Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

jackcanton91

Zarejestrowani
  • Zawartość

    3
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Jestem facetem, lat 30. Od ponad roku mam nie dające normalnie funkcjonować objawy, obserwując siebie - na tle nerwowym. Zaczęło się od dziwnej dekoncentracji podczas prowadzenia samochodu. Niemal z dnia na dzień, zaczął nachodzić mnie lęk, że zaraz coś się wydarzy, ktoś wtargnie na drogę, a może nie wyhamuję, a może zaraz coś się zepsuje. Czasem towarzyszy temu nagła senność, niemal zawsze silne uczucie niepokoju, kołatanie serca, skok ciśnienia. Początkowo jakoś sobie z tym radziłem, ale mam wrażenie, że to się nasila. Zacząłem unikać dalszych wyjazdów, ograniczyłem się absolutnie do minimum. Podczas prowadzenia samochodu to tylko jeden z przykładów. Samo wyjście do sklepu po zakupy stało się dla mnie wyzwaniem, wchodząc tam czuję jakby wszyscy mnie obserwowali, obawiam się rzeczy które niemal napewno się nie wydarzą, że zaraz zasłabne, kręci mi się w głowie, robię się cały bordowy, czuję że ciśnienie pikuje w górę. Wracam do domu, kilka chwil i jest już w porządku. W ogóle zauważyłem u siebie od pewnego czasu niechęć do czegokolwiek, chodzę do pracy bo wiadomo pracować trzeba, jednak dzień mój wygląda tak, że jak najszybciej chce wrócić do domu tylko po to by nie być wśród ludzi, by móc się wyciszyć, choć i to ostatnio przychodzi mi coraz trudniej. Mam wrażenie przemijającego czasu, mam świadomość, że mógłbym robić milion ciekawych rzeczy, ale ja najzwyczajniej nie mam siły podnieść się z fotela. Ja bardzo chcę! Ale nie mogę, po prostu nie mogę! Przebadałem się nieco pod kątem somatycznym, krew, morfologia, potas, TSH, keratynina. Odwiedziłem kardiologa, echo serca, wszystko w jak najlepszym porządku. Mimo to niemal przez cały dzień czuję bicie serca, biorę leki które ciśnienie w miarę unormowały ale pozostałe objawy bez żadnych zmian. Myślę cały czas o czymś, nie mogę po prostu się zrelaksować, już nie pamiętam jak to jest. Co tylko się czymś zdenerwuję, to zawroty głowy, takie uczucie nieobecności, nie wiem jak to inaczej opisać. No i przede wszystkim skąd się biorą takie objawy za kierownicą. Ja kiedyś uwielbiałem jeździć samochodem, oceniłbym siebie jako raczej dobrego kierowcę, rozsądnego i opanowanego. a tu ni z gruchy ni z piertuchy wszystko poszło w niepamięć. Martwi mnie to tym bardziej, bo pracuję jako kierowca-sprzedawca, a to dziadostwo skutecznie mi uprzykrza życie. Czuję się permanentnie zmęczony, bez chęci do jakiegokolwiek działania, ja nie żyje, ja pusto egzystuję a w głębi duszy tak bardzo chcę żyć normalnie! Z trudem przychodzi mi opowiedzenie tego, nawet tutaj zdaję sobie sprawę, że napisałem to dość chaotycznie. Nie wyobrażam sobie jak miałbym się tak otworzyć przed psychologiem. Czy ktoś może spotkał się z czymś podobnym? O ile można by większość takich objawów przypisać nerwicy, z czego zdaję sobie sprawę to z takimi zaburzeniami za kółkiem jeszcze się nie spotkałem, bynajmniej nie znalazłem żadnych podobnych przypadków. Z góry dzięki za każdą poradę, opinie, każde zdanie się dla mnie liczy.
  2. Chciałbym napisać w imieniu bliskiej znajomej. Sprawa wygląda następująco. Znajoma jest mężatką od 4 lat, ma córeczkę 7 lat, sama ma 27. Klasyczny związek z rozsądku, bo jest dziecko. Teraz o Nim. Na początku był całkiem normalny, z czasem zaczął pić. Nie dbał o dom kompletnie, wszystko przepijał, znajoma sama dbała o wszystko, o wyposażenie domu, o córeczkę, o normalne życie. Mieszkali u jego matki. Znajoma po narodzinach córeczki, praktycznie nie spotykała się ze znajomymi, musiała skupić się na utrzymaniu siebie i dziecka, bo on wszystko przepijał. Na początku wyjeżdżali do pracy za granicę, on potrafił tam przegrać na maszynach całe zarobione pieniądze. Dramat. Jako, że nie miała komu się wygadać, a że sama pochodzi z wielodzietnej rodziny, nie chcąc zadręczać jej swoimi problemami, dusiła się w tej sytuacji przez te wszystkie lata. A teściowa broniąc synusia, kładła jej do głowy, że tak musi być, że on się zmieni. Kłamstwo powtarzane setki razy staje się prawdą. Uznała, że nie zasługuje na szczęście, że tak musi być. Bił ją wielokrotnie, bała się gdziekolwiek o tym powiedzieć - klasyka. Wielokrotnie miał niebieskie karty. W końcu się przełamała, powiedziała, że ma już dosyć. Zdecydowała się na wyprowadzkę, choć sytuacja materialna jej samej nie jest za ciekawa, jest fatalna. Nie mniej jednak, wynajęła mieszkanie, zabrała córeczkę, przeniosła ją do szkoły w innej miejscowości, próbuje powoli ułożyć sobie życie na nowo. Tamten ma mieć jeszcze sprawę w sądzie, prawdopodobnie z tytułu przemocy w domu, będzie miał ograniczone prawa rodzicielskie. Działo się tam duuuużo złego wobec niej i córeczki. Opisuje z grubsza. Jako, że czeka na ową sprawę, nie składa jeszcze pozwu, chcąc zobaczyć jaki charakter będzie miała ta sprawa, tak naprawdę kurator jeszcze się z Nią nie kontaktował a upłynął już grubo ponad miesiąc. Wracając do jej sytuacji materialnej, jest słaba, pracowała na etacie do czerwca, otrzymała wypowiedzenie jednak w tym czasie jej zdrowie nieco się pogorszyło, obecnie przebywa jeszcze na zwolnieniu. Jednak zwolnienie wkrótce się skończy, wynajem kosztuje, ona odrzuca pomysł jakobym miał jej pomóc finansowo, że sobie tyle lat radziła sama to i teraz sobie poradzi. Jasne, wiem, że dawanie komuś kasy nie jest rozwiązaniem. Sam wiele nie mam. Ona oczywiście już od pierwszego dnia po przeprowadzce, zaczęła rozglądać się za pracą, by aplikować od razu po zakończeniu zwolnienia. Wykształcenie ma średnie, łatwo nie będzie ale nie boi się żadnej pracy, wiele lat pracowała za granicą fizycznie, z tym nie ma problemu. Problem który mnie martwi, to fakt, że póki nie znajdzie tej pracy, może zostać bez środków do życia. Kolejna sprawa, córeczka chodzi do 1 klasy, nie jest jeszcze na tyle samodzielna, by sama wracać ze szkoły, sama się sobą zająć... to z kolei komplikuje dodatkowo poszukiwanie pracy, bo zazwyczaj oferty z pracą na dwie zmiany. Moje pytanie. Czy znacie instytucje do których mogłaby się zgłosić, nie o to chodzi by brać zasiłki, ale żeby chociaż na początku uzyskać jakieś wsparcie, jakieś porady, została praktycznie z tym sama. Sam nie wiem jak to ująć. No przecież to porządna dziewczyna, dba o córeczkę jak nikt inny, zależy jej wyłącznie na jej dobru, jestem tego pewien na 1000%. Znam ją dobrze. Boli mnie cholernie, taka bezradność, spadło to na mnie dość niespodziewanie i bardzo się tym przejąłem. Sam mieszkam dość daleko, by móc być fizycznym wsparciem. Dokąd zatem skierować pierwsze kroki, jak ją naprowadzić na szukanie pomocy? Czy są jakieś instytucje, które mogą pomóc w jakikolwiek sposób, niekoniecznie finansowy? Ktoś być może był w takiej sytuacji, bądź był świadkiem takiej sytuacji. Liczę na siłę tego forum.
×