Pisałam tutaj gdy moja zdrada wyszła na jaw. Chciałam Wam napisać jak to u mnie teraz wygląda. Już stukałam w klawiaturę "jak to u mnie się skończyło...", jednak wiem, że konsekwencje będę ponosić jeszcze długo.
Minęło 9 miesięcy. Mój Mąż został ze mną. Jesteśmy razem jednak te miesiące były dla mnie bardzo trudne. Byłam w bardzo złym stanie psychicznym. Dla mojego M kluczowa była moja postawa, widział jak bardzo żałuję tego co zrobiłam. Dałam mu przestrzeń, której potrzebował w tamtym czasie. Nie pytałam o nic, o nas, o niego, o mnie. Zajęłam się sobą w tamtym czasie i córką. Silnie pracowałam nad swoją cierpliwością i dociekliwością. Mocno musiałam poszerzyć granice w tym obszarze. Oczywiście musiałam też nauczyć się pokory. Mój Mąż od grudnia nie wypomniał mi tej sytuacji. Ani dosłownie, ani "między wierszami". Stara się być dobrym M. Wróciły wspólne plany, cele. Dogadujemy się bardzo dobrze na ten czas. Spędzamy razem mnóstwo czasu, okazujemy sobie czułości i przede wszystkim dużo zrozumienia. Jestem osobą z deficytami i m miał mi je wypełnić. Jak przestał je wypełniać tak jak chciałam, to napatoczył się k. Ale zrozumiałam, że tylko ja sama mogę (powinnam) te deficyty wypełnić i zadbać o siebie. To też było dla mnie trudne. Bo wiem, jak bardzo moimi chciejstwami zraniłam m. Tak jak napisałam wyżej. Wiem, że długo będę ponosić skutki tej zdrady. Nie wiem co będzie za rok, 5, 10 lat. Dziś jest dobrze i tym się cieszę. Moje poczucie godności zostało zdeptane. Myślałam, że zdrada podbuduje moją wartość jako kobiety, a stało się zupełnie odwrotnie. Cały czas mam momenty, że patrzę na siebie w lustrze z obrzydzeniem. Wiem, że wyrzuty sumienia będą ze mną. To jest najtrudniejsze. I piętno zdrajcy. Myślę, że dojrzałam przez to, że wszystko się wydało i musiałam (nadal muszę) mierzyć się z tym.
Żadnych romansów wiecej. Nie chcę.