Sytuacja jest dość skomplikowana. Jest pewien chłopak. Jesteśmy bardzo daleką rodziną i nigdy wcześniej nie mieliśmy kontaktu. Spotkaliśmy się kilka miesięcy temu i mam wrażenie, że coś zaiskrzyło. Muszę przyznać, że jest również różnica wieku (ja jestem starsza). Zaczęło się od tego, że spędzaliśmy razem dużo czasu i dużo rozmawialiśmy. Oboje mieliśmy czas na to, aby pisać ze sobą pół dnia, popołudniu się widywaliśmy i rozmawialiśmy, często spacerując. Teraz jego życie nabrało większego tempa i te kontakty nieco się poluzowały. Spotykamy raz na 2-3 tygodnie, ale nie są to spotkania na godzinę czy dwie, spędzamy wtedy razen 6-7 godzin. Zazwyczaj jest to wieczoren w weekend. Nadal piszemy sobie gdy w naszym życiu wydarzy się coś ciekawego albo zwyczajne "co tam?" Był okres kiedy on prawie się nie odzywał. Powiedziałam mu, że nie podoba mi się to i obiecał, że postara się to zmienić. Teraz rozmawiamy prawie codziennie i raz on, a raz ja inicjuję rozmowę. Zapytałam go dlaczego to zawsze ja inicjuję spotkania. Powiedział, że boi się, że mogę pomyśleć, że mi się narzuca. Powiedziałam, że nie pomyślę tak. Od tego czasu ja zaproponowałam spotkanie raz, a on dwa, w ciągu trzech tygodni. Na początku znajomości bardzo często inicjował kontakt fizyczny (chwytał za rękę, przytulał, często chwytał mnie za twarz stykając nasze czoła ze sobą, patrząc mi głęboko w oczy). Któregoś dnia (trochę wypiliśmy, ale nie tyle żeby się nie kontrolować) powiedział, że jestem najbliższą osobą jego sercu, że jest uzależniony od przebywania ze mną, że nasze spotkanie to był cud i ja jestem jego cudem. Powiedział wtedy, że kocha mnie tak jak kochać nie powinien (całe życie był uczony, że jesteśmy rodziną). W pewnym momencie osoby, które widziały nas razem (głownie rodzina) zaczęły mówić, że kiedy na siebie patrzymy to na kilometr widać, że coś między nami jest. Po kilku takich uwagach jego zachowanie się zmieniło. Zaczął mówić, że jesteśmy przyjaciółmi i tak jest dobrze. Piszemy i widujemy sie. Ostatnio jak się widzieliśmy to znów trochę wypiliśmy, ale nie na tyle żeby nie kontrolować swoich słów i czynów. Zaczęliśmy rozmawiać o naszej relacji. Zapytałam czy to wszystko co mi powiedział to były puste slowa (głównie mówiliśmy o tym jak powiedział, że mnie kocha) i co chciał tym osiągnąć. Powiedział, że to nie były puste słowa i nic nie chciał tym osiągnąć. Przyznał też wtedy, że wiele razy chciał mnie pocałować, ale się powstrzymywał resztkami sił. Powiedział też, że z jego strony również wyszło to daleko poza ramy przyjaźni. Później jak leżeliśmy na łóżku to byłam wtulona w jego plecy i poprosiłam żeby nie odbierał mi tego co poczułam, obiecał, że nigdy mi tego nie odbierze. Później zaczęłam całować go po szyi, a gdy chciałam przerwać powiedział żebym nie przestawała. Zapytałam czy mam wyjść, ale powiedział żebym została. Następnego dnia twierdził, że urwał mu się film i nic nie pamięta. Wydaje mi się to niemożliwe bo nie wypiliśmy dużo. Spotkaliśmy się dwa dni później i miałam wrażenie, że on jednak pamięta i chciałby o tym pogadać, ale nie wie jak (niestety ja jestem bardzo nieśmiała i nie potrafię rozpocząć takiej rozmowy). Od tego czasu stał się wycofany w kontaktach fizycznych. Gdy jesteśmy sami to zdarza się, że zaczyna mnie łaskotać, czasami jakieś delikatne muśnięcie dłoni, pozwala mi leżeć z głową na jego kolanach czy bawić się jego włosami. Ja jestem przed rozwodem i mam dziecko. Jego kilka miesięcy temu zostawiła dziewczyna. Kiedy z nim rozmawiam i on usłyszy, że mój mąż w jakiś sposób mnie zranił to widzę, że bardzo go to denerwuje i ledwo panuje nad sobą żeby mu czegoś nie zrobić, otwarcie mówi, że powstrzymuje się tylko dlatego, że ja go o to proszę. Bardzo zbliżył się do mojego syna, gdy się spotykają to spędza z nim dużo czasu i stara się zarazić go swoimi pasjami. Dwa razy proponował żebym odeszla jak najszybciej od męża i zamieszkała z nim. Odmówiłam mu tłumacząc, że nie chcę by były gorsze plotki. Powiedział, że rozumie, ale miałam wrażenie, że jest mu przykro. Jakiś czas temu zaproponował, że wyłoży mi pieniądze żebym mogła odejść od męża i zamieszkać sama z dzieckiem. Oczywiście odmówiłam. Niedawno rodzina zaczęła nagabywać nas o nasze kontakty. Powiedziałam mu, że boję się, że stracę go przez to, ale powiedział, że nie zamierza zrywać ze mną kontaktu. Jednak ostatnio zaczął mówić o podrywaniu innych. Nie mówi o żadnej konkretnej dziewczynie, ale ogolnie (np, że kolega chciał mu jakąś przedstawić, że nie zamierza podrywać sąsiadek albo, że kumpel mu powiedział, że ma nie myśleć, że poderwie jakąś na jego psa). Zaczął to mówić po tym jak powiedziałam, że jeden kolega chciał się ze mną umówić i usłyszał, że z jakimś chłopakiem rozmawiam przez messenger mówiąc do niego kochanie. Zauważyłam, że jak to usłyszał to na chwilę tak jakby przygasł. Jedyna osoba, która nam kibicuje twierdzi, że on chciał jedynie wzbudzić moją zazdrość i cały czas pokazuje mi jak bardzo mu zależy, ale jednocześnie boi się zaangażować przez sprawę z rodziną. Nie mam pojęcia już co myśleć. Z jednej strony robi te wszystkie gesty, prawi mi delikatne komplementy (mówi, że jestem mądra, inteligentna, ładna, zgrabna) a z drugiej strony mówi o przyjaźni. Ostatnio usłyszałam od osoby, która zna go od dziecka, że on jest bardzo skryty i nawet jeśli się w kimś zakocha to ma problem żeby przyznać się przed samym sobą, a co dopiero przed kimś. Czy możliwe, że ja sobie robię nadzieję, zauważając sygnaly których nie ma, a on traktuje tak każdą? Zaznaczam, że nie chodzi o sex. Któregoś dnia było gorąco i było można wyczuc, że oboje tego chcemy, ale on to powstrzymał mówiąc, że za bardzo mnie szanuje.