Witam
Proszę doradźcie. Byłam z facetem niedługo, jednak było to dość silne uczucie, piękne początki, dosłownie na rękach mnie nosił. Później nagły problem.... jego wyjazd nie wiadomo na ile, do kiedy i nagłe wycofanie i zdystansowanie z jego strony, chociaż do samego dnia wyjazdu były spotkania, w tym łóżko. Widać, że przez to wszystko odsunął się, ale jednak gdzieś wciąż potrafił się umówić i widzieć (nie wiem jak to określić chyba jednak nie chciał całkiem tracić?). Ciężko było mi to wszystko pojąć. Z początku już po wyjeździe kontakt super, później pandemia, brak możliwości swobodnego przemieszczenia i wiele innych przeszkód przez co kontakt się zmniejszył. Ale za każdym razem gdy jest gdzieś blisko ten kontakt się odnawia, widzimy się, śpimy ze sobą, ale gdy na pożegnanie chcę od niego trochę czułości, on odwzajemnia przytulenie, ale odwraca głowę, jak próbuję coś mówić na "nasz" temat to zamyka oczy, nie chce o tym mówić i sie denerwuje. Ja wciąż żyję jakąś "głupią nadzieją", nie wiem, chyba ciągle kocham, nie umiem się odciąć w zupełności, on widać też? z tego co wiem już ma więcej nie wyjeżdżać. Dużo się do niego napisałam, zależało mi i chyba gdzieś jednak wciąż zależy, dużo przepłakałam, bo chcę do niego. On - człowiek skała, z którego ciężko coś wydusić. Nigdy wprost nie powiedział mi żebym odeszła, dała mu spokój, nigdy, w końcu on sam też do mnie zagaduje i myślę, że przez to mam teraz taki problem by przestać o nim myśleć, bo ja chyba wciąż kocham. Nie wiem jak mam interpretować jego zachowanie... co mam dalej robić, jak to wszystko rozumieć. Może coś doradzicie