Jestem z facetem jakies 4 lata. Jest to zwiazek na odległość, finalnie z celem bym ja przeprowadziła się do jego miasta.
Przez ten okres rozstawaliśmy się 2 razy, powiedzial wtedy słowa, ze to jednak nie to, ze cos czuje, ale nie wie co, ze widocznie nie jest to na tyle silne.
W listopadzie 2019 zeszliśmy się po przerwie, powiedzial ze wszystko przemyślał, że bardzo zaluje ze mnie wtedy zostawił, że teraz juz bedzie mowil o uczuciach. Od tego czasu bardzo się starał, natomiast słowa kocham Cie nigdy nie padły. Jest luty 2021 a ja tego dalej nie uslyszalam. Chociaż bardzo się stara, to wciąż pamietam słowa które mowil wczesniej, ze to nie jest to. Od naszego zejścia minal ponad rok, a te słowa nie padły. Moja frustracja zaczela rosnąć, co rzutowało na moje zachowanie i ze stawałam się zdystansowana. Nadeszła pandemia, przez co boje sie zmienic pracy, balam się by przeprowadzic się w ciemno do innego miasta, gdzie nie znam nikogo i postawic wszystko w ciemno na jedną kartę. Poprosilam, skoro itak oboje mamy prace zdalna, by przez ten czas pomieszkać u mnie w miescie (jego rodzinnym). Nie zgodził się. Mowi ze w takim razie, nie ma dla nas wyjścia. Ze ten czas nic nie zmieni, ze widzi ze ja wole zostać u siebie w mieście, ze ja widocznie mu nigdy nie wybaczyłam. Kocham go i moglabym się przeprowadzić, ale zwyczajnie w świecie nie wiem na czym stoje, boje sie ze bym siedziala z nim caly czas w domu, nikogo innego tam nie znam, on nie wiem co do mnie czuje.
Teraz mowi ze nie ma dla nas rozwiązania, ze w takim razie musimy się rozstać, ze widzi ze ja wole tu zostać w swoim mieście, ze ten czas nic nie zmieni, bo ja mu widocznie nigdy nie wybaczyłam co wczesniej zrobil, ze nic mi nie pasuje, ze ciagle sie go czepiam.
Nie rozumie w ogole w czym problem, ze nie czuje się pewnie do końca, że ciagle sie zastanawiam czemu te słowa jeszcze nie padły.
Co powinnam zrobić i o co mu chodzi?