Anka19
Zarejestrowani-
Zawartość
138 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Anka19
-
Mi rodzice zorganizowali imprezę dla znajomych - wynajęcie sali jedzenie alkohol dekoracje jak się o tym dowiedziałam od razu powiedziałam że już nie chce żadnego prezentu od nich (kompletnie nie miałam pomysłu jak ją zorganizować już rozważałam wcale jej nie robić ewentualnie jakieś piwo /inny alkohol z najbliższymi koleżankami) to był dla mnie najlepszy prezent bo jednak 18 jest raz w życiu (kiedy to zleciało już 21)
-
Spotykałam się z chłopakiem jednym w okresie jesienno-zimowym latem regularnie a jesienią zimą już nie koniecznie jak wiedziałam że mamy się spotkać goliłam się przed ale bywało tak że ja go prosiłam żeby przyjechał mówił że nie może ja wychodziłam ze znajomymi a on pytał gdzie jestem że zaraz będzie albo całkiem bez uprzedzenia dzwoni no ja stoję u ciebie pod domem no i wtedy kiedy tu się ogolić nic nie wskazywało żeby mu to jakoś mocno przeszkadzało
-
U mnie było tak samo ból pojawił się z nikąd tylko że od razu był prawie nie do zniesienia (miałam 14-15 lat) początkowo zwaliłam na sprot który wtedy uprawiałam gdzie w moim przypadku akurat te kolana były mocno nadwyrężane i narażone na kontuzje (kilka razy oberwałam w nie dość mocno a koleżanka w takiej samej sytuacji była co ja i też mówiła że kolano ją boli, 3 razy w tygodniu wf plus 2 razy trening)ale ból nie ustępował i już miałam poważne problemy z chodzeniem wtedy poszłam do ortopedy zrobił prześwietlenie i po zobaczeniu zdjęcia powiedział że mam włukniaka w tym kolanie ale sam się wchłonie a boli głównie temu że rosne przepisał coś tam i kazał za jakiś tam czas przyjeżdżać na kontrolę po jakimś czasie przestało dokuczać aż tak raz na jakiś czas bolało ale dało się żyć (w między czasie nabawiłam się kontuzji drugiego kolana ale przynajmniej wiem jak to się stało) wczoraj byłam na dzień próbny w pracy w kebabie (jestem po technikum gastronomicznym) więc kuchnia i stanie praktycznie cały czas przez ileś tam godzin nie jest mi obca i też wcześniej se dorabiałam w restauracji w wakacje i nie miałam problemów z kolanami nie dokuczały mi to znaczy bolały wiadomo trochę i będą dokuczały ale na drugi dzień było już okej (i dorywczo to pracowałam średnio 12 godzin a w tym kebabie z racji że to był 1 dzień mój na próbę pościli mnie wcześniej byłam tam 6i pół godzin) a jak wyszłam z pracy myślałam że na przystanek nie dojdę tak kolano bolało (te co niby temu że rosne) myślałam że dzisiaj jak zwykle już przestanie boleć w nocy z bólu spać nie mogłam a dzisiaj jest jeszcze gorzej wczoraj chociaż mogłam je zgiąć a dzisiaj chodzę cały czas z wyprostowaną nogą bo przez ból nie dam rady jej zginać we wtorek jeszcze mam dzień próbny i spróbuję z opaską specjalną na te kolano (ale się obawiam że może ono mnie przekreślać w pracy stojącej a szkoda bo tak jak myślałam że nie pójdę do pracy tego typu (zraziło mnie też trochę do tego jedna praca dorywcza a dokładniej ludzie tam od pierwszego mojego dnia wszyscy mieli do mnie problem nawet nie wiem o co z dwiema osobami tam normalnie rozmawiałam i dlatego wytrzymałam tam tylko tydzień) tak tam mi się podobało co prawda głównie kroiłam warzywa sprzątałam i przyglądałam się uczyłam co jak się robi ale była to dla mnie przyjemność i przede wszystkim ludzie tam pracujący są super się dogaduje z nimi a oni chyba są zadowoleni ze mnie) a po wypłacie umawiam się prywatnie do ortopedy i zobaczę co on powie
-
Ja jak mam doła to zależy z jakiego powodu (mam główne dwa) jak sprawy rodzinne włączam se verba młode wilki od 1do12 (ulubione) ryczę przy tym jak bóbr pół godziny później śmieje się bez powodu i przez jakiś już nic nie jest w stanie zepsuć mi humoru. Jeśli miłosne najlepiej mi się sprawdza najeba*** się (mam słabą głowę więc dużo mi nie trzeba) przy tym trochę popłacze i pójdę spać na następny dzień mam zajebi*** humor.
-
Moja mama jakoś w czerwcu tego roku zaczęła strasznie kaszleć i do tego pluć krwią ona i rodzinny lekarz myśleli że to laryngologiczne coś ale laryngolog nic podejrzanego nie widział bywało lepiej bywało gorzej aż w końcu na początku sierpnia dostała skierowanie do szpitala na badania rtg wykazało guza na plucu/ach nawet nie wiem dokładnie położyli ją na oddział podobno od razu jej lekarz powiedział że to rak dwa razy przekładane miała badanie które miało ostatecznie potwierdzić lub wykluczyć bo się dusiła dopiero za trzecim razem się udało nie stety się potwierdziło na drugi dzień po badaniu wypuścili ją do domu i początkowo jak tylko miały być wyniki (pomijała szczegóły) miała iść do szpitala i zacząć leczenie przyszły wyniki zadzwonił lekarz że jednak musi poczekać bo coś tam jeszcze będą badać (okazało się że pluła krwią od gorącego nie wiem czy to dobrze czy źle ale przestała jeść i pić gorące zniknęła krew) znowu zadzwonił wyznaczył datę kiedy ma się stawić w szpitalu ale znowu przełoży bo jeszcze coś innego znowu kazał czekać na telefon aż w końcu znowu zaczęła się gorzej rodzinny dał skierowanie i od piątku leży w szpitalu (tak to jeszcze nie wiadomo ile by czekała na ten cholerny telefon) miała robioną tomografię i jutro już dzisiaj w sumie mają być wyniki i chyba mają zacząć leczenie. Tak strasznie się boję o nią nie ma nocy żebym nie płakała jeszcze siostra ma dopiero 9 lat (wie że mama jest chora ale nie wie że tak na prawdę w każdej chwili może umrzeć) stara się nie pokazywać ale wiem że za nią tęskni bardzo jest bardziej rozdrażniona i potrafi bez powodu się rozpłakać. Włosy mamie nie zaczną wypadać bo i tak ich nie ma jak była w ciąży z siostrą mój brat popełnił samobójstwo po porodzie zaczeły jej wypadać już wtedy podejrzewali raka ale wtedy to nie było to (przy okazji choroby mamy się dowiedziałam że babcia jej mama miała raka nawet nie wiem czego) a o tym że potwierdzono u mamy się dowiedziałam przypadkiem chyba nie chciała nam tego mówić tacie tylko powiedziała ciocia się wygadała bo zeszła nam rozmowa jak u niej nocowałam na mamy chorobę (mama ciągle mówiła że czeka na wyniki do tamtej rozmowy z ciocią myślałam że na wyniki czy to już pewne) i zaczęła mówić że rak to nie wyrok i tym podobne w końcu się spytałam czy wie czy na pewne rak powiedziała że nie wie i zmieniła temat ale ja już wiedziałam a później mama sama mi powiedziała już oficjalnie wiedziałam (mam 20 lat brat 25, oboje palimy ale nie w domu wychodzimy na podwórko mama nie pali i nie wdycha dymu) jak się dowiedziałam o raku mamy chciałam rzucić palenie udało mi się wytrzymać 3 tygodnie byłam zmuszona przestać (palę elektryka) i mi się popsuł a nie miałam kasy na nowego ale nadarzyła się okazja kupić od kolegi dziewczyny za niską cenę przez ten strach o mame zaczęłam jeszcze więcej palić.
-
Moja mama jakoś w czerwcu tego roku zaczęła strasznie kaszleć i do tego pluć krwią ona i rodzinny lekarz myśleli że to laryngologiczne coś ale laryngolog nic podejrzanego nie widział bywało lepiej bywało gorzej aż w końcu na początku sierpnia dostała skierowanie do szpitala na badania rtg wykazało guza na plucu/ach nawet nie wiem dokładnie położyli ją na oddział podobno od razu jej lekarz powiedział że to rak dwa razy przekładane miała badanie które miało ostatecznie potwierdzić lub wykluczyć bo się dusiła dopiero za trzecim razem się udało nie stety się potwierdziło na drugi dzień po badaniu wypuścili ją do domu i początkowo jak tylko miały być wyniki (pomijała szczegóły) miała iść do szpitala i zacząć leczenie przyszły wyniki zadzwonił lekarz że jednak musi poczekać bo coś tam jeszcze będą badać (okazało się że pluła krwią od gorącego nie wiem czy to dobrze czy źle ale przestała jeść i pić gorące zniknęła krew) znowu zadzwonił wyznaczył datę kiedy ma się stawić w szpitalu ale znowu przełoży bo jeszcze coś innego znowu kazał czekać na telefon aż w końcu znowu zaczęła się gorzej rodzinny dał skierowanie i od piątku leży w szpitalu (tak to jeszcze nie wiadomo ile by czekała na ten cholerny telefon) miała robioną tomografię i jutro już dzisiaj w sumie mają być wyniki i chyba mają zacząć leczenie. Tak strasznie się boję o nią nie ma nocy żebym nie płakała jeszcze siostra ma dopiero 9 lat (wie że mama jest chora ale nie wie że tak na prawdę w każdej chwili może umrzeć) stara się nie pokazywać ale wiem że za nią tęskni bardzo jest bardziej rozdrażniona i potrafi bez powodu się rozpłakać. Włosy mamie nie zaczną wypadać bo i tak ich nie ma jak była w ciąży z siostrą mój brat popełnił samobójstwo po porodzie zaczeły jej wypadać już wtedy podejrzewali raka ale wtedy to nie było to (przy okazji choroby mamy się dowiedziałam że babcia jej mama miała raka nawet nie wiem czego) a o tym że potwierdzono u mamy się dowiedziałam przypadkiem chyba nie chciała nam tego mówić tacie tylko powiedziała ciocia się wygadała bo zeszła nam rozmowa jak u niej nocowałam na mamy chorobę (mama ciągle mówiła że czeka na wyniki do tamtej rozmowy z ciocią myślałam że na wyniki czy to już pewne) i zaczęła mówić że rak to nie wyrok i tym podobne w końcu się spytałam czy wie czy na pewne rak powiedziała że nie wie i zmieniła temat ale ja już wiedziałam a później mama sama mi powiedziała już oficjalnie wiedziałam (mam 20 lat brat 25, oboje palimy ale nie w domu wychodzimy na podwórko mama nie pali i nie wdycha dymu) jak się dowiedziałam o raku mamy chciałam rzucić palenie udało mi się wytrzymać 3 tygodnie byłam zmuszona przestać (palę elektryka) i mi się popsuł a nie miałam kasy na nowego ale nadarzyła się okazja kupić od kolegi dziewczyny za niską cenę przez ten strach o mame zaczęłam jeszcze więcej palić.
-
Mam 20 lat (w styczniu 21)w kwietniu skończyłam technikum nie podchodziłam do matury wolałam się skupić na zawodowych egzaminach nie wiedziałam co chce robić w życiu ale w liceum bym se nie poradziła profil wybrałam losowok (początkowo padło na rolnik ale po dwóch miesiącach się preniosłam na gastronomiczny) po skończeniu szkoły dałam se czas na tak na prawdę ostatnie wakacje a od września miałam z koleżanką przenieść się do miasteczka mieszkać w mieszkaniu po jej babci (jest przepisane na nią) i niby z końcem sierpnia kończyła się umowa ludziom którzy wynajmowali je jej tato to ogarnia i twierdził że od września spokojnie będziemy mogły tam mieszkać później zaczął twierdzić że od października jednak będzie wolne no okej poczekamy jeszcze ten miesiąc w połowie września zmienił zdanie że nie chce żebyśmy tam mieszkały bo będziemy imprezy tam robići je zdemolujemy się wkurzyłyśmy postanowiłyśmy poszukać w większym mieście i się złożyło że początkowo miałybyśmy gdzie mieszkaćw domu jej chłopaka babci (on by z nami mieszkał) która teraz mieszka u niego a później byśmy szukały czegoś do wynajęcia bo on jeszcze się uczy a w każdej chwili może wrócić zdalne nauczanie i on wtedy wraca do siebie na wioskę bo gospodarka i nie bardzo żebyśmy siedziały same w cudzym domu ale teraz z kolei pojawił się problem z pracą w większości wymagają doświadczenia albo szukają dorywczo a reszta to typu na budowę albo mechanik samochodowy a do sprzątania orzeczenia o niepełnosprawności wysłałyśmy multum zgłoszeń to do niej z dwóch się odezwali w jednym była na dniu próbnym i dzisiaj miała się dowiedzieć czy przyjmą zapomniałam zapytać do mnie chyba z pięciu się odezwali to w jednym jak się dowiedzieli że nie mam doświadczenia to się rozłączyli (nie było w ogłoszeniu że wymagane) z drugiego powiedzieli że bardziej szukają osoby z prawem jazdy (pisało że mile widziane) powiedzieli że jak nikogo nie znajdą to się odezwą ale chyba znaleźli (szkoda najbardziej bym tam chciała) z kolejnego umówiłam się na rozmowę to ze stresu języka w gębie zapomniałam powiedzieli że się odezwą ale coś czuję że nie zrobią tego z jeszcze innego chcieli się umówić na rozmowę ale z pewnych względów w danym tygodniu nie mogłam i chciałam w kolejnym to powiedzieli że potrzebują na już (prze te pewne względy nie mogłam też i nie mogę od razu zacząć i muszę mieć też trochę czasu na przeprowadzkę) jestem umówiona na kolejną rozmowę zobaczymy co z tego wyjdzie. Z tych względów mam też coraz większe obawy czy powinnam się wyprowadzać z rodzinnego domu ciężka i nie pewna sytuacja w domu i w każdej chwili mogę być tu potrzebna a dokładniej choroba mamy aktualnie jest w szpitalu a mam 9 letnią siostrę tato od rana do wieczora pracuje a ja z bratem wyprawiamy ją do szkoły i się zajmujemy nią głównie ja a jeszcze nie daj Boże wrócą zdalne ja z mamą miałyśmy nie raz problemy żeby to ogarnąć brat nie ma cierpliwości do tego wkurzy się jak coś nie działa czy co i pójdzie do swojego pokoju a tato nawet komputera nie umie włączyć a co dopiero 9 latka jak dorosłemu ciężko dojść do ładu z tym mama podsunęła mi pomysł żebym poszukała zdalnej pracy przynajmniej do momentu w którym będziemy wiedzieli na czym stoimy z jej zdrowiem (nie stety rak wykryto na początku sierpnia a przez tego pieprzonego wirusa nie zaczęli leczenia miała czekać na telefon od lekarza żeby iść do szpitala i zacząć leczenie aż w końcu zaczęła się gorzej czuć poszła do rodzinnego dostała skierowanie do szpitala i dopiero ją położyli tak jeszcze nie wiadomo ile by czekała na ten telefon) ale zdalna to tylko dorywczo a ja takiej nie chce poza tym ile ja w takiej zarobię całe ni jak dorywcza
-
Ja swoją 18nastke robiłam z koleżanką wynajęłyśmy na pół sale w restauracji (to znaczy rodzice nasi) zaprosiłyśmy wspólnych znajomych plus do tego ona swoich ja swoich więc trochę ich się uzbierało stresu trochę było na kilka dni przed imprezą zima postanowiła nam o sobie przypomnieć (w styczniu mamy urodziny) już wtedy niektórzy goście odwołali swoje przybycie ze względu na słabą przejezdność dróg dzień przed poszłyśmy dekorować sale z paroma znojomymi mieliśmy elektryczną pompkę do balonów ale na miejscu się okazało że nie działa i musieliśmy pompować ręcznie trochę się nadmuchaliśmy w dniu imprezy zima już całkiem oszalała była taka zawieja kilka osób wtedy odwołało przyjazd a my się modliłyśmy żeby Ci co nie odwołali bezpiecznie dojechali (na drugi dzień prawie wcale już śniegu nie było a pogoda była bardziej wiosenna niż zimowa) ale impreza była mega śmieszna sytuacja koleżanka moja się zapierała że nie pije to brat tej co z nią robiłam imprezę dolewał jej wódki do napoju - się nie zorientowała pojechała już do domu (opowiadała po jakimś czasie) a na drugi dzień do niej rodzice że udana chyba impreza była że wchodząc do domu odkurzacz wywaliła ciekawe czemu nie pamiętała tego bo przecież ona nie piła
-
Mieliśmy w planach tylko że to nie był nasz pies tylko przybłęda w dodatku suczka po której na pierwszy rzut oka było widać że na dniach będzie się szczenić dokarmialiśmy ją żeby oswoić zdobyć jej chociaż trochę zaufanie i mieliśmy jak nam już to się uda mieliśmy zadzwonić do schroniska żeby zabrali ją (żeby wogule przyjechali musi być oswojona i nie może uciekać a my już mieliśmy psa który wcześniej nie miał za bardzo styczności z innymi (suczka początkowo się go bała i omijała jak tylko mogła może też temu że był dwa razy większy) i nie wiedzieliśmy jak on na nią zareaguje ale zanim udało nam się ją oswoić oszczeniła się i nas w stodole i już nie mieliśmy serca jej oddawać a z naszym psem się tak zaprzyjaźniła że potrafili jeść z jednej miski a miała 1 szczeniaczka ojj a się potrafiła odwdzięczyć jak nasz pies (dostałam go od chrzestnego i byłam mocno z nim związana) z mojej winy bo nie upilnowałam go wpadł pod samochód (nie przeżył tego) jeszcze na moich oczach długo siedziałam na schodach i płakałam ona przyszła do mnie zostawiając samego malutkiego szczeniaka gdzie było sporo szczorów lisa kilka razy widzieliśmy i siedziała tam ze mną dopuki nie poszłam do domu
-
Trochę było wszystkie chyba ze szkoły większość technikum po alkoholu pominę za dużo by było tego. W piątej klasie podstawówki dzień wagarorwicza mieliśmy religie (uciec ze szkoły było ciężko) więc stwierdziliśmy że schowamy się gdzieś w budynku padło na damską łazienkę całą klasą w niej siedzieliśmy ale ktoś wyszedł z niej i ksiądz go akurat zauważył mina jego było bezcenna jak otwiera drzwi do łazienki a tam 13naścioro chyba osób w tym większość chłopaków. Ucząc się w technikum mieszkałam w internacie byłyśmy we czwórkę w pokoju i naszła nas taka głupawka że zaczęłyśmy wyrzucać różne rzeczy za okno (drugie piętro) były to małe rzeczy głównie ubrania buty (bielizna też poleciała) i udało nam się to pozbierać zanim ktoś zauważył mnie zbieranie ominęło bo miałam akurat skręconą kostkę i jedyne moje buty które dałam radę nałożyć leżały za oknem (ostrzegałam dziewczyny żeby ich nie ruszały ale nic to nie dało)ale nasz pomysł podłapali chłopacy pod nami tylko oni zaczęli wyrzucać pościel i oni już mieli przypał a my się zwijałyśmy ze śmiechu (przez otwarte okna u nas i u nich wszystko słyszałyśmy). Kilku chłopaków parę razy mało pilką do siatkówki odemnie nie dostali w głowę w tym jeden który mi się podobał piłka uderzyła dokładnie w to miejsce gdzie on chwilę wcześniej miał głowę na szczęście zdążył się schylić (a uderzyć w piłkę to ja potrafię) oczywiście nie specjalnie. W interku koleżanka miała dyżur ja jej dotrzymywałam towarzystwa do tego była nauka własna i nie było można wychodzić a nam się zachciało palić to że zapalimy jednego na pół przez okno ona pali ja stoję na czatach teraz moja kolej bucha wzięłam a ona że wychowawca idzie i co tu robić jeszcze pół fajka szkoda wyrzucać to położyłam go na parapecie od zewnątrz (ślepy by go zauważył) przyszedł pan popatrzył na nas wyjrzał przez okno (zdążyłam zamknąć) i mówi "co paliło się" a my udajemy głupie że nie powiedział tylko żeby był to ostatni raz i se poszedł a ja skończyłam swoją połowę. Pierwsza klasa technikum (wicedyrektorem był fajny pan szkoda że zrezygnował) mieliśmy mieć matmę z wychowawczynią już po dzwonku na lekcje kolejne minuty mijają a pani nie ma a my stoimy tak na korytarzu a że byliśmy głośno w końcu wyszła pani z sekretariatu i jak nas zobaczyła powiedziała to wicedyrektorowi a że chyba akurat nie było wolnych nauczycieli to on wpuścił nas do klasy i z nami siedział (ma może z dwa metry wzrostu my przy nim byliśmy kurduplami) w końcu pani do kogoś napisała że zaraz będzie to ktoś wpadł na pomysł żeby on usiadł z kimś w ławce i udawał ucznia i tak zrobił pani przyszła zaczyna prowadzić lekcje na moje i koleżanki nie szczęście siedział przed nami, każdy się śmiał z nim na czele a żeby to ukryć odwracał się do tyłu my zaczęłyśmy się pierwsze na głos śmiać i już potem cała klasa a pani nie wie o co chodzi dopiero jak on nie wytrzymał i wyszedł z klasy to go zauważyła śmiała się razem z nami. Też pierwsza klasa jakoś październik - listopad zostałam w tej samej klasie tylko się przepisałam na drugi profil jedna koleżanka tylko o tym wiedziała pierwszy dzień na nowym kierunku pierwsza lekcja trafiło tak że z panią z którą miałam wcześniej już lekcje tylko inny przedmiot więc mnie znała w miarę (reszta klasy była trochę zdziwiona czemu idę do nich na lekcje ale nic się nie odezwała) pani sprawdza obecność liczy nas i nie może się doliczyć pół lekcji tak minęło dopiero wtedy jej powiedziałam że się przepisałam z koleżanką miałyśmy nie zły ubaw się zastanawiałyśmy czy się zorientuje. Miałam zastępstwo i nie chciało mi się siedzieć w biblotece (z takim Panem że wystarczyło się wpisać na listę że idzie się niby na hale i było można robić se co chce nikt tego nie sprawdzał) to z przyjaciółką wpadłyśmy na pomysł żebym poszła do niej na lekcje (jest rok młodsza była to historia i zapytałam panią o zgodę się zgodziła) wpisałam się na listę i poszłam do niej usiadłam w ławce z nią (w jej klasie jest chłopak który mi się podobał ten od piłki do siatkówki) dla pani nie przeszkadzało nawet to że robiłam za przyjaciółkę notatki bo mi się nudziło a dla niej nie chciało się pisać ale w pewnym momencie wchodzi ten chłopak spóźniony jak mnie zobaczył to szczękę prawie z podłogi zbierał myślałam że wyjdzie i nie wróci a my w śmiech we dwie aż pani zagroziła że mnie wyprosi to trochę się uspokoiłyśmy ale więcej już mi nie pozwoliła przyjść do niej na lekcje. Raz myślałam że druga przyjaciółka przywali jednemu takiemu bo mnie wkurzał delikatnie mówiąc i stwierdziła że nie będę ryczeć przez jakiegoś ...a (w interku) powsztrzymał ją chyba przed tym tylko fakt że obok był wychowawca i po drugie nie chciała go ośmieszać przy kolegach ale parę rzeczy mu powiedziała prawie się posikałam ze śmiechu na widok jego miny po tym więcej mnie nie denerwował bał się popatrzeć w moją stronę ciekawe czemu zaraz po tym przeniusł się na dojazdy a w szkole jak mnie widział omijał szerokim łukiem.
-
Jak się pozbyć myszy z domu - mam dziecko i nie chcę stosować trutek
Anka19 odpisał na temat w Gotowanie, dom, ogród
U mnie przez długi czas sprawdzała się kotka nie wysterelizowana jak pojawiała się mysz w domu wystarczyło ją (kotkę) wpuścić i po max dwóch dniach był spokuj na długi czas mam kilka kotek i kocura to jemu choćby mysz przed nosem przebiegła to nie chciało by mu się ruszyć ją złapać a pozostałe kotki woalały na podwórku łapać i przynosić pod drzwi się "pochwalić" był też czas że przeżuciły się na jaskółki i jaszczurki średnio co drugi dzień któraś przynosiła nam taką niespodziankę a w domu im się chyba nie chciało wolały wyrzydzić od kogoś jakieś resztki a mam właśnie jedną kotkę która był czas że nawet na strychu nie było słychać najmniejszego odgłosu myszy gdzie zawsze pełno ich tam było może temu że nie używany ale ostatnio się tak rozleniwiła któregoś leżała ze mną spała a mysz se po podłodze biegła nawet nie drgnęła chwilę później tato otworzył lodówkę od razu uszy postawiła po chwili była już w kuchni a jak wie już że ktoś chce ją na podwórko wywalić to wchodzi do szafki pod zlewem i udaje że poluje na mysz (wcześniej faktycznie ta szafka była najczęściej miejscem jej udanych polowań a teraz udaje bo łazi jakaś mysz ale dawno już żadnej nie złapała) może teraz jej się uda bo obecna mysz to se chyba jaja z nas robi zobaczę ją narobię takiego wisku (strasznie się boję ich) że umarłego mogłabym obudzić a mysz nawet się nie wystraszy w nocy to się boję wstać do łazienki żeby jakaś mi skądś nie wyleciała kotkę zostawiliśmy na noc w domu (aktualnie śpi u mnie na brzuchu) ale wróciła dopiero z kuchni po nie udanej próbie złapania myszy w sumie bardziej czuwa niż śpi bo najmniejszy szelest a ona już gotowa do ataku -
Tak mój starszy brat miał nie całe 14 lat ja miałam 11 a najstarszy brat 16 3 miesiące później urodziła się siostra. Pamiętam jak dziś ten dzień niedziela połowa maja cieplutko koło godziny 9 zaczeli się u nas zbierać dzieciaki z wioski mieliśmy grać w podchody tylko jego brakowało (drugi był chory i siedział w domu) i długo go szukaliśmy i w końcu znaleźliśmy przypadkiem zmęczeni usiedliśmy na piwnicy a na przeciwko jest stara ubikacja (obok niej był pies nasz szczękał cały czas ale myśleliśmy że na znajomych nigdy nie lubił obcych) i w pewnym momencie od tej ubikacji otworzyły się drzwi (nie było najmniejszego wiaterku) i go zobaczyliśmy nie wiem jak reszta ale ja już wiedziałam że coś jest nie tak miałam takie przeczucie dopiero jak podeszliśmy bliżej zobaczyłam że on wisi jeden kolega (z jego klasy) zachował trzeźwy umysł i pobiegł po tatę mojego reszta stała jak wryta ze mną na czele jak tato zabrał go do domu pełne podwórko w jednej chwili opustoszało długo miałam do nich żal o to jednemu koledze się oberwało nawet po kilku latach ale uświadomił mi że ja też pewnie bym tak zrobiła (nie dosłownie nie wiem czy świadomie czy nie to zrobił) później pogotowie (te co przyjechało do brata zabrało mame do szpitala ze względu na ciąże) w między czasie kto mógł to z rodziny przyjechał policja przesłuchanie mnie faszerowali ile się dało tylko lekami na uspokojenie może też temu tamtego dnia nawet jedna łza mi nie poleciała noc u cioci (nawet mój chrzestny z żoną przyjechał chociaż blisko nie mieszkają oboje bez prawka źeńć ich przywiózł było późne popołudnie a na nockę miał do pracy a przed nim drugie tyle drogi powrotnej) ale następne 3 dni (do pogrzebu)to była masakra leki na mnie już nawet nie działały przespałam przez te dni dosłownie kilka godzin dopiero jak chyba we wtorek przyszła moja klasa to chociaż na chwilę zapomniałam o tym wszystkim (wiem że był mało odpowiedni moment ale nawet trochę się pośmieliśmy) w czwartek chciałam już wrócić do szkoły bo nie wytrzymywałam w domu ale ostatecznie z bratem zostaliśmy już te dwa dni w domu. Jak ten czas leci 20 maja minie 10 lat jak go nie ma z nami a ja to pisząc mam łzy w oczach. Oficjalnie nie znaleziono przyczyny temu to zrobił (nie zostawił żadnego listu nic) a śledztwo umorzono a nie oficjalnie po kilku latach się dowiedziałam od znajomej przy piwie że gadali na naszą mame (nie powiedziała co) i że tego nie wytrzymał nie wiem prawda czy nie cholera go wie tylko on to wie
-
Moja kondycja leży i kwiczy. Uczyłam się to chociaż miałam 4 razy w tygodniu wf plus do tego 2 razy na basen chodziłam (taż palę ale jak się zawzięłam to po kilku próbach potrafiłam przepłynąć cały duży basen pod wodą na początku zaczęłam od małego) później pozamykali szkoły już nie miałam wf ani możliwości iść na basen ale z kolei miałam więcej wolnego czasu więc wróciłam do jazdy na rolkach przez dwa miesiące codziennie przejeżdżałam około 10 km (później mały wypadek na nich kontuzja jak już kontuzja przeszła było coraz cieplej i już jazda była męczarnią a nie przyjemnoscią) to od czasu do czasu rower wieczorem. Jak w październiku rok temu znowu zamknęli szkoły chciałam wrócić do jazdy na rolkach ale się okazały już za małe do tej pory jakoś nie nadarzyła się okazja żeby kupić nowe i już moja kondycja całkiem się posypała ciężko jest mi przejechać 2 kilometry do sklepu (4 w obie strony) postanowiłam ją poprawić i stwierdziłam że zacznę biegać długo się do tego zabierałam ale w końcu mi się udało w sobotę pierwszy raz poszłam biegać wzięłam psa i se biegaliśmy (chociaż ja to więcej przeszłam i początkowo po kilkuset metrach myślałam że płuca wypluje ale stopniowo trzeba) stwierdziłam że codziennie nie ma sensu bo się szybko zniechęcę więc planuje tak co 2-3 dni dzisiaj byłam drugi raz i już nie wiele ale trochę więcej przebiegłam (truchtem) i jeśli chce kontynuować muszę się chyba wybrać do ortopedy z kolanami (z jednym już kilka dobrych lat mam problemy a drugie to ta kontuzja po rolkach) w sobotę myślałam że nie wrócę do domu tak prawe zaczęło boleć możliwe że przez właśnie moją kondycję ale wolę mieć pewność że to nic poważniejszego żeby w razie czego gorszych problemów se nie narobić
-
Byłam na takim weselu co prawda nie moim ani nie jako gość a dorabiałam se w wakacje na zmywaku rozpoczęło się wesele może godzinę później nagle wszędzie ciemno - korki wywaliło włączyli za chwilę znowu to samo i tak jeszcze kilka razy ciągle wywalało korki para młoda zła goście się niecierpliwią a na kuchni nic zrobić ani podgrzać ani nic bo wszystko na prąd (z koleżanką chodziłam) to żeby się wyrabiać włączałyśmy latarki w telefonach i zmywałyśmy żeby się nie nazbierała nie do ogarnięcia góra brudnych naczyń ale co z tego jak nie było można wyparzyć po jakimś czasie elektryk chyba przyjechał i to ogarnął
-
Hehe raz - miałam 11 lat wróciłam ze szkoły źle się czułam położyłam się spać obudziłam się około 23 z gorączką 40 stopni z łóżka wstać nie dałam rady nie mogłam nawet głowy z poduszki podnieść rodzice się wystraszyli (był piątek więc weekend się właśnie zaczął) mama zadzwoniła na pogotowie to powiedzieli że nie ma zagrożenia życia i nie wyślą karetki i żeby na własną rękę jechać do szpitala mama ma prawo jazdy ale była w 7 miesiącu ciąży i się bała jechać po nocy (zawsze się boi po ciemku i już w ostateczności jedzie) tato kilka lat temu stracił i stwierdził że teraz już by nie zdał kogoś szukać żeby zawiózł a że jak już wspomniałam był piątek noc to większość osób nie było w stanie prowadzić to ciocia się zdecydowała jechać mimo że źle się czuła i się bała żeby wypadku nie spowodować dojechaliśmy szczęśliwie od razu do dziecięcego na oddział (nie na sor) na oddziale cisza na korytarzu pustki pielęgniarka przyszła zaprowadziła na izbę przyjęć lekarz przyszedł może po godzinie już prawie 1 w nocy to jak przyszedł to się dziwił sam czemu karetka nie przyjechała (podejrzewał zapalenie opon mózgowych) to tato z ciotkami nie mogli jechać do domu bo musieli czekać na wyniki badań bo jakby lekarza podejrzenia się potwierdziły trzeba by było jechać do innego miasta do innego szpitala na szczęście to nie było to to oni do domu wrócili po 3 w nocy ja zostałam w szpitalu na tydzień o tyle dobrze (na początku leżałam sama na sali później kogoś mi dali) i strasznie chciałam do domu i co chwilę dzwoniłam do domu żeby ktoś do mnie przyjechał a nikt nie mógł to druga ciocia poprosiła syna swojego który był z żoną i malutką wtedy córką w okolicy żeby zaszedł do mnie to dawno po godzinach odwiedzin go wpuścili na chwilę do mnie potem jak dali kogoś mi na salę to chociaż miałam towarzystwo i się tak nie nudziłam i jakoś przeżyłam do końca pobytu co drugi dzień ktoś przyjeżdżał do mnie. Innym razem w innym szpitalu w dziecięcym też na oddziale któregoś razu dostałam takiego ataku bólu brzucha że się ruszyć nie mogłam dziewczyny z sali co chwilę chodziły zgłaszały to bo ja nie dałam rady po 2 godzinach dostałam coś przeciw bólowego. Sytuacja z przed miesiąca może (mam obecnie prawie 21 lat) poszłam do rodzinnego lekarza z problemami z pęcherzem (4 antybiotyk dopiero pomógł) i między innymi z bólem brzucha że momentami chodzić nie mogłam to lekarz stwierdził że jej to wygląda na początek wyrostka i co do szpitala na chirurgię i kogoś szukać bo nasz samochód popsuty i do tego mama chora i nie dała rady jechać (samochód jeździ ale w takim stanie że gdyby policja zatrzymała to byłby problem) to moja chrzestna była akurat u swoich rodziców na wiosce to się zgodziła mnie zawieść myślałyśmy że przyjmą mnie na oddział więc pojechała ona 4-5 godzin siedziałam na sorze (wtedy myślałam że długo) porobili badania dali kroplówkę z przeciwbólowymi zanim zleciała przyszły wyniki się okazało że nie wyrostek że jednak pęcherz przepisali antybiotyk odesłali spowrotem do rodzinnego i do domu wypisali i znowu kogoś kombinować żeby po mnie przyjechał i znowu uratowała chrzestna zaczęłam antybiotyk i tak jak mówili zgłosiłam się do rodzinnego skończyłam antybiotyk a tu żadnej poprawy a nawet jeszcze gorzej to kolejne skierowanie na oddział do innego szpitala i znowu kto zawiezie to taty kolega się zgodził do wsio-miasta to tam powiedzieli żebym poszła do ginekologa (tam go nie było) poszłam się okazało że w tych sprawach jest wszystko w porządku a problem ciągle się nasilał to na sor brat cioteczny zawiózł (znowu około 5 godzin) a że było późno on miał na rano do pracy to pojechał a ja jakby odesłali z niczym się umówiłam z chrzestną że do niej na noc przyjadę i tak było porobili badania większość czasu to było czekanie na wyniki stwierdzili że jest wszystko w porządku że zapalenie kolejny antybiotyk i do domu (chrzestna ma męża dwójkę dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym a ja u niej byłam koło 22 miałam w planach wrócić na drugi dzień do domu autobusem ale wujek mnie odwiózł się okazało że jest na zwolnieniu lekarskim) i powtórka z rozrywki antybiotyk nie pomógł znowu do rodzinnego kolejne skierowanie na inny oddział (akurat ten sam szpital miał dyżur co wcześniej) taty kolega zawiózł się przedłużało to pojechał do domu a ja miałam jak coś jechać do drugiej cioci i tak było znowu 5 godzin czekania żeby odesłali z 3 antybiotykiem i znowu coraz gorzej i kolejny raz na sor kuzyn zawiózł chciał poczekać na mnie może godzinę poczekał ale jak się dowiedział że przez ten czas nawet u lekarza nie byłam to pojechał rano do pracy miał ja byłam umówiona już z ciocią że jak coś to mnie przenocuje spędziłam tam 12-13 godzin żeby odesłali mnie z kolejnym antybiotykiem ale tym razem skutecznym i też brzuch w szpitalu tak zaczął boleć że się ruszyć nie mogłam jakaś pani zawołała pielęgniarkę (żeby nie to to bym pewnie jeszcze dłużej siedziała tam) to lekarz przyszedł i dał do tego coś przeciw bólowego u cioci byłam o 7 rano a przyjechałam na sor koło 18-19 dzień wcześniej
-
Miałam ten sam problem i znowu wrócił był może rok spokoju że nawet w ścianach czy na strychu nie było słychać żeby chodziły prawdopodobnie temu że mam kilka kotów (na wsi mieszkam) i większość to kotki jednego kocura mam który chyba jedyne myszy jakie jadł to zabrane od kotki mam jedną taką kotkę która była bardzo łowna (inne też łapały ale bardziej na podwórku tych w domu im się nie chciało chociaż raz jak usłyszały to we trzy kilka godzin siedziały pod szafą i czychały na nią) jak tylko zaczynało coś skrobać choćby w ścianie to wystarczyło ją wpuścić na noc do domu i rano było już po problemie na jakiś czas był spokuj raz obudził mnie krótki łomot i cisza patrzę kotka trzyma mysz w zębach było to w moim pokoju (strasznie się boję myszy jak tylko zobaczę to robię wisku że umarłego mogę obudzić tych nie żywych już też ale nie wiszczę tak) to się tylko modliłam żeby kotka nie zechciała się mi nią pochwalić (na podwórku jak łapała jakąś to potrafiła przyjść pod drzwi i tak długą miauczeć aż ją wpuścimy żeby mogła się pochwalić nie tylko ona w sieni nie raz też znaleźliśmy nie żywą jaszczurke czy jaskółkę raz nawet któraś na wronę polowała ale się nie udało jej) i przynieść jej mi do łóżka jak tylko się odważyłam to wyniosłam ją (kotkę ale z myszą w zębach) na podwórko była łowna bo teraz tak się wycfaniła że jak jest w domu i ktoś chce ją wyrzucić za drzwi to wchodzi do szafki pod zlewem i udaje że poluje na myszy udaje bo kilka razy była taka sytuacja że mysz biegnie se po podłodze a ona se śpiw najlepsze w tym samym pokoju . Jak kot to najlepiej kotka i nie wysterelizowana (po sterelizacji tracą instynkt czy coś takiego) trafić na łownego kocura to na prawdę rzadkość mój podejrzewam że choćby mu mysz przed nosem przebiegła to by mu się nie chciało jej złapać jemu to już musi być od razu zabita chociaż kiedyś miałam kocura który lepiej łapał myszy niż kotka którą wtedy też miałam mimo że był ślepy kotka tamtą też tylko ona na jedno oko a on na oba
-
Czy kot to bezpieczne zwierzę dla dziecka?
Anka19 odpisał na temat w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci
Oj zależy jakie dziecko z racji że mieszkam na wsi to praktycznie zawsze jest u mnie jakiś piesek kotek jeden odchodził drugi przychodził ja chyba byłam dość delikatna w stosunku do zwierząt ale za to moja młodsza siostra jak miała 3-4 lata i w tym czasie mieliśmy kilka kotów które zazwyczaj były na podwórku oprócz jednego kociaka (kotki) bo ją i jej rodzeństwo kotka w pewnym momencie przestała karmić miały może nie cały miesiąc nie mogliśmy trzymać w domu chyba 5 kotów na raz nawet kociaków to zostały w oborze na sianie gdzie kotka się okociła a my chodziliśmy je karmiliśmy ale że to był październik - listopad 4 z nich po krótkim czasie nie przeżywały prawdopodobnie zamarzły albo coś załatwiło je i została tylko ta kotka jedna najwidoczniej była (i jest) najsilniejsza to ją już wzięliśmy do domu żeby nie podzieliła losu rodzeństwa ojj miała ciężko z moją siostrą (i to nie tak że się będzie pilnowało wystarczy na chwilę się odwrócić) potrafiła nią rzucać po ścianach skoczyć na nią miałam wtedy też chomika i ta kotka lubiła siedzieć na szafce na której stała klatka z nim (dość wysoka ale siostra dosięgała) to potrafiła ją z niej zrzucić w pewnym momencie zaczęliśmy żartować że koty na prawdę mają siedem żyć - nadal mamy tą kotkę ma 5,6lat i ma się całkiem nie źle a te akcje z siostrą się zdarzały notorycznie wystarczyło tylko na sekundę wzrok odwrócić a weź wytłumacz 3 latce że nie wolno może zrozumie ale gdzieś to będzie miała -
Mój tato palił dość długo (zanim się ożenił rzucił) rozmawiałam ostatnio z ciocią z jego siostrą i się dowiedziałam że któregoś roku w sylwestra oznajmił że od następnego dnia nie pali i tak zrobił (25-6 lat rodzice są po ślubie a rzucił na długo przed) bez żadnych tabletek i tym podobnym jak se postanowił tak zrobił z dnia na dzień, można? Można. Brat cioteczny (syn drugiej siostry taty która pali) też palił długo się ożenił żona po roku zaszła w ciążę na początku wszystko było okej w pewnym momencie się okazało że może dziecko się urodzić chore to on se obiecał i nie tylko sobie że jak urodzi się zdrowe to on z automatu rzuca palenie urodziła mu się cała i zdrowa córka i rzeczywiście rzucił też bez żadnej pomocy od 10 lat nie pali. Brat mój pali i raczej się nie zapowiada żeby rzucił. Ja też palę tylko tyle że elektryka (zaczęłam jakoś po 18 wcześniej raz na ruski rok ale rzadko) obecnie zaraz będę miała 21 lat i dwa razy było że już myślałam że przestanę palić i to było z dnia na dzień za pierwszym razem kupiłam se nowego elektryka wyrzuciłam starego bo już ledwo co działał i dwa miesiące po kupnie mi się popsuł (miałam na niego gwarancję oddałam go do sklepu w którym kupiłam żeby naprawili przez miesiąc chodziłam do nich pytałam czy zrobili go ale zawsze coś po tym czasie powiedziałam im że ja go już nie chce że jak chcą to niech go se naprawiają i sprzedadzą albo sobie zatrzymali a jak go zrobią niech oddadzą mi chociaż część kasy do tej pory się nie doczekałam jej już rok czasu a sklep zbankrutował i został zamknięty) przez 3 miesiące prawie wcale nie paliłam czasami wzięłam od kogoś bucha albo kupiłam se paczkę fajek (nie miałam kasy na nowego) ale ze zwykłymi zawsze wyglądało tak samo że spaliłam góra trzy i reszta leżała w szafce aż w końcu komuś oddawałam zazwyczaj bratu ale w końcu przycisnęło do palenia i elektryka że miałam gdzieś kilaka i w każdym inna część działała to chyba z 3 różnych złożyłam jednego który działał i to długo ale w końcu i on zaczął się psuć i musiałam go wyrzucić bo nawet jak był wyłączony to potrafił sam się uruchomić przez co spaliła się grzałka i w całym domu śmierdziało spalenizną około 3 tygodnie nie miałam elektryka i to samo co za pierwszym razem że od święta zapaliłam zwykłego jak już na prawdę mocno przycisnęło znowu myślałam że rzucę ale i nie tym razem się okazało że kolegi dziewczyna ma do sprzedania epa po okazyjnej cenie wystarczyło w nim wymienić grzałkę chociaż ze starą też dało się palić (ogólnie ciężko jest do niego dostać jak zaszłam do jednego sklepu i spytałam o nią to Sprzedawca aż się zaśmiał powiedział że już raczej nie zamawiają do takich ale był miły i przez znajomości swoje mi załatwił od ręki) no i tak nadal palę
-
Ja już skończyłam szkołe ale lubiłam wf a jak dwa razy miałam zwolnienie z niego chyba na miesiąc raz gimnazjum (przez kontuzje) a drugi w technikum (przez zabieg który przechodziłam) to była dla mnie męczarnia że nie mogłam ćwiczyć plus był jedynie taki że jak był na ostatniej lekcji to wcześniej kończyłam a najgorsze było w technikum jak nie mogłam chodzić na basen pływać co uwielbiam w gimnazjum jeździłam na zawody (co przyczyniło się do 6 na koniec) z unihokeja raz grałam z goraczką bólem gardła głowy to było na kilka dni przed zawodami i nie chciałam se odpuścić a końcem końców i tak na nie nie pojechałam bo się okazało że mam ostrą anginę i mogłam zapomnieć o zawodach. W technikum nie było unihokeja to się przeżuciłam na piłkę nożną ograniczoną do może jednego wf w tygodniu jak mieliśmy sami bywało że zawsze któraś klasa się dołączała do nas (z innymi klasami się bałam a z chłopakami ze swojej nie) na początku niezbyt chętni byli żebym z nimi grała a i mi za dobrze nie szło bo wysłali w pole a od razu powiedziałam że lepiej się czuje na bramce ale nie pozwolili mi bronić za drugim razem stanęłam na bramce i o wiele lepiej mi szło a chłopacy się przekonali do mnie i sami chcieli żebym z nimi grała (była to nowa szkoła nowa klasa) chłopak który wcześniej bronił stwierdził że on nie stanie na bramkę że woli już nie grać bo nie będzie się przy mnie ośmieszał mimo że drugiego bramkarza nie było i nie grał do czasu aż jeden kolega kopnął tak piłkę że trafił mi w nos i przez jakieś pół godziny leciała mi krew więcej pan mi nie pozwolił z nimi grać i tak się skończyła moja przygoda z piłką miałam zakaz do końca szkoły czasami grałam i tak jak Pan nie widział i zostało mi do wyboru albo siatkówka w którą nie umiem grać albo siłownia której nie lubię na zmianę jedno albo drugie robiłam ale i tak część wf wyglądało tak że siedziałam na trybunach albo w szatni (dobrze że fajny pan był i u większości dziewczyn tak to wyglądało) grając w siatkówkę bywało śmiesznie raz nie udało mi się przebić piłki i trafiła w siatkę na wysokości gdzie dosłownie sekundę wcześniej kolega miał głowę w ostatniej chwili się schylił kilka razy jeszcze mało brakowało a bym kogoś zabiłaja też kilka razy mało nie oberwałam później już wiedziałam kto jest lepszy kto mniej w tym i tym lepszym zchodziłam z drogi zwłaszcza chłopakom bo oni jak walną to na prawdę mogą zabić
-
Miałam problem podobny miałam z 11 lat przygarnęliśmy suczke w ciąży na dniach się oszczeniła u nas i została tak z nami (początkowo mieliśmy oddać ją do schroniska bo błąkała się po wiosce my ją początkowo tylko dokarmialiśmy jak urodzi mieliśmy zadzwonić do schroniska żeby ją zabrali ale jak się oszczeniła i zobaczyliśmy jednego malutkiego szczeniaczka to już nie mieliśmy serca jej oddać i zostały z nami) maleństwo też się okazało suczką wieś wtedy sterelizacja nie była tak powszechna więc co jakiś tam czas mieliśmy pełne podwórko cudzych psów ale mieliśmy problem z jednym dalszych sąsiadów nie dopuszczał do suczek innych psów (był największy) i któregoś razu podczas cieczki jednej z nich chciałam zanieść im świeżej wody to się tamten prawie rzucił na mnie przez pół podwórka mnie gonił ledwo uciekłam do domu potem się już bałam do nich chodzić jak nosić im jeść to trzeba było z kijem iść tak samo do krów bo jedna była przy oborze miarka się przebrała jak na majówkę przyjechał z miasta brat cioteczny z żoną i trójką kilkuletnich dzieci i dzieci chciały zobaczyć krowy a przez tego psa nie było jak im pokazać dorosły właśnie z kijem jakoś wejdzie a dzieci by jeszcze chciały się pobawić z pieskami to mama poszła do jego właścicieli żeby go zabrali a mieli oni jeszcze jednego psa który na codzień był w kojcu ale wtedy akurat biegał luzem po podwórku i jak mama tylko weszła to ją ugryzł (mała wieś każdy każdego zna więc obyło się bez problemów ważne że był szczepiony) ale tamtego nie zabrali dalej to brat co przyjechał pożyczył od sąsiada wiatrówkę pies dostał kilka ślepaków to więcej do nas nie przyszedł mieliśmy spokój. Mam obecnie 4letniego psa jest energiczny ale też grzeczny i nikomu nigdy krzywdy nie zrobił podejrzewam że jakby ktoś chciał się do nas włamać to on z nimi jeszcze chciałby się bawić zamiast bronić (jest to podwórkowy pies) ale dwa razy widziałam go wściekłego to za mało powiedziane raz jak z bratem poszłam po drzewo obok właśnie psa i przyszedł taty kolega chciał wejść do nas pomóc ale pies tak zaczął agresywnie szczekać że się wystraszył musiałam psa przytrzymać żeby on mógł wejść bo się bałam że pies na niego zaraz się rzuci (przy moim wzroście 159 cm jet mi prawie do kolana więc nie jest jakoś duży) drugi raz siedziałam z bratem koleżanką i kolegą na podwórku pies biegał luzem (tu normalnie się zachowywał) i przyjechała kolegi dziewczyna po niego z którą się nie za bardzo lubię pies do niej podbiegł obwochał i zawołałam go i zamknęłam (jakby miał coś jej zrobić to już dawno by to zrobił ale ona jest taka że lubi wyolbrzymiać i wolałam nie ryzykować że zaraz na kłamie że coś jej zrobił w dodatku lubi on skakać na ludzi i może wystraszyć) może temu że nie fajnie ona się zachowywała nie u siebie to temu później pies na nią tak zareagował a mianowicie ten sam kolega znowu był u nas i ona przyjechała po niego ale tym razem nawet stopy nie postawiła na podwórku (wtedy tato dobrze ją pogonił) jak ona przyjechała ja akurat wyszłam zapalić pies ją tylko zobaczył (na ulicy stała) to zaczął na nią szczekać jeszcze bardziej agresywnie niż na taty kolegę myślałam że se łeb urwie (jest na łańcuchu ale odpowiednią długość ma) aż poszłam go uspokoić bo się bałam że łańcuch może nie wytrzymać a jak by się zerwał to z racji na to że mamy nie ogrodzone podwórko to się obawiałam o nią że pies może jej coś zrobić żeby nie było za to żadnych konsekwencji to bym go jeszcze sama spóściła a tak niby nikomu nigdy krzywdy nie zrobił ale wolałam nie ryzykować
-
Jaki byl najgorszy kac jakiego przezyliscie , jak sie czuliscie wtedy?
Anka19 odpisał na temat w Dyskusja ogólna
Ogólnie mam słabą głowę to znaczy szybko się upijam ale rzadko mam kaca zazwyczaj na drugi dzień dobrze się czuje ale było kilka razy że myślałam że umrę. Pierwszy raz jak moje 18 naste urodziny wypadły akurat w środę to już w niedzielę z koleżanką stwierdziłyśmy że trzeba je opić a że obie mieszkałyśmy w internacie to nie było innej opcji jak tam pić na ciszy nocnej to w niedzielę zaczęłyśmy w czwartek skończyłyśmy a trzeba było do szkoły chodzić i nas obie najgorszy kac dopadł właśnie w środę na moje nieszczęście akurat w dzień w którym miałam praktyki na kuchni w interku na śniadaniu obie nic nie zjadłyśmy bo nie dałyśmy radę patrzeć na jedzenie ona poszła do szkoły a ja na kuchnie jak tylko tam weszłam myślałam że zwymiotuje poczułam zapach jedzenia tylko zdążyłam powiedzieć dla koleżanki żeby przekazała pani że poszłam zapalić ledwo zdążyłam wyjść już myślałam że może być nie ciekawie co chwilę chodziłam zapalić bo nie dałam rady tam siedzieć aż pani się zainteresowała czemu tak często chodzę palić to powiedziałam "wie pani 18 nastka i takie tam za bardzo nie dam rady patrzeć na jedzenie" to się zaśmiała powiedziała że to wszystko wyjaśnia i żebym od czasu do czasu jej się pokazała że jestem na tych praktykach i praktycznie nic na nich nie robiłam. Drugi jakoś dwa tygodnie po urodzinach właśnie 18 robiłam imprezę dla znajomych impreza była w piątek w sobotę koleżanki wyciągnęły mnie na dyskotekę a żeby tego było mało w niedzielę w dzień w którym myślałam że odpocznę wyśpię się ja śpię sobie mama wchodzi do pokoju i mówi że chrzestna właśnie dzwoniła że za 10 minut przyjedzie (jak robiłam przyjęcie dla rodziny to ona akurat nie mogła) ja w trzy dniowym już makijażu zaspana w piżamie jeszcze nie do końca trzeźwa po dwóch wcześniejszych dniach to zdążyłam się tylko przebrać i przyjechała spytałam się tylko kto kieruję na moje nie szczęście się okazało że wujek to z ciocią wypiłam butelkę wina już chyba bym wolała żeby to ona kierowała to z wujkiem bym wódkę wypiła a tak to już była za mocna mieszanka po tych trzech dniach tydzień to z łóżka tylko do łazienki wstawałam bo za bardzo jeść to nie dałam rady (dobrze że to już ferie były). Nie wiem czy to się zalicza jako kac ale jak pierwszy raz na dyskotekę pojechałam to następnego dnia prawie cały dzień przespałam ogólnie dobrze się czułam tylko cały czas strasznie spać mi się chciało. Też nie kac ale na koleżanki (z pierwszej historii) 18nastce pierwsze trzy godziny to tylko pamiętałam urywki jak jej wujek po mnie przyjechał i zawiózł do jej domu żebym się przespała i jak wtedy właśnie z łóżka spadłam u niej. Była sytuacja że w sobotę ja koleżanki dwie i dwóch kolegów popiliśmy mocno a w niedziele cała nasza piątka umierała a to była niedziela nie handlowa pół miasta obeszliśmy w poszukiwaniu otwartego sklepu żeby kupić coś do picia -
Mam zaproszenie z osobą towarzyszącą na ślub, a nie mam z kim iść, co robić?
Anka19 odpisał na temat w Dziś pytanie, dziś odpowiedź
Byłam na dwóch weselach że byłam już starsza (wcześniej na kilku jak miałam po kilka lat) na pierwszym było to chrześniaczki mamy oprócz mamy brata nikogo tam nie znałam mame siostrę i brata młodej raz w życiu widziałam jak przekazywali zaproszenie (narzeczeni byli akurat za granicą) a młodych pierwszy raz zobaczyłam u niej w domu w dniu wesela (z tego co mama mówiła ostatni raz u nich byliśmy na jej komuni jak ja byłam w wózku jeszcze, bardzo daleka jakaś rodzina czy coś w podobie) nie dostałam zaproszenia z osobą towarzyszącą więc jej nie miałam i mimo że praktycznie nikogo tam nie znałam posadzili mnie i brata obok jakiegoś chłopaka może kilka lat starszego odemnie najpierw brat z nim zaczął gadać później ja się dołączyłam i we trójkę przynajmniej ja się bardzo fajnie bawiłam. Na drugim to było dalszego kuzyna jego i mój tato to bracia cioteczni i na nie dostałam już zaproszenie z osobą towarzyszącą i żeby odbyło się w pierwszym terminie (ze względu na koronawirusa przełożyli) byłabym na nim sama ale dwa miesiące przed drugim terminem zaczęłam się spotykać z chłopakiem więc go zaprosiłam jako osobę towarzyszącą na (tym weselu byłam ja brat i mój chłopak właśnie od nas rodzice stwierdzili że nie dla nich już takie imprezy a poza tym i tak ktoś musiałby zostać z siostrą albo byśmy musieli wcześniej wracać właśnie ze względu na nią) i szczerze lepiej się bawiłam na tym pierwszym weselu gdzie nikogo nie znałam niż na tym gdzie sporo osób znałam i w dodatku byłam z chłopakiem wesele samo w sobie było super ale przez zachowanie chłopaka prawie całe wesele albo przepłakałam w łazience albo go pilnowałam żeby nic nie odwalił a zaczęło się od tego że wesele ledwo się zaczęło ja poszłam tylko zatańczyć z młodym jak wróciłam do stołu to on z bratem już byli nieźle wypici co prawda jak zaczęliśmy się kłócić bo on twierdził że jest trzeźwy a ledwo na nogach stał to chciał wracać i twierdził że może zadzwonić po kolegę i on nas zabierze ale wiedziałam że nie przyjedzie bo miał komplet w samochodzie (wracaliśmy autokarem) bo przyjechał na chwilę z moimi 3 koleżankami i kolegą (jednej chłopakiem i ten jego kolega się zaczął spotykać z drugą) i że nie będzie jechał specjalnie ich odwieść i wracał po nas i powiedziałam mu że jak chce to niech dzwoni ale ja zostaje i że jakby jakimś cudem przyjechał to może se jechać z nim ale jedzie do siebie (nocował u mnie tylko jedna osoba "mogła" przyjechać i ten kolega miał na następny dzień po niego przyjechać do mnie) a poza tym ja przyjechałam się bawić chociaż słaba ta moja zabawa wyglądała dopiero po rozmowie z bratem młodego jak wyszłam z łazienki dopiero co skończywszy płakać i zobaczył ze coś jest nie tak doszłam do wniosku że nie warto psuć se zabawy i poszłam się bawić sama mając już na niego wywalone a on se robił co chciał (czyli spał na kanapie na zmianę z piciem) brat też się upił ale on przynajmniej sam wsiadł do autokaru a jego musieli we dwóch prowadzić bo sam nie był w stanie mogliśmy wysiąść u nas w wiosce ale wolałam nie zostawać z dwiema na...ymi osobami na ulicy a kawałek do domu był jeszcze pod samochód by mi wleźli i wysiedliśmy pod młodego domem mama musiała po nas przyjechać ale chociaż wiedziałam że jest ktoś obok kto by mi w razie czego pomógł mi z nimi a potem chłopak się dziwił czemu jestem zła na niego i nie chce z nim gadać (mieliśmy spać razem ale po tym to go położyłam u siebie w pokoju a sama poszłam do siostry spać) -
Rok temu kuzyn się żenił początkowo miało być w czerwcu przełożyli na październik nie pamiętam czy były jakieś nowe obostrzenia w czerwcu i jak restauracje i tym podobne ale pamiętam że wesele się odbyło w drugim terminie a tydzień później zakazali organizowania tego typu imprez więc wyrobili się na styk
-
Kilka lat temu zaczęło mi strasznie boleć kolano myślałam na początku że się nabawiłam małej kontuzji ze względu na sport który wtedy uprawiałam i moje kolana były nadwyręrzane i narażone na kontuzje i że zaraz samo przejdzie ale ból nie ustępował i się nasilał że w pewnym momencie miałam dość duże problemy z chodzeniem wtedy poszłam do ortopedy po prześwietleniu stwierdził że mam włókniaka w nim ale sam się wchłonie a główny powód bólu podał to że rosne przepisał jakąś maść dał zalecenia i kazał co jakiś tam czas przychodzić na kontrolę robiłam co mówił i po jakimś czasie ból ustał przestałam jeździć na kontrolę miałam spokuj na jakieś dwa lata czasami dokuczało zwłaszcza na zmianę pogody ale nie był to już ból nie do zniesisnia do czasu po tych dwóch latach ból wrócił znowu taki że miałam problemy z chodzeniem poszłam znowu do tego samego ortopedy zrobił prześwietlenie i stwierdził że wszystko jest w porządku i że swoje muszę przecierpieć że jak przestanę rosnąć to ból zniknie i znowu po jakimś czasie tylko czasami już mi dokuczało w między czasie skończyłam 18lat więc nie mogłam już iść do tego samego lekarza a ból znowu wrócił mocno uciążliwy że któregoś dnia po schodach myślałam że nie zejdę z racji że nie byłam u siebie na wiosce nie mogłam iść do rodzinnego po skierowanie do ortopedy więc poszłam na pogotowie i skłamała że upadłam tego dnia żeby przyjął bez i znowu na prześwietleniu nic nie wyszło przepisał coś przeciwbólowego i kazał nie nadwyrężać go po jakimś czasie znowu przestało boleć a teraz znowu coraz mocniej zaczyna dokuczać ale zaraz to tego wrócę. Rok temu przez to że zamknęli szkoły miałam więcej czasu wolnego to zaczęłam jeździć więcej na rolkach codziennie czasami co drugi dzień robiłam około 10 kilometrów i któregoś dnia nie zdążyłam wyjść z podwórka jak straciłam równowagę na dziurze po kałuży i upadłam robiąc prawie szpagat (nigdy nie umiałam i nie umiem go robić) i poczułam okropny ból od kostki do kolana w lewej nodze a że wcześniej dwa razy miałam kontuzje tej kostki i czułam jakby zaczęła mi puchnąć to zdjęłam jak najszybciej rolkę z tej nogi bo wiedziałam że jak spuchnie na dobre to mogę mieć z tym problem (się okazało później że wcale nie puchła i miałam tylko takie wrażenie) ból w pozostałej części nogi na ile mogłam zignorowałam skupiłam się na kostce nie miałam przy sobie telefonu a moje samodzielne próby wstania kończyły się porażką i coraz większym bólem na szczęście mama wyszła na podwórko i usłyszała jak płaczę pomogła mi zajść do domu po jakimś czasie bolało mnie już tylko kolano ale tak że nie mogłam wcale chodzić sama pojechałam na pogotowie to tam stwierdzili że nie ma zagrożenia życia i że przez sytuację na świecie mnie nie przyjmą no żesz ku*** przez dwa tygodnie na lekach przeciwbólowych z łóżka wstawałam tylko do łazienki a dojście do niej zajmowało mi 3 razy więcej czasu a jest obok mojego pokoju później było troche lepiej bo jak siedziałam to dało się przeżyć ale chodzenie nadal ograniczałam na prawdę do minimum bo jak chodziłam to praktycznie dosłownie szło się pos*** z bólu a o jeździe na rolkach mogłam tylko pomarzyć jeszcze na bardzo długi czas. Czasami dokuczają mi nie często ale jak już to zazwyczaj oba na raz i tak że wyje z bólu. Wracając do prawego wczoraj się sporo nachodziłam do tego godzinna jazda autobusem jak z niego wysiadłam miałam dziwnie zdrętwiałe nogi i lekko bolały mnie całe (nigdy wcześniej tak nie miałam) ale zwaliłam to na zmęczenie i to że dużo chodziłam a dzisiaj już nie mam ich zdrętwiałych i boli tylko właśnie prawe kolano nie jakoś strasznie mocno ale z chodzeniem momentami jest dość ciężko. Mam 20 lat i już nie rosne pogoda też od dłuższego czasu jest taka sama
-
Ja na swoje bierzmowanie od świadka dostałam książkę i pieniądze nie pamiętam ile. Rok później byłam świadkiem u młodszej koleżanki i dałam srebrny łańcuszek książkę o jej patronce i też pieniądze