Cześć! Mam ostatnio problem z notorycznie męczącą mnie sąsiadką. Mieszkamy na wspólnym piętrze od wielu lat, w zasadzie od zawsze. Ona teraz jest samotna, tzn. mieszka sama ale ma córkę i 2 wnuków, nie mieszkają ze sobą. Zaczęła angażować mnie w różne akcje pod tytułem wspólne jeżdżenie na cmentarz (które już ukróciłam), w sprawdzanie jej rozkładu jazdy tramwaju, w drukowanie i kserowanie jej dokumentów niczym w punkcie ksero (co też ukróciłam mówiąc, że nie mam już drukarki), w kupowanie jej w sklepie czegoś w momencie gdybym była w sklepie itd. Teraz notorycznie do mnie dzwoni telefonem od wczoraj, co uważam za przesadę, ponieważ jest weekend i skoro nie odbieram, to znaczy że nie mam ochoty rozmawiać albo nie mogę rozmawiać. Nie mam ochoty znowu iść i jej pomagać w sprawach komputerowych. Jak sąsiadce dać dosadnie do zrozumienia, że nie mam ochoty świadczyć jej usług komputerowych i ogólnie nie być chłopcem na posyłki. Dzwoni do mnie i myśli że rzucę wszystko i przyjdę jej pomagać, bo nawet jej się ruszyć nie chce z fotela i przyjść zapukać. Jak skutecznie odciąć przysłowiową pępowinę, bez utraty zdrowych poprawnych relacji?