłam się jednakowo (zwłaszcza że mam urodziny na początku stycznia a w dzień imprezy dla znajomych jak na złość była taka zawieja śnieżna jeszcze restauracja w której robiłam ma dość nie ciekawe położenie na takie warunki pogodowe że nie myślałam o prezentach a nawet nie mogłam się skupić na ostatnich przygotwaniach aż połowy rzeczy zapomniałam bo się tylko modliłam aby goście bezpiecznie dojechali zwłaszcza że kilku napisało że nie wiedzą czy zdołają dojechać ze względu na pogodę a moi znajomi wiekszość nawet nie była nigdy w moich okolicach więc nie znała drogi i byli zdani na gps i moje wskazówki jak dojechać ale na szczęście wszyscy co powiedzieli że będą to szczęśliwie dotarli) a od chrzestnej i jej męża złoty naszyjnik
  17. Anka19

    Rozstanie z chłopakiem

    Ja pierwszego chłopaka i jak na razie ostatniego miałam w wieku 18 lat jakoś nie dawno mielibyśmy pierwszą rocznicę. Na początku było super wszystko ładnie pięknie dodam jeszcze że był o 11 lat starszy ale nam to nie przeszkadzało a i moi rodzice brat i siostra go polubili poznaliśmy się jak byłam na stażach w mieście w którym mieszka i w sumie od razu zostaliśmy parą gdybyśmy byli nadal razem to ciężko by było ustalić dokładną datę rocznicy wiem tylko że to było pod koniec lipca. Jak miałam te staże to po mojej i jego pracy jak tylko była możliwość to się spotykaliśmy i spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę przez co poklucilam się trochę z dwiema najlepszymi przyjaciółkami bo je no zaniedbywałam no ale nadszedł koniec staży powrót mój do domu (nawet się nie pożegnaliśmy w dzień wyjazdu się spotkaliśmy ale musiałam załatwić jeszcze kilka spraw myślałam że się jeszcze zdążymy pożegnać ale mi się przedłużyło i on musiał wracać a i ja wróciłam dopiero przed samym naszym wyjazdem a moja jedna przyjaciółka zaczęła się spotykać z jego kolegą) wróciłam do domu pisaliśmy ze sobą gadaliśmy przez telefon i jak ja wróciłam do domu w piątek to on w poniedziałek przyjechał do mnie na kilka dni i potem przyjeżdżał przez jakiś czas co weekend potem już coraz rzadziej pierwsza wątpliwość mnie naszła w nasz związek jak powiedział mi że dostał propozycje pracy w Niemczech i chyba ją przyjmie to po kilku dniach chyba dopiero do mnie to dotarło i że ja chyba tego nie przeżyje bo i tak już rzadko się widywaliśmy a co dopiero jakby wyjechał napisałam mu to a on że przemyślał już to i że nie jest w stanie wyjechać że za bardzo mnie kocha i mnie to uspokoiło. Pierwszą kłótnie mieliśmy po tym jak koleżanka mi pokazała to co on do niej napisał już nie pamiętam co dokładnie to było ale strasznie się na niego wkurzyłam i dość mocno się na niego wydarłam to więcej do niej nic nie pisał takiego (by mi o tym powiedziała) potem miałam jazdę w tym właśnie mieście obiecał że weźmie se wolne i po mojej jeździe resztę dnia spędzimy razem to dzień przed najpierw nie odbierał cały dzień telefonu (musiałam wiedzieć czy na pewno się spotkamy bo nie wiedziałam jak planować dzień musiałabym inaczej gdybyśmy cały dzień byli razem a inaczej gdybyśmy się spotkali na chwilę lub wcale miałam świadomość że mógłby nie dostać wolnego czy coś) ani nie odpisywał a jak się już łaskawie odezwał chyba o 23 jeśli dobrze pamiętam to oznajmił że nie wie czy się spotkamy bo nie wie jak z robotą się wyrobi a ja się nastawiłam już że chociaż na chwilę się spotkamy no i się spotkaliśmy dostał pół godziny przerwy gdzie połowę czasu zajęło nam się znalezienie. Mieliśmy jeszcze potem kilka kłótni ale większość była mniejsza z większych mieliśmy jeszcze 3 raz był u mnie a na drugi dzień miałam poprawkę z matmy to akurat jak najbardziej potrzebowałam jego wsparcia to on nie dość że najpierw pół dnia pił z moim bratem i jego kolegami a do mnie prawie wcale się nie odzywał a drugie pół przespał to jeszcze wystarczył jeden telefon od kolegi (jeszcze wtedy chłopaka mojej przyjaciółki) o północy że we czwórkę bo był jeszcze z jakimś kolegą pojechaliśmy do niej potem mnie wysadzili u mnie pod domem a on z nimi pojechał do siebie gdzie miał dopiero rano jechać fakt że po poprawce pierwszy do mnie zadzwonił i spytał jak mi poszło. Ostatni raz się widzieliśmy 1 września po rozpoczęciu moim roku szkolnego i oczywiście on miał do mnie przyjechać ale w ostatniej chwili odwołał to się wnerwilam i stwierdziłam że ja się do niego przejadę przy okazji przyjaciółka się spotkała ze swoim drugo poszła na zakupy i to spędziłam może z nim godzinę (pracę skończył jakiś czas wcześniej) bo a to to musi załatwić a to tamto a potem musiałyśmy wracać. Potem się pokłocilismy się bo praktycznie wcale nie miał dla mnie już czasu wszystko było ważniejsze tylko nie ja do planowanych spotkań oczywiście nie dochodziło (nawet w weekendy a miał je wolne) najdłuższa nasza rozmowa przez telefon trwała 20 minut niby był zmeczony a potem okazywało się że robił całkiem co innego (czasami dobrze mieć z przyjaciółką chłopaków którzy są kolegami) doszło do tego stopnia że przez tydzień praktycznie nic nie jadłam tylko tyle żeby sobie krzywdy nie zrobić i to na siłę jadłam bo nie miałam apetytu już sama nie wiedziałam czy z tęsknoty czy przez ciągłe kłótnie z nim może i trwało by to dłużej gdyby nie ten jego kolega często gadaliśmy przez telefon i pisaliśmy (on twierdził że przyjaciółka wie o tym a potem się okazało że o niczym nie wiedziała nawet o tym że pisaliśmy ze sobą i przez to znowu prawie się na mnie obraziła ale przekonałam ją że myślałam że o tym wie dodam że on mnie tylko wspierał nic więcej) i to jemu powiedziałam że o tygodnia prawie nic nie jem jak mi palną kazanie potem powiedział to dla swojej chociaż prosiłam go żeby tego nie robił to jeszcze ona prawiła mi kazanie ona powiedziała dla drugiej przyjaciółki i koleżanki z pokoju (mieszkam w internacie) to jeszcze one on jeszcze powiedział to dla mojego jeszcze wtedy chłopaka to od razu do mnie zadzwonił z przeprosinami i że się zmieni że więcej czasu będzie mi poświęcał i wogule (guzik prawda nic się nie zmieniło się pomyliłam wtedy to chyba ze dwie godziny gadaliśmy) chociaż wtedy dawał oznaki że chociaż trochę się o mnie martwi bo kazał mi udawadniać że zaczęłam jeść normalnie to najpierw wysłałam mu zdjęcie jedzenia a jak to nie pomogło to nagrałam filmik jak jem to trochę się uspokoił ale obiecanki cacanki miarka się przebrała jak się znowu z nim pokłóciłam w niedzielę w nocy o to samo (mieszkał wtedy z kolegą tym) jak się z nim rozłączyłam zapłakana to chwilę później zadzwonił do mnie ten kolega z zapytaniem co się stało że po rozmowie ze mną Bartek bo tak miał na imię mój były mało czegoś tam nie rozwalił taki był zdenerwowany i czemu płaczę to gadałam z nim do 3 w nocy (on o 5 musiał wstać do pracy a ja o 6 na autobus) więc on spał 2 godziny a ja 3 chciał czekać dłużej żeby mieć pewność że pójdę spać ale go jakoś przekonałam że się uspokoiłam i zaraz pójdę (znowu mało jadłam) i w sumie to on mi uświadomił do końca że to nie ma sensu i że to już nawet nie jest związek. Musiałam się z tym przespać i rano na lekcji napisałam do niego że mam tego dość (nie było innej opcji żeby to zrobić ja chciałam się spotkać ale on oczywiście nie miał czasu) że to nie ma sensu że mniej będę cierpiała po rozstaniu niż przez to że on nie ma wcale dla mnie czasu i jeszcze inne rzeczy jak to napisałam od razu poszłam do łazienki i przesiedziałam tam pół lekcji płacząc widziałam że coś odpisał ale się bałam sprawdzić co i tylko napisalam do przyjaciółki czy idziemy na przerwie zapalić i napisałam jej co zrobiłam i że chce żeby to ona zobaczyła co odpisał bo ja się bałam. Nie pamiętam co odpisał ale no się rozstaliśmy. Po lekcjach (jedna tylko wiedziała o tym dwie pozostałe się dowiedziały dopiero w internacie) zauważyły ze coś jest ze mną nie tak i spytały się tylko czy chodzi o Bartka ja przytaknęłam a reszty już się domyśliły że zerwaliśmy to wszystkie powiedziały że "nie będę ryczeć przez jakiegoś ...a" (dosłownie tak powiedziały) i że idziemy pić jak postanowiły tak zrobiłyśmy już do końca dnia nawet nie pomyślałam o nim a jak zatęskniłam za nim to zawsze mogłam na nie liczyć. Byłam z nim dwa miesiące niby krótko ale ja go kochałam. Miałam kilka razy ochotę do niego napisać czy nie spróbowalibyśmy jeszcze raz ale doskonale wiedziałam że będzie to samo. A co do mojego nie jedzenia po zerwaniu dziewczyny to zauważyły w...iły się na mnie i stwierdziły że nic same nie zdziałają to powiedziały o tym dla wychowawczyni ona wezwała mnie na rozmowę wiedziałam o co chodzi bo dziewczyny mi powiedziały że to zrobiły (kilka lat temu straciłam brata i wychowawczyni o tym wie) spytała czy wiem czemu mnie wezwała ja że się domyślam to ona spytała czy to przez brata ja zaprzeczyłam to spytała czemu na początku nie chciałam powiedzieć ale w końcu powiedziałam ona że nie ma sensu się głodzić (nie chciało mi się tłumaczyć jej że po prostu nie mam apetytu bo i tak by nie uwierzyła) że szkoda zdrowia i że najwidoczniej nie był mnie wart długa rozmowa z nią uświadomiła mi że ma rację i zaczęłam na siłę jeść a po jakimś czasie apetyt mi wrócił
  18. W wieku 16 lat jak ciocia spytała czy bym mogła do niej przyjechać na dwa dni pilnować brata ciotecznego jak ona i wujek szli do pracy bo jej rodzice nie mogli bo mieli gości (siostra cioteczna mamy) a wujka rodzice mieli coś do pozałatwiania bo tak to albo jedni albo drudzy się zajmowali to za dwa dni dostałam 50 złoty. Potem rok później poszłam z koleżanką do znajomej pilnować dwujki dzieci to dostałyśmy 70 złoty do podziału nie pamiętam za ile godzin a że koleżanka miała inną już dorywczą pracę i nie mogła pilnować już u niej to znajoma raz drugi do mnie napisała czy bym nie przyszła popilnować i tak wyszło że ponad dwa lata chodziłam do niej w roku szkolnym w weekendy prawie każde a w wakacje i ferie średnio co drugi dzień pilnować jak chciała gdzieś wyjść z chłopakiem czy musiała coś załatwić no ale się skończyło raz że dziewczynki podrosły a dwa jej mama wróciła do Polski na stałe i wiadomo że jej bardziej się opłaca poprosić swoją mame niż mnie żeby po pilnowała płaciła mi 50 złoty nie zależnie czy siedziałam z nimi 2,3 godziny czy pół dnia i jeszcze na noc zostawałam (bywało i tak) kilka razy się z nią pokłóciłam o to bo zaproponowałam żeby płaciła mi za godzinę bo i dla niej się to by bardziej opłacało i dla mnie bo nie zawsze tyle samo siedziałam z nimi a ona że nie że na tyle na ile się umawiałyśmy na początku tyle będzie mi płacić i że jak nie pasuje mi to mogę se innej pracy poszukać dorywczej a i ona na pewno znajdzie kogoś komu to będzie odpowiadało a ja chciałam tylko dobrze (na początku mi odpowiadała ta stawka ale potem już nawet o sobie nie myślałam ale że ona by nie raz tyle pieniędzy zaoszczędziła) no ale dobra po tych kłótniach se obiecywałam że więcej nie pójdę do niej że znajdę sobie coś innego ona też próbowała z innymi osobami ale ja raz że nie mogłam nic znaleźć w okolicy a z dojazdem do miasta było ciężko a i tam jak już to takie prace typowo dla chłopaków ale i też się przywiązałam do nich a i ona jak potem opowiadała po ostatniej kłótni naszej jak się pogodziłyśmy że próbowała z innymi osobami ale dziewczyny narzekały na te osoby i mówiły że nie chcą kogoś innego tylko ciocie (czyli mnie) i ciągle pytały kiedy przyjdę
  19. Ostatnio byłam na rodzinnej imprezie (40albo 45lecie ślubu cioci i wujka) fajnie wujek zorganizował wszystko w tajemnicy przed ciocią powiedział to tylko dla mojego brata ciotecznego bo on mu pomagał w organizacji altanki w restauracji bo oni mieszkają dość daleko i ciężko mu było to ogarnąć na odległość brat powiedział żonie córce mamie i tak się rozeszło po całej rodzinie (od strony taty a że on ma sporo rodzeństwa w tym siostrę której było to święto więc ciotki wujkowie kuzynostwo ich dzieci mężowie, żony narzeczeni) i ciocia tylko wiedziała że jadą do nas właśnie na wieś gdzie się wychowała (wujek chciał tu akurat bo tu brali ślub i wogule) że rano będzie msza i że potem wujek coś przygotował ale do samego końca nie wiedziała co i jak wprowadził ją do tej altanki (był czerwiec więc była super pogoda i szkoda było ją marnować siedząc w sali) i jak zobaczyła nas wszystkich to się popłakała a po niej to już prawie co druga osoba tam płakała potem był obiad jakiś poczęstunek gril alkohol też był i było super jak impreza zaczęła się chyba o 11 w dzień to skończyła się o 21 jedyne co mi się nie podobało to zachowanie osób mniej więcej w moim wieku co nawet słowem się do mnie nie odezwali przez całą imprezę tylko jedynie część na początku i na koniec i to nie każdy więc większość imprezy spędziłam albo na rozmowie z dorosłymi albo z siostrą cioteczną o rok starszą (w sumie to moją bratanicą ale nie uważam się za jej ciocie) z którą mam jako jedyną dobry kontakt z rówieśników i ona odczuwała to samo co ja (no nie rówieśnikami bo z tych starszych to ja byłam najmłodsza bo potem to już były dzieci po kilka lat) ale i tak imprezę uważam za udaną dwóch wujków miało ze sobą gitary trzeci arkodeon więc muzyka była też na żywo był śpiew muzyka tańce i było super.
  20. U mojego jednego starszego brata chrzestnymi zostali starsza siostra taty i wujek mamy (więc no starsi od rodziców) u drugiego brata brat nasz cioteczny z żoną u mnie siostra cioteczna mamy i syn siostry taty czyli mój brat cioteczny u siostry córka brata najstarszego chrzestnej i syn taty brata ciotecznego na początku u siostry miał być chrzestnym syn mamy siostry ale tak wyszło że w dniu chrztu miał coś innego i nie mógł a jeszcze mieszka dość daleko. No więc u jednego brata chrzestny to dalsza rodzina już świętej pamięci nie stety bardzo go lubiłam, u drugiego brata też bratowa więc no, u mnie też chrzestna to dalsza ciocia u siostry też chrzestny to nie jakaś najbliższa rodzina.
  21. W pierwszej klasie technikum miałam z różnych przedmiotów na początku roku szkolnego testy sprawdzające wiedzę z gimnazjum z innych przedmiotów nie pamiętam jak mi poszło ale pamiętam że z polskiego nawet dobrze (w gimnazjum uwielbiałam polski) i na koniec semestru wychowawczyni czyta nam poszczególne oceny na koniec z danych przedmiotów i jak doszło do mnie z polskiego okazało się że ze średniej wychodzi mi wyższa ocena a pani mi wystawiła ostateczną niższą powiedziała mi żebym poszła do pani i wyjaśniła może się pomyliła czy coś no to poszłam a ona że stwierdziła że nie będzie brała pod uwagę oceny właśnie z tego testu bo mi na przykład dobrze poszedł a innym gorzej i że to popsuje im średnią (przez całe półrocze nie wspomniała nawet słowem że tak będzie) się wkurzyłam innych średnia ją obchodziła ale moja już nie gdzieś to miała że bez tej oceny wychodzi mi teraz niższa ocena od tamtej pory znienawidziłam polski i nie lubię nauczycielki a ona mnie bo się kłuciłam wtedy z nią (nie jestem żadnym kujonem nie zależy mi strasznie mocno na ocenach z matmy po 2 klasie miałam nawet poprawkę w sierpniu ale ja na prawdę lubiłam polski i był chyba jeden z nie licznych przedmiotów z których tak mi zależało na ocenach) i od tamtej pory nie uczę się z polskiego tylko tyle żeby nie mieć jedynki (nie że w pierwszej klasie w pierwszym półroczu się uczyłam nocami z polskiego bo większość zapamiętywałam z lekcji nie przeczytawszy żadnej lektury ani nawet streszczenia tylko się uczyłam do ważniejszego jakiegoś sprawdzianu i to tylko wtedy jak wcześniej dłuższy czas nie było mnie w szkole) a miałam spoko oceny potem przestałam się starać mniej uważałam na lekcjach bo wiedziałam że choćby nie wiem ile bym miała zapasu w średniej to i tak ona znajdzie pretekst żeby postawić mi niższą ocenę. Raz dłużej nie było mnie w szkole jak już przyszłam któraś już lekcja chyba nawet ostatnia moja i był to angielski przychodzę na nią trochę spóźniona bo fajek i te sprawy na przerwie (nikt mi nie raczył z klasy powiedzieć) wchodzę do klasy przepraszam za spóźnienie a tu każdy sam siedzi wyjmują kartki a ja takie aha fajnie wiedzieć że kartkówka (potem się okazało że była zapowiedziana) nauczycielka do mnie żebym siadała i wyciągnęła kartkę a ja takie ale ja nic nie wiedziałam że ma być jakaś kartkówka że mnie nie było w szkole a ona że ją to nie obchodzi że mam obowiązek się dowiedzieć (nie było można jej poprawić) no tak mam obowiązek ale jak byłam nie obecna dłużej niż dzień to mam tydzień na nadrobienie materiału i jej to powiedziałam a ona że i tak mam pisać już nie chciałam się z nią kłócić usiadłam napisałam stwierdziałam że poczekam aż je sprawdzi i zobaczę jak mi poszło jak źle by mi poszło to byłam gotowa iść z tym do wychowawczyni a nawet do dyrektora bo nawet w statucie szkoły jest że mam tydzień na nadrobienie (a co do tego że się spóźniłam spóźnienie jest do 15 minut a ja spóźniłam się góra 5 i nie ja pierwsza się spóźniłam i nie ostatnia) ale dostałam chyba 2 i już nie chciało mi się tłumaczyć wychowawczyni a już napwlewno dyrektorowi o co chodzi zadowoliłam się dwują
  22. Miałam tak z kolanem nie wiem nawet do teraz co mi dokładnie jest zaczęłam mieć problemy w 2 klasie gimnazjum a teraz idę po wakacjach do 4 klasy technikum tak mnie bolało że chodzić nie dałam rady pojechałam do ortopedy zobaczył te kolano zrobił prześwietlenie stwierdził że to przez to że rosne i coś tam jeszcze ale że samo przejdzie pojechałam na kilka kontroli wszystko było okej po jakimś czasie przestało dokuczać już nie jeździłam na kontrole po 2 latach znowu zaczęło mi dokuczać że znowu nie mogłam chodzić pojechałam do ortopedy tego samego on powiedział że nic nie widzi i że nadal rosne i to przez to no okej po jakimś czasie przeszło już myślałam że nie będę miała z nim problemów długo nie dokuczało ale znowu się zaczyna coraz częściej odzywać i chyba znowu muszę się wybrać do ortopedy po dziewczyny rosną do 18 roku życia a ja za pół roku skończę 20 lat a już jakiś czas przed osiemnastką zauważyłam że już nie rosne więc chyba to nie jest przyczyną albo przynajmniej przestało być w między czasie nabawiłam się kontuzji jeszcze drugiego kolana wywalając się na rolkach tak że prawie szpagat zrobiłam to dobrze że młodsza siostra ze mną była to poszła po mame bo nie dałam rady sama wstać z ziemi w pojechałam na drugi dzień rano do lekarza to przez sytuację na świecie powiedzieli że nie ma zagrożenia życia i że mnie nie przyjmie lekarz i żebym robiła okłady po jakimś czasie przeszło często mnie nie boli ale jak zacznie a jak jeszcze w jednym czasie oba to praktycznie wcale z łóżka nie wstaje bo po prostu nie dam rady chodzić a droga do łazienki zajmuje mi dwa razy tyle czasu niż normalnie chociaż mam obok mojego pokoju. Rok temu w wakacje szłam do sklepu i zapatrzyłam się w telefon i nie zauważyłam schodków no i się wywaliłam wykręcając se kostkę to w pierwszej chwili tak mnie zabolała że nie wiedziałam co się wokuł mnie dzieje to akurat ze sklepu wychodził jakiś pan to mi pomógł wstać bo nie byłam w stanie nie wiem już czy przez ból czy szok chciał w pierwszej chwili zadzwonić po karetkę ale się uparłam że nie trzeba (musiałam iść jeszcze tego dnia do pracy) to tylko się upewnił czy wszystko okej czy dam radę sama chodzić podziękowałam za pomoc i poszedł a ja weszłam do sklepu wróciłam do akademika (byłam na stażach i tam mieszkaliśmy) zauważyłam że nie mogę buta zdjąć z tej nogi jak już się mi to udało zauważyłam że kostka jest cała spuchnięta to zamroziłam w butelce wodę i przyłożyłam se do kostki nikomu nic nie mówiąc ale przyjaciółki zauważyły że coś jest nie tak no to im powiedziałam to chciały mnie namówić żebym poszła do lekarza ale się uparłam że nie to chciały żebym chociaż powiedziała dla nauczycielki a jak i na to się nie zgodziłam to same jej powiedziały i ona to samo że do lekarza a jak nie chciałam to kupiła mi maść jakąś i bandaż elastyczny i kazała smarować i zawijać i przez cały staż chodziłam kulejąc i sporo czasu jeszcze potem bo to było w drugi dzień po naszym przyjeździe już się zdążyła w miarę kostka wwygoić już nie bolała tylko czasami to w sylwestra u koleżanki wracałyśmy do niej do domu jak ja się nie wywaliłam i znowu wykręcając se tą samą kostkę rano wstaje kostka nie dość że cała spuchnięta to jeszcze sina na początku to olałam znowu ale jak po jakimś tygodniu było tylko gorzej to poszłam do lekarza zobaczył ją dał opiernicz że czemu od razu nie przyszłam (powiedziałam że to miało miejsce dzień wcześniej ale tylko spojrzał na nią i wiedział że to nie jest świeża kontuzja) powiedział że żebym od razu przyszła to by założył stabilizator a tak to już nie widzi sensu ale na wszelki wypadek zrobił jeszcze prześwietlenie i powiedział to samo co na początku że już nie ma sensu na stabilizator
  23. Miałam kilka. Jak z rok młodszą koleżanką w internacie opijałyśmy tydzień moją 18nastke (nie zauważyli albo nie chcieli widzieć wychowawcy) jak zaczęłyśmy w niedzielę to w czwartek skończyłyśmy a na drugi dzień do szkoły przez pierwsze dwa dni było nawet spoko ale na trzeci ja miałam jeszcze praktyki w internacie na kuchni to nie dałam rady na jedzenie patrzeć bo myślałam że zwymiotuje koleżanka tak samo. Jak byłam na stażach miesięcznych między innymi z koleżanką z wyżej wymienionej sytuacji cały miesiąc praktycznie picia czasami z przerwami raz jak w piątkę piliśmy to każdy naje**** leżał dobrze że to był weekend i nie trzeba było iść do pracy ale była taka sytuacja że we trzy piłyśmy jedna normalnie wstała na drugi dzień do roboty ale nas nie obudziła my wstajemy (znowu z tą z 18nastki) ona zaspała na MPK ja miałam chyba 10 minut ani bez śniadania ani nie ogarnięta to włosy czesałam w windzie dobrze że jestem na gastronomi to chociaż nie musiałam się martwić że będę głodna jak tylko weszłam na kuchnie to pierwsze pytanie to było czy mogę przerwę aby zjeść ale z tym też ciężko było na kacu. Jak pojechałam do koleżanki (tak tej z interka i 18nastki) na sylwestra) napiłyśmy się najpierw u niej w domu i potem poszłyśmy do jej braci i kolegów z wioski nic nie pamiętałam rano wstaje kostka cała spuchnięta i sina (spałam u niej) ja takie co jest ku*** o co chodzi co się stało a ona mi mówi że jak wracałyśmy się wyjeba*** i se wykręciłam nogę to we czwórkę mnie chyba podnosili i prowadzili do jej domu. Z jej 18nastki pierwsze 3,4 godziny pamiętam tylko jak jej wujek po mnie przyjechał i zabrał do jej domu żebym się przespała i jak z łóżka spadłam. Jeszcze wracając do mojej 18nastki jak urodziny wypadały chyba w środę to w sobotę robiłam dla rodziny (rodzice chrzestny z żoną miała być też chrzestna ale nie mogła brat siostra i ciocia) to tydzień chyba później robiłam dla znajomych na sali już to było tak w piątek impreza ze znajomymi na sali (był styczeń więc nie dość że każdy pijany to jeszcze ślisko było jak nie wiem co to każdy przynajmniej raz leżał taka jeszcze do tego zawieja była że nie myślałam o prezentach czy imprezie tylko o tym żeby goście bezpiecznie dojechali) w sobotę koleżanki wyciągnęły mnie na dyskotekę we trzy byłyśmy nie źle skacowane ja nie wiedziałam na jakim świecie żyje nawet nie pamiętałam że ktokolwiek mi życzenia składał na dyskotece dopiero się dowiedziałam od koleżanek a żeby tego było mało w niedzielę leżę do południa w łóżku leczę kaca myślałam że chociaż w ten dzień odpocznę od picia a tu nic z tego słyszę ktoś do mamy dzwoni skończyła gadać przychodzi do mnie żebym wstawała się ogarniała bo chrzestna stwierdziła że nie mogła być jak robiłam dla rodziny to teraz wpadnie ja takie co kur**idealny dzień se wybrała ja po dwó dniowym ostrym melanżu skacowana jak nie wiem co a tu jeszcze przydało by się z nią wypić (nie wiedziałam kto kieruję ona czy wujek) na moje chyba nie szczęście wujek kierował to przyniosłam wino(jakby ona kierowała to z wujkiem bym wypiła wódkę i chyba dla mnie to by było lepsze) a tu nie wino to w poniedziałek wstawałam z łóżka tylko do łazienki o jedzeniu nawet myśleć nie mogłam piątek sobota piłam wódkę i nie było aż tak źle ale że ja nie mogę mieszać alkoholu to wino sprawiło że ledwo żyłam. Jeszcze jak pierwszy raz pojechałam na dyskotekę to drugi dzień praktycznie cały przespałam
  24. Powiedzenie że pies jest najlepszym przyjacielem jest prawdziwe kilka lat temu na moich oczach jeszcze z mojej winy bo nie u pilnowałam pozwoliłam żeby biegał po ulicy (mam nie ogrodzone podwórko i praktycznie z każdej strony można wyjść na ulicę) wpadł pod samochód mój kochany piesek dostałam go od chrzestnego na Wielkanoc długo po nim płakałam a w dzień jak to się stało może z dwie godziny siedziałam na schodach i ryczałam wspomnę że to był chyba październik albo listopad wieczór więc było zimno miałam wtedy jeszcze dwa inne pieski bo jakiś czas wcześniej suczka się do nas przybłąkała i się oszczeniła u nas na początku mieliśmy w planach zanim się jeszcze do nas nie przyzwyczaiła oddać ją do schroniska ale jak urodziła (było po nije widać że nie długo urodzi) to już nie mieliśmy serca ją oddać z szczeniakiem to jak ja siedziałam na schodach i płakałam to ta suczka przyszła do mnie zostawiając malutkiego szczeniaka samego (oszczeniła się w stodole i tam została z małym a to był taki czas że w okolicy było pełno szczurów lisów i innych dzikich zwierząt nie raz było słychać że komuś coś załatwiło jakieś mniejsze zwierzę a i u nas kilka kociaków znaleźliśmy zagryzionych do teraz nie jestem pewna co to dokładnie było)i siedziała ze mną na tych schodach aż ja poszłam do domu to dopiero wtedy ona poszła do malucha ale potem się okazało że i ona i jej córka były chore na coś tam i jak ja z bratem byliśmy w szkole to tato zadzwonił do weterynarza i je uśpił też jakoś nie dawno się o tym dowiedziałam po kilku latach bo na początku nam powiedzieli że komuś tam oddali je. Miałam chomika i on często uciekał z klatki i po jakimś czasie wracał ostatni raz uciekł dłuższy czas go nie było i akurat w domu u mnie wybuchł pożar no i myślałam że po prostu nie przeżył tego albo uciekł i gdzieś tam żyje a nie dawno się okazało (po około 4 latach) że mama na drugi dzień chyba po jego ucieczce znalazła go nie żywego w zlewie na początku myślała że to mysz i kazała dla brata go wynieść i potem się zorientowali że to był jednak chomik ale stwierdzili że na razie nie będą mi tego mówić chyba pamiętali jak przeżywałam śmierć psa. A mam kotkę ma może z 4,5 lat i jak na nią patrzę to zaczynam wierzyć że koty mają 9 żyć tyle co ona przeżyła to ja nie wiem jak ona jeszcze żyje i ma się całkiem nie źle jak była mała zostawiła ją i jej rodzeństwo jej mama nie umiały kociaki same jeszcze jeść ani o siebie zadbać był to jeszcze listopad na sianie w stodole jak jest zboże i inne tego rodzaju to i szczurów nie brakuje było chyba z 6 kociaków nie mogliśmy ich wszystkich wziąść do domu bo za dużo to na zmianę z mamą chodziliśmy je karmić ale nie stety 5 z nich co jakiś czas znajdowaliśmy albo zamarznięte albo zagryzione i tylko właśnie ta kotka którą mam do dziś przeżyła i żeby nie podzieliła losu rodzeństwa wzięliśmy ją do domu karmiłam ją palcem ssała mi palca jak sutka kotki (długo po tym jak nauczyła się sama jeść nie mogłam jej od tego odzwyczaić chyba dopiero jak sama została pierwszy raz mamą to przestała) jak była mała to miałam jeszcze wtedy wyżej wymienionego chomika nie było można zostawić ich samych w jednym pokoju bo kotka nauczyła się otwierać jego klatkę chomik stał na komodzie dość niskiej moja siostra miała może wtedy z 2,3 lata i do niej dosięgała i nie raz tak było że kotka siedziała na tej komodzie obok chomika a siostra podchodziła i sruu kotkę z tej komody na podłogę albo spała kotka na łóżku a siostra nie świadomie albo i świadomie skakała centralnie w tym miejscu co ona leżała, właśnie jak kotka była mała to wybuchł pożar sami przez dwa tygodnie mieszkaliśmy po ciotkach więc zabranie kotki ze sobą nie wchodziło w grę to na początku była ona u mojej koleżanki ale ona miała akurat kocura trochę większego i się nie dogadywali więc nie mogła u niej zostać to oddaliśmy ją na czas remontu do taty kolegi a on ma sporo krów i miał inne koty akurat się trafiło jeszcze że jego kotka się okociła to przy okazji i ją wykarmiła więc jedzenia i towarzystwa jej nie brakowało po remoncie wróciliśmy już do domu przy okazji zrobili mi mój własny pokuj i ciągle pytałam rodziców kiedy zabierzemy kotkę w końcu do nas a oni że nie teraz że kiedy indziej że nie ma czasu na razie aż w końcu że może nie będziemy jej zabierać że jej jest tam dobrze i wogule to jak ja się rozpłakałam myślałam że to coś da po jakimś czasie dałam już sobie z tym spokuj pogodziłam się chyba już z tym że tam zostanie aż któregoś dnia mama powiozła mleko i dłuższy czas jej nie było myślałam że zajechałam do koleżanki czy coś aż w końcu wróciła z workiem jakimś nie zwróciłam zbytnio na niego uwagi do momentu aż mama go nie otworzyła a z niego nie wyszła moja kochana kotka mojej radości nie było końca mało się nie posiadałam ze szczęścia kotka w sumie też a wracając do tego że koty chyba mają 9 żyć to jeszcze jedno miało miejsce takie zdarzenie jak się okociła pierwszy raz przyjechałam akurat do domu był to wrzesień pierwsze dni moje w technikum mieszkałam w internacie piątek patrzę kotka wychodzi z łóżka już się domyśliłam zaglądam a tam może tygodniowy nie starszy kociak kotka wyszła za potrzebą, rozprostować kości i na polowanie mama mówiła że zawsze wracała po góra godzinie ale nie tym razem nie wróciła na noc ani następnego dnia dopiero jak wyszła w piątek pod wieczór to wróciła dopiero w niedzielę po południu i była strasznie zdziczała (zawsze trochę taka była ale nie aż tak a na pewno już nie bała się mnie aż tak do mnie najbardziej była ufna) potem się okazało że ma całą łapę zakrwawioną tylnią więc albo potrącił ją samochód albo coś ją dorwało i zdołała uciec i przez ten czas co jej nie było to dochodziła do siebie bo po ranie było widać że nie była zrobiona tego samego dnia tylko już powoli się goiła a teraz ma się bardzo dobrze nie widać żeby coś jej dolegało nie była nawet potrzebna pomoc weterynarza łapa sama się zagoiła tylko jedyny ślad jaki został to w tym miejscu mam sporego takiego jakby guza
  25. Powiedzenie że pies jest najlepszym przyjacielem jest prawdziwe kilka lat temu na moich oczach jeszcze z mojej winy bo nie u pilnowałam pozwoliłam żeby biegał po ulicy (mam nie ogrodzone podwórko i praktycznie z każdej strony można wyjść na ulicę) wpadł pod samochód mój kochany piesek dostałam go od chrzestnego na Wielkanoc długo po nim płakałam a w dzień jak to się stało może z dwie godziny siedziałam na schodach i ryczałam wspomnę że to był chyba październik albo listopad wieczór więc było zimno miałam wtedy jeszcze dwa inne pieski bo jakiś czas wcześniej suczka się do nas przybłąkała i się oszczeniła u nas na początku mieliśmy w planach zanim się jeszcze do nas nie przyzwyczaiła oddać ją do schroniska ale jak urodziła (było po nije widać że nie długo urodzi) to już nie mieliśmy serca ją oddać z szczeniakiem to jak ja siedziałam na schodach i płakałam to ta suczka przyszła do mnie zostawiając malutkiego szczeniaka samego (oszczeniła się w stodole i tam została z małym a to był taki czas że w okolicy było pełno szczurów lisów i innych dzikich zwierząt nie raz było słychać że komuś coś załatwiło jakieś mniejsze zwierzę a i u nas kilka kociaków znaleźliśmy zagryzionych do teraz nie jestem pewna co to dokładnie było)i siedziała ze mną na tych schodach aż ja poszłam do domu to dopiero wtedy ona poszła do malucha ale potem się okazało że i ona i jej córka były chore na coś tam i jak ja z bratem byliśmy w szkole to tato zadzwonił do weterynarza i je uśpił też jakoś nie dawno się o tym dowiedziałam po kilku latach bo na początku nam powiedzieli że komuś tam oddali je. Miałam chomika i on często uciekał z klatki i po jakimś czasie wracał ostatni raz uciekł dłuższy czas go nie było i akurat w domu u mnie wybuchł pożar no i myślałam że po prostu nie przeżył tego albo uciekł i gdzieś tam żyje a nie dawno się okazało (po około 4 latach) że mama na drugi dzień chyba po jego ucieczce znalazła go nie żywego w zlewie na początku myślała że to mysz i kazała dla brata go wynieść i potem się zorientowali że to był jednak chomik ale stwierdzili że na razie nie będą mi tego mówić chyba pamiętali jak przeżywałam śmierć psa
×