Nie oceniajcie mnie, tylko postawicie się w takiej sytuacji. Powiedziałam ginekologowi o tym na ostatniej wizycie, o sytuacji z mężem. Współczuł, powiedział, że uważa, że psychicznie nie jestem gotowa by rodzić i też zalecił psychologa. Poszłam do psychiatry, akurat był termin, dał tabletki na depresję, pogadał, nic mi to nie dało. Nie mam sił, nie dam rady wychować dziecka. Czuję to, bo psychicznie nie jestem w stanie, załamało mnie to. Gdybym miała miłość męża i wsparcie nadal i świadomość, że nie stracę tego za chwilę to bym dała radę. Myślałam, że mam w życiu wszystko, tak się kochaliśmy, ludzie na nas patrzyli z zazdrością. Czułam się jak w niebie, tylko dziecka brakowało. Na 1 USG wyszło spłaszczone jajeczko, płakałam, bałam się, on mnie wspierał. Czekałam, modliłam się, jak miesiąc później usłyszałam, że jest dobrze, że już wygląda to na normalną ciąże mało się skakałam do sufitu z radości. A potem szok, choroba... Teraz już nie chce mi się żyć, a co dopiero zająć dzieckiem. Zycie jest niesprawiedliwe!