Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Anka19

Zarejestrowani
  • Zawartość

    138
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Anka19

  1. Na kursie barmańskim w szkole chciałam zrobić drinka (akurat robiliśmy alkoholowe a ja mieszkałam w internacie) i chciałam wymieszać w szejkerze czy jak to się nazywa mieszam mieszam i jeb się otworzył i cała zawartość na mnie i tak jeszcze dwa razy i strasznie dawało odemnie alkoholem to potem już nie próbowałam
  2. Anka19

    Basen to zło :(

    Ja kocham chodzić na basen jak jest tylko okazja to idę przed pandemią mieszkałam w internacie obok którego jest basen i jak byłam pierwszy rok to raz w tygodniu bo mało osób chciało a potem już dwa razy było wyjście na basen z internatu kto chciał to szedł to ja chodziłam raz na wf poszliśmy na basen z klasą ale chyba 6 osób w tym ja jako jedyna dziewczyna pływało to już więcej pan nas nie wziął. Nie mam lęku przed utratą gruntu pod nogami a zwłaszcza na basenie bo są ratownicy normalnie skakałam na głębokość 1.80 (mam 1.60)aż do pewnego wydarzenia poszliśmy z internatu właśnie na basen z dwiema przyjaciółkami postanowiłyśmy po skakać do wody oczywiście za zgodą już nie raz to robiłyśmy (dodam że mam straszny lęk wysokości co dla innych jest normalną wysokością to dla mnie już może z pół metra nad ziemią jest wysoko) skaczemy ja stałam już na tym miejscu miałam już skakać i w ostatniej chwili się rozmyśliłam i chciałam zejść chciałam najpierw na taki murek ale nie popatrzyłam gdzie stawiam nogę i za daleko i poleciałam do tyłu (dobrze ze nie do przodu do wody) a z tyłu był jakiś szlauch i ja na niego upadłam plus płytki to siniaka miałam na pół uda od razu pan przyleciał ratownik ja że nic się nie stało wszystko okej (na początku nie zauważyłam nawet tego siniaka tylko tyle że noga trochę bolała) to ratownik kazał iść mi tylko do łazienki polać nogę zimną wodą potem normalnie wróciłam pływać ale już w ten dzień wolałam se odpuścić skakanie nawet nie wiem czy by mi pozwolili byłam przekonana że jak noga tylko mi się zagoi to normalnie będę mogła skakać ale się myliłam uraz został mi do teraz z samego murku normalnie skacze ale na samo te miejsce boję się nawet wejść a co dopiero skoczyć może kiedyś jeszcze skocze
  3. Pracowałam przez tydzień w hotelowej restauracji na zmywaku tylko tyle bo dłużej nie wytrzymałam już pierwszego dnia pracowałam 12 godzin z najdłuższą przerwą 15 minut potem teoretycznie miałam 4 godziny przerwy w ciągu dnia a w praktyce chyba z dwa dni pozwolili mi mieć te 4 godziny przerwy a tak to 2-3 no okej jestem pełno letnia mogę pracować więcej niż 8 godzin no ale ku*** kelnerzy pracowali od 7 chyba do czasami jak mi opowiadali że zdążało się do północy (kuchnia była otwarta do 21 drinki sprzedawali chyba do 22 ale jeszcze wszystko posprzątać) no ale mieli ileś dni wolnego w tygodniu kucharze też to samo z wyjątkiem że w dodatku mniej godzin dziewczyna rok młodsza odemnie też na kuchni jako pomoc przychodziła po południu zostawała do końca i mogła se wolne też wziąść no ale ja nie mogłam nawet tych 4 godzin przerwy nie miałam chociaż miałam ją "od 14 do 18 różnie z tym było też" gdzie nie było za bardzo ludzi żeby nie zostawiać ich ze stosem brudnych naczyń bo najpierw wszystko musiałam pomyć żeby nie zostawiać tego na później bo bym się nie wyrobiła któregoś dnia był to chyba czwartek (w ten dzień co tydzień są tam jakieś tam koncerty więc zapie**** na całego) babka się na mnie wydarła że się nie wyrabiam bo ktoś bardzo mądry wyją coś tam z wyparzarki (dopiero jeden z kelnerów może po pół godzinie doszedł o co chodzi bo reszta miała to gdzieś chociaż zgłaszałam to do kogo się tylko dało a oni mieli to głęboko gdzieś oprócz jedynie tego co to naprawił i jeszcze drugiego kelnera przychodzili co chwila i sprawdzali szukali przyczyny bo ja tą wyparzarke umiałam tylko włączyć) i zapełniłam wszystkie koszyki naczyniami a nie mogłam ich wyparzyć jeszcze musiałam latać między jednym zalewem a drugim bo musiałam jeszcze myć rzeczy co kucharze używali innym razem ta sama babka wydarła się na mnie (było to wcześniej) że nie obrałam czosnku i poszłam na przerwę pomyślałam se dobra pewnie nie usłyszałam jak mi o tym mówił szef kuchni przeprosiłam powiedziałam że musiałam nie usłyszeć (w dodatku on jest nie Polakiem i czasami ciężko go zrozumieć) a ona do mnie że nie musiał mi o tym mówić aż miałam ochotę powiedzieć przepraszam że nie czytam mu w myślach o tyle że trzeba było obrać czosnek to jeszcze mogłam się domyśleć bo codziennie to robiłam to skąd miałam wiedzieć ile on go potrzebuje na kiedy raz obierałam 3 główki a raz 10 no jest różnica (ten nie polak to zastępca szefa kuchni głównym jest na szczęście moje polak i on był bardziej wyrozumiały i zawsze mówił na kiedy mu coś jest potrzebne i w jakiej ilości) ja jak to ja jak się nie skaleczę to chyba żyć nie mogłam zanim nie leciała krew to lekceważyłam to ale któregoś razu kazali mi coś tam na szybko obrać to tak obierałam że no skaleczyłam się tak że poleciała krew dość mocno wiedziałam że plastrów nie opłaca się naklejać bo zaraz i tak wsadzę je pod wodę i chciałam wziąść rękawiczkę już nawet nie z tego powodu że nie mogłam trzymać ręki pod wodą bo piekło jak djabli ale nie chciałam nic pobrudzić wiedziałam też że nie ma mniejszych rozmiarów bo może godzinę wcześniej przez poprzednie rany na rękach ledwo dałam radę obrać cebulę ale jakoś to wytrzymałam i chciałam wziąść większą co kucharze używali to się na mnie wydarł że mam ich nie ruszać że im są bardziej potrzebne i kazał wziąść już jak coś mniejsze chociaż mu tłumaczyłam że nie ma mniejszych a ja chce tylko jedną ale on wie lepiej wróciłam na zmywak i dość głośno mi się wymknęło że sknera czy coś i on chyba to usłyszał bo na drugi dzień przyniusł mi 4 ale wielce obrażony chociaż ja miałam świadków że chodziłam szukałam mniejszych pytałam każdego no ale nie było skończyły się jak przyniusł to pomyślałam że już nie trzeba ale dziękuję no i się pomyliłam chwilę później myłam jakieś haki do ryb i się skaleczyłam jeszcze mocniej niż wcześniej a przy tym myciu poszły 3 rękawiczki a do końca dnia nie została mi żadna dobrze że to był już ostatni dzień mój w pracy któregoś dnia przyjebał się do mnie że jestem za długo na fajku że jest pełno roboty a ja akurat skończyłam palić i pisałam esemesa do mamy bo dzwoniła wcześniej i w między czasie gadałam z kelnerem i on chyba tylko zauważył to drugie wróciłam na kuchnie i zostałam ją w takim samym stanie jak przed wyjściem nawet jednego talerza nie było w jednym zlewie czy noża w drugim (nie było nikogo kto by pozmywał za mnie bo byłam tylko z kucharzami akurat a oni zmywają tylko jak coś na szybko potrzebują a ja przykładowo jestem przy drugim zlewie) a sam siedział na fajku nie wiadomo ile a niby tyle roboty było menadżerka hotelu nie lepsza była byłam tam z koleżanką tylko że ona była na pokojach w dzień przed naszym wyjazdem bo jak ja rezygnowałam to ona też pytam tej menadżerki kiedy się rozliczymy bo ja do późna pracuje a na następny dzień dość wcześnie wyjeżdżamy a wiem że ona z rana ma sporo roboty bo to nowi goście a to starzy wyjeżdżają a ona do mnie że jak będzie miała czas to się rozliczymy (z wyrzutem jak śmiałam ją o to zapytać) ja do niej że okej tylko że my o 10 wyjeżdżamy jeszcze spytałam czy my mamy do niej przyjść czy ona do nas przyjdzie a ona że jeszcze słowo a wcale się z nami nie rozliczy a ja że rozliczyć się musi bo podamy ją na policję o oszustwo a najpóźniej o 10 musimy wyjechać bo prawie 200 kilometrów mamy drogi i że (byłyśmy za mikołajkami) do Mikołajek musimy dojechać taksówką z tamtąd do Giżycka autobusem i stamtąd dopiero samochodem do domu wiec przez same ponad 40 kilometrów mamy 3 przesiadki to nic już nie powiedziała tylko potem przyszła przeprosiła i powiedziała żebym się nie martwiła że spokojnie zdąży się z nami rozliczyć gdzie to ona się mnie czepiała. Więc no nie za ciekawie wspominam tą pracę ale przynajmniej niektórzy byli spoko z którymi dało się pogadać jeden z kelnerów (jeden z dwóch co pomagali mi przy wyparzarce bo ten drugi to taki dzikus był że tak powiem no ale pomógł jak trzeba było) jak nie było za dużo ludzi pytał mnie to czy idę mu w czymś tam pomóc to czy idę zapalić zawsze mogłam na niego liczyć gdy akurat nie miał wolnego a potrzebowałam w czymś pomocy
  4. Raz pod czas zabawy w podchody jeden kolega wszedł na drzewo gdzie najniższe gałęzie rosły dobre kilka metrów nad ziemią(nie pytajcie jak to zrobił bo sama tego nie wiem) to zdążyliśmy tylko zrobić jedną rundę bo potem każdy go szukał i to znaleźliśmy go dopiero jak mu się znudziło tam siedzieć i sam zszedł. Teraz (byłam jedną z najmłodszych osób) mogę na palcach jednej ręki policzyć osoby z którymi mam stały kontakt reszta część wyjechała za granicę większość pracuje no wiadomo 4 osoby naliczyłam które się uczą jeszcze z resztą osób taki sporadyczny kontakt bo powyjeżdżali do miast do pracy w mieście się spotka przypadkiem pogada się chwilę i każdy idzie w swoją stronę. Super było też spanie na sianie ale to już bardziej z rodziną ale też było zaje****** raz pamiętam jak zjechała się cała rodzina na wesele brata ciotecznego i dzień przed chyba wszyscy spaliśmy u nas w stodole na sianie nawet pan młody a wcześniej dorośli siedzieli w starym domu brata młodego a my z dzieciakami z wioski wynosiliśmy od nich jedzenie i picie i sami się bawiliśmy i około 23 może postanowiliśmy przejechać się rowerami których mieliśmy chyba 3 a nas było z 6,7 osób nie pamiętam jak to my zrobiliśmy ale było mega
  5. Ja jestem rocznik 01 ale uważam że do 11 roku życia miałam super dzieciństwo (nie ważne co wtedy się stało) razem z 2 starszymi braćmi od wczesnej wiosny gdy tylko stopniał śnieg do późnej jesieni w sumie do momentu gdy spadł śnieg i jeszcze z innymi dzieciakami z wioski gdzie byli to w większości chłopacy na całą wioskę były razem ze mną tylko 3 dziewczyny mniej więcej w moim wieku bo tak jak chłopakom nie przeszkadzało różnica wieku tak dziewczynom to przeszkadzało chociaż mój najstarszy brat był jedną z najstarszych osób w paczce najstarsi mieli po kilkanaście lat nie którzy byli już albo prawie pełno letni i jakoś żadnemu z nich nie przeszkadzało że zadają się z "dziećmi" jakby to powiedziały dziewczyny starsze grało się w piłkę (za boisko robiło nam moje podwórko) bawiliśmy się w chowanego też u nas na podwórku podchody (nie takie typowe) tylko po prostu dzieliliśmy się na dwie grupy jedna liczyła do 100 chyba druga w między czasie uciekała po całej prawie wiosce bo były wyznaczone granice no a że nie daleko jest las to jedna runda czasami trwała kilka godzin najlepsza kryjówka była w kukurydzy raz bracia się wybierali do kolegi pobawić się w chowanego (ja mieszkam w wiosce a on mieszkał na koloni) więc było trochę drogi i u niego było dużo ruznych rupieci na podwórku i ja bardzo chciałam iść z nimi braciom się to nie bardzo podobało bo by musieli uważać na mnie i mama też nie chciała mnie puścić to kolega do którego szli wstawił się za mną powiedział dla mamy że będzie mnie pilnował i uważał na mnie i dokładnie wytłumaczył mi gdzie można a gdzie nie aby nic mi się nie stało (byłam u niego pierwszy raz) do domu wróciliśmy po dobru kilku godzinach świetnej zabawy w wakacje jeździliśmy z braćmi do babci na inną wieś było tam kilku dzieciaków w sąsiedzwie i też nigdy się tam nie nudziliśmy najlepsza zabawa była chyba bitwa na rzepy z takiej rośliny nie pamiętam nazwy u siebie jeszcze z naszej paczki byliśmy jedynymi którzy mieli jako takie gospodarstwo (dzieciaki co mieli większe byli takimi dzikusami że tak powiem) zbierała się paczka i jak tylko zaczynały się żniwa czy coś każdy pomagał w zimę bitwa na Śnieżki lepienie bałwanów chociaż potem to każdy wracał do domu wyglądając jak bałwan zjeżdżanie na sankach z piwnicy. Potem właśnie jak miałam 11 lat miało miejsce bardzo nie fajna sytuacja której byliśmy w sumie świadkami było już nas o jedną osobę mniej i to już nie była ta sama paczka co kiedyś to wydarzenie zmieniło wszystko śmiało moge powiedzieć że przez to każdy dorósł psychicznie mimo że kilka osób nie miało nawet nastu lat. A mam siostrę która ma 8 lat to jak nas ciężko było zagonić do domu tak ją ciężko namówić do wyjścia z domu tylko komputer i telefon
×