Miałam cudownego faceta, pomocnego, który zawsze mówił kocham Cię i pięknie wyglądasz jednak z czasem wiadomo, wszystko się zmieniło.
Odkąd wprowadził się do mnie już nie słyszę, że jestem piękna, stał się też wredniejszy. Tego roku wyjechaliśmy na wakacje z jego znajomymi. Dwa dni on gadał z nimi o studiach (studiowali razem) a ja tylko siedziałam i słuchałam, temat głównie kończył się tez na studiach więc nawet bez sensu były rozmowy na inny temat. Prosiłam go o spędzenie trochę czasu sam na sam ale był głuchy na prośby, cały czas chodził za znajomymi. Czasem wyglądało to tak ze oni spacerowali, on szedł od razu za nimi a ja gdzieś z tylu ze względu na kontuzje. Oczywiście próbowałam na spokojnie wyjaśnić mu ze chce spędzić z nim trochę czasu, ale on nie słuchał i odchodził, miał mnie gdzieś bo wiedział ze ma znajomych i stwierdził że mnie będzie mieć przez resztę życia więc teraz im poświęca czas. Raz zdarzyło się ze nakrzyczał na mnie w miejscu publicznym.
Po powrocie nie było lepiej, przy każdej próbie rozmowy z mojej strony on swoimi wrednymi docinkami doprowadzał mnie do płaczu i wyglądał jakby miał to gdzieś.
Za pół roku wesele a ja nie wiem czy jest sens jeszcze coś ratować skoro z każdą kolejną sprzeczką coraz bardziej mnie olewa i uderza w najczulsze miejsca