Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Fathima

Zarejestrowani
  • Zawartość

    14
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Fathima


  1. 3 godziny temu, Greatpetla napisał:

    Lepiej być samemu niż tkwić w związku, gdzie oszukujesz siebie i partnera. Związek, gdzie nie ma miłości obustronnej to kicha, to nicość, to makabra, to porażka, to du/pa blada, to masakra... etc. 

    Szkoda czasu na "iluzję". Trzeba żyć w prawdzie, a nie w kłamstwie..

    Odwagi życzę, bo wielu ludzi woli tkwić w "czymś" takim nijakim niż żyć prawdziwie. 

     

    dzieki


  2. 2 minuty temu, Al.ka napisał:

    Autorko to Twój wybór i Twoja sprawa. Czego szukasz na kafe? Akceptacji, zrozumienia? Bezsensu. Każdy ma inne zdanie na ten temat i ma do tego zdania prawo. Jeśli chcesz wszystko zniszczyć byle by uciec to droga wolna. Być może dla Twojego męża będzie to lepsze. Może pozna kogoś kto go doceni, skoro Ty masz z tym problem. Nie wukazujesz żadnej chęci do zmiany sytuacji to weź rozwód. Tylko potem nie płacz, ze nie pozsotalo to bez wplywu na wasze dzieci  i teraz masz problemy wychowawcze. Potem taka będzie szukała winy w społeczeństwie. Good luck.

    to nie jest takie latwe jak sie w tym jest. twoje podejscie jest sluszne. musze sama cos zdecydowac i liczyc sie z konsekwencjami, chcialam poznac rozne opinie,pzdr


  3. 1 godzinę temu, Solanka napisał:

    Ty sobie poczytaj inne tematy żeby wiedzieć co to jest nieudane małżeństwo. Zdecydowali się na ślub i dzieci to trzeba być teraz konsekwentnym a nie marzyć o niebieskich migdałach.

    odchodzac od meza dalabym nam moze obojgu szanse na  znalezenie milosci , takiej pelnej , prawdziwej. Nie mowie ze przyczepiam sie do tamtego niezdobytego mezczyzny w moim przypadku. Ale jestem z mezem i jakby mszcze sie na nim ze tamto mi nie wyszlo, ze maz nie jest tamtym, tak niechacy czasem to robie, wredna jestem. 

    Tak, kochalam meza i wyszlam za maz z milosci. Teraz az czasem przeraza mnie,ze na niego patrze i jakby tone. Nie mam sie czego tam u niego chwycic. Nie widzeswoich uczuc, tylko strach i potrzebe bezpieczenstwa, dlatego tkwie tak i sprawdzam co czuje juz od 1,5 roku

     


  4. 1 godzinę temu, downhill napisał:

    Czyli co

    malo, prawie nic, tylko ze to nie ma znaczenia w tym problemie z mezem. jakby do czegos doszlo nie zastanawialabym sie nad odejsciem. Wiem to i juz sam ten fakt sklania mnie do rozstania, bo oznacza ze nie kocham meza


  5. 1 minutę temu, Solanka napisał:

    To jest niedojrzałe podejście do związku. Rozumiem, że mąż ma być jak zabawka dostarczająca ciągle atrakcji. Każdy związek zmienia się w czasie i nie jest tak intensywny uczuciowo jak na początku. 

    ale ja nie mam sily na probowanie, ratowanie. bo intensywnosc moich uczuc to Zero. Poszlismy na terapie malzenska, terapeuta spytal mnie czy jest sens ze tu siedzimy i chcac byc szczera musialam odpowiedziec ze - dzis tak, a nastepne wizyty chyba nie bo nie moge zagwarantowac ze bede wspolpracowac. Ta sytuacja trwa od 1,5 roku. jak czuje sie silniejsza mowie mezowi, ze chce odejsc. Jak nachodzi mnie strach mowie - ok sprobujmy. Chce sie wreszcie na cos zdecydowac 


  6. od roku zmagam sie z dylematem czy powinnam sie rozstac z mezem. Winie siebie bo zakochalam sie w innym mezczyznie, z tego zakochania nic nie wyniknelo, ale dalej o nim mysle i nie jestem w stanie wykrzesic z siebie szczerej checi do uzdrawiania malzenstwa. Mam jeszcze nawet resztki nadziei na to nowe uczucie. Chyba latwiej byloby mi pogodzic mi sie z nieudana miloscia samej niz tkwiacej w malzenstwie. Maz wie o wszystkim ale wierzy ze mozemy udrowic nasza relacje. Ja nie. Ludze sie ze moze maz ma racje, choc w srodku tego nie czuje. Unikam meza, irytuje mnie jego nawet najbardziej pozytywne zachowanie, ktorego zyczylaby sobie kazda zona. Ranie go, bo nie potrafie byc nawet mila. Czuje sie wtedy nie fair bo on sie stara. Czuje sie zlym czlowiekiem bo nie doceniam meza tak jak powinnam, przeciez maz nie jest winny ze tamten mezczyzna mnie nie kocha. Wiem to, ale ze strachu jestem z mezem. Boje sie ze nie umiem zyc sama,ze cos zlego sie ze mna stanie, ze nikogo juz nie spotkam, ze dostane depresji, ze podejme nieodwracalna decyzje. Tkwie tak. Mamy dzieci, ale uwazam ze udawanie czegos czego nie ma bedzie wlasciwe, nie chce udawac, chce czuc naprawde.


  7. Im dalej czytam tym bardziej jestem przekonana iz powinnam sie rozstac z mezem. Winie siebie bo zakochalam sie w innym mezczyznie, z tego zakochania nic nie wyniknelo, ale dalej o nim mysle i nie jestem w stanie wykrzesic z siebie szczerej checi do uzdrawiania malzenstwa. Mam jeszcze nawet resztki nadziei na to nowe uczucie. Chyba latwiej byloby mi pogodzic mi sie z nieudana miloscia samej niz tkwiacej w malzenstwie. Maz wie o wszystkim ale wierzy ze mozemy udrowic nasza relacje. Ja nie. Ludze sie ze moze maz ma racje, choc w srodku tego nie czuje. Unikam meza, irytuje mnie jego nawet najbardziej pozytywne zachowanie, ktorego zyczylaby sobie kazda zona. Ranie go, bo nie potrafie byc nawet mila. Czuje sie wtedy nie fair bo on sie stara. Czuje sie zlym czlowiekiem bo nie doceniam meza tak jak powinnam, przeciez maz nie jest winny ze tamten mezczyzna mnie nie kocha. Wiem to, ale ze strachu jestem z mezem. Boje sie ze nie umiem zyc sama,ze cos zlego sie ze mna stanie, ze nikogo juz nie spotkam, ze dostane depresji, ze podejme nieodwracalna decyzje. Tkwie tak.

×