Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Załamana92

Zarejestrowani
  • Zawartość

    40
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Załamana92


  1. 7 minut temu, Skb napisał:

    A teraz zamieniłaś się z nią miejscami a problemy prawie takie same. Zatem jesteś starym wróblem a dałaś się złapać na plewy... Być może dziecko - (jak to ktoś powiedział) miało być gwarancją "trwałego związku". Ile trwa wasze małżeństwo? Ile znaliście się przed ślubem?

    Znaliśmy się 8 lat, nasze małżeństwo trwa 2 lata. W sumie nie zwróciłabym na niego uwagi, ale był pewien ciężki okres w moim życiu gdzie był dla mnie przyjacielem i wsparciem. 
    Jego marzeniem było mieć syna, a teraz jak go ma to olewa. No nie bardzo zamieniłam się z nią miejscami. Problem tkwi na jego podejściu i olewki sytuacji. 


  2. Jego była partnerka właśnie nic nie robiła i ciagle czepiała się jego rodziny. Musiał pracować, sprzątać ( bo uważała, ze nie ma po co sprzątać skoro i tak będzie zaraz brudno), wiecznie zmęczona. 
    On namawiał mnie usilnie na założenie rodziny, to on walczył o to, żebyśmy mieli dziecko. Wiec moje pytanie brzmi po co chciał tak zakładać rodzine skoro ja olewa. Mogliśmy żyć w związku nie formalnym i wtedy proszę bardzo jego córka jego sprawa ile wydaje pieniędzy i poświęca czasu. Czasu jednak nie cofnę...


  3. 36 minut temu, Skb napisał:

    Raz na miesiąc starczy czy raz na rok. Nie wiesz, że rodzice mają taki sam obowiązek wychowywania dziecka? Najłatwiej wszystko zrzucić na byłą żonę. Przecież kobieta tylko leży i pachnie!

    Coś czuje, ze jesteś właśnie rozgoryczną zostawiona żona z dzieckiem. Tak mają równe prawa, ale ma tez obowiązki wobec naszego dziecka z których się nie wywiązuje. 


  4. To nie jest tak, ze ja sobie wymyśliłam, ze ma więcej czasu poświęcać mi i koniec. On mnie namawiał na dziecko, pragnął go. Obiecywał, Ze zmieni godziny pracy, ze z córka będzie się widywał co drugi weekend, ze nie mam o co się obawiać. Ja traktowałam z początku jego córkę jak własna córkę, on wielce się wtedy obrażał i ubolewał, ze do mnie lgnie bardziej niż do niego. Później z czasem kontakty zaczęły coraz bardziej być częstsze. Nas zepchnął zupełnie na bok. Jego córka zaczęła się robić coraz bardziej rozpuszczona, bo jej po prostu na wszytsko pozwala, a moje dzieci szczególnie syna dyscyplinował strasznie, czasem wyśmiewał. Ukróciłam to. Dom mnie wcale nie cieszy, najchętniej bym go sprzedała. Ale już mam dość, ze ja muszę płacić za wszytsko, a on tylko spełnia zachcianki swojego dziecka.


  5. 11 minut temu, zuzannke napisał:

    to miej odwagę powiedziec -  my albo corka?

    Boisz sie kogo wybierze?

    Raz między wierszami tak mnie zrozumiał i ze jestem nienormalna skoro miałabym mu kazać wybierać... Wczoraj miał służbę, dziś od rana zabrał córkę na cały dzień do swoich rodziców i od wczoraj nawet nie zapytał jak nasz synek. Nie odzywa się cały dzień dziś.. Ja sama w domu z dziećmi, a on wywalone jak widać na nas.


  6. Witam, muszę się się komuś wygadać, żeby ktoś ocenił czy naprawdę się czepiam i wymyślam jak to mój mąż twierdzi. Zacznę od tego, ze jesteśmy rodzina patchworkowa. Ja mam dwójkę dzieci z poprzedniego związku (córka 9lat, syn 6 lat), mój mąż ma córkę 4,5roku oraz mamy prawie rocznego wspólnego synka. Problem polega na tym, ze mój mąż nie ma czasu dla rodziny. Ze swoją córka widuje się w każdy wtorek i czwartek  plus co druga niedziele. Pracuje jako żołnierz, wiec ma tez służby ( praca 24h). Oczywiście wszytsko dostosowane do widzeń z córka. Czasem jest tak, ze poniedziałek służba, wtorek rano chwile na budowie, później do córki jedzie, środa służba, czwartek chwile na budowi i znów do córki, piątek normalnie praca od 7-15 ale później jedzie coś porobić w warsztacie. W sobotę załatwia swoje sprawy, a w niedziele oczywiście o 9 jedzie po swoją córkę i zawozi ja wieczorem. Wszytsko jest zawsze podporządkowane do niej, jakieś atrakcje. Tak to na tygodniu nie ma dla nas czasu. Jak to on twierdzi widzi nas codziennie wieczorem. Za rachunki, wynajem, budowę domu, jedzenie płace ja. On płaci na córkę alimenty 1100, plus do tego jeździ po nią około 60km w jedna stronę, kupuje jej za każdym razem coś, kolacje. O naszym dziecku nie myśli. Czy coś potrzebuje, muszę się prosić. W dodatku jej córce wszytsko wolno, moje dzieci (szczególnie syna) strasznie dyscyplinuje. Bo złe siedzi, bo jest za głośno, bo chce sobie sam wybrać pastę taką, a nie inna. Jak jesteśmy wszystcy razem jego córka bije moje dzieci, wywala wszytsko, po czym moje dzieci musza sprzątać po niej, bo tatuś nie zwróci jej uwagi. Cały czas i pieniądze się głównie dla niej. On nawet miał pretensje, ze mm gorączkę i nie może pojechać do córki. W sumie zawsze gdy ja miałam gorączkę albo nasz syn to mnie zostawiał sama i dzwonił po koja mamę albo ciocie, żeby mi pomogli znać się dziećmi a sam jechał po córeczkę. Ja z połączyli przyjęłam ja jak własna córkę, udowadniałam moim zachowaniem za każdym razem. Ale w końcu coś we mnie pękło, przez to ze ON nie równo traktuje dzieci, ze nie poświęca nam czasu, wszytsko się dodsowuje do swojej córki i do tego co powie mu Była ( w sumie coraz bardziej milszy jest dla niej). Jest tak źle, ze najchętniej bym chciała, żeby jego córka znikła, wyjechała, a na samo jej imie robi mi się nie dobrze. W dodatku budujemy nowy dom, a ja mam ciarki ze ona będzie przyjeżdżać na weekendy i go demolowała, bo jest kompletnie nie wychowana. Jestem załamana, coraz bardziej myśle o rozstaniu z mężem, bo on uważa, ze wymyślam problemy.

×