Witajcie kochane, nie wiem czy ten wątek był już poruszany, ale będę wdzięczna za świeże spojrzenie...
powiedzcie mi jak to jest? Mam 27 lat, kilku facetów już przerobiłam, ale zawsze trafiałam na tych niewłaściwych. Pewnego dnia przyjaciółka zapoznała mnie ze swoim bratem. Jakiś rok kumplowalismy się we trójkę, aż pewnego dnia coś pękło i umówiliśmy się na randkę... randka przerodziła się w nawet fajny, aktywny związek. Dobrze się ze sobą bawiliśmy, zawsze uśmiechnięci pełni energii. Do czasu zamieszkania ze sobą... wiem, że często tak się zdarza. Po wspólnym zamieszkaniu wszystko gaśnie. Co z tym zrobić? Ten człowiek okazał się „złotówą”. Wszystko wylicza... upomina mnie o przelewanie pieniędzy „za to, za tamto”. Jest mi cholernie przykro, ponieważ jest wiele rzeczy za które ja płacę i nigdy się nie upomniałam... aż do czasu, w końcu to zrobiłam. Mieszkanie opłacamy na pół, ale po tym jego wyliczaniu stwierdziłam, że jedzenie ma kupować sobie sam (generalnie wyjada 85% lodówki, ja resztę, ponieważ obiad mam zapewniony w pracy). Dodatkowo on skończył już studia i zarabia więcej ode mnie, ja opłacam jeszcze szkołę. Nie chcę na nim żerować, ale nie czuje się bezpiecznie... brakuje mi tego. Przecież jesteśmy razem, nie chodzi o to, że ma mnie utrzymywać tylko o to by wspierać się nawzajem i pomagać sobie. Dodatkowo straciłam kompletnie ochotę na seks... robię to tylko po używkach. Ogarnia mnie stres. Na początku myślałam, że to przez pracę. Chce mi się wymiotować, sięgam po papierosy. Wymieniłam same minusy... plusem jest to, że sprząta, gotuje, pranie wstawi (nie trzeba mu tego mówić).
nie wiem jak sobie z rym radzić... nachodzą mnie myśli, że lepiej byłoby mi samej z psem, bo tak jak już wcześniej wspomniałam kilku niewłaściwych mężczyzn przerobiłam...
czy któraś z was była w takiej sytuacji?