Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

FrancisBaby

Zarejestrowani
  • Zawartość

    7
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

1 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. FrancisBaby

    Brak seksu

    Co 2-3 miesiące to trochę rzadko. Może seksuolog? Gdybyście się kochali powiedzmy raz na miesiąc można pomyśleć, ze związek ewoluuje, a Twoja ma małe potrzeby. No ale raz na kwartał świadczy o jakimś problemie. Wiem to z autopsji, seksualność kobiety często pierwsza siada jak coś jest nie tak. Gadałeś z nią o tym? Co mówi? Jak było w jej poprzednich relacjach?
  2. FrancisBaby

    Potrzebuję obiektywnej oceny od Was

    Smof: owszem, mój syn tez musi przy nim chodzić jak w zegarku. Zwalam to na profesje partnera - adwokat. jest pod wieloma względami cudownym i wrażliwym człowiekiem ale ma takie skłonności egocentryczne, ze przy moich pro-społecznych i altruistycznych jest odludkiem i nie ma przyjaciół, choć chciałby mieć. Moim okiem ograniczają go zbyt wysokie wymagania, ojezu ale na niego napsioczylam...
  3. FrancisBaby

    Potrzebuję obiektywnej oceny od Was

    Dziękuje za odpowiedz! O tak, mój partner ma spore skłonności do dominacji. Walczę z nimi i staram się stawiać granice ale chyba robię to nieumiejętnie, bo problem ciagle powraca. Zaczęło się niewinnie od włażenia bez pukania do łazienki. Później presja emocjonalna w stylu „oj chyba mnie już nie kochasz” niby dla żartów. Mam w sobie sile aby reagować na to w sposób jasny ale jego dominacja czasem mu się wyrywa spod kontroli i mimo, ze się go nie boje to raczej czasem w nerwach boje się co zaraz od niego usłyszę. Każda kłótnia (a kłócimy się bardzo często bo ja tez umiem pokazywać rożki) wyglada dość podobnie tzn najpierw jest chwila mojej nieuwagi i zbyt swobodne pokazywanie dąsów, potem on chce mnie załagodzić, ja mu mówię ze tego teraz nie chce, żeby dał mi czas, potem on jest wściekły bo brak zainteresowania nim jest tym samym co spoliczkowanie, potem on wyciąga największy kaliber czyli ostre słowa, przekrwione oczy, szantaże i hasła typu „idź się puszczać”, czasem gorsze... a potem ja się nie odzywam 2 dni a on znowu za mną łazi i płacze że mnie kocha. Potem ja się lituje i zaczynam z nim rozmawiać, a on z biegiem rozmowy ma coraz mniejsza skruchę aż do momentu jak relatywizuje swoje zachowanie i uważa, ze nie zareagowałby tak gdyby nie moje zachowanie. Tak tez było dzisiaj. Powiedział „przeprosiłem cię, co mam jeszcze zrobić? Pociąć się?” - Jako szybki terror, żeby osiągnąć znowu jak najszybciej status quo. dziewczyny i chłopaki, jak się stawia granice w takiej sytuacji? Już rzuciłam pierścionkiem zaręczynowym, były ciche dni, było pakowanie manatkow. A może to już za późno na triki?
  4. Czasem opowiadając niektóre rzeczy nadajemy słowom energię pełną żalu i frustracji, niezależnie od słów. Jeśli używasz neutralnych słów, a nadal jestes odbierana jak osoba narzekająca, zastanów się, czy wypowiadając je nie czujesz goryczy lub czy Ci nie doskwierają tego typu myśli "jak zwykle mi się przytrafiają złe rzeczy". Tego nie musisz wypowiadać, a odbiorca łapie je szóstym zmysłem. My baby mamy takie tendencje niestety...
  5. Witajcie. Jestem w związku od 3 lat. Nadal się docieramy, ale że tak powiem: bywa coraz lepiej. Niestety martwią mnie niektóre zachowania mojego mężczyzny, które zwykle traktuję jako jego deficyty z domu i należy mu się uszanowanie ich. Jednak wczorajsza sytuacja łamie moje granice i nie umiem jej potraktować na porządku dziennym, powiedziałabym, że zastanawiam się już nad sensem i zdrowiem tej relacji. Zacznę od tego po krótce, że jest on jedynakiem, a ja jestem z dużej rodziny. Dlatego też on często jest skupiony na sobie i domaga się nieustannej uwagi, a ja mam tendencje do ucieczki w swój świat i pogonią za świętym spokojem. Wczoraj mielismy zaplanowaną pierwszą lekcję salsy w klubie tańca. Cieszyłam się na nią jak dziecko od tygodnia, kiedy to nas zapisałam i o dziwo on się zgodził. Wczorajszy dzień temu podporządkowałam, wyszłam wczesniej z pracy, żeby zdążyć wszystko w domu zrobić i pójść. Nie będę Wam mówić jak to długo się szykowałam, wiem, że to tylko lekcja tańca, ale ja zawsze marzyłam, żeby mieć partnera, który razem ze mną będzie chodził tańczyć. Trochę dziecinada, ale takie już są moje marzenia. Kiedy byłam na miejscu, mój partner przyjechał prosto z pracy. On dużo pracuje i w zasadzie wiedziałam, że będzie zmęczony. Był jednak tak bardzo zmęczony, że wręcz powiedziałabym złośliwie się zachowywał. Szedł bardzo powoli, narzekał na ugryzienia komarów, ledwo dyszał... i ogólnie mnie wk**wiał. Oczywiście mimo, że czekał na miejscu od 30 min nie sprawdził jak tam się wchodzi tylko liczył w tym na mnie. No cóż... zakasałam rękawy, zaczęłam pytać na recepcji jak się wchodzi, upewniałam się czy to dobry adres, szukałam schodów itp... a on? Stał i czekał z miną zbitego psa. Zapytałam więc go czy na pewno chce tam iść. Powiedział, że nie za bardzo. Nie muszę chyba się tłumaczyć z tego, że byłam rozczarowana. Może trochę przesadziłam z naburmuszeniem, ale tak się właśnie czułam. Starałam się mimo wszystko nie okazywać złości i poszłam z nim do sklepu po coś do picia (10 min drogi, na to miał siłę). Wróciliśmy do domu i jakoś ciągle nie mogłam sobie poprawić nastroju. W pewnym momencie poczułam, że on chodzi za mną i się domaga uwagi. Mówię więc, żeby mnie trochę zostawił samą. To zadziałalo jak płachta na byka. Zaczął się denerwować, że z powodu salsy traktuję go jak .... Tłumaczę więc najspokojniej jak potrafię, że to nie jest w niego wymierzone, po prostu chcę być sama. Oczywiście zero "dziękuję" za to, że zrobiłam kolację, najważniejsze jest to, że nie tryskam humorem. Powiedział w końcu, że mogę sobie gdzieś iść skoro tak potrzebuję samotności. Stwierdziłam, że to świetny pomysł i zaczęłam już ubierać buty. Planowałam się przejść na wieczorny spacer. I wtedy zaczęło się już hardcorowo. Zamknął drzwi na klucz i go schował. Powiedział, że jak chcę iść to z nami koniec. On fiksuje jak ja się odcinam, to nie był taki pierwszy raz. Moja złość już była na ostrzu noża i mówiłam "nie psuj wszystkiego, chcę wyjść, nie tarasuj mi wyjścia, bo się zaczynam dusić". Dał mi więc klucz i powiedział na pożednanie "jak wyjdziesz to zamknę drzwi na górny zamek i nie będziesz już miała jak wrócić".... Wtedy już mnie zmroziło. To jest moje własnościowe mieszkanie, więc perspektywa jaką mi zarysował była dla mnie dramatyczna. Szczególnie, że mój 13-letni syn był w domu. Przestraszyłam się. Ale mimo tego wyszłam. Nie będzie mnie cholernik zastraszał. Kiedy wróciłam drzwi nie były zaryglowane. Wszyscy już spali. Byłam na spacerze jakieś 20 min. Śniło mi się tej nocy, że obserwuję inną parę ludzi. Byli podobni do siebie i bardzo do siebie pasowali. A ja stałam na uboczu i czułam, że jestem sama... Co myślicie o tym wszystkim? Potrzebuję Waszego zdania przede wszystkim, bo jeśli mam coś postanowić to wsparcie społeczne bardzo mi pomoże. Nie mam z moją rodziną dobrego kontaktu, a przyjaciółek nie chcę martwić. Pozdrawiam F.
×