Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

SolAngelica

Zarejestrowani
  • Zawartość

    41
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez SolAngelica

  1. Dziewczyny, czy też macie problem ze swoimi dziećmi? Mój 8 latek jest bardzo mądry, jeden z najlepszych uczniów w klasie. Kłopot w tym, że jest w domu jest bardzo oprny na wszelkie normy. Mówię :Umyj zęby, a on, że zaraz, że za chwilę no i jak bym się nie wydarla, to chyba nigdy by nie umył. Pytam, czy ma coś zadane, mówi, że tak, więc jest to samo, gdy mówię, żeby odrobił :zaraz, za chwilę. Potem pytam, czy jest spakowany, a on, że tak. A rano biega i szuka książek przed wyjściem do szkoły. Dzisiaj zapomniał wziąć kilka naklejek, które mu były potrzebne, a wczoraj prosiłam go by po wycięciu ich włożył do książki, to nie zapomni. Oczywiście położył a półce. Widziałam wczoraj, ale już nie przypominałam mu, już nie mam siły. Dziś poszedł bez tych naklejek. Wcześniej, gdy był mniejszy miał manię zostawiac otwarte szafki, nigdy nie zamykał. Nie odkłada rzeczy na miejsce, ciągle tylko zaraz, za chwilę. No szlag mnie trafia na miejscu. Notorycznie nie zakręca pasty. Jak się wydarlam to zaczął nakładać zakrętkę, ale już nie zakręcił. Nie mam już sił, weźmie nóż, bo coś tam masterkuje i zostawi na biurku, a mam jeszcze dwulatka, który tym nożem się później bawi. Ostatnio znalazłam w odstępie 4 dni 3 igly na podłodze w ich pokoju. Oczywiście to nie on, on nic nie wie. Nie mam pojęcia po co mu były, ale nawet nie pofatygował się, by je schować z powrotem. Już jestem na skraju. Mam ochotę po prostu mu porządnie wlac, bo prosić, tłumaczyć i grozić już nie mam siły. Czy wasze dzieci tez takie są???
  2. Coraz częściej sama na taką myśl wpadałam, niestety...
  3. No w sumie pewnie by mógł to zrobić, ale on wiecznie jest zmęczony. Woli patrzeć w TV. Mam wrażenie, że wcześniej więcej mi pomagał, gdy młodszy syn był niemowlakiem. Teraz to tak naprawdę wszystkie na mojej głowie: gotowanie, sprzątanie, lekcje że starszym synem, zagonienie go do mycia, wyprasowanie ciuchów do szkoły. Mąż przeważnie robi zakupy i czasami zrobi dzieciom kolacje czy śniadanie. A ja z dziećmi jestem 24/h.
  4. Nie gra praktycznie wcale. Dość mocno ograniczyliśmy komputer, telefon, xboxa. Dosłownie 1-2 razy w miesiącu. Telewizor też ma ograniczony, ale ogląda. Gdy mu każę iść myć zęby, on zazwyczaj siedzi u nas w sypialni na łóżku, wścieka się z młodszym synem, albo po prostu leży. I mówi :zaraz, za minutę, za chwilę pójdę, już idę, no ide już, itd. W nieskończoność. Jedyna rada to ryknąć. Jak pytam, dlaczego zaraz a nie juz, bo już jest prawie 8 wieczór, to on mówi, że chce posiedzieć z nami (przeważnie pooglądać tv), że dopiero coś tam robił, itd. No a nieraz to siedziałby z nami do 10 w nocy, jakby mu pozwolić. Ale ja nie chcę, bo czuję, że się duszę. Cały czas jestem z nimi, cały dzień pilnuję, gotuję, sprzątam, pomagam w lekcjach, a mam przecież też jeszcze dwulatka, którego jest wszędzie pełno. Idę do kotłowni, mały idzie że mną, idę do łazienki, zaraz któryś za mna wchodzi, jeśli się nie zamknę, gotuję obiad mały pląta się pod nogami. Jak go wygonię do pokoju do starszego to dosłownie zaraz jest wojna o jakąś zabawkę albo któryś sobie coś zrobi i jest płacz i muszę latać bez przerwy ich uspokajać. No jestem wykończona. Chociaż wieczorem bym chciała żeby bez krzyku zrobili to, co trzeba i poszli spać, żebym mogła sobie po prostu poleżeć. Młodszy jeszcze śpi w dzień całe szczęście. Staram się wcześniej przygotować obiad, ogarnąć trochę i po prostu zazwyczaj kładę się z nim te 1,5 godziny, bo to jest jedyny czas, kiedy mogę odsapnąć. Ale to jest za mało. Mam wrażenie, że ciągle jestem zmeczona.
  5. Ech, skąd ja to znam. To zmęczenie, pragnienie by pobyć chociaż jeden jedyny dzień w tygodniu samemu, bez kłótni o mycie, ubieranie. Moj syn chociaż jakoś bardzo nie wymyśla z ubraniami. Zakłada to, co mu przygotuje. Samo ubieranie trwa zazwyczaj dobre 10 min, bo spodnie zakłada leżąc na łóżku, nie chce się wstać. Hitem było, gdy zszedł z łóżka piętrowego (śpi na górze), wziął ubrania i zasuwał z powrotem na górę, by na leżąco założyć spodnie... Teraz chodzi do mojej sypialni, tam się kładzie i ubiera. Rano żadną siła nie mogę go zmusić, by myl zęby, tylko wieczorem po długich bataliach. Jeśli chodzi o słodycze, to staram się ograniczać, aczkolwiek syn ma dobry apetyt. Uwielbia schabowe, mielone lubi, ruskie, ziemniaki, ryż, kasze gryczaną z sosem, ogórki konserwowe barszcz biały i czerwony, Żurek, flaki, pomidorówka, rosół, aczkolwiek większość zup odcedza, np. kapuśniak. Lubi kluski z serem i skwarkami, pomidory, ogórki, sałatkę z kapusty i marchewki, zsiadłe mleko, jajecznicę (koniecznie z podsmażana wędlina i ketchupem), parówki, makrele w pomidorach, rybę smażona, kaszankę, wszelkie owoce, typu jabłka, gruszki, arbuzy, truskawki, śliwki, orzechy. Razem z młodszym piją na codzień wodę przefiltrowaną, lubią miętę, melisę, lipę, czasem herbatę piją, od czasu do czasu, ale rzadko colę, czy sok typu tymbark.. Nie narzekam na ich apetyty, młodszy nieraz zje więcej od starszego, obaj nie są grubi, chociaż starszy teraz nieco przytył, ale raczej że względu na pandemie, mniejsza aktywność fizyczna w szkole. Teraz u nich na sali są rozlokowani Ukraincy, więc tego ruchu mają jeszcze mniej. W lato natomiast moje dzieci bardzo mało siedzą w domu, ciągle na dworze. A to basen, a to rower, plac zabaw mamy pod nosem dosłownie, chociaż na wsi mieszkamy, a to las i zbieranie grzybów. Najgorsza do przetwania jest jesień i zima no i ferie zimowe. Kręćka można dostać.
  6. Pytałam, to wzruszał ramionami tylko. Młodszy, jak tylko powiem, że idziemy myć zęby to leci pędem do łazienki. Starszy ma plan przyklejony na ścianie i wie, jakie ma lekcje. I tak zostawia przeważnie książki w szkole. Nieraz po prostu musi coś przynieść, np. przedwczoraj swoje zdjęcia, więc mówię, żeby sobie włożył do jakiejś książki do plecaka to nie zapomni. To on najpierw wyciągnął je z albumu i na moją podpowiedź położył u nas na komodę w sypialni, jak powtórzyłam, to poszedł i położył u siebie na szafce, ale do tej pieprzonej książki i do plecaka nie schował. I tak że wszystkim. Proszę, tłumaczę, jak kulą w płot, gdy mówię po cichu. Będzie dyskutował dotąd, aż mnie krew zaleje. O byle pierdółki będzie się kłócił godzinę. Wszystko zaraz, potem, za chwilę... Przed chwilą, zanim poszedł spać, to siedział przy biurku i jeszcze coś rysował. Zostawił potem porozwalane kredki na biurku, chipsy marchewkowe, itd. Mówię, że ma sprzątnąć, to było oczywoscie: o Boże! I niektóre kredki powkładał do pudełka, a niektóre powrzucał luzem do szafki, bo mu się nie chciało ukladac. Psycholog z nim rozmawiała. Obserwowała, czy nie ma żadnych zaburzeń. Nie ma. Serio, jako chce potrafi się zachować. Ze szkoły nie ma skarg, nauczyciele go lubią, wiele rzeczy mu każą robić, bo jest bystry typu pójście na ksero, ustawienie tablicy dotykowej, roznoszenie mleka dzieciom, itd. Dzieci również go zapraszają na urodziny, matki przywożą nieraz swoje dzieci do niego, on też jest zapraszany do kolegów... I każdy go chwali. Ze miły, uczynny, mówi dzień dobry. Tylko w domu zmiana o 180 stopni. Ale taki był od małego.
  7. Wiem o tym. I szczerze to nie rozumiem dlaczego rodzic nie ma prawa nigdy pokazać, że jest bezsilny. Nie jesteśmy robotami. Dzieci potrafią sprawić, że naprawdę człowiek jest bezsilny, potrafią doprowadzić do placzu, do ostateczności. Powiem Wam, że jeśli mój syn zobaczyl u mnie łzy (a zdarzało się) to odpuszczał, robił wtedy to, co mu mówiłam, by zrobił, bez dyskusji, bo wiedział, że przegiął. Inaczej mogę tłumaczyć, prosić, błagać, a on, że zaraz, że za chwilę. I ile można tak mówić? Dzień w dzień? Logiczne, że święty by nie wytrzymał. No i jak się wydrę, to w końcu pójdzie i umyję te zęby (teraz Chociaż myje, bo był czas, że tylko wodę odkręcał w kranie). A tak to bym siedziała, tłumaczyła godzinę i tylko się gorzej dnerwowala.
  8. Przestań, bo ranisz tysiące rodziców na świecie, którzy mają niepełnosprawne dzieci. Oczywiście, że rodzic wtedy nie ma swojego życia, ale są rzeczy, których nie powinno się ot tak podnosić na forum, jeśli nie zmierza to do poprawy życia tych dzieci i rodziców. Każdy ogarnięty człowiek o tym wie i nie trzeba tego pisać. Dzieki dziewczyny, trochę mi ulżyło. Jeszcze żeby syn wyciągał konsekwencje, gdy zrobi sobie krzywdey, ale gdzie tam. Z tego krzesła obrotowego spadł już kilka razy, raz o mało nie rozwalił głowy o róg biurka, milimetry decydowały. I myśleliśmy, że w końcu dostał nauczkę. No ale gdzie tam. Musiał wejść jeszcze raz i tym razem zdemolował pół pokoju. Cud, że panele nie popuchly, czego nie można powiedzieć o meblach, nie wspominając rozbitego akwarium i rozwalonej ręki. Akurat mąż był wtedy na zakupach, ja z młodszym synem miałam już iść do łazienki, by go kąpać., a tu starszy zdemolował pokój... Dziewczyny, żebyście widziały... Nie wiedziałam, czy opatrywac rękę syna, czy łapać ryby, czy zbierać wodę z podłogi, czy podnosić szafę, która oparła się o komodę i potłukła akwarium (na szczęście, bo mogła przygnieść tego nicponia). A jak na złość na szafie leżały w segregatorach ważne dokumenty... Mniejszy był już rozebrany, więc ślizgał się po podłodze, aż stłukł głowę. Całe szczęście, że akurat przyszedł brat męża z synem, to pomogli mi ogarnąć chaos., bo bym chyba siadła pośrodku tego bajzlu i płakała. Mąż, gdy wrócił to najgorsze było opanowane (woda z podłogi), ale i tak do 10 w nocy siedzieliśmy i sprzątaliśmy. W sumie to dobrze, bo gdyby był w domu to chyba by wlał synowi za takie coś. Ja, zanim przyjechał, to zaparzyłam mu podwójna melisę a i tak powiedział, że prędzej by się spodziewał, że Putin pierd... nie w nasz dom bombę, niż że syn przewali szafę na akwarium... No i jeszcze wczoraj ten palec. Mam 31 lat, ale mam już się skronie. O, a właśnie mniejszy syn walnął starszego moją szczotka do włosów, a ten oddał rzucając mocno i nie trafiając. Trafił w szafkę i szczotka się połamała. Nie wytrzymałam i wlałam mu kilka kapci z rozkazem, że natychmiast idzie się myć i spać. O dziwo, posłuchał, bo chyba wie, że przegiął. Leży już w łóżku. Ufff, ja chyba 40tki nie dożyję.
  9. Najczęściej to leży na kanapie albo w pokoju u siebie. Nie robi wtedy nic konkretnego. Położy się i wściekają się z młodszym synem, aż dostaję szału. Więc gdy już nie mogę wytrzymać to mówię by już szedł się myć, jesc kolacje, itd. A on, że zaraz, chwilą, minuta, no już... Itd. I nie poszedłby dopóki się nie rozedre na całe gardlo. I tak za każdym razem. To samo jest z lekcjami. No już mam dość tego smierdzacego lenia. Nie powiem, nieraz sam z siebie sprzątnie pokój, łazienkę, ale coraz rzadziej. Coraz częściej muszę krzyknąć, by cokolwiek zrobił. Na szczęście jest bardzo bystry, jest jednym z najlepszych uczniów w klasie, jeśli nie najlepszym. Osobiście mi to powiedziała nauczycielka. Większych kłopotów z nim nie ma, tylko że jest gadatliwy i nieraz się wierci w klasie. Ale ogólnie potrafi wysiedzieć np. w kościele. Kiedyś był z tym większy problem, ale był mniejszy, więc z niektórych rzeczy wyrósł. Tylko to jego roztargnienie.... Ostatnio zachęcam go do czytania, jest dość oporny, ale znalazł w bibliotece książki o tematyce, która go interesuje i wypożyczył kilka i, o dziwo, czyta. To nic, że to o wampirach (książki zgodne z wiekiem, nie żadne horrory), grunt, by czytał. Więc to nie żadne ADHD, które dawno temu podejrzewaliśmy. No ale juz ręce opadają... Straszna wierci ... z niego. A najgorsze, że młodszy syn wcale nie będzie inny, bo wszędzie go pełno.
  10. Dzięki za odpowiedzi. Mam nadzieję, że macie rację i syn wyrośnie, ale ja chyba za ten czas z nerwów padnę. Kiedyś byłam z nim u psychologa kilka razy, bo syn jest strasznie ruchliwy. I bardzo często robił sobie krzywdę i nie uczył się na błędach, straszny roztrzepaniec. Ale psycholog nie stwierdziła nic niepokojącego. Syn potrafi się zachować, jeśli sytuacja tego wymaga. Problem tkwi w tym, że nie wiem, jak to określić, byście zrozumiały-że tak jakby nie pamiętał, co do niego się mówiło kilka minut temu i robi to samo, na co przed chwilą się zwracało uwagę, by nie robił. Dwa tygodnie temu stanął na krzesło obrotowe, pociagnal szafę za drzwi, która poleciała na komodę z akwarium. 60l wody pływało mi po panelach, ryby po korytarzu podskakiwały, a on latał i zbierał ryby z rozwalonym palcem, pełno krwi i wrzeszczał, że tata go chyba zabije (ryby były taty). No i jakieś 1000zl poszło... Nie wspomnę o zarysowanej szafie i komodzie, z której zeszła okleina.... A wczoraj dzwoniła pielęgniarka, bo ktoś mu w szkole palca przytrzasnal. Twierdziła, że raczej mu nic poważnego nie jest, ale żeby lepiej pojechać do lekarza i prześwietlić. Palec spuchnięty i nie mógł ruszać, ale na szczęście okazało się, że nie był złamany tylko zwichnięty, ale po drodze chciał już jechać na lodowisko... Brak słów. Dawno temu też tu pisałam. Mój wątek to: mam potwora a nie dziecko jak ktoś chce, to może poczytać, żeby lepiej się zorientować w mojej sytuacji.
  11. Jak można się izolować mieszkając w jednym domu? Że też ludzie wierzą, że takie obostrzenia coś dadzą... Nie zaprzątałabym sobie tym głowy, bo to wyczajnie niemożliwe.
  12. Jak w tytule. Już abstra...ąc od tematu pandemii-myślę, że dzieci mają baaardzo dużo wolnego od szkoły. Dopiero się przerwa świąteczna skończyła, idą na zdalne...,ale do środy, bo czwartek 3 króli, no a piątek u nas w szkole dniem wolnym od zajęć... Jaki jest sens? Tym bardziej, że mają zdalne, to myślę, że to zwykle marnowanie czasu, które powinny poświęcić dzieci na naukę. Nie jestem stara, mam 31 lat, ale już za moich czasów było tak, że nieraz się odrabiało w soboty jakiś dzień. Nie mówię, że tak powinno być, ale chciałam zwrócić uwagę, że kiedyś tak nie marnowano czasu, jeśli chodzi o szkołę... Sama w tej chwili zajmuję się 2-latkiem w domu (mam jeszcze 8-latka), ale współczuję rodzicom, którzy muszą pracować na etacie i ogarnąć opiekę dla dzieci w tym czasie. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie to trochę przesad-dzieci więcej nie chodzą do szkoły niż chodzą...
  13. No a u nas właśnie nie dość, że mało chodzą do szkoły to i zadawane dużo nie mają. Mój syn akurat bardzo dobrze się uczy, jest najlepszym uczniem w klasie (bez zbytniego zaangażowania się w naukę), ale wiem, że w jego klasie są dzieci, które mają spore problemy z liczeniem, czy pisaniem. Druga klasa, a dzieciaki rozciągają dwa wyrazy na całą linijkę w zeszycie, piszą, jakby byli w przedszkolu. No ale ogólnie przez te dwa lata mieli mało pisania, bo pandemia, więc nawet nie mieli jak poćwiczyć. Nie wiem, wydaje mi się, że nauczyciele powinni zadawać jakieś krótkie książki do przeczytania w czasie wolnym, żeby chociaż czytanie ćwiczyli, a tu nic...
  14. Zaczynam coraz bardziej wierzyć w to, że to robione jest specjalnie... Pokolenie leni nie mających obowiązków i wiedzy się nam szykuje.
  15. .Cieszę się, że nie tylko ja tak uważam. Masakra co się dzieje. Nie dość, że pandemia i siła rzeczy dzieci mają wolne, to jeszcze tyle wolnego w ciągu roku. Rozumiem 3 króli, bo zawsze było wtedy wolne, ale dlaczego piątek też, tym bardziej, że jest zdalne? Bezsens. Przecież połowy materiału nie przerobią...
  16. Pytasz, co zrobić ? Opier...c raz a porządnie. Przepraszam, że tak dosadnie, ale inaczej Twoja matka nie zrozumie. Po co się szczypać z kimś, kto nie rozumie, że nie ma prawa rządzić czyimś życiem? Co z tego, że matka? A kij z taką matką, która nie jest wsparciem tylko jeszcze swoje potrafi dołożyć... Ty się jej boisz, ale musisz się postawić dość ostro. Innego wyjścia nie widzę. Nie będę tu analizowała, dlaczego Twoja matka zachowuje się tak a nie inaczej, chociaż pewnie byłoby co analizować. Po prostu postaw się jej, nie pozwalaj swego autorytetu podważać przy dzieciach i nie pozwól jeździć po sobie jak po burej suce...
  17. Aha, ta kochanka również była na tej imprezie oraz ich wspólne dziecko. Było to dość dziwne, ale w sumie impreza, przynajmniej nasza, się udała. Dziecko, które szło do komunii, raz było na jednej sali, raz na drugiej... Na początku czułam się niezręcznie dość, ale w sumie co mnie to miało obchodzić?? Po prostu skupiłam się na swoim stoliku i już.
  18. Byłam raz na komunii, gdzie matka dziecka wynajela salę w restauracji, a druga, obok, tuż za ścianą (w tej samej restauracji) ojciec. Każdy ze swoimi gośćmi i rodziną. Tam też była sytuacja, że to facet zdradził z kochanką swoją żonę. Jego wujek nie mógł mu tego darować i przyszedł na "naszą" imprezę. Ale z tego, co mi wiadomo, to oni jakoś poukładali sobie relacje i ojciec, pomimo że z kochanką również ma dziecko, nie miga się od alimentów i obowiązków.
  19. O matko, a już myślałam, że tylko ja mam takie podejście do dzieci. Zauważyłam właśnie ze dzisiejsze dzieci muszą robić wszystko z rodzicami. Trzeba je zabawiać, pokazywać, jak mogą się bawić. Brakuje im wyobraźni. Taki jest mój 8-latek. Ciągle chce przebywać z nami, ciągle marudzi, że nie poświęca się mu czasu. Nie wie, w co może się bawić. Ja w jego wieku bawiłam się w sklep, dom, itd., a on tego nie robi i to ciągle :nuuudzi mi sieee doprowadza mnie do szału. Jest w tym sporo winy mediów, psychologów z Bożej łaski, którzy ciągle podreslaja, że z dzieckiem trzeba się bawić i dużo rozmawiać, tłumaczyć. No ok, ale jakbym tak miała za każdym razem tłumaczyć, co dziecko robi źle, to by mi doby nie starczyło. Nieraz po prostu trzeba warknąć nie bo nie, a nie się na pierdyliard sposobów produkować z próba wytłumaczenia. Przy drugim synu już taka durna nie będę. I jak ktoś pisał - że mną rodzice się nie bawili, nie musieli organizować mi czasu ani zabaw. Mimo to nie czułam się odepchnięta, czy przestawiana jak mebel. Kiedyś dzieci po prostu dużo więcej rozumiały, że rodzic ma swoje obowiązki oraz, że potrzebuję czsu tylko dla siebie. Dzisiejsze dzieci uczy się, że tylko one są ważne i ich widzimisię.
  20. SolAngelica

    Dziecko z dzieckiem

    Przede wszystkim weź się w garść. Teraz nie on jest najważniejszy, a dziecko. Ja bym postawiła sprawę jasno - teraz będziemy mieli dziecko, więc oboje musimy dojrzeć. Koniec z wiecznym dorastaniem. Musimy dorosnąć raz a konkretnie. Przede wszystkim zamiast robić mu kanapeczki do łóżeczka, wymagaj od niego pracy. Konkretnie. Powiedz, co należy dziecku kupić, typu wózek, wanienka i niech to kupi, bo to JEGO dziecko. Powiedz także, że nie życzysz sobie tekstów kompromitujących Cię w oczach znajomych. Niech przestanie podważać ojcostwo, bo to dziecinne. Udałabym się także do jego matki i powiedziała, jak Cię traktuje i Wasze dziecko. Niech go trochę naprostuje, skoro tak go niby zna. Dziewczyno, ogarnij się. Teraz będziesz mieć na głowie większe zmartwienia niż to, że Misio nie chce z Tobą gadać. Nie chce? To kij mu w... Nos... Zaznacz, że alimenty i tak będzie musiał płacić, więc albo niech się ogarnie, albo fora ze dwora. Imasz rację - nie odwracaj się od rodziny, będziesz potrzebowała wsparcia, a na tego dzieciaka nie za bardzo możesz liczyć.
  21. No jest lepiej, łatwiej. Aczkolwiek nadal zdarzają się nerwowe sytuacje. Do zabawek przestał sikać zaraz po tym, jak zabrane miał zabawki. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to pyskowanie i brak organizacji, niestaranność. Walczymy i z tym. Widzę, jak wiele błędów popełniłam. Niby o nich wiedziałam, ale psycholog sprawiła, że jeszcze bardziej zrozumiałam te błędy. Jest dużo prościej jak ktoś z zewnątrz, neutralny powie nam to w oczy. Wczoraj, na przykład, mój "potwór" po przyjściu ze szkoły wysprzątał pięknie mój i męża pokój. Wieczorem mu czytałam książkę. Wciągnął się. Co kilka dni wypożycza nową w szkolnej bibliotece. Jest lepiej, aczkolwiek brakuje mi czasu z mężem, bo po całym dniuz dziećmi, poświęcaniu czasu, nie mamy dla siebie w ogóle ani chwili. Wieczorem oboje padamy, nie mamy nikogo, kto by pomógł, przypilnował dzieci. No ale coś za coś. Seks u nas praktycznie nie istnieje. Dzieci zabierają cały czas i uwagę.
  22. Zrob walentynkę i podrzuć do pokoju syna albo do skrzynki pocztowej. Jestem osobą, która nigdy nie dostała w podstawówce walentynki. Nie no, chyba raz się zdarzyło. Faktycznie, nie jest to przyjemne uczucie. Wstyd, zazenowanie i poczucie, że nikt Cię nie lubi. To mi wtedy towarzyszyło. Myślę, że nauczycielka powinna zadbać, by każde dziecko dostalo kartkę. To rozwiązałoby problem, bo całkowicie zrezygnować z zabawy to nie ma sensu. Przecież dzieci na to czekają, zastanawiają się, czy dostaną walentynkę. Po co im to zabierać? Należałby tylko troszkę zmienić zasady-ze każde dziecko dostaje walentynkę i problem z głowy.
  23. Witam po długiej przerwie. Pytałyście się, jak mój "potwór", czy coś się zmieniło. Otóż tak. Chodzę z synem do psychologa. Od niedawna. Psycholog powiedziała, że moje dziecko nie jest w żaden sposób zaburzone. Nasza wina był brak konsekwencji. Syn już jest spokojniejszy, poważniejszy. Ciągle sporo pyskuje, próbuje narzucać swoje rządy, ale walczymy z tym. Widzę, że i jemu rozmowy z psychologiem pomagają. I ja również widzę poprawę w zachowaniu. Stosujemy system plusów i minusów. Niedawno była wywiadówka online (to już mały pierwszoklasista). Pani nie miała żadnych zastrzeżeń, co do zachowania syna. Nawet jest przewodniczącym klasy. Jedyne na co zwróciła uwagę, to że nie przykłada się do prac domowych. Chodzi o staranność. Czyta płynnie (książkami próbuje zainteresować go od małego, wieczorami albo on albo ja czytamy jakieś opowiadania, bajki, polubił to),liczy, z angielskiego, informatyki, WF-u ma 5.Ostatnio była nieprzyjemna sytuacja, gdzie zadzwoniła do mnie mama jednego czlopca z klasy syna i powiedziała, że mój syn podobno szturcha, przeszkadza pisać, dokucza jej synowi i podobno ukradł mi ołówek. Rozmawiałam z synem. Twierdził, że nieprawda. Bal się iść do szkoły. Powiedziaam, by się nie bał, by mówił prawdę. Ta matka przyszła podobno do szkoły i pytała mojego syna, dlaczego dokucza Jackowi. Syn powtórzył to, co mnie, a jej syn się przyznał, że zmyślał. Ołówek też się znalazł. Byłam dumna z syna. Nie interweniowałam, po prostu wytłumaczyłam, jak ma się zachować, a on sam się w sumie obronił. Podobno ta kobieta go przeprosiła. Poza tym w domu również mamy zmiany. Mam drugiego syna, dwuletniego. Szczerze, bałam się jak mój "potwór" przyjmie nowego członka rodziny. Ale niepotrzebnie. Okazał się fajnym bratem. Oczywiście nieraz nie chce go przypilnować, czy dać jakiejś zabawki, ale ogólnie się lubią. "Potwór" dużo przytula i całuje brata. Jestem czasem pozytywnie zaskoczona, jak ładnie mu tłumaczy, że czegoś się nie robi. Jednak chyba nie byłam taką beznadziejna matką z bo pomimo, że nieraz wciąż nie jest lekko, to coraz bardziej jestem dumna z syna, mimo że tak bardzo mi dał w życiu w kość. Widzę, że i on się stara. Lubi rozmawiać. Codziennie wieczorem kładę się z nim do łóżka i czytamy, pytam, jak w szkole, itd. Nie wyrósł na bandytę, czy psychopatę, jak niektóre z Was twierdziły. Widzę teraz, że my z mężem również popełniliśmy wiele błędów. Nie będę o nich się tu rozpisywać, bo nigdy nie poruszyłam ich w tym wątku. I niech tak zostanie. Wiem, że z mojego syna będa jeszcze ludzie.
×