Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

tambourine_woman

Zarejestrowani
  • Zawartość

    6
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. tambourine_woman

    Jestem super, a niczego nie dostaję. Ma ktoś tak?

    Życie uczy, że ludzie, którzy wiele dostali, zawsze twierdzą, że wszystko sobie zdobyli - i pouczają na ten temat innych. Właśnie o to chodzi, że ja wszystko, co mam, naprawdę musiałam sobie zdobyć - i nikogo nie pouczam, bo widzę, że wiele osób wokół mnie i tak ma więcej, choć wszystko dostali. Mnie nigdy, ale to NIGDY, nikt niczego nie zaproponował, nie dał. Zdobyłam sobie pracę - bez znajomości itd. (a większość moich znajomych ma pracę dzięki rodzicom albo partnerom). Praca nie jest super, ale zapewnia mi utrzymanie, trochę satysfakcji i sporo wolnego czasu. Zdobyłam wykształcenie, jakie chciałam mieć. Miałam fajną młodość - z podróżami, z imprezami - jest co wspominać. Jestem absolutnie samodzielną, niezależną kobietą. Mam własne mieszkanie, nie wiszę na szyi u rodziców, nie potrzebuję partnera, żeby mnie utrzymywał albo cokolwiek takiego (a dla wielu moich znajomych istotną, nawet jeśli wypieraną, motywacją do poszukiwania partnera jest "aby żyło się łatwiej"). Zrobiłam parę rzeczy, które po prostu chciałam zrobić, w tym: publikacja książki, a nawet dwóch. I wszystko SAMA. A inni w tym czasie dostawali i mają więcej...
  2. Odkąd pamiętam, wszystko robiłam dobrze. Byłam grzeczną dziewczynką, rodzice nie mieli ze mną żadnych kłopotów. Miałam same piątki i szóstki, w szkole wygrywałam konkursy. Na studiach też miałam świetne oceny i wszyscy mnie chwalili. Na praktykach dostawałam jako jedyna szóstki. Moje prace dyplomowe promotor uznał za wybitne. Napisałam doktorat i ten doktorat też i promotor, i recenzenci uznali za wybitny. Wszyscy mnie zawsze lubili i zachwycali się tym, jaka jestem miła, dobra i mądra. Dwaj mili faceci się we mnie zakochali. ALE: Nigdy niczego nie dostałam. Rodzice zawsze woleli brata. W szkole najbardziej wychwalający mnie nauczyciel skłonił mnie do pójścia na studia, po których nie ma gwarantowanej świetnej pracy. Na tych studiach byłam wybitna, na praktykach byłam wybitna i nikt mi nie zaproponował pracy. Musiałam ją sobie znaleźć i nie było łatwo, a teraz pracuję, lubię to, ale nie mam szans ani na karierę, ani na duże zarobki. Nie mówiąc o tym, że mimo wybitnego (nie chwalę się, raczej żalę, że tak go określano i nic) doktoratu nie zaproponowano mi pracy na uczelni. Wszyscy mnie lubią, ale jak przychodzi co do czego, to na nikogo nie mogę liczyć - i gdybym sama nie inicjowała spotkań ze znajomymi, to sczezłabym w samotności. Dwaj fajni faceci byli we mnie zakochani, czaili się miesiącami, ale w końcu chyba uznali, że nie, jednak nie jestem warta zachodu i tak po prostu niczego nie zrobili. A ja jestem nieśmiała i nie potrafię zrobić pierwszego kroku, zresztą nie byłam w ani jednym, ani drugim zakochana - i w ogóle nigdy w nikim (chyba jestem aseksualna albo aromantyczna, sama nie wiem), ale chętnie poszłabym na randkę, gdyby ktoś się mną zainteresował, może coś by z tego wyszło. W każdym razie - skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Nie oczekuję od życia, że wszystko dostanę na złotej tacy. Ale czegokolwiek się tknę, staram się to robić dobrze - i nie osiągam sukcesu. W czym tkwi problem? Tylko w tym, że życie jest złe i niesprawiedliwe, a ludzie to szuje? Ma ktoś tak?
  3. tambourine_woman

    Przerwa w pracy - ok czy nie ok?

    Dzięki :). W ostatniej pracy nie najgorzej zarabiałam i wpadłam na pewien czas w lekki zakupoholizm - teraz jednak przyhamowałam, choć ciągle trudno mi się powstrzymać, jak zobaczę ładną torebkę w kolorze, którego akurat jeszcze nie mam ;). Ale generalnie: żyję oszczędnie, nie mam też zaplanowanych żadnych większych wydatków, poza egzaminem językowym (chcę sobie zrobić certyfikat, w ramach inwestowania w siebie). Miałam w ciągu tego półrocza taki miesiąc, że moje wydatki zmieściły się w 1000 zł. I w ogóle, mając 32 lata, właściwie pierwszy raz w życiu martwię się o pieniądze (do tej pory zawsze sobie radziłam) - i to nie dlatego, że mi ich brakuje, tylko dlatego, że mam wizję, że zabraknie...
  4. Sorry, ale czy prawo jazdy jest wartością samą w sobie? Jak się mieszka w dużym mieście, to nie za bardzo się go potrzebuje. Do pracy lepiej dojechać tramwajem, a jeszcze lepiej znaleźć taką, do której można dojść na piechotę :), do innego miasta wygodniej (a niekiedy szybciej) dojechać pociągiem, za granicę i tak się raczej lata samolotami... Samochód tylko generuje koszty i jest nieekologiczny. Sama mam prawo jazdy i auto, ale jeżdżę nim raz w roku do rodziny na wieś (bez czego bym sobie też poradziła) i totalnie nie rozumiem hiperbolizowania tego akurat aspektu życia.
  5. Zdarzyło Wam się zrobić sobie przerwę w pracy zawodowej? I żyć z oszczędności? A jeśli tak, to jak długą? Ile pieniędzy to Waszym zdaniem wystarczająca kwota, żeby się na coś takiego bezpiecznie zdecydować? Ja akurat żyję teraz z oszczędności (od pół roku). Mam ich jeszcze tyle, że na rok skromnego życia wystarczy - plus ktoś pożyczył ode mnie drugie tyle (i przymierza się do zwracania :)). Rzuciłam pracę, żeby odpocząć, zastanowić się, dokształcić... (dzięki tej przerwie dokończyłam pisać doktorat). Po drodze dwie oferty pracy odrzuciłam. Mam takie wykształcenie i doświadczenie, że powinnam coś znaleźć, choć nie jest tak, że pstryknę palcami i mam etat. Teraz powoli zaczynam się rozglądać i zamierzam jeszcze trochę poprzebierać w ofertach. Myślicie, że głupio zrobiłam (robię)? Trochę się wstydzę bezrobocia i nie wszystkim o nim mówię, choć z drugiej strony wydaje mi się, że mam wszelkie prawo do tego, żeby o sobie decydować: jestem niezależna, mam mieszkanie, nie mam kredytu, nikt mnie nie utrzymuje, mogę sobie robić, co chcę. No ale trochę mnie przeraża perspektywa szukania pracy - i lęk, że za jakiś czas będę żałować tych ofert, które odrzuciłam, a w końcu zdechnę z głodu :(.
×