Nie jestem pewny uczuć mojej żony względem mnie, powiedziała mi ostatnio że kocha mnie ale nie wie czy to miłość. Wspomniała coś o przyjaźni, przywiązaniu, przyzwyczajeniu, wdzięczności, wygodzie, stabilizacji, litości, wsparciu i bezpieczeństwie. Dodatkowo moja żona jest tak skrajnie empatyczna że ciężko zobaczyć co ma w sercu, ponieważ z natury jest bardzo dobrą osobą, chętną do pomocy każdemu człowiekowi. Mogę polegać tylko na jej słowach, które bardzo mnie zabolały.
Mieliśmy ostatnio kryzys podczas którego przez pół roku skakaliśmy sobie do gardeł, mimo że ostatnie 10 lat wszystko się układało i byłem przekonany że oboje jesteśmy szczęśliwi. Wiem że to wszystko może być chwilowe (to normalne po kryzysie) jednak trudne słowa zawsze bolą. Teraz najgorsze jest już za nami, znów zaczęliśmy rozmawiać o uczuciach i wydaje się że jest lepiej, oboje przyrzekliśmy sobie staranie do samego końca, ale z uwagi na to że żona zawsze poświęca się dla innych mam wątpliwości czy teraz nie robi tego samego dla mnie. Czy nie jest jej czasem żal mnie lub tego że kiedyś byliśmy naprawdę szczęśliwi...
Czy prawdziwą miłość do drugiej osoby można zastąpić miksturą innych uczuć (jak wymienione powyżej) i być szczęśliwym w związku? Czy na podstawie jej słów można wywnioskować że to rzeczywiście miłość?
W przypadku miłości nie mówię o pożądaniu i wiecznym ogniu który ciągnie do łóżka tylko o tej prawdziwej, dojrzałej w której każdy chce dawać ile tylko może.