Witam tu wszystkich. Zarówno kobiety jak i mężczyzn. Do napisania tego tekstu podsunęły mi osobiste przeżycia jak i własne rozmyślania na ten temat.
Mój wiek 48 lat , choć nikt jeszcze mi tyle nie dał. Jestem rozwodnikiem, po 18 latach małżeństwa. Nie ukrywam, że sądzę iż rzadko zdarzają się sytuacje, że rozwody czy rozpady związków zdarzają się z winy jednej strony.
Chciałem tu pokazać kilka spostrzeżeń z mojej strony ( choć pewnie niejeden/dna stwierdził że skoro jestem facetem to zapewne stronniczym).
Będę też wdzięczny za wszelkie uwagi.
Faceci - myślą tylko o konkretnym bzykaniu, pięknej, zgrabnej dziewczynie, najlepiej z kilkanaście lat młodszej i chętnej. Nie patrzącej na jakiekolwiek konsekwencje owego bzykania a i wierząc w swoje nieodparte uroki. I jej luźny rozum ( był , zniknął- na "ceha" drążyć temat).
Kobiety - przystojny, wysoki, bogaty, chętny utrzymywający ją i jej dzieci ( z przypadkowych często związków), któremu nie przeszkadza posiadanie masy "przyjaciół" i spotykania się z nimi ( bzykania oczywiście też - przecież to żaden związek!). Taki, który będzie ZAWSZE punktualny, nawet jak nie umówicie się konkretnie, zawsze postawi nawet jak najbardziej wyuzdany obiad, Wciąż ciągłe humorki będzie uważał za normalność.
Powiem tak - byłem żonaty. Mam trójkę dzieci, z których jestem po prostu dumny. Z pierwszą żoną dzieliło mnie wiele. Rozstaliśmy się w pokoju, choć ona chwilami do dziś uważa inaczej. Na tą chwilę jestem bankrutem - kobiety pokazały mi co dla nich jest najważniejsze... Choć nie wszystkie - ściemniać nie mam zamiaru.