Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

rozowamalinka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    3
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

1 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. rozowamalinka

    Moje życie jest do...

    Nie chcę od razu wszystkiego skreślać ja wiem, że rozwód to najprostsza droga rozwiązania problemu. Ale macie rację, zamiast drzeć koty i wyrzucać swoje zale w krzyku, po prostu z nim pogadam, szczerze i na serio, w spokoju i w zgodzie. I zobaczymy co wtedy. Oczywiście że były dobre chwile. Są momenty kiedy mąż jest naprawdę mężem. A pomysł na drugie Dziecko stąd, że zawsze chciałam mieć gromadkę dzieci, bo kocham je, uwielbiam spędzać z nimi czas. I naprawdę ta miłość jest silniejsza od moich relacji z mężem. Dlatego mam ogromne wyrzuty sumienia że ostatnio tak zachowuje się wobec dziecka.. Ale chyba macie racje, że trochę się zagalopowałam z drugim dzieckiem.. Dobrze, że tu napisałam. Otworzylyscie mi oczy. Dzięki wielkie!!!!!
  2. rozowamalinka

    Moje życie jest do...

    Hmmm.. wiadomo jak to było przed założeniem rodziny.. kwiatki, sratki, kolacyjki, wyjazdy, pełne zrozumienie, wsparcie. No długo by można pisać.. a potem no cóż.. sama jestem zaskoczona. I często się go pytam, gdzie jest ten dawny Dawid???
  3. Cześć. Mam 2 letnie Dziecko, które staram się wychować najlepiej jak potrafię. Uczę go wielu rzeczy, poświęcam mu bardzo dużo czasu. Uważam z czystym sumieniem, że to, co dziecko potrafi, to jest bardzo duża moja zasługa. Wszystko super, ale wiadomo jak to dziecko miewa ataki histerii, szału, szczególnie jak zniknę z jego punktu widzenia. Mój mąż i tu zaczyna się problem, ma w du***, że nie mogę w spokoju się np załatwić, bo stoi dziecko pod łazienka i odgrywa rolę histeryka, czy w spokoju zjeść, poćwiczyć. Nie pomoga mi w ogóle, chociaż on uważa że jest inaczej. Ja wiem, że w tym wieku dziecko ma prawo do takich zachowań, ale jak się ktoś nim zajmie, to on jest spokojny. Tylko że jemu się nie chce, bo ważniejszy jest telefon. Nie reaguje na moje.prosby, groźby, rzuca tylko tekst: ale o co ci chodzi? I oczywiście lecą słowa, że się czepiam, że nie umiem się zająć dzieckiem, bo ważniejsze jest inne wszystko. No i oczywiście, że to moja wina że się dziecko tak zachowuje, że płacze, bo nie chce go przytulić, że najlepiej się popłakać i udawać wielce pokrzywdzoną. Że dziecko na świat się nie prosiło, że mi przeszkadza itd. On jak wróci z roboty, resztę czasu ma dla siebie. Ja takim czasem w ogóle nie dysponuję. Do tego wszystkie obowiązki domowe są na mojej glowie, on gówna z progu nie zepchnie, bo uwaga TO JEST MOJ OBOWIĄZEK!! Jedynie co to pranie robi, po czym ja go rozwieszam, on zaraz leci na kontrolę i gada, że tak się nie wiesza ubrań, że jestem nienormalna itd. i poprawia wszystko. A jak wyschnie pranie, to ściąga z suszarki i rzuca na łóżko żebym poskładała, bo on wszystkiego nie będzie robił... Dzisiaj wchodzę do kuchni i pytam, a co tu taki syf, a on do mnie, że taki zrobiłam i zostawiłam to co się dziwie??? Wszystko co źle jest moja wina, ale to że dziecko tyle potrafi, więcej niż jego rówieśnicy to już tego nie zauważa.. tylko jest śmiech szyderczy z dopowiedzeniem, taaa jasne. Gary się same myją, no i ogólnie wszystko samo się robi. Przy znajomych opowiada niby w żartach, jak to on by mnie lał, bo tak go wkurzam itd. wielka beka normalnie, że aż ostatnio wyszłam ze spotkania, bo miałam już dość. Chciałam wrócić do pracy, ale mi nie pozwolił, bo kto będzie się dzieckiem zajmował?? Chyba nie on, bo jemu będzie płakał.. do żłobka nie, bo dziecko się nie odnajdzie. Więc chciałam drugie dziecko skoro i tak mam w chałupie siedzieć. To też nie, bo on nie jest gotowy.. bo kredytu nie dostaniemy itd. Czuje że dłużej tego nie wytrzymam, moje emocje sięgają zenitu, drę się na dziecko, za byle co, tygodniami nie odzywam się do męża, jemu to oczywiście na rękę, do łóżka kładę się ze łzami w oczach z nadzieją że następnego dnia nie będzie. Nic mnie nie cieszy, nawet to że przeszłam covid, że wyszłam z niego bez szwanku. Nawet jak byłam chora, nie wierzył mi, myślał że udaje żeby sobie poleżeć. Raz kazał sobie zrobić jeść, mówię mu że mi słabo, że jestem chora, a on do mnie: oj taaaaaaa, tylko nie zemdlej. I oczywiście docinki na każdym kroku, że korona przyszła, nie zbliżaj się do mnie, bo mnie zarazisz. Jesteśmy 4 lata po ślubie. A już mam go dość.. dajcie jakieś słowo otuchy, wsparcia.
×