Iskrzynka
Zarejestrowani-
Zawartość
450 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Iskrzynka
-
Kochana bardzo mi przykro, że tylko jedna komoreczka się zaplodniła. Ale póki jest ta jedna i wciaz walczy, to jest nadzieja. Trzymamy z całych sił kciuki za nią
-
Dziewczyny, nadal nie mam okresu. Dziś mój 40 d.c., jeden z najdłuższych cyklów w moim dorosłym miesiączkowaniu. W 29 d.c. byłam na wizycie i na USG endometrium było "ładne i grube" - cytując panią dr., więc wydawało się, że za chwilę zacznie się łuszczyć, czyli miesiączka przyjdzie lada dzień, ale niestety. Z domowych metod wywołujących od tygodnia stosuję gorące kąpiele, piję ziele krwawnika, w sobotę poszła butelka czerwonego wina na rozszerzenie naczyń krwionośnych i na psychiczne rozluźnienie, jest seks i relaksacyjny masaż robiony przez męża. Umyłam wszystkie okna w domu i wtargałam tony zakupów na moje 3 piętro. Nawet głowę jakoś ogarnęłam i jestem już dużo bardziej spokojna i pogodzona z sytuacją. Choć nie będę zaprzeczać, że takie komplikacje to dla mnie naprawdę duży kłopot. I w kwestii zdrowotnej, bo moim problemem są bardzo szybko odrastające polipy (potrafi odrosnąć nawet na przestrzeni jednego cyklu), które uniemożliwiają zagnieżdżenie się zarodka, więc każda zwłoka niesie duże ryzyko, że polip pojawi się znowu, znów będę musiała go usuwać, czekać ok. 3 m-cy na termin histeroskopii i tak będę się kręcić w nieskończoność. A do tego dochodzi jeszcze ten mój nieszczęsny wiek i dramatyczny brak czasu. No jest to bardzo duże wyzwanie dla mnie w kwestiach logistycznych, bo pogodzenie działań z moim charakterem pracy, graniczy niemal z cudem i nie ma np. opcji na urlop z dnia na dzień, ani nawet na płynny termin urlopu, grafik jest sztywny, szczególnie w czasach covidu. Na L4 na transfer i po transferze, też nie mogę sobie pozwolić, bo już po ostatnich nieobecnościach na punkcję i histeroskopię, usłyszałam od szefowej, że tak być dalej nie może, a że zaczęły się u nas wielkie zwolnienia, to mam się zastanowić, czy dalej chcę pracować. Czy mogę sobie teraz pozwolić na stratę pracy? Nie. Przynajmniej do momentu zajścia w ciążę, muszę tej roboty się tezymać. Nie należę do super zamożnych osób, a ivf i całe to leczenie jest dużym dla mnie wydatkiem. Dlatego też dopadła mnie wcześniej tak ogromna załamka i nerwy. W tym miejscu chcę przeprosić dziewczyny, które w moich napisanych wcześniej słowach, odczuły złe emocje w stosunku do siebie. Nie chciałam tego, ale byłam naprawdę w złym momencie. Wiem, że każda z Was chciała mi pomóc na swój sposób i bardzo to doceniam. Jeśli któraś z Was zna jeszcze jakiś sposób na miesiączkę i obudzenie wreszcie mojego organizmu, to będę wdzięczna, jak się podzieli. No i jeśli są tu dziewczyny, które dobrze mi życzą i mi kibicują, to proszę o kciuki jutro, jak będę się testować w kierunku covida. W tym temacie jestem naprawdę dobrej myśli, bo czuję się dobrze, ale przy dodatnim wyniku już nawet okres nie będzie mi potrzebny, bo wtedy mój pierwszy transfer na pewno odwlecze się na długie miesiące.
-
Dokładnie tak, nikt nie jest ze skały. To jest bardzo ciężka droga i każdy ma prawo do swoich emocji i do płaczu, i do złości, i do zwątpienia, i strachu. My to przeżywamy i nasze chłopy też. Ale wierzę, że jeśli ma się kogoś, z którym można w tym być, kto zrozumie, bo sam to przechodzi, kto nie oceni, tylko po prostu popłacze razem z nami, albo chociaż da wyraz, że nie jesteśmy sami, potrzyma za rękę, da prawo do bólu, to ten kryzys w końcu minie i znajdzie się siła na dalszą walkę. Życzę Wam tego z całych sił.
-
Mocne kciuki
-
O! to suplementacja faktycznie niezła i bogaty zbiór badań za Tobą. To dobrze, że się nie poddajesz. Jesteś twarda babka, tak trzymaj , a chłop też w końcu przetrawi. Może faktycznie długi protokół da lepsze rezultaty przy następnej próbie. Trzymam za to mocno kciuki. Kiedy masz wizytę u swojego lekarza? Chcecie od razu działać dalej?
-
Czy lekarz wprowadzał jakieś zmiany w stymulacjach? Czasem wystarczy zmiana leku, dawki, albo protokołu i efekt jest zupełnie inny. No i czy coś Ci zalecał, żeby sprobować poprawić jakość komórek. Jakieś suplementy, dieta? Wiem, że teraz pewnie jesteś załamana, ale może warto przeanalizować z lekarzem głębiej przyczynę, zrobić dodatkowe badania i może jest sposób, żeby spróbować jeszcze raz z szczęśliwym zakończeniem?
-
Aguś tak mi przykro, że nie udało się pobrać żadnej komórki. Ściskam mocno. Czy dobrze pamiętam, że to była Twoja druga stymulacja? Jak za pierwszym razem to u Ciebie wyglądało? I czy wiadomo, czemu tak to się teraz skończyło?
-
Mocne kciuki za Was dziewczyny
-
Nie brzmi to źle, po prostu jest to dla Ciebie ciężkie, więc uzbroiłaś się w taki mechanizm obronny, który chroni Cię przed odczuwaniem trudnych emocji. Może da to pozytywny rezultat, jak pisała Lula. Ja niestety go nie mam, więc jest, jak jest i nerwy mi już puszczają. Co do mojego transferu, to dostałam już zielone światło i miałam od niedzieli zacząć brać estrofem, wtedy mniej więcej wypadałby, tak, jak Twój (nawet urlop już miałam zaplanowany na ten czas), ale tak jak przeczytałaś wcześniej, nie dostałam ciągle okresu, więc stoję w miejscu. Oczywiście lada dzień może się to zmienić, ale tymczasem zaszła obawa, że będę mieć covida, bo koleżanka z pracy, od wczoraj choruje, a ja cały czas siedziałam koło niej. A jak będzie covid, to ileś tam cykli trzeba chyba odczekać, tak tu gdzieś dziewczyny pisały.
-
To idziesz podobnie, jak ja, punkcja 06.02 i też 4 zarodki, no i też w tym samym czasie, co Ty miałam mieć transfer, no ale wiadomo, jak jest. A to Twoja pierwsza procedura? Trzymam mocne kciuki za transfer Jak się teraz czujesz?
-
Dziękuję Leczę się w Angeliusie w Katowicach. A Ty gdzie się leczysz i na jakim jesteś etapie w tych zmaganiach?
-
Dobrze, teraz lepiej rozumiem, co wcześniej miałaś na myśli. Mam wyłączyć głowę, uspokoić emocje, nie nakręcać się, odrzucić wszystkie obiektywne fakty i wyluzować, no i zaakceptować fakt, że może tak być, że nigdy nie będę mieć już dziecka, bo to wszystko może pomóc w sukcesie. Ok. A teraz powiedz, jak to zrobić. Bo może w to nie uwierzysz, ale ja to naprawdę wiem, jak bardzo głowa jest ważna i od dawna staram się znaleźć na to sposób, ale jakoś nic nie działa. Nie umiem znaleźć tego wyłącznika. Temat widocznie jest dla mnie zbyt ważny, żeby umieć olać.
-
Bardzo Ci dziękuję za ten wpis, za zrozumienie, za nie ocenianie moich emocji i za poczucie, że nie jestem z tym sama. W moim życiu nikt nie wie, poza mężem, który oczywiście bardzo się stara być dla mnie oparciem, ale wiadomo, pewne rzeczy zawsze będą dla niego abstrakcją, nie wie nawet najbliższa rodzina, bo mogłaby tego nie zrozumieć/nie zaakceptować, a to rozdzierałoby mi serce jeszcze bardziej. A życie z tą tajemnicą, udawanie przed całym światem, że nic się nie dzieje, przyklejanie codziennie uśmiechu na usta, kiedy w duszy po prostu chce mi się wyć, jest strasznie wyczerpujące i nie pomaga w radzeniu sobie trudami tej walki. Ja też mocno Cię ściskam, życzę Ci dużo siły, dużo wsparcia bliskich i jak najszybszego szczęśliwego zakończenia tej udręki.
-
Dziękuję, że chciałaś podzielić się swoim doświadczeniem. Doceniam to. Nadal nie rozumiem jednak przekazu dla mnie. Czy wg Ciebie ja przyjmuję, że pierwszy transfer na pewno będzie udany, zaraz będę w ciąży i z tego powodu się niecierpliwię i że powinnam zejść na ziemię i uznać, że pierwszy zawsze trzeba spisać na straty, czyli zbudować sobie warstwę ochronną? Czy tak? Jeśli tak, to tak nie jest. Ja nie przeżywam tego tak bardzo, ponieważ już natychmiast chcę być w ciąży, tylko dlatego, że mam świadomość, jak strasznie długa i ciężka droga jeszcze przede mną, której w tej chwili już panicznie się boję, a ciągle jestem na starcie i z różnych przyczyn wciąż coś się opóźnia. A zegar tyka i każdy dzień jest jak wieczność dla mnie. I najzwyczajniej jestem już tym wyczerpana.
-
Nie rozumiem. Jak nie mogę do tego podchodzić? Co to znaczy, że mam myśleć sercem, a nie rozumem? I jaki czas trzeba odczekać w spokoju i z pokorą, żeby można było stwierdzić, że nauczyłam się już tej cierpliwości, albo, że moje zniecierpliwienie jest już usprawiedliwione? Aż zwolnią mnie z pracy zanim będę w ciąży, aż przejdę najpierw kilka nieudanych transferów, poronień, zrobie milion dodatkowych badań, żeby poszukać nowych przyczyn i rozwiązań, w końcu będę mieć już tyle lat, że nie załapie się na dofinansowanie do leków przy kolejnej procedurze i mnie na nią nie będzie stać, albo tyle, że nic już w ogóle nie będzie dało się zrobić? Ile muszę najpierw przejść, żeby mieć prawo do tych emocji, do strachu, żeby ktokolwiek rozumiał, co czuję i mnie za to nie osądzał? Każda z nas jest inna, ma inny próg odporności, jak widać jestem z tych słabszych, bo ponad 4 lata czekania na dziecko i rok czekania od decyzji o ivf na pierwszy transfer, przy moim braku czasu biologicznego, to dla mnie zbyt długo, żeby to znosić ze stoickim spokojem i uśmiechem na ustach. A od kilku tygodni, od stymulacji w zasadzie, to już chyba muszę przyznać, że po prostu mam depresję. Być może burza hormonów zrobiła też swoje (przed okresem zawsze czuję się psychicznie gorzej, więc na pewno zmiany hormonalne bardzo negatywnie na mnie działają), ale jest źle, to jest fakt, pomimo ogromnej pracy mentalnej, żeby to przezwyciężyć, nie umiem sobie z tym poradzić i czuję się z tym totalnie osamotniona.
-
Nie, nie miałam do tej pory transferu.
-
Ja dopiero będę mieć pierwszy transfer, więc nikt nie wie, jak to się potoczy i co w moim przypadku lepiej zadziała, a co niekoniecznie, więc pani dr sugeruje, żeby na początek zrobić totalnie saute i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Szczerze, to sama nie wiem, co o tym myśleć, boję się, że będę mieć transferowany nasz najlepszy zarodek, może jedyny zdrowy, a zamiast zrobić, co tylko się da, żeby się udało, to będziemy eksperymentować i jeszcze go stracimy. No, ale na zastanowienie i podjęcie decyzji mam niestety jeszcze trochę czasu, bo jak na razie mój transfer znów się oddala . Od niedzieli powinnam mieć okres i przyjmować estrofem, ale jak na razie okresu brak Ostatnio mi się tak spóźnił z 5 lat temu, a teraz kiedy od lat pierwszy raz na niego czekam, to nie przychodzi. W dodatku koleżanka z pracy, z którą siedzę przy jednym biurku ma covida, a ja jeszcze nie chorowałam, więc czekam czy i mnie teraz nie dopadnie
-
Mocne kciuki za piękną betę
-
Cudowna wiadomość! Pytałam o to moją panią dr, na początek mi odradziła, ale powiedziała, że jeśli pierwszy transfer się nie powiedzie, to wtedy można spróbować. Tłumaczyła, że każda nawet minimalna ingerencja w macicy może wywołać skurcze macicy, a te mogą wypchnąć zarodek, dlatego stosuje się ten lek, żeby ją uspokoić, ale każda macica reaguje inaczej, więc może też tak być, że to zupełnie nie będzie potrzebne. Na necie czytałam natomiast, jak dziewczyny po transferach polecały i pisały, że z metod wspomagających warto bardziej niż embryoglue. Powodzenia dziewczyny ściskam kciuki
-
Życzę Ci zatem teraz dużo spokoju, jak najwięcej pozytywnych myśli i oby szybko zleciało do serduszka
-
Cudnie! Kiedy masz USG serduszkowe?
-
Mnie też bardzo poruszyły Wasze historie. Bardzo smutne jest to, co Was spotkało, ogromnie Wam współczuję. Gdy wyobrażam sobie siebie na Waszym miejscu, to po prostu pęka mi serce i ogarnia mnie straszny lęk przed dalszymi działaniami, bo ja chyba nie jestem gotowa na takie ciężkie doświadczenia, a przecież całkiem prawdopodobne, że też będę musiała się z tym zmierzyć. Jutro mam wizytę u gin. i miałam zacząć przygotowania do transferu, ale ten strach zaczął mnie blokować, coraz bardziej też tracę nadzieję, że to wszystko ma sens. Nawet mój mąż, który wcześniej był ogromnym optymistą i do ivf podchodził tak, jakby wystarczyła tylko decyzja, a dziecko na pewno będzie, zaczął tracić wiarę, gdy opowiadam mu o Waszych przejściach. Chciałabym coś napisać, co Was pocieszy, co choćby odrobinę zdejmie z Was ten krzyż cierpienia, ale myślę, że nie ma teraz nic takiego. Życzę Wam dużo siły i modlę się, żebyście doczekały upragnionego szczęścia. Nikt tak nie zasługuje na dziecko, jak Wy.
-
To jest niemożliwe, tak strasznie mi przykro bardzo Ci współczuję. Przytulam mocno
-
Powodzenia! Trzymam kciuki za piękne jajeczka
-
Strasznie mi przykro