

Anka19
Zarejestrowani-
Zawartość
138 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Anka19
-
Mi rodzice zorganizowali imprezę dla znajomych - wynajęcie sali jedzenie alkohol dekoracje jak się o tym dowiedziałam od razu powiedziałam że już nie chce żadnego prezentu od nich (kompletnie nie miałam pomysłu jak ją zorganizować już rozważałam wcale jej nie robić ewentualnie jakieś piwo /inny alkohol z najbliższymi koleżankami) to był dla mnie najlepszy prezent bo jednak 18 jest raz w życiu (kiedy to zleciało już 21)
-
Spotykałam się z chłopakiem jednym w okresie jesienno-zimowym latem regularnie a jesienią zimą już nie koniecznie jak wiedziałam że mamy się spotkać goliłam się przed ale bywało tak że ja go prosiłam żeby przyjechał mówił że nie może ja wychodziłam ze znajomymi a on pytał gdzie jestem że zaraz będzie albo całkiem bez uprzedzenia dzwoni no ja stoję u ciebie pod domem no i wtedy kiedy tu się ogolić nic nie wskazywało żeby mu to jakoś mocno przeszkadzało
-
U mnie było tak samo ból pojawił się z nikąd tylko że od razu był prawie nie do zniesienia (miałam 14-15 lat) początkowo zwaliłam na sprot który wtedy uprawiałam gdzie w moim przypadku akurat te kolana były mocno nadwyrężane i narażone na kontuzje (kilka razy oberwałam w nie dość mocno a koleżanka w takiej samej sytuacji była co ja i też mówiła że kolano ją boli, 3 razy w tygodniu wf plus 2 razy trening)ale ból nie ustępował i już miałam poważne problemy z chodzeniem wtedy poszłam do ortopedy zrobił prześwietlenie i po zobaczeniu zdjęcia powiedział że mam włukniaka w tym kolanie ale sam się wchłonie a boli głównie temu że rosne przepisał coś tam i kazał za jakiś tam czas przyjeżdżać na kontrolę po jakimś czasie przestało dokuczać aż tak raz na jakiś czas bolało ale dało się żyć (w między czasie nabawiłam się kontuzji drugiego kolana ale przynajmniej wiem jak to się stało) wczoraj byłam na dzień próbny w pracy w kebabie (jestem po technikum gastronomicznym) więc kuchnia i stanie praktycznie cały czas przez ileś tam godzin nie jest mi obca i też wcześniej se dorabiałam w restauracji w wakacje i nie miałam problemów z kolanami nie dokuczały mi to znaczy bolały wiadomo trochę i będą dokuczały ale na drugi dzień było już okej (i dorywczo to pracowałam średnio 12 godzin a w tym kebabie z racji że to był 1 dzień mój na próbę pościli mnie wcześniej byłam tam 6i pół godzin) a jak wyszłam z pracy myślałam że na przystanek nie dojdę tak kolano bolało (te co niby temu że rosne) myślałam że dzisiaj jak zwykle już przestanie boleć w nocy z bólu spać nie mogłam a dzisiaj jest jeszcze gorzej wczoraj chociaż mogłam je zgiąć a dzisiaj chodzę cały czas z wyprostowaną nogą bo przez ból nie dam rady jej zginać we wtorek jeszcze mam dzień próbny i spróbuję z opaską specjalną na te kolano (ale się obawiam że może ono mnie przekreślać w pracy stojącej a szkoda bo tak jak myślałam że nie pójdę do pracy tego typu (zraziło mnie też trochę do tego jedna praca dorywcza a dokładniej ludzie tam od pierwszego mojego dnia wszyscy mieli do mnie problem nawet nie wiem o co z dwiema osobami tam normalnie rozmawiałam i dlatego wytrzymałam tam tylko tydzień) tak tam mi się podobało co prawda głównie kroiłam warzywa sprzątałam i przyglądałam się uczyłam co jak się robi ale była to dla mnie przyjemność i przede wszystkim ludzie tam pracujący są super się dogaduje z nimi a oni chyba są zadowoleni ze mnie) a po wypłacie umawiam się prywatnie do ortopedy i zobaczę co on powie
-
Ja jak mam doła to zależy z jakiego powodu (mam główne dwa) jak sprawy rodzinne włączam se verba młode wilki od 1do12 (ulubione) ryczę przy tym jak bóbr pół godziny później śmieje się bez powodu i przez jakiś już nic nie jest w stanie zepsuć mi humoru. Jeśli miłosne najlepiej mi się sprawdza najeba*** się (mam słabą głowę więc dużo mi nie trzeba) przy tym trochę popłacze i pójdę spać na następny dzień mam zajebi*** humor.
-
Moja mama jakoś w czerwcu tego roku zaczęła strasznie kaszleć i do tego pluć krwią ona i rodzinny lekarz myśleli że to laryngologiczne coś ale laryngolog nic podejrzanego nie widział bywało lepiej bywało gorzej aż w końcu na początku sierpnia dostała skierowanie do szpitala na badania rtg wykazało guza na plucu/ach nawet nie wiem dokładnie położyli ją na oddział podobno od razu jej lekarz powiedział że to rak dwa razy przekładane miała badanie które miało ostatecznie potwierdzić lub wykluczyć bo się dusiła dopiero za trzecim razem się udało nie stety się potwierdziło na drugi dzień po badaniu wypuścili ją do domu i początkowo jak tylko miały być wyniki (pomijała szczegóły) miała iść do szpitala i zacząć leczenie przyszły wyniki zadzwonił lekarz że jednak musi poczekać bo coś tam jeszcze będą badać (okazało się że pluła krwią od gorącego nie wiem czy to dobrze czy źle ale przestała jeść i pić gorące zniknęła krew) znowu zadzwonił wyznaczył datę kiedy ma się stawić w szpitalu ale znowu przełoży bo jeszcze coś innego znowu kazał czekać na telefon aż w końcu znowu zaczęła się gorzej rodzinny dał skierowanie i od piątku leży w szpitalu (tak to jeszcze nie wiadomo ile by czekała na ten cholerny telefon) miała robioną tomografię i jutro już dzisiaj w sumie mają być wyniki i chyba mają zacząć leczenie. Tak strasznie się boję o nią nie ma nocy żebym nie płakała jeszcze siostra ma dopiero 9 lat (wie że mama jest chora ale nie wie że tak na prawdę w każdej chwili może umrzeć) stara się nie pokazywać ale wiem że za nią tęskni bardzo jest bardziej rozdrażniona i potrafi bez powodu się rozpłakać. Włosy mamie nie zaczną wypadać bo i tak ich nie ma jak była w ciąży z siostrą mój brat popełnił samobójstwo po porodzie zaczeły jej wypadać już wtedy podejrzewali raka ale wtedy to nie było to (przy okazji choroby mamy się dowiedziałam że babcia jej mama miała raka nawet nie wiem czego) a o tym że potwierdzono u mamy się dowiedziałam przypadkiem chyba nie chciała nam tego mówić tacie tylko powiedziała ciocia się wygadała bo zeszła nam rozmowa jak u niej nocowałam na mamy chorobę (mama ciągle mówiła że czeka na wyniki do tamtej rozmowy z ciocią myślałam że na wyniki czy to już pewne) i zaczęła mówić że rak to nie wyrok i tym podobne w końcu się spytałam czy wie czy na pewne rak powiedziała że nie wie i zmieniła temat ale ja już wiedziałam a później mama sama mi powiedziała już oficjalnie wiedziałam (mam 20 lat brat 25, oboje palimy ale nie w domu wychodzimy na podwórko mama nie pali i nie wdycha dymu) jak się dowiedziałam o raku mamy chciałam rzucić palenie udało mi się wytrzymać 3 tygodnie byłam zmuszona przestać (palę elektryka) i mi się popsuł a nie miałam kasy na nowego ale nadarzyła się okazja kupić od kolegi dziewczyny za niską cenę przez ten strach o mame zaczęłam jeszcze więcej palić.
-
Moja mama jakoś w czerwcu tego roku zaczęła strasznie kaszleć i do tego pluć krwią ona i rodzinny lekarz myśleli że to laryngologiczne coś ale laryngolog nic podejrzanego nie widział bywało lepiej bywało gorzej aż w końcu na początku sierpnia dostała skierowanie do szpitala na badania rtg wykazało guza na plucu/ach nawet nie wiem dokładnie położyli ją na oddział podobno od razu jej lekarz powiedział że to rak dwa razy przekładane miała badanie które miało ostatecznie potwierdzić lub wykluczyć bo się dusiła dopiero za trzecim razem się udało nie stety się potwierdziło na drugi dzień po badaniu wypuścili ją do domu i początkowo jak tylko miały być wyniki (pomijała szczegóły) miała iść do szpitala i zacząć leczenie przyszły wyniki zadzwonił lekarz że jednak musi poczekać bo coś tam jeszcze będą badać (okazało się że pluła krwią od gorącego nie wiem czy to dobrze czy źle ale przestała jeść i pić gorące zniknęła krew) znowu zadzwonił wyznaczył datę kiedy ma się stawić w szpitalu ale znowu przełoży bo jeszcze coś innego znowu kazał czekać na telefon aż w końcu znowu zaczęła się gorzej rodzinny dał skierowanie i od piątku leży w szpitalu (tak to jeszcze nie wiadomo ile by czekała na ten cholerny telefon) miała robioną tomografię i jutro już dzisiaj w sumie mają być wyniki i chyba mają zacząć leczenie. Tak strasznie się boję o nią nie ma nocy żebym nie płakała jeszcze siostra ma dopiero 9 lat (wie że mama jest chora ale nie wie że tak na prawdę w każdej chwili może umrzeć) stara się nie pokazywać ale wiem że za nią tęskni bardzo jest bardziej rozdrażniona i potrafi bez powodu się rozpłakać. Włosy mamie nie zaczną wypadać bo i tak ich nie ma jak była w ciąży z siostrą mój brat popełnił samobójstwo po porodzie zaczeły jej wypadać już wtedy podejrzewali raka ale wtedy to nie było to (przy okazji choroby mamy się dowiedziałam że babcia jej mama miała raka nawet nie wiem czego) a o tym że potwierdzono u mamy się dowiedziałam przypadkiem chyba nie chciała nam tego mówić tacie tylko powiedziała ciocia się wygadała bo zeszła nam rozmowa jak u niej nocowałam na mamy chorobę (mama ciągle mówiła że czeka na wyniki do tamtej rozmowy z ciocią myślałam że na wyniki czy to już pewne) i zaczęła mówić że rak to nie wyrok i tym podobne w końcu się spytałam czy wie czy na pewne rak powiedziała że nie wie i zmieniła temat ale ja już wiedziałam a później mama sama mi powiedziała już oficjalnie wiedziałam (mam 20 lat brat 25, oboje palimy ale nie w domu wychodzimy na podwórko mama nie pali i nie wdycha dymu) jak się dowiedziałam o raku mamy chciałam rzucić palenie udało mi się wytrzymać 3 tygodnie byłam zmuszona przestać (palę elektryka) i mi się popsuł a nie miałam kasy na nowego ale nadarzyła się okazja kupić od kolegi dziewczyny za niską cenę przez ten strach o mame zaczęłam jeszcze więcej palić.
-
Mam 20 lat (w styczniu 21)w kwietniu skończyłam technikum nie podchodziłam do matury wolałam się skupić na zawodowych egzaminach nie wiedziałam co chce robić w życiu ale w liceum bym se nie poradziła profil wybrałam losowok (początkowo padło na rolnik ale po dwóch miesiącach się preniosłam na gastronomiczny) po skończeniu szkoły dałam se czas na tak na prawdę ostatnie wakacje a od września miałam z koleżanką przenieść się do miasteczka mieszkać w mieszkaniu po jej babci (jest przepisane na nią) i niby z końcem sierpnia kończyła się umowa ludziom którzy wynajmowali je jej tato to ogarnia i twierdził że od września spokojnie będziemy mogły tam mieszkać później zaczął twierdzić że od października jednak będzie wolne no okej poczekamy jeszcze ten miesiąc w połowie września zmienił zdanie że nie chce żebyśmy tam mieszkały bo będziemy imprezy tam robići je zdemolujemy się wkurzyłyśmy postanowiłyśmy poszukać w większym mieście i się złożyło że początkowo miałybyśmy gdzie mieszkaćw domu jej chłopaka babci (on by z nami mieszkał) która teraz mieszka u niego a później byśmy szukały czegoś do wynajęcia bo on jeszcze się uczy a w każdej chwili może wrócić zdalne nauczanie i on wtedy wraca do siebie na wioskę bo gospodarka i nie bardzo żebyśmy siedziały same w cudzym domu ale teraz z kolei pojawił się problem z pracą w większości wymagają doświadczenia albo szukają dorywczo a reszta to typu na budowę albo mechanik samochodowy a do sprzątania orzeczenia o niepełnosprawności wysłałyśmy multum zgłoszeń to do niej z dwóch się odezwali w jednym była na dniu próbnym i dzisiaj miała się dowiedzieć czy przyjmą zapomniałam zapytać do mnie chyba z pięciu się odezwali to w jednym jak się dowiedzieli że nie mam doświadczenia to się rozłączyli (nie było w ogłoszeniu że wymagane) z drugiego powiedzieli że bardziej szukają osoby z prawem jazdy (pisało że mile widziane) powiedzieli że jak nikogo nie znajdą to się odezwą ale chyba znaleźli (szkoda najbardziej bym tam chciała) z kolejnego umówiłam się na rozmowę to ze stresu języka w gębie zapomniałam powiedzieli że się odezwą ale coś czuję że nie zrobią tego z jeszcze innego chcieli się umówić na rozmowę ale z pewnych względów w danym tygodniu nie mogłam i chciałam w kolejnym to powiedzieli że potrzebują na już (prze te pewne względy nie mogłam też i nie mogę od razu zacząć i muszę mieć też trochę czasu na przeprowadzkę) jestem umówiona na kolejną rozmowę zobaczymy co z tego wyjdzie. Z tych względów mam też coraz większe obawy czy powinnam się wyprowadzać z rodzinnego domu ciężka i nie pewna sytuacja w domu i w każdej chwili mogę być tu potrzebna a dokładniej choroba mamy aktualnie jest w szpitalu a mam 9 letnią siostrę tato od rana do wieczora pracuje a ja z bratem wyprawiamy ją do szkoły i się zajmujemy nią głównie ja a jeszcze nie daj Boże wrócą zdalne ja z mamą miałyśmy nie raz problemy żeby to ogarnąć brat nie ma cierpliwości do tego wkurzy się jak coś nie działa czy co i pójdzie do swojego pokoju a tato nawet komputera nie umie włączyć a co dopiero 9 latka jak dorosłemu ciężko dojść do ładu z tym mama podsunęła mi pomysł żebym poszukała zdalnej pracy przynajmniej do momentu w którym będziemy wiedzieli na czym stoimy z jej zdrowiem (nie stety rak wykryto na początku sierpnia a przez tego pieprzonego wirusa nie zaczęli leczenia miała czekać na telefon od lekarza żeby iść do szpitala i zacząć leczenie aż w końcu zaczęła się gorzej czuć poszła do rodzinnego dostała skierowanie do szpitala i dopiero ją położyli tak jeszcze nie wiadomo ile by czekała na ten telefon) ale zdalna to tylko dorywczo a ja takiej nie chce poza tym ile ja w takiej zarobię całe ni jak dorywcza
-
Ja swoją 18nastke robiłam z koleżanką wynajęłyśmy na pół sale w restauracji (to znaczy rodzice nasi) zaprosiłyśmy wspólnych znajomych plus do tego ona swoich ja swoich więc trochę ich się uzbierało stresu trochę było na kilka dni przed imprezą zima postanowiła nam o sobie przypomnieć (w styczniu mamy urodziny) już wtedy niektórzy goście odwołali swoje przybycie ze względu na słabą przejezdność dróg dzień przed poszłyśmy dekorować sale z paroma znojomymi mieliśmy elektryczną pompkę do balonów ale na miejscu się okazało że nie działa i musieliśmy pompować ręcznie trochę się nadmuchaliśmy w dniu imprezy zima już całkiem oszalała była taka zawieja kilka osób wtedy odwołało przyjazd a my się modliłyśmy żeby Ci co nie odwołali bezpiecznie dojechali (na drugi dzień prawie wcale już śniegu nie było a pogoda była bardziej wiosenna niż zimowa) ale impreza była mega śmieszna sytuacja koleżanka moja się zapierała że nie pije to brat tej co z nią robiłam imprezę dolewał jej wódki do napoju - się nie zorientowała pojechała już do domu (opowiadała po jakimś czasie) a na drugi dzień do niej rodzice że udana chyba impreza była że wchodząc do domu odkurzacz wywaliła ciekawe czemu nie pamiętała tego bo przecież ona nie piła
-
Mieliśmy w planach tylko że to nie był nasz pies tylko przybłęda w dodatku suczka po której na pierwszy rzut oka było widać że na dniach będzie się szczenić dokarmialiśmy ją żeby oswoić zdobyć jej chociaż trochę zaufanie i mieliśmy jak nam już to się uda mieliśmy zadzwonić do schroniska żeby zabrali ją (żeby wogule przyjechali musi być oswojona i nie może uciekać a my już mieliśmy psa który wcześniej nie miał za bardzo styczności z innymi (suczka początkowo się go bała i omijała jak tylko mogła może też temu że był dwa razy większy) i nie wiedzieliśmy jak on na nią zareaguje ale zanim udało nam się ją oswoić oszczeniła się i nas w stodole i już nie mieliśmy serca jej oddawać a z naszym psem się tak zaprzyjaźniła że potrafili jeść z jednej miski a miała 1 szczeniaczka ojj a się potrafiła odwdzięczyć jak nasz pies (dostałam go od chrzestnego i byłam mocno z nim związana) z mojej winy bo nie upilnowałam go wpadł pod samochód (nie przeżył tego) jeszcze na moich oczach długo siedziałam na schodach i płakałam ona przyszła do mnie zostawiając samego malutkiego szczeniaka gdzie było sporo szczorów lisa kilka razy widzieliśmy i siedziała tam ze mną dopuki nie poszłam do domu
-
Trochę było wszystkie chyba ze szkoły większość technikum po alkoholu pominę za dużo by było tego. W piątej klasie podstawówki dzień wagarorwicza mieliśmy religie (uciec ze szkoły było ciężko) więc stwierdziliśmy że schowamy się gdzieś w budynku padło na damską łazienkę całą klasą w niej siedzieliśmy ale ktoś wyszedł z niej i ksiądz go akurat zauważył mina jego było bezcenna jak otwiera drzwi do łazienki a tam 13naścioro chyba osób w tym większość chłopaków. Ucząc się w technikum mieszkałam w internacie byłyśmy we czwórkę w pokoju i naszła nas taka głupawka że zaczęłyśmy wyrzucać różne rzeczy za okno (drugie piętro) były to małe rzeczy głównie ubrania buty (bielizna też poleciała) i udało nam się to pozbierać zanim ktoś zauważył mnie zbieranie ominęło bo miałam akurat skręconą kostkę i jedyne moje buty które dałam radę nałożyć leżały za oknem (ostrzegałam dziewczyny żeby ich nie ruszały ale nic to nie dało)ale nasz pomysł podłapali chłopacy pod nami tylko oni zaczęli wyrzucać pościel i oni już mieli przypał a my się zwijałyśmy ze śmiechu (przez otwarte okna u nas i u nich wszystko słyszałyśmy). Kilku chłopaków parę razy mało pilką do siatkówki odemnie nie dostali w głowę w tym jeden który mi się podobał piłka uderzyła dokładnie w to miejsce gdzie on chwilę wcześniej miał głowę na szczęście zdążył się schylić (a uderzyć w piłkę to ja potrafię) oczywiście nie specjalnie. W interku koleżanka miała dyżur ja jej dotrzymywałam towarzystwa do tego była nauka własna i nie było można wychodzić a nam się zachciało palić to że zapalimy jednego na pół przez okno ona pali ja stoję na czatach teraz moja kolej bucha wzięłam a ona że wychowawca idzie i co tu robić jeszcze pół fajka szkoda wyrzucać to położyłam go na parapecie od zewnątrz (ślepy by go zauważył) przyszedł pan popatrzył na nas wyjrzał przez okno (zdążyłam zamknąć) i mówi "co paliło się" a my udajemy głupie że nie powiedział tylko żeby był to ostatni raz i se poszedł a ja skończyłam swoją połowę. Pierwsza klasa technikum (wicedyrektorem był fajny pan szkoda że zrezygnował) mieliśmy mieć matmę z wychowawczynią już po dzwonku na lekcje kolejne minuty mijają a pani nie ma a my stoimy tak na korytarzu a że byliśmy głośno w końcu wyszła pani z sekretariatu i jak nas zobaczyła powiedziała to wicedyrektorowi a że chyba akurat nie było wolnych nauczycieli to on wpuścił nas do klasy i z nami siedział (ma może z dwa metry wzrostu my przy nim byliśmy kurduplami) w końcu pani do kogoś napisała że zaraz będzie to ktoś wpadł na pomysł żeby on usiadł z kimś w ławce i udawał ucznia i tak zrobił pani przyszła zaczyna prowadzić lekcje na moje i koleżanki nie szczęście siedział przed nami, każdy się śmiał z nim na czele a żeby to ukryć odwracał się do tyłu my zaczęłyśmy się pierwsze na głos śmiać i już potem cała klasa a pani nie wie o co chodzi dopiero jak on nie wytrzymał i wyszedł z klasy to go zauważyła śmiała się razem z nami. Też pierwsza klasa jakoś październik - listopad zostałam w tej samej klasie tylko się przepisałam na drugi profil jedna koleżanka tylko o tym wiedziała pierwszy dzień na nowym kierunku pierwsza lekcja trafiło tak że z panią z którą miałam wcześniej już lekcje tylko inny przedmiot więc mnie znała w miarę (reszta klasy była trochę zdziwiona czemu idę do nich na lekcje ale nic się nie odezwała) pani sprawdza obecność liczy nas i nie może się doliczyć pół lekcji tak minęło dopiero wtedy jej powiedziałam że się przepisałam z koleżanką miałyśmy nie zły ubaw się zastanawiałyśmy czy się zorientuje. Miałam zastępstwo i nie chciało mi się siedzieć w biblotece (z takim Panem że wystarczyło się wpisać na listę że idzie się niby na hale i było można robić se co chce nikt tego nie sprawdzał) to z przyjaciółką wpadłyśmy na pomysł żebym poszła do niej na lekcje (jest rok młodsza była to historia i zapytałam panią o zgodę się zgodziła) wpisałam się na listę i poszłam do niej usiadłam w ławce z nią (w jej klasie jest chłopak który mi się podobał ten od piłki do siatkówki) dla pani nie przeszkadzało nawet to że robiłam za przyjaciółkę notatki bo mi się nudziło a dla niej nie chciało się pisać ale w pewnym momencie wchodzi ten chłopak spóźniony jak mnie zobaczył to szczękę prawie z podłogi zbierał myślałam że wyjdzie i nie wróci a my w śmiech we dwie aż pani zagroziła że mnie wyprosi to trochę się uspokoiłyśmy ale więcej już mi nie pozwoliła przyjść do niej na lekcje. Raz myślałam że druga przyjaciółka przywali jednemu takiemu bo mnie wkurzał delikatnie mówiąc i stwierdziła że nie będę ryczeć przez jakiegoś ...a (w interku) powsztrzymał ją chyba przed tym tylko fakt że obok był wychowawca i po drugie nie chciała go ośmieszać przy kolegach ale parę rzeczy mu powiedziała prawie się posikałam ze śmiechu na widok jego miny po tym więcej mnie nie denerwował bał się popatrzeć w moją stronę ciekawe czemu zaraz po tym przeniusł się na dojazdy a w szkole jak mnie widział omijał szerokim łukiem.
-
Jak się pozbyć myszy z domu - mam dziecko i nie chcę stosować trutek
Anka19 odpisał na temat w Gotowanie, dom, ogród
U mnie przez długi czas sprawdzała się kotka nie wysterelizowana jak pojawiała się mysz w domu wystarczyło ją (kotkę) wpuścić i po max dwóch dniach był spokuj na długi czas mam kilka kotek i kocura to jemu choćby mysz przed nosem przebiegła to nie chciało by mu się ruszyć ją złapać a pozostałe kotki woalały na podwórku łapać i przynosić pod drzwi się "pochwalić" był też czas że przeżuciły się na jaskółki i jaszczurki średnio co drugi dzień któraś przynosiła nam taką niespodziankę a w domu im się chyba nie chciało wolały wyrzydzić od kogoś jakieś resztki a mam właśnie jedną kotkę która był czas że nawet na strychu nie było słychać najmniejszego odgłosu myszy gdzie zawsze pełno ich tam było może temu że nie używany ale ostatnio się tak rozleniwiła któregoś leżała ze mną spała a mysz se po podłodze biegła nawet nie drgnęła chwilę później tato otworzył lodówkę od razu uszy postawiła po chwili była już w kuchni a jak wie już że ktoś chce ją na podwórko wywalić to wchodzi do szafki pod zlewem i udaje że poluje na mysz (wcześniej faktycznie ta szafka była najczęściej miejscem jej udanych polowań a teraz udaje bo łazi jakaś mysz ale dawno już żadnej nie złapała) może teraz jej się uda bo obecna mysz to se chyba jaja z nas robi zobaczę ją narobię takiego wisku (strasznie się boję ich) że umarłego mogłabym obudzić a mysz nawet się nie wystraszy w nocy to się boję wstać do łazienki żeby jakaś mi skądś nie wyleciała kotkę zostawiliśmy na noc w domu (aktualnie śpi u mnie na brzuchu) ale wróciła dopiero z kuchni po nie udanej próbie złapania myszy w sumie bardziej czuwa niż śpi bo najmniejszy szelest a ona już gotowa do ataku -
Tak mój starszy brat miał nie całe 14 lat ja miałam 11 a najstarszy brat 16 3 miesiące później urodziła się siostra. Pamiętam jak dziś ten dzień niedziela połowa maja cieplutko koło godziny 9 zaczeli się u nas zbierać dzieciaki z wioski mieliśmy grać w podchody tylko jego brakowało (drugi był chory i siedział w domu) i długo go szukaliśmy i w końcu znaleźliśmy przypadkiem zmęczeni usiedliśmy na piwnicy a na przeciwko jest stara ubikacja (obok niej był pies nasz szczękał cały czas ale myśleliśmy że na znajomych nigdy nie lubił obcych) i w pewnym momencie od tej ubikacji otworzyły się drzwi (nie było najmniejszego wiaterku) i go zobaczyliśmy nie wiem jak reszta ale ja już wiedziałam że coś jest nie tak miałam takie przeczucie dopiero jak podeszliśmy bliżej zobaczyłam że on wisi jeden kolega (z jego klasy) zachował trzeźwy umysł i pobiegł po tatę mojego reszta stała jak wryta ze mną na czele jak tato zabrał go do domu pełne podwórko w jednej chwili opustoszało długo miałam do nich żal o to jednemu koledze się oberwało nawet po kilku latach ale uświadomił mi że ja też pewnie bym tak zrobiła (nie dosłownie nie wiem czy świadomie czy nie to zrobił) później pogotowie (te co przyjechało do brata zabrało mame do szpitala ze względu na ciąże) w między czasie kto mógł to z rodziny przyjechał policja przesłuchanie mnie faszerowali ile się dało tylko lekami na uspokojenie może też temu tamtego dnia nawet jedna łza mi nie poleciała noc u cioci (nawet mój chrzestny z żoną przyjechał chociaż blisko nie mieszkają oboje bez prawka źeńć ich przywiózł było późne popołudnie a na nockę miał do pracy a przed nim drugie tyle drogi powrotnej) ale następne 3 dni (do pogrzebu)to była masakra leki na mnie już nawet nie działały przespałam przez te dni dosłownie kilka godzin dopiero jak chyba we wtorek przyszła moja klasa to chociaż na chwilę zapomniałam o tym wszystkim (wiem że był mało odpowiedni moment ale nawet trochę się pośmieliśmy) w czwartek chciałam już wrócić do szkoły bo nie wytrzymywałam w domu ale ostatecznie z bratem zostaliśmy już te dwa dni w domu. Jak ten czas leci 20 maja minie 10 lat jak go nie ma z nami a ja to pisząc mam łzy w oczach. Oficjalnie nie znaleziono przyczyny temu to zrobił (nie zostawił żadnego listu nic) a śledztwo umorzono a nie oficjalnie po kilku latach się dowiedziałam od znajomej przy piwie że gadali na naszą mame (nie powiedziała co) i że tego nie wytrzymał nie wiem prawda czy nie cholera go wie tylko on to wie
-
Moja kondycja leży i kwiczy. Uczyłam się to chociaż miałam 4 razy w tygodniu wf plus do tego 2 razy na basen chodziłam (taż palę ale jak się zawzięłam to po kilku próbach potrafiłam przepłynąć cały duży basen pod wodą na początku zaczęłam od małego) później pozamykali szkoły już nie miałam wf ani możliwości iść na basen ale z kolei miałam więcej wolnego czasu więc wróciłam do jazdy na rolkach przez dwa miesiące codziennie przejeżdżałam około 10 km (później mały wypadek na nich kontuzja jak już kontuzja przeszła było coraz cieplej i już jazda była męczarnią a nie przyjemnoscią) to od czasu do czasu rower wieczorem. Jak w październiku rok temu znowu zamknęli szkoły chciałam wrócić do jazdy na rolkach ale się okazały już za małe do tej pory jakoś nie nadarzyła się okazja żeby kupić nowe i już moja kondycja całkiem się posypała ciężko jest mi przejechać 2 kilometry do sklepu (4 w obie strony) postanowiłam ją poprawić i stwierdziłam że zacznę biegać długo się do tego zabierałam ale w końcu mi się udało w sobotę pierwszy raz poszłam biegać wzięłam psa i se biegaliśmy (chociaż ja to więcej przeszłam i początkowo po kilkuset metrach myślałam że płuca wypluje ale stopniowo trzeba) stwierdziłam że codziennie nie ma sensu bo się szybko zniechęcę więc planuje tak co 2-3 dni dzisiaj byłam drugi raz i już nie wiele ale trochę więcej przebiegłam (truchtem) i jeśli chce kontynuować muszę się chyba wybrać do ortopedy z kolanami (z jednym już kilka dobrych lat mam problemy a drugie to ta kontuzja po rolkach) w sobotę myślałam że nie wrócę do domu tak prawe zaczęło boleć możliwe że przez właśnie moją kondycję ale wolę mieć pewność że to nic poważniejszego żeby w razie czego gorszych problemów se nie narobić
-
Byłam na takim weselu co prawda nie moim ani nie jako gość a dorabiałam se w wakacje na zmywaku rozpoczęło się wesele może godzinę później nagle wszędzie ciemno - korki wywaliło włączyli za chwilę znowu to samo i tak jeszcze kilka razy ciągle wywalało korki para młoda zła goście się niecierpliwią a na kuchni nic zrobić ani podgrzać ani nic bo wszystko na prąd (z koleżanką chodziłam) to żeby się wyrabiać włączałyśmy latarki w telefonach i zmywałyśmy żeby się nie nazbierała nie do ogarnięcia góra brudnych naczyń ale co z tego jak nie było można wyparzyć po jakimś czasie elektryk chyba przyjechał i to ogarnął
-
Hehe raz - miałam 11 lat wróciłam ze szkoły źle się czułam położyłam się spać obudziłam się około 23 z gorączką 40 stopni z łóżka wstać nie dałam rady nie mogłam nawet głowy z poduszki podnieść rodzice się wystraszyli (był piątek więc weekend się właśnie zaczął) mama zadzwoniła na pogotowie to powiedzieli że nie ma zagrożenia życia i nie wyślą karetki i żeby na własną rękę jechać do szpitala mama ma prawo jazdy ale była w 7 miesiącu ciąży i się bała jechać po nocy (zawsze się boi po ciemku i już w ostateczności jedzie) tato kilka lat temu stracił i stwierdził że teraz już by nie zdał kogoś szukać żeby zawiózł a że jak już wspomniałam był piątek noc to większość osób nie było w stanie prowadzić to ciocia się zdecydowała jechać mimo że źle się czuła i się bała żeby wypadku nie spowodować dojechaliśmy szczęśliwie od razu do dziecięcego na oddział (nie na sor) na oddziale cisza na korytarzu pustki pielęgniarka przyszła zaprowadziła na izbę przyjęć lekarz przyszedł może po godzinie już prawie 1 w nocy to jak przyszedł to się dziwił sam czemu karetka nie przyjechała (podejrzewał zapalenie opon mózgowych) to tato z ciotkami nie mogli jechać do domu bo musieli czekać na wyniki badań bo jakby lekarza podejrzenia się potwierdziły trzeba by było jechać do innego miasta do innego szpitala na szczęście to nie było to to oni do domu wrócili po 3 w nocy ja zostałam w szpitalu na tydzień o tyle dobrze (na początku leżałam sama na sali później kogoś mi dali) i strasznie chciałam do domu i co chwilę dzwoniłam do domu żeby ktoś do mnie przyjechał a nikt nie mógł to druga ciocia poprosiła syna swojego który był z żoną i malutką wtedy córką w okolicy żeby zaszedł do mnie to dawno po godzinach odwiedzin go wpuścili na chwilę do mnie potem jak dali kogoś mi na salę to chociaż miałam towarzystwo i się tak nie nudziłam i jakoś przeżyłam do końca pobytu co drugi dzień ktoś przyjeżdżał do mnie. Innym razem w innym szpitalu w dziecięcym też na oddziale któregoś razu dostałam takiego ataku bólu brzucha że się ruszyć nie mogłam dziewczyny z sali co chwilę chodziły zgłaszały to bo ja nie dałam rady po 2 godzinach dostałam coś przeciw bólowego. Sytuacja z przed miesiąca może (mam obecnie prawie 21 lat) poszłam do rodzinnego lekarza z problemami z pęcherzem (4 antybiotyk dopiero pomógł) i między innymi z bólem brzucha że momentami chodzić nie mogłam to lekarz stwierdził że jej to wygląda na początek wyrostka i co do szpitala na chirurgię i kogoś szukać bo nasz samochód popsuty i do tego mama chora i nie dała rady jechać (samochód jeździ ale w takim stanie że gdyby policja zatrzymała to byłby problem) to moja chrzestna była akurat u swoich rodziców na wiosce to się zgodziła mnie zawieść myślałyśmy że przyjmą mnie na oddział więc pojechała ona 4-5 godzin siedziałam na sorze (wtedy myślałam że długo) porobili badania dali kroplówkę z przeciwbólowymi zanim zleciała przyszły wyniki się okazało że nie wyrostek że jednak pęcherz przepisali antybiotyk odesłali spowrotem do rodzinnego i do domu wypisali i znowu kogoś kombinować żeby po mnie przyjechał i znowu uratowała chrzestna zaczęłam antybiotyk i tak jak mówili zgłosiłam się do rodzinnego skończyłam antybiotyk a tu żadnej poprawy a nawet jeszcze gorzej to kolejne skierowanie na oddział do innego szpitala i znowu kto zawiezie to taty kolega się zgodził do wsio-miasta to tam powiedzieli żebym poszła do ginekologa (tam go nie było) poszłam się okazało że w tych sprawach jest wszystko w porządku a problem ciągle się nasilał to na sor brat cioteczny zawiózł (znowu około 5 godzin) a że było późno on miał na rano do pracy to pojechał a ja jakby odesłali z niczym się umówiłam z chrzestną że do niej na noc przyjadę i tak było porobili badania większość czasu to było czekanie na wyniki stwierdzili że jest wszystko w porządku że zapalenie kolejny antybiotyk i do domu (chrzestna ma męża dwójkę dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym a ja u niej byłam koło 22 miałam w planach wrócić na drugi dzień do domu autobusem ale wujek mnie odwiózł się okazało że jest na zwolnieniu lekarskim) i powtórka z rozrywki antybiotyk nie pomógł znowu do rodzinnego kolejne skierowanie na inny oddział (akurat ten sam szpital miał dyżur co wcześniej) taty kolega zawiózł się przedłużało to pojechał do domu a ja miałam jak coś jechać do drugiej cioci i tak było znowu 5 godzin czekania żeby odesłali z 3 antybiotykiem i znowu coraz gorzej i kolejny raz na sor kuzyn zawiózł chciał poczekać na mnie może godzinę poczekał ale jak się dowiedział że przez ten czas nawet u lekarza nie byłam to pojechał rano do pracy miał ja byłam umówiona już z ciocią że jak coś to mnie przenocuje spędziłam tam 12-13 godzin żeby odesłali mnie z kolejnym antybiotykiem ale tym razem skutecznym i też brzuch w szpitalu tak zaczął boleć że się ruszyć nie mogłam jakaś pani zawołała pielęgniarkę (żeby nie to to bym pewnie jeszcze dłużej siedziała tam) to lekarz przyszedł i dał do tego coś przeciw bólowego u cioci byłam o 7 rano a przyjechałam na sor koło 18-19 dzień wcześniej
-
Miałam ten sam problem i znowu wrócił był może rok spokoju że nawet w ścianach czy na strychu nie było słychać żeby chodziły prawdopodobnie temu że mam kilka kotów (na wsi mieszkam) i większość to kotki jednego kocura mam który chyba jedyne myszy jakie jadł to zabrane od kotki mam jedną taką kotkę która była bardzo łowna (inne też łapały ale bardziej na podwórku tych w domu im się nie chciało chociaż raz jak usłyszały to we trzy kilka godzin siedziały pod szafą i czychały na nią) jak tylko zaczynało coś skrobać choćby w ścianie to wystarczyło ją wpuścić na noc do domu i rano było już po problemie na jakiś czas był spokuj raz obudził mnie krótki łomot i cisza patrzę kotka trzyma mysz w zębach było to w moim pokoju (strasznie się boję myszy jak tylko zobaczę to robię wisku że umarłego mogę obudzić tych nie żywych już też ale nie wiszczę tak) to się tylko modliłam żeby kotka nie zechciała się mi nią pochwalić (na podwórku jak łapała jakąś to potrafiła przyjść pod drzwi i tak długą miauczeć aż ją wpuścimy żeby mogła się pochwalić nie tylko ona w sieni nie raz też znaleźliśmy nie żywą jaszczurke czy jaskółkę raz nawet któraś na wronę polowała ale się nie udało jej) i przynieść jej mi do łóżka jak tylko się odważyłam to wyniosłam ją (kotkę ale z myszą w zębach) na podwórko była łowna bo teraz tak się wycfaniła że jak jest w domu i ktoś chce ją wyrzucić za drzwi to wchodzi do szafki pod zlewem i udaje że poluje na myszy udaje bo kilka razy była taka sytuacja że mysz biegnie se po podłodze a ona se śpiw najlepsze w tym samym pokoju . Jak kot to najlepiej kotka i nie wysterelizowana (po sterelizacji tracą instynkt czy coś takiego) trafić na łownego kocura to na prawdę rzadkość mój podejrzewam że choćby mu mysz przed nosem przebiegła to by mu się nie chciało jej złapać jemu to już musi być od razu zabita chociaż kiedyś miałam kocura który lepiej łapał myszy niż kotka którą wtedy też miałam mimo że był ślepy kotka tamtą też tylko ona na jedno oko a on na oba
-
Czy kot to bezpieczne zwierzę dla dziecka?
Anka19 odpisał na temat w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci
Oj zależy jakie dziecko z racji że mieszkam na wsi to praktycznie zawsze jest u mnie jakiś piesek kotek jeden odchodził drugi przychodził ja chyba byłam dość delikatna w stosunku do zwierząt ale za to moja młodsza siostra jak miała 3-4 lata i w tym czasie mieliśmy kilka kotów które zazwyczaj były na podwórku oprócz jednego kociaka (kotki) bo ją i jej rodzeństwo kotka w pewnym momencie przestała karmić miały może nie cały miesiąc nie mogliśmy trzymać w domu chyba 5 kotów na raz nawet kociaków to zostały w oborze na sianie gdzie kotka się okociła a my chodziliśmy je karmiliśmy ale że to był październik - listopad 4 z nich po krótkim czasie nie przeżywały prawdopodobnie zamarzły albo coś załatwiło je i została tylko ta kotka jedna najwidoczniej była (i jest) najsilniejsza to ją już wzięliśmy do domu żeby nie podzieliła losu rodzeństwa ojj miała ciężko z moją siostrą (i to nie tak że się będzie pilnowało wystarczy na chwilę się odwrócić) potrafiła nią rzucać po ścianach skoczyć na nią miałam wtedy też chomika i ta kotka lubiła siedzieć na szafce na której stała klatka z nim (dość wysoka ale siostra dosięgała) to potrafiła ją z niej zrzucić w pewnym momencie zaczęliśmy żartować że koty na prawdę mają siedem żyć - nadal mamy tą kotkę ma 5,6lat i ma się całkiem nie źle a te akcje z siostrą się zdarzały notorycznie wystarczyło tylko na sekundę wzrok odwrócić a weź wytłumacz 3 latce że nie wolno może zrozumie ale gdzieś to będzie miała -
Mój tato palił dość długo (zanim się ożenił rzucił) rozmawiałam ostatnio z ciocią z jego siostrą i się dowiedziałam że któregoś roku w sylwestra oznajmił że od następnego dnia nie pali i tak zrobił (25-6 lat rodzice są po ślubie a rzucił na długo przed) bez żadnych tabletek i tym podobnym jak se postanowił tak zrobił z dnia na dzień, można? Można. Brat cioteczny (syn drugiej siostry taty która pali) też palił długo się ożenił żona po roku zaszła w ciążę na początku wszystko było okej w pewnym momencie się okazało że może dziecko się urodzić chore to on se obiecał i nie tylko sobie że jak urodzi się zdrowe to on z automatu rzuca palenie urodziła mu się cała i zdrowa córka i rzeczywiście rzucił też bez żadnej pomocy od 10 lat nie pali. Brat mój pali i raczej się nie zapowiada żeby rzucił. Ja też palę tylko tyle że elektryka (zaczęłam jakoś po 18 wcześniej raz na ruski rok ale rzadko) obecnie zaraz będę miała 21 lat i dwa razy było że już myślałam że przestanę palić i to było z dnia na dzień za pierwszym razem kupiłam se nowego elektryka wyrzuciłam starego bo już ledwo co działał i dwa miesiące po kupnie mi się popsuł (miałam na niego gwarancję oddałam go do sklepu w którym kupiłam żeby naprawili przez miesiąc chodziłam do nich pytałam czy zrobili go ale zawsze coś po tym czasie powiedziałam im że ja go już nie chce że jak chcą to niech go se naprawiają i sprzedadzą albo sobie zatrzymali a jak go zrobią niech oddadzą mi chociaż część kasy do tej pory się nie doczekałam jej już rok czasu a sklep zbankrutował i został zamknięty) przez 3 miesiące prawie wcale nie paliłam czasami wzięłam od kogoś bucha albo kupiłam se paczkę fajek (nie miałam kasy na nowego) ale ze zwykłymi zawsze wyglądało tak samo że spaliłam góra trzy i reszta leżała w szafce aż w końcu komuś oddawałam zazwyczaj bratu ale w końcu przycisnęło do palenia i elektryka że miałam gdzieś kilaka i w każdym inna część działała to chyba z 3 różnych złożyłam jednego który działał i to długo ale w końcu i on zaczął się psuć i musiałam go wyrzucić bo nawet jak był wyłączony to potrafił sam się uruchomić przez co spaliła się grzałka i w całym domu śmierdziało spalenizną około 3 tygodnie nie miałam elektryka i to samo co za pierwszym razem że od święta zapaliłam zwykłego jak już na prawdę mocno przycisnęło znowu myślałam że rzucę ale i nie tym razem się okazało że kolegi dziewczyna ma do sprzedania epa po okazyjnej cenie wystarczyło w nim wymienić grzałkę chociaż ze starą też dało się palić (ogólnie ciężko jest do niego dostać jak zaszłam do jednego sklepu i spytałam o nią to Sprzedawca aż się zaśmiał powiedział że już raczej nie zamawiają do takich ale był miły i przez znajomości swoje mi załatwił od ręki) no i tak nadal palę
-
Mam zaproszenie z osobą towarzyszącą na ślub, a nie mam z kim iść, co robić?
Anka19 odpisał na temat w Dziś pytanie, dziś odpowiedź
Byłam na dwóch weselach że byłam już starsza (wcześniej na kilku jak miałam po kilka lat) na pierwszym było to chrześniaczki mamy oprócz mamy brata nikogo tam nie znałam mame siostrę i brata młodej raz w życiu widziałam jak przekazywali zaproszenie (narzeczeni byli akurat za granicą) a młodych pierwszy raz zobaczyłam u niej w domu w dniu wesela (z tego co mama mówiła ostatni raz u nich byliśmy na jej komuni jak ja byłam w wózku jeszcze, bardzo daleka jakaś rodzina czy coś w podobie) nie dostałam zaproszenia z osobą towarzyszącą więc jej nie miałam i mimo że praktycznie nikogo tam nie znałam posadzili mnie i brata obok jakiegoś chłopaka może kilka lat starszego odemnie najpierw brat z nim zaczął gadać później ja się dołączyłam i we trójkę przynajmniej ja się bardzo fajnie bawiłam. Na drugim to było dalszego kuzyna jego i mój tato to bracia cioteczni i na nie dostałam już zaproszenie z osobą towarzyszącą i żeby odbyło się w pierwszym terminie (ze względu na koronawirusa przełożyli) byłabym na nim sama ale dwa miesiące przed drugim terminem zaczęłam się spotykać z chłopakiem więc go zaprosiłam jako osobę towarzyszącą na (tym weselu byłam ja brat i mój chłopak właśnie od nas rodzice stwierdzili że nie dla nich już takie imprezy a poza tym i tak ktoś musiałby zostać z siostrą albo byśmy musieli wcześniej wracać właśnie ze względu na nią) i szczerze lepiej się bawiłam na tym pierwszym weselu gdzie nikogo nie znałam niż na tym gdzie sporo osób znałam i w dodatku byłam z chłopakiem wesele samo w sobie było super ale przez zachowanie chłopaka prawie całe wesele albo przepłakałam w łazience albo go pilnowałam żeby nic nie odwalił a zaczęło się od tego że wesele ledwo się zaczęło ja poszłam tylko zatańczyć z młodym jak wróciłam do stołu to on z bratem już byli nieźle wypici co prawda jak zaczęliśmy się kłócić bo on twierdził że jest trzeźwy a ledwo na nogach stał to chciał wracać i twierdził że może zadzwonić po kolegę i on nas zabierze ale wiedziałam że nie przyjedzie bo miał komplet w samochodzie (wracaliśmy autokarem) bo przyjechał na chwilę z moimi 3 koleżankami i kolegą (jednej chłopakiem i ten jego kolega się zaczął spotykać z drugą) i że nie będzie jechał specjalnie ich odwieść i wracał po nas i powiedziałam mu że jak chce to niech dzwoni ale ja zostaje i że jakby jakimś cudem przyjechał to może se jechać z nim ale jedzie do siebie (nocował u mnie tylko jedna osoba "mogła" przyjechać i ten kolega miał na następny dzień po niego przyjechać do mnie) a poza tym ja przyjechałam się bawić chociaż słaba ta moja zabawa wyglądała dopiero po rozmowie z bratem młodego jak wyszłam z łazienki dopiero co skończywszy płakać i zobaczył ze coś jest nie tak doszłam do wniosku że nie warto psuć se zabawy i poszłam się bawić sama mając już na niego wywalone a on se robił co chciał (czyli spał na kanapie na zmianę z piciem) brat też się upił ale on przynajmniej sam wsiadł do autokaru a jego musieli we dwóch prowadzić bo sam nie był w stanie mogliśmy wysiąść u nas w wiosce ale wolałam nie zostawać z dwiema na...ymi osobami na ulicy a kawałek do domu był jeszcze pod samochód by mi wleźli i wysiedliśmy pod młodego domem mama musiała po nas przyjechać ale chociaż wiedziałam że jest ktoś obok kto by mi w razie czego pomógł mi z nimi a potem chłopak się dziwił czemu jestem zła na niego i nie chce z nim gadać (mieliśmy spać razem ale po tym to go położyłam u siebie w pokoju a sama poszłam do siostry spać) -
Od jakiegoś czasu mam taki problem też że chce mi się siku idę do łazienki a tam nic nawet kropli i do tego ból brzucha i pleców tak jakby nerek że czasami z łóżka nie mogłam wstać wcześniej z 3 razy dziennie sikałam teraz zmniejszyło się to do 1 nawet poszłam raz do rodzinnego lekarza (tylko że zwlekałam z tym bo wiedziałam jak to się skończyć może) to dała skierowanie na chirurgię z podejrzeniem wyrostka pojechałam pobrali krew i mocz do badania i czekać w czasie czekania dali kroplówkę z przeciwbólowymi wyniki wykazały że to nie wyrostek tylko zakażenie układu moczowego przepisał lekarz antybiotyk i odesłał do domu i spowrotem do rodzinnego to powiedział tylko żeby skończyć antybiotyk i potem oddać ponownie mocz do badania ale wróciłam do niej wcześniej bo skończyłam antybiotyk a oddawanie moczu zmniejszyło się właśnie do 1 razu dziennie i ból się nasilił to dała z kolei skierowanie na oddział wewnętrzny tylko tym razem pojechałam do innego szpitala miałam świadomość że mogę dłużej poczekać (w jednym i drugim przypadku mimo że ze skierowaniem na oddział i tak za pierwszym razem łącznie z kroplówką siedziałam 5 godziny a za drugim 4 na sorze) chociaż się myliłam ale tam przynajmniej usg mi zrobili które wykazało tylko z nie pokojących rzeczy że mam sporo powiększony pęcherz od zalegającego moczu potem te badanie moczu to z 10 minut może siedziałam na sedesie zanim się udało cokolwiek wysikać jak już czekałam na wyniki to pod koniec ból tak się nasilił że się prawie tam zwijałam ale zaraz na szczęście była moja kolej. Przepisał kolejny antybiotyk urofuragine chyba i kazał zrobić posiew moczu i znowu muszę do rodzinnego po skierowanie bo on stwierdził że z soru nie może czy nie ma jak wypisać go później se pomyślałam że skoro on z soru nie może a ja miałam skierowanie na oddział to czemu tam tego by nie zrobić (zbytnio nie uśmiechało się mi zostać w szpitalu i z jednej strony się cieszyłam że nie muszę ale z drugiej miałam już powyżej dziurek w nosie chodzenia od lekarza do lekarza) ale było już za późno a w gabinecie jak zawołali ostatni raz to już ja mało co kontaktowałam ze zmęczenia i bólu (ledwo napisałam esemesa do cioci że nie zostaje w szpitalu i przyjadę na noc do niej) , na moją prośbę dali zastrzyk przeciwbólowy
-
Miałam dzisiaj pierwszą jazdę po 1, 5 roku przerwy i z nowym instruktorem zmieniłam bo z poprzednim nic praktycznie się nie nauczyłam mimo że wyjeździłam z nim 24 godziny miałam obawy że nie będę umiała nawet ruszyć z miejsca (z ruszaniem akurat nie miałam większych problemów czasami pod górkę ale rzadko jednak przerwa taka robi swoje tak przynajmniej myślałam) ale obawy były nie uzasadnione co prawda dwa razy mi zgasł ale myślałam że będzie mi gasł przy każdej próbie ruszenia. Następna jazda już po mieście gdzie będę zdawać dzisiaj tylko po miasteczku bez świateł i rond chciał od razu jechać do miasta ale powiedziałam chce se najpierw wszystko przypomnieć co i jak
-
I temu znalazłam plus rozstania się z chłopakiem miesiąc przed świętami. On wiedział co chce i powiedział że zobaczy co da się zrobić nie chciałam nic wyszukanego powiedziałam że dużego misia ale jak ja go spytałam co chce dostać to powiedział że co kupię to będzie dobrze zastanawiałam się nad albumem ze zdjęciami naszymi (wiem proste i dość mocno już przelekramowane) ale pojawił się problem bo mamy dosłownie trzy na skrzyrz zdjęcia ze sobą i to głównie z wesela (do tego większość z zaskoczenia i nie najlepiej wychodziliśmy na nich) mojego kuzyna na których byliśmy oboje w różnych stanach i nie koniecznie się nadawały na prezent bo ja tak samo jak i on nie lubimy robić sobie zdjęć. I kompletnie nie wiedziałam co mu kupić obeszłam chyba wszystkie możliwe sklepy i nic nie znalazłam ciekawego a też nie miałam za dużego budżetu zastanawiałam się też nad uchwytem na telefon do samochodu (może i nie najlepszy pomysł i dość tani aż takiego małego budżetu nie miałam) ale zawsze jak przyjeżdżał do mnie to widziałam że ten telefon ciągle mu się wala po samochodzie i ciągle go szuka ale stwierdziłam że poszukam jeszcze czegoś w internecie aż problem prezentu się rozwiązał bo doszliśmy do wniosku że się nie dogadujemy już tak jak na początku i że więcej się kłócimy niż normalnie rozmawiamy i się rozstaliśmy jakoś w połowie listopada
-
Śmieszne sytuacje lub wpadki w szkole
Anka19 odpisał Miss_Suchego_Podkoszulka na temat w Dyskusja ogólna
Na dniach otwartych z koleżanką zachciało nam się palić a obie byłyśmy za coś odpowiedzialne i akurat nowa grupa przyjechała i nie było kiedy wyjść na dwór to my do łazienki i w kabinie paliłyśmy (elektryka) wyszłyśmy z łazienki idziemy korytarzem patrzymy a nauczycielka wchodzi do tej toalety a tam dosłownie siwo to uciekałyśmy jak najszybciej i jak najdalej ale nie było żadnego przypału (widziała jak wychodziłyśmy z tej łazienki). Na długiej przerwie z koleżankami stwierdziłyśmy że wypiły byśmy po piwie (za raz obok szkoły mamy sklep i tam każdy chodzi palić bo jest wyznaczone miejsce że można i policja pelnoletnim tam tak na prawdę nic nie może zrobić) ale zanim się dogadałyśmy jakie te piwo i ile to z 15 minut przerwy zostało 5 a trzeba jeszcze kupić i zdążyć wypić a kolejka pod same drzwi to chyba był mój rekord czasu w wypiciu piwa a trzeba na lekcje iść (ja wypiłam całe i wybierałam się na lekcje dwie koleżanki wypiły jedno na pół i też szły na lekcje ale one mniej wypiły a te co wypiły po całym to albo nie wybierały się na lekcje albo już skończyły) więc ja miałam najgorzej dobrze że to była moja ostatnia lekcja ale pisałam na niej szlaczkami jakimiś i do tej pory nie wiem co tam jest napisane. Nie pamiętam co to było ale dzień wcześniej piłam z przyjaciółką a że mieszkałyśmy w internacie to nie było innej możliwości jak w nocy na ciszy nocnej no ale na drugi dzień trzeba było do szkoły iść i miałam religie i poszliśmy na hale pograć w coś i Pan do każdego podchodził i pytał w co gra (siatkówka albo piłka nożna) a tych co nie chcieli grać namawiał jak podszedł do mnie i mnie zobaczył to tylko się zaśmiał i powiedział że ja to chyba nie jestem w stanie w nic grać i poszedł se. Miałam na przed ostatniej lekcji biologie a potem godzinę wychowawczą i na biologi miała być kartkówka i nikt z klasy się na nią nie nauczył to stwierdziliśmy że na nią nie pójdziemy no ale że nie była to nasza ostatnia lekcja a baliśmy się nie iść na wychowawczą to siedzieliśmy 45 minut pod sklepem (był październik albo listopad a nikt nie pomyślał wziąść ze sobą kurtki) ale wtedy sklep zarobił bo każdy co chwilę chodził kupić hod doga żeby coś ciepłego zjeść ale pani miała z nas ubaw a jeszcze większy miała z nas nasza wychowawczyni i się śmiała że uważamy ją za taką groźną i dała nam radę żeby następnym razem już nie wracać na lekcje inne i pół lekcji się z nas śmiała. W pierwszej klasie technikum mieliśmy matmę (pani od matmy to nasza wychowawczyni) i pani się spóźniała to część lekcji staliśmy pod klasą aż pani z sekretariatu nas zauważyła i powiedziała to dla wice dyrektora to przyszedł wpóścił nas do klasy i siedział z nami aż pani napisała do kogoś że już jedzie i zaraz będzie to ktoś wpadł na pomysł żeby dyrektor usiadł w ławce z nami i zobaczymy czy pani zauważy (szkoda że już nie jest on wice dyrektorem zarąbisty był) i tak zrobił a on do najniższych nie należy z 2 metry wzrostu może ma pani wchodzi do klasy każdy czeka na jej reakcje ona nic zaczyna prowadzić lekcje każdy próbował zachować powagę ale jak już on zaczął się śmiać to już każdy nie mógł wytrzymać i próbował powstrzymać śmiech jeszcze siedział przedemną i koleżanką i tylko się odwracał to tyłu żeby zasłonić się że się śmieje aż w końcu nie wytrzymał i wyszedł to pani wtedy dopiero go zauważyła już reszty lekcji nie mieliśmy w sumie to nie wiele jej i tak zostało. Oprócz ostatniej sytuacji to w pozostałych byłam wtedy 2-3 klasa technikum więc byłam pełnoletnia żeby nie było -
Jakieś 4 lata temu nabawiłam się kontuzji prawego kolana nawet sama nie wiem jak prawdopodobnie przez sport tak mnie nakur*****że chodzić nie dałam rady byłam wtedy nie pelnoletnia jeszcze więc poszłam do rodzinnego lekarza po skierowanie i pojechałam do ortopedy dziecięcego zrobił prześwietlenie i stwierdził że to głównie przez to że rosne i że mam w nim włókniaka czy coś ale że sam się wchłonie dał zwolnienie z wf na dwa tygodnie kazał smarować maścią i nie nadwyrężać go no okej po jakimś przeszło jeździłam tylko na kontrolę nic się nie działo a jak dłuższy czas nie bolało to już na nie nie jeździłam po dwóch latach znowu zaczęło odzywać i znowu tak że chodzić nie mogłam pojechałam znowu do tego samego ortopedy znowu prześwietlenie i ta sama gadka co wcześniej i znowu przerwa że nie bolało po roku (już byłam pełnoletnia) znowu kolano się odzywa ale to już tak że myślałam że się zes*** z bólu poszłam na pogotowie powiedziałam że się przewróciłam i się uderzyłam w nie bo nie miałam możliwości iść do rodzinnego po skierowanie a tak przyjęli mnie bez znowu lekarz prześwietlenie i że nic on nie widzi niepokojącego i żeby w razie czego umówić się do ortopedy dał skierowanie no dobra po jakimś czsie przestało i do tej pory czasami się odzywa ale ból jest do zniesienia. Potem rok temu wlywaliłam sie na schodkach wykręcając se kostkę pierwszy ból był taki że aż się poryczałam i dobrze że jakiś pan wychodził ze sklepu do którego właśnie szałam to pomógł mi wstać jak zobaczył żel się popłakałam to chciał karetke wzywać ale zapewlnilam go że nie trzeba że to chwilowe poszłam do sklepu kupiłam co miałam kupić i kulejąc wróciłam do akademika (byłam na stażu i tam mieszkałam) a to był pierwszy dzień jeździliśmy tam gdzie przez najbliższy miesiąc mieliśmy pracować byłam sama w pokoju bo koleżanki już pojechały a ja miałam na późniejszą godzinę kostka zdążyła już mi spuchnąć więc zamroziłam w butelce wodę i zrobiłam okład koleżanki wróciły i spytały mnie co mi się stało w nogę to im powiedziałam i że samo za jakiś czas przejdzie i gdyby nic pojechałam do pracy nikomu więcej nie mówiąc i starałam się jak naj mnie kuleć i tak chodziłam przez około tydzień z dobrze spuchniętą kostką dziewczyny mnie namawiały abym poszła do lekarza albo żebym chociaż nauczycielce którejś powiedziała nie chciałam ale pani sama się dowiedziała bo weszła nam do pokoju a ja zapomniałam o butelce z lodem na kostce jak ją zobaczyła to tylko kazała mi pokazać nogę na początku też chciała namówić mnie na lekarza ale się nie zgodziłam to tylko kupiła mi maść jakąś i bandaż elastyczny i do końca wakacji chodziłam kulejąc potem w sylwestra byłam u koleżanki wracałyśmy do niej trochę wcięte a że był mróz a my szłyśmy polami jak się nie wywróciłam i znowu ta nie szczęsną kostka trochę zabolała ale alkohol chyba mnie znieczulił budzę się rano kostka cała spuchnięta że nie było jej widać i do tego sina myślę sobie e tam jak wtedy przeszło to i teraz przejdzie ale nie przeszło a było tylko gorzej po tygodniu poszłam do lekarza w rejestracji ta sama ściema co przy kolanie u lekarza już to nie przeszło wystarczyło że zobaczył moją nogę i spytał kiedy to było i dał ochrzan że czemu od razu nie przyszłam wysłał mnie na prześwietlenie jak wróciłam do niego to tylko powiedział że na zdjęciu nie widzi nic innego czego by mógł się spodziewać po takim czasie i znowu dał ochrzan że gdybym od razu przyszła założyłby ortezę czy jak to się zwie a tak że nie widzi już potrzeby i dał skierowanie do ortopedy z nakazem od razu się zajerestrowania umówiłam się na wizytę ale na nią nie poszłam bo kostka już tak nie bolała a w ten dzień miałam coś jeszcze do załatwienia. Zaraz po zamknięciu szkół przez wirusa stwierdziłam że częściej będę jeździć na rolkach bo przez szkołę nie miałam za bardzo kiedy i któregoś dnia wybrałam się z siostrą pojeździć ona na rowerze ja na rolkach nie zdążyłyśmy wyjść na ulicę a wjechałam w głębienie po kałuży straciłam równowagę się wywróciłam tak że szpagat prawie zrobiłam to tylko zdołałam powiedzieć do siostry żeby mi klapki przyniosła bo czułam że wcześniej już kontuzjowana kostka zaczyna mi puchnąć i wiedziałam że potem mogę mieć problem z zdjęciem rolki myślałam że posiedzę trochę i sama wrócę do domu ale każda próba wstania kończyła się jeszcze większym bólem od stopy do kolana lewej nogi i już nic więcej nie zdołałam powiedzieć to dobrze że mam z bratem wyszła do krów i nas zobaczyli to pomogli mi zajść do domu po kilku minutach już tylko kolano mi bolało z kostką było wszystko okej tylko trochę spuchnięta była ale nawet już nie bolała ale za to kolano bolało za wszystko inne na drugi dzień było tylko gorzej pojechałam do lekarza zanim ktoś do mnie przyszedł minęła może godzina potem pół godziny myśleli co zrobić bo wirus i takie tam aż w końcu stwierdzili że zawołają lekarza i on zdecyduje to zanim on przyszedł minęła kolejna godzina jak już przyszedł to tylko po to żeby powiedzieć że mnie nie przyjmie i powiedział co robić droga do samochodu zajęła mi kolejne 15 minut nie stał daleko ale ledwo dałam radę iść kolejny tydzień wstawałam tylko do łazienki i z rana coś zjeść bo byłam wtedy w domu tylko z młodszą siostrą przez miesiąc kulałam mocno a o rolkach mogłam zapomnieć na 3 miesiące jak nie lepiej. Skończyłam z kontuzją kostki i obu kolan i chyba jak się to wszystko uspokoi to się wybiorę do ortopedy nie odzywają się te kontuzje często ale jak już to z całą siłą i nie pojedyńczo tylko jak już to wszystkie na raz jedną ciężko wytrzymać a jak wszystkie zaczną to droga do łazienki zajmuje mi 3 razy dłużej niż normalnie chociaż mam ją obok mojego pokoju. Mnie nie przyjął jak chodzić nie mogłam przez kolano a jak mama powiozła brata na te same pogotowie bo złamał palca u nogi że mu się wygią prawie o 90 stopni to jak opowiadała że przyjmowali z lekkim bólem głowy a mu założyli tylko szynę żeby jak najmniejszy kontakt był gdzie na pewno nie jest normalne tak wygięty palec i każdy po kolei jak jeden mąż jak tylko go zobaczył to się dziwił że mu go nie nastawili no więc polska służba zdrowia
-
U mojego jednego starszego brata chrzestnymi zostali starsza siostra taty i wujek mamy (więc no starsi od rodziców) u drugiego brata brat nasz cioteczny z żoną u mnie siostra cioteczna mamy i syn siostry taty czyli mój brat cioteczny u siostry córka brata najstarszego chrzestnej i syn taty brata ciotecznego na początku u siostry miał być chrzestnym syn mamy siostry ale tak wyszło że w dniu chrztu miał coś innego i nie mógł a jeszcze mieszka dość daleko. No więc u jednego brata chrzestny to dalsza rodzina już świętej pamięci nie stety bardzo go lubiłam, u drugiego brata też bratowa więc no, u mnie też chrzestna to dalsza ciocia u siostry też chrzestny to nie jakaś najbliższa rodzina.