Iskrzynka
Zarejestrowani-
Zawartość
450 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Iskrzynka
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 16
-
Jeszcze doprecyzuję. To nie do końca tak, że dr nic mi nie dał na IL2 i IL10, bo zlecił brać Encorton, a on podobno może w jakimś stopniu pomóc na cytokiny. Ale nie zalecił tego stricte na nie (bo tak, jak wspomniałam wyżej, wg niego nie mają one znaczenia), ale na niskie allo MLR (co jest akurat sprzeczne z opinią doc P., więc nie do końca jestem do tego przekonana).
-
Na pewno podwyższone TNF świadczy o stanie zapalnym. Przyczyną mogą być zarówno stany zapalny w macicy, endometrioza, jak i insulinooporność, infekcje zatok lub inne, czy nawet problemy z zębem. Dr S. podobno daje na to jakiś antybiotyk, ale z tego, co pisały dziewczyny na grupie, nie zawsze on pomaga (niektórym nawet pogorszył sprawę). A przy bardzo dużym przekroczeniu normy i braku poprawy po antybiotyku, zlecał immunosupresję. Ja akurat ten parametr miałam w cytokinach w normie, więc nic mi nie zalecił. A jeśli chodzi o IL 2 i IL 10, które też miałam poza normami (w te niekorzystne strony), to powiedział, że to bez znaczenia. No ale Ty masz IL 2 faktycznie bardzo mocno wywaloną (ja miałam "tylko" przekroczona x2, Ty aż x20), więc u Ciebie może zwróci na to uwagę. Możliwe, że leki na opanowanie TNF, obniżają jednocześnie również IL 2.
-
-
Niestety nie bardzo...
-
Ja mam bardzo niskie allo mlr (po 3 transferach i naturalnej ciąży biochemicznej 16,3%), byłam z tym wynikiem u dr S. i ku mojemu zdziwieniu jedyne, co na to zalecił to Encorton, który wg niego powinien trochę podnieść allo (szczepieniom jest stanowczo przeciwny). Ale właśnie czytałam gdzieś, to samo, co Ty piszesz, że na niskie lub zerowe allo mlr nie powinno się dawać Encortonu, bo może jeszcze bardziej pogorszyć sprawę. I już teraz naprawdę nie wiem co o tym wszystkim myśleć, komu ufać i co dalej robić.
-
Ogólnie u mnie kiepsko, nam kryzys, w pracy bardzo ciężka sytuację, totalnie toksyczna atmosferę, przez którą nie śpię i płacze po nocach. Za 3 miesiące mają być u mnie zwolnienia i prawdopodobnie będę to ja i szczerze mówiąc, jak to się zadzieje, to mi bardzo ulży, ale też bardzo mnie martwi, że zostanę bez pracy i źródła dochodu, a wtedy o dalszym leczeniu nie mam co dalej marzyć. Mam też ogromny kryzys związany z dalszymi staraniami o dziecko. Przestaję wierzyć, że jest jeszcze jakaś szansa, że może się nam zdarzyć cud i będę jeszcze kiedyś w szczęśliwej ciąży. Na kolejne umówione badania i wizyty dalej chodzę, ale już bez tego zapału i wiary z początku roku... I nie wiem, co dalej, czy brnąć w to dalej, czy całkiem sobie już odpuścić. Przedwczoraj byłam u dr S. z wynikami. I mam bardzo mieszane uczucia. Twierdzi, że są dobre i większość z nich nie wskazuje na immunologiczną przyczynę niepłodności. Rozjechane cytokiny powiedział, że są bez znaczenia, najważniejsze, że nie wykazały stanu zapalnego. Kiry mam wręcz piękne, tutaj dodał, że paradoksalnie lepiej mieć nawet ten gorszy kir aa, bo wtedy wystarczy Accofil i problem jest rozwiazany, a ja żadnego Accofilu nie potrzebuję (ani nie potrzebowałam), bo i tak nic u mnie nie zmieni. Te wszystkie mthfr, które mi wyszły nieprawidłowe, nie mają wg niego znaczenia i są tylko "moją urodą" i najważniejsze, że czynnik v leiden jest prawidłowy, więc trombofilii nie mam. Natomiast jeśli chodzi o allo mlr, to powiedział, że wynik jest trochę za niski, ale najważniejsze, że nie jest 0, więc wg niego to oznacza, że była jakaś komunikacja między zarodkiem i moim organizmem i gdyby zarodek był kiepski i mój organizm go nie chciał, albo bylibyśmy z mężem zbyt podobni genetycznie, to allo wyszłoby 0. w nie wiem, czy go dobrze zrozumiałam, bo ogólnie tak to chaotycznie i enigmatycznie tłumaczył, jakby sam tego do końca nie ogarniał. Jak mu zadałam pytanie, czy dobrze zrozumiałam, że to znaczy, że zarodki były prawdopodobnie u nas ok, to powiedział, że tak, na co się zasmuciłam i powiedziałam, że w takim razie nadal nie mamy odpowiedzi czemu się nie udaje. Rozłożył tylko ręce. Powiedział tylko, że na poprawę tego allo po transferze lub w przypadku kolejnej ciąży, można włączyć encorton, który powinien je trochę podnieść i to może pomóc utrzymać zarodek. Szczepienia odradza, bo są ryzykowne i mogą bardziej namieszać w immunologii, niż pomóc. Poza tym polecił zrobić biopsję endometrium i sugerował badanie zarodków (gdybyśmy zdecydowali się na kolejne ivf), żeby w razie czego transferować tylko prawidłowe. No ale wcześniej przecież mówił, że allo wg niego pokazuje, że zarodki były ok, a i tak nie poszło, więc już nic z tego nie wiem. Sądzę, że doc.P. miałby na to wszystko zupełnie inny pogląd, ale który ma rację? Wydaje mi się, że nikt tego do końca tak naprawdę nie wie.
-
Strusio ogromnie mi przykro z powodu tego, co spotkało Cię ze strony lekarza w szpitalu. Jego zachowanie było skandaliczne! Bardzo Ci współczuję, że w tym całym piekle, które znów musiałaś przechodzić, trafiłaś jeszcze na takie chamstwo. Mam nadzieję, że mu z mężem nie odpuścicie, bo takie rzeczy trzeba tępić. Dobrze, że chociaż Twój organizm szybko zareagował na leki i nie musiałaś tam być długo, ani nie było konieczności robienia zabiegu. Trzymaj się Kochana. Tulę Cię mocno MamoAniola, straszne jest, że ludzie pozwalają sobie na takie uwagi. Zawsze mnie to smuci i jednocześnie zastanawia, jak ktoś tak w ogóle potrafi powiedzieć. Ale tak już jest na tym świecie i nie pozostaje nic innego, jak takie rzeczy wpuszczać i wypuszczać drugim uchem. Nic się nie przejmuj, tylko ciesz się swoim stanem, bo nosisz pod sercem cud i tylko to się liczy
-
Z tymi szczepieniami to jest ryzyko, bo znam przypadki dziewczyn, że allo zamiast wzrosnąć, to spadło i w dodatku pod ich wpływem wytworzyły się jakieś przeciwciała, których niczym nie da się zbić, a które powodują, że jak kiedykolwiek będą potrzebować przeszczepu, to organizm odrzuci wszystko. Być może nawet sam dr S.w tej chwili jest już im przeciwny, mimo, że kiedyś je zalecał
-
OMG! nie wiedziałam, że aż tak się rozpisałam
-
Dziewczyny, a ja mam kryzys... W tym miesiącu miałam owulację od strony drożnego jajowodu, więc postanowiłam odstawić wszystkie myśli o przeklętej immunologii na bok i mimo wszystko powalczyć z mężem o kolejny cud. Oczywiście zadbałam o to, by dobrze wyłapać dzień owulacji. Gdy zbliżał się jej termin zbadałam estradiol, był w okolicach 200, dwa dni później wczesnym popołudniem zrobiłam domowy test owulacyjny. Kreska kontrolna była wyraźniejsza niż testowa, czyli wynik był pozytywny. Wieczorem mieliśmy z mężem wolną chatę, więc zrobiliśmy sobie romantyczny i bardzo gorący wieczór. Na drugi dzień czułam, że owulacja jest, ale dla pewności po tygodniu sprawdziłam jeszcze poziom progesteronu i wyszedł 13 (norma laboratorium dla środkowej fazy lutealnej (5-18), więc owulacja była. Wszystko pięknie, niestety dziś 11 dni po owu na teście o czułości 10 biel vizira, czyli nie udało się i kolejny miesiąc i kolejna owulacja, stracone. Niby człowiek wie, że szanse są prawie żadne, do próby podchodzi początkowo na karcie, ale jednak wciąż gdzieś tam się łudzi i potem i tak jest czuje rozczarowanie i smutek. Dodatkowo podłamała mnie też Twoja historia Strusio, bo naprawdę wierzyłam, że ta immunologia to była u Ciebie przyczyna i że teraz po rozwikłaniu tej zagadki, zastosowaniu leczenia, Ci się udało. Dawało mi to nadzieję, że może u mnie będzie podobnie. A tu takie smutne wiadomości. No i z takim smutkiem i rezygnacją pojechaliśmy dziś z mężem do GC w Katowicach, bo zaproszono nas na wstępną konsultację do programu dofinansowania z fundacji MRM (zgłosiłam się do niego spontanicznie w grudniu i myślałam, że nic już z tego nie będzie). Jeśli chodzi o klinikę, to rozczarowała mnie, bo okazało się, że jest to jedno piętro w dość obskurnym biurowcu (w porównaniu z moją dotychczasową kliniką, którą stanowi duży, nowy budynek, komfortowo urządzony i wyposażony, to naprawdę kiepsko to wyglądało, no ale pomyślałam, że może nie to jest najważniejsze). Sama wizyta też wywołała u mnie mieszane uczucia, bo trwało to może w sumie 10-15 min. Na początek miałam opowiedzieć naszą historię, więc powiedziałam ile się staramy, jakie przez ten czas robiłam badania, jak przebiegło pierwsze ivf, ale naprawdę skrótowo, pani dr nie zadawała żadnych dodatkowych pytań, nie przeprowadziła żadnego dodatkowego wywiadu, nie zrobiła mi też żadnego badania, ani tradycyjnego gin., ani USG, chciała zobaczyć tylko wyniki nasienia męża, nic więcej ją nie interesowało. Więc nie wiem, czy może trafiliśmy na bardzo doświadczonego eksperta, któremu niewiele trzeba, by wiedzieć, jak działać, czy po prostu zostaliśmy potraktowani dość pobieżnie i rutynowo. Ostatecznie po obejrzeniu wyników męża stwierdziła, że trzeba go dalej diagnozować (może myśli, że głównie po jego stronie jest problem, chociaż nie powiedziała tego), zleciła mu 2 dodatkowe badania (w tym jedno za 1100 zł), natomiast mi kazała umówić się na "próbny transfer" (pierwszy raz o czymś takim słyszałam), podczas którego mam mieć badanie cd138 i NK i jak będzie stan zapalny, to mam dostać antybiotyk. No i potem mamy robić ivf, koniecznie zbadać zarodki, żeby transferować tylko te prawidłowe i wg niej powinno się udać. Jeśli chodzi o immunologię i dr S (który nawiasem mówiąc pracuje m.in. w tej właśnie klinice), to stwierdziła, że jako pierwsi na Śląsku poszli w tą stronę 4 lata temu, ale teraz stwierdzają, że to jest bez sensu, bo badania są bardzo drogie, a zaobserwowali, że statystycznie skuteczność im się wcale nie poprawiła po tym, że drążyli tą immunologię. Uznali więc, że nie tędy droga i stawiają teraz na te "próbne transfery", po których ten wzrost skuteczności widzą. Dopiero się ucieszyłam, bo znalazłam dziewczynę, która jest gotowa zwolnić mi swój termin do dr S. 30.03 (ja miałam swój dopiero na 27.04), a teraz się dowiadujemy, że to wszystko jest o kant d.. rozbić. No i mam teraz totalny mętlik w głowie, nie wiem, co o tym wszystkim myśleć i co dalej robić, tym bardziej, że gdzie idę, to słyszę inne teorie, inne zalecenia itd. No i w ogóle za dużo tego wszystkiego na raz się dzieje i za szybko. Nie wiem już co myśleć o tym wszystkim i co dalej robić, tym bardziej, że gdzie idę, to słyszę inne teorie, inne zalecenia itd. Najpierw miałam plan, że próbuje w Czechach, potem niespodziewanie udało mi się dostać do wspaniałej pani dr w mojej klinice, której nie chciałabym zmieniać i mieliśmy już plan działania u niej, a teraz pojawiła się niespodziewanie ta opcja z dofinansowaniem z fundacji, co przyznam, przy moich możliwościach finansowych jest bardzo kuszące, ale jeśli mamy z niej skorzystać, to musimy przenieść się do GC, a tam znowu coś innego, no i pierwsze wrażenie średnie Doradźcie mi coś proszę, co robić, w którą stronę iść, komu zaufać, bo autentycznie mnie już głową boli od tego wszystkiego. Ps. Jeśli są tutaj dziewczyny z kliniki GC i wiedza, co to jest ten "próbny transfer", jak to wygląda, ile trwa itd. i ogólnie mogą mi coś o niej powiedzieć, to dajcie znać, plis, tutaj lub na priv.
-
Zuzanna strasznie mi przykro Byłam pewne, że u Ciebie tym razem będzie dobrze....
-
Strusio nie mam słów, ogromnie współczuję Tobie i Twojemu mężowi, że znów musicie przez to przechodzić Bądźcie teraz dla siebie wsparciem. Tulę Cię mocno. Będę się modlić, żeby mimo wszystko zdarzył się cud i następne USG okazało się szczęśliwe.
-
Zuzanna to super wynik! Mam przeczucie, że zapowiada szczęśliwą ciążę
-
Pytanie wprawdzie nie kierowane do mnie, ale jeśli mogę, to też odpowiem . Z tego, co wiem, to wiele dziewczyn zarówno u P. jak i u S. ma zalecony Accofil nawet przy kirze Bx, jeśli brakuje implantacyjnych (choćby jednego z nich)
-
Nigdy nie spotkałam się z tym, żeby Accofil miał pomóc na Allo MLR. Słyszałam tylko, że jest na kiry. U mnie ich wynik jest bardzo dobry, więc raczej nie ma wskazań i niepotrzebnie miałam go do dwóch transferów (dr dała mi go w ciemno ) Spotkałam się natomiast z tym, że alternatywą dla szczepień przy niskim allo mlr są immunoglobuliny, ale to jest podobno jakiś kosmiczny koszt w sumie kilkudziesięciu tysięcy, jeśli uda się zajść w ciążę
-
Z tego co wiem to jeden z największych guru immunologii w Polsce doc.P. jest wielkim zwolennikiem szczepień i przy takim wyniku, jak mój, kieruje na nie. Ale jak dr S. to widzi, to właśnie nie wiem. Wiem, że dziewczyny, co się u niego leczą też się szczepią, ale nie wiem, czy z jego zaleceń. Ja naprawdę się tych szczepień boję i mam dużą rezerwę do nich, tym bardziej, że znów jakaś kolejna dziewczyna na grupie pisała, że przed szczepieniami miała niski wynik allo i się zaszczepiła, żeby go poprawić, a tymczasem po szczepieniach limfocytami męża wynik spadł jej do 0. Zastanawiam się, czy np.immunosupresją można byłoby te szczepienia zastąpić i poprawić wynik allo i tych cytokin.
-
W zeszłym roku 2 razy beta ruszyła, raz po transferze, raz z naturalnego zapłodnienia skończyło się na biochemii.
-
No oby było jakieś rozwiązanie na nasze problemy... trochę mnie tylko przybija, że tyle jest tych różnych rzeczy na raz i nie wiem, czy damy radę to wszystko pokonać... mając jednocześnie już tak mało czasu. Za Ciebie Zuzanna trzymam mocno kciuki. Tym razem musi się udać!
-
Masz rację, trzeba poczekać na opinię doktora. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko jest w jak najlepszym w porządku, ale rozumiem Twoje emocje i strach. Trzymaj się
-
Dziękuję za pocieszenie To ciekawe, co piszesz o tym, że allo nie rośnie, jeśli zarodki są wadliwe. Jest to zaskakujące dla mnie, bo naszej Strusio wyszło 0, a po poronieniu badała zarodek i był zdrowy (przepraszam Strusio, że o tym przypominam). Więc ja już nic z tej immunologii nie rozumiem. No nic, zobaczymy, co powie dr S. Muszę teraz postarać się przyspieszyć termin wizyty, bo do 27.04 nie wiem, jak wytrzymam.
-
Kir Bx i wszystkie implantacyjne, więc ok. Natomiast cytokiny agresywne dla zarodka podwyższone 2x, a ochronne poniżej normy. No i teraz to allo też wskazuje na brak ochrony zarodka. Czyli moje ciało nie chce tego dziecka i je zwalcza Dopadł mnie kryzys...
-
Odebrałam dziś wynik allo mlr, wyszło mi 16,3%, podejrzewam, że przy takim wyniku skończy się na propozycji szczepień A oprócz tego mamy też wynik badań męża. Fragmentacja bez szału, ale wynik dobry. Za to HBA wyszło mu nie za bardzo 57%, a norma jest od 80%. Przestałam wierzyć, że możemy kiedyś wygrać te wojnę... za dużo różnych problemów na raz...
-
Wszystko jest z Tobą jak najbardziej tak . Ja tak wprawdzie nie miałam, ale słyszałam od dziewczyn w ciążach, że tak się im zdarzało, więc to chyba nic bardzo nadzwyczajnego. I podobno to dobry objaw, także ciesz się nim , no i oczywiście ciążą, bo wszystko idzie wspaniale.
-
Na mnie dr też zrobił bardzo pozytywne wrażenie. Ja mam wizytę z wynikami dopiero pod koniec kwietnia, a wszystkie wyniki powinnam mieć gdzieś za 2 tygodnie. No ale postaram się dzwonić, jak już wszystko będę miała i może uda się coś przyspieszyć. Jestem bardzo ciekawa, co mi na nie powie. To ciekawe, co piszesz o jego ocenie nasienia Twojego męża, bo u nas było wręcz przeciwnie, tzn. myśleliśmy, że pomimo niskiej morfologii (3%) nie jest takie złe, bo ilość plemników duża, a fragmentacja też wyszła w miarę ok. A on stwierdził, że nie jest dobre. Ale u nas ogólnie lekarze są podzieleni w ocenie jego nasienia, bo poprzednia moja dr prowadząca twierdziła, że jest kiepsko i przez długi czas uważała, że to jest przyczyną naszych programów i przez to też mieliśmy ivf metodą IMSI. Z kolei urolog androlog, do którego poszedł mąż (dodam, że z tej samej kliniki), stwierdził, że nasienie jest całkiem ok i powinno dać ciążę nawet bez ivf. Obecna moja dr też nie widzi w nim jakichś dużych problemów (ale dla pewności kazała zbadać je jeszcze raz na świeżo, plus zleciła badanie, którego wcześniej w ogóle nie robił). Za to genetyk, o której byliśmy po drugiej ciąży biochemicznej stwierdziła tak, jak S. i moja pierwsza lekarka, że nasienie jest kiepskie. Więc ciężko stwierdzić już, jaka jest prawda.
-
Bardzo ładne endometrium, progesteron też super. Powodzenia!
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 16